Joel mogł polegać jedynie na swoim zmyśle słuchu, a właściwie aparacie słuchowym, który zbierał przerażające dźwięki z otoczenia. Nie drgnął ani przez chwilę. Rana na brzuchu pulsowała tępym bólem, czuł jak opuszczają go siły. Gdyby zasnął i już się nie obudził koszmar by się w końcu skończył, zniknąłby ból, zniknął strach. Ale coś utrzymywało go na powierzchni, rozpaliła się w nim wola walki, która przez ostatnie lata pozostawała w uśpieniu. Gdy odgłosy walki po chwili ustały usłyszał głos Andego, który najwyraźniej próbował cucić Tima, właściciela pensjonatu.
Ostrożnie otworzył oczy. Przez chwilę nie wierzył w to co widzi. Ich oprawcy leżeli martwi lub nieprzytomni. Potem zatrzymał wzrok na Jake’u, na potwornych obrażeniach, które zadał mu jeden z morderców.
- Boże - wyrwało mu się z gardła. Rozejrzał się w poszukiwaniu Ivy, swojej przyszywanej siostry. Nigdzie nie zauważył jej ciała, musiała się ukryć lub uciec wykorzystując zamieszanie. Wciąż krwawiąc próbował podnieść się z ziemi, kręciło mu się w głowie.
Widząc, że Andy zajmuje się Timem, Joel ruszył chwiejnym krokiem w kierunku zwłok zabójców. Klęknął przy pierwszym i zaczął go przeszukiwać, modląc się by miał przy sobie amunicję do obrzyna lub naładowaną broń.