Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2023, 21:41   #102
Morph
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany



Kix z zaciekawieniem, a później rosnącą coraz bardziej satysfakcją podjął grę, jaką zaproponowała Val. Gość wyraźnie potrzebował tego typu rozrywki. Dużo mówiło się o jego upodobaniu do samotności i emanującej od niego z dużą siłą mizantropii. Trudno zatem orzec na co tak naprawdę liczył van Xantu prowokując, kokietując i bezpardonowo odpowiadając na próby uwiedzenia go przez Bushe.

Gdy opadła gęsta mgła umizgów i wzajemnych bałamutnych podjazdów, Kix zrzucił maskę dowcipnisia i lowelasa i surowym spojrzeniem otaksował Val.
Trwało to dłuższą chwilę i pilot czuła się troszkę nieswojo, jak w czasie drobiazgowej kontroli celnej.

- Zbyt wiele tutaj oczu i uszu - rzucił niespodziewanie przerywając ciszę- Idę się odlać. Wpadnij za godzinę do Makeny. Ponoć bardzo się za tobą stęskniła.

Val wiedziała, że Kix już nie wróci. Kończąc leniwie drinka, obserwowała dyskretnie kręcące się w pobliżu towarzystwo. Większość z nich to nic nieznaczące randomy. Widok jednak kilku twarzy z charakterystycznymi skaryfikacjami wypełnionymi złotem, nie pozostawiał wątpliwości kogo miał na myśli Kristoffer.




Spacerując zatłoczonymi ulicami II dzielnicy, sąsiadującej z astroportem, Val zdała sobie sprawę, że ktoś za nią idzie. Sylwetka łysego dryblasa w czarnym prochowcu, aż nazbyt często ukazywała się Val w odbiciach sklepowych witryn. Bractwo Czarnego Feniksa może i rządziło na Pokatunie, ale subtelności to oni nie mieli za grosz.

Zanimskierowała się w stronę lombardu Makeny, Val pokręciła się w okolicy galerii handlowych. Wystarczyło kilka wizyt w przebieralniach i jeden rajd po piętrach ekskluzywnego butiku, by całkowicie pozbyć się śledzących ją sługusów Bractwa.

Pewna, że nikt nie siedzi jej na plecach, ruszyła z powrotem w kierunku astroportu, a dokładniej jednego z jego podziemnych leveli. Na poziomie -3, gdzie mieściły się głównie warsztaty remontowe i składnice części, w jednej niepozornej i ciasnej uliczce swoją melinę miała Makena.




Trafić do lombardu Makeny nie było łatwo. Nawet znając lokalizację dziupli fixerki, nie miało się gwarancji, że zostanie się przez nią przyjętym.
Mamba od wielu lat słynęła z dość wyjątkowego dobierania sobie klientów. Do legendy przeszły jej wróżbiarskie rytuały. Przy pomocy wypalonych kości, które jak twierdzili niektórzy należały do tych którzy za mocno zaleźli jej za skórę, fixerka sprawdzała eteryczną wiarygodność klienta. Praktyka ta sprawiała, ze już na starcie część interesantów rezygnowała sama na widok ludzkich kości wyrzucany w powietrze i lądujących na ziemi z głuchym hukiem. Ci, którzy pozostawali byli poddawani wnikliwej analizie przez paserkę i krążące wokół niej duchy.

Gdy Val weszła do niewielkiego kantorka, przywitał ją już od progu ostry i drażniący zapach jakiegoś kadzidła. Ponoć miało ono odpędzać złe duchy, a przynajmniej tak twierdziła Mamba.
- Już zamknięte już - zza kotary odezwał się ktoś świdrującym uszy falsetem.
- Jestem umówiona - rzuciła w odpowiedzi Val.
Po tych słowach z zaplecza wyszedł młody chłopak, na około mają nie więcej niż dwanaście lat. Bush widziała go pierwszy raz na oczy.
Chłopak zlustrował ją od stóp do głów.
- Zamknięte mówię - powtórzył siląc się na poważny i męski ton.
- Wpuść ją - zaharczał niewyraźnie głośnik zawieszony w rogu. Głos choć zniekształcony przez słabej jakości urządzenie, niewątpliwie należał do Mamby.




- Po co ta cała konspiracja? - spytała, gdy wraz Makeną i Kixem siedziała w ciasnym pokoju na piętrze.
- Ostrożni żyją dłużej - odparła paserka, iście mentorskim tonem.
- Wybacz Val - dodał Kristoffer - ostatnio faktycznie zbyt wiele osób się wami interesuje. Sama więc rozumiesz, że lepiej dmuchać na zimne.
Pilot przewróciła oczami i rozłożyła bezradnie ręce.
- Człowiek wylatuje na dwa tygodnie, a po powrocie ni z tego, ni z owego trafia na listę persona non grata.
- No bez przesady. - oburzył się Kix - Gdyby tak było, to byśmy nie rozmawiali.
- Niech ci będzie, ale i tak się czuję urażona.
- Czyli rozumiesz, że nie chcesz usłyszeć, kto o was wypytuje.
- Aż tak wielkiego focha nie mam. Poza tym, nie po to drałowałam tutaj przez ponad godzinę, żeby teraz odejść z niczym. Mów, co wiesz.
Kix uśmiechnął się szelmowsko kącikiem ust i unosząc wskazujący palec szepnął:
- Nie wiesz tego ode mnie.
- Dobra... daruj już sobie ten marny teatrzyk. Wiesz, że nie od wczoraj robię w tym fachu.
Makena roześmiała się obserwując te przekomarzania. Szybko jednak stłumiła go przyciskając pięść do twarzy.
Kix ukłonił się przed Val i zamachał dłonią, niczym jakiś fircyk z filmu o prehistorycznych muszkieterach, czy jak tam naprawdę nazywali się ci ubrani w koronki rycerze.
- To, że Omar chce mieć wasz statek to zapewne wiecie. Dawno już porzucił oficjalne próby, po tym jak Mal niemal na cały port krzyknął, żeby się pierdolił i dał wam w końcu spokój. Teraz jest kilka osób, które zapewne na jego zlecenie chcą wam złożyć jakieś propozycje kupna. Wiem o niejakim Theodasie. To takie ultra elegancki typ, który ponoć sra kredytami. Sam twierdzi, że buduje własną flotę kurierską. Kupił nawet już kilka statków i ma piękne biuro na głównej płycie portu. Typ jest podejrzany, bo nikt go nie zna, ani o nim nie słyszał. Pojawił się od tak, jakby go ktoś z kapelusza wyciągnął. Możesz tylko zgadywać kto taki. Jest też Fredericka Drung. Możesz ją kojarzyć, bo kiedyś napadła na konwój należący do Bractwa i zabrała wszystko, co tylko mogła. Omar ścigał ją przez kilka ładnych lat, aż w końcu się jakoś dogadali i przez krótki czas pracowała dla niego. Teraz jest ponoć niezależna, ale kto ją tam wiem. Na koniec mamy prawdziwego rodzynka. Jesteś gotowa? - Kix zrobił długą pauzę, by odpowiednia zbudować napięcie - Delsh Efrofir.
- Kto to kurwa jest? I co to w ogóle za imię? - parsknęła, nie kryjąc irytacji i rozbawienia Val.
Widząc pożądaną reakcję swej rozmówczyni, Kristoffer przybrał poważną minę i konspiracyjnym szeptem kontynuował:
- Widać, że wchodzicie na salony moja droga. Delsh Efrofir to oficjalny przedstawiciel Konsulatu Zhodani. Tak moja droga, najprawdziwszy dyplomata z najbardziej pojebanego i autorytarnego imperium w całej galaktyce, ma życzenie zobaczyć, a może i nabyć wasz piękny stateczek. Czyż to nie wspaniałe?
Val długo milczała, analizując usłyszane właśnie informacje.
- Skąd on się tutaj w ogóle wziął? Przecież tereny Konsulatu są... są... - w myślach próbowała dokładnie określić odległość najbliższego układu będącego pod kontrolą Konsulatu Zhodani - chuj wie, jak daleko stąd.
- Zgadza się - po raz pierwszy od początku rozmowy odezwała Makena - Mówi się, że ściągnął go tutaj nas sam Złoty Omar. Co knuje ten skurczybyk o lśniącym licu, tego nie wie nikt. Pewne jest tylko to, że nic dobrego z tego nie wyjdzie dla Pokatuny. Uwierz mi na słowo. Już pytała o to kości. Duchy są zgodne.
 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 10-08-2023 o 20:58. Powód: literówki i stylistyka
Morph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem