Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Science-Fiction Chcesz odkryć w eonach Kosmosu Zapomniane Światy? Walczyć z wszędobylskimi Korporacjami, bądź być małym cyber–trybikiem w ich złożonej Maszynerii? Ostrzem świetlnego miecza wyrąbywać sobie swoją ścieżkę Mocy? To czy odważysz się przejść przez Wrota Wymiarów zależy tylko od Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2023, 22:11   #101
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Pokatuna
Tarlika
Pokład Eleuterii



Kontrabanda sprawdzona, Sam nieco uspokojona, nie podobała się Val wsobność Mala, wcześniej go zachęcała, żeby użył kryształu, tylko poza ambulatorium, ale nie było co narzekać wykorzystała chwilę kiedy reszta zajęta była mapą. W kajucie przebrała, jak zamierzała, się wyślizgnąła się, niemal niezauważona. Niemal bo Zeke. Strażnik jej cnót.

- A ty gdzie? Nie włączysz się aktywistko do planowania operacji?
- Wygląda, że z Eleutheria niewiele zobaczymy. Do Fryzjera idę. - kłamała
- Dobre sobie, ale tapetę strzeliłaś jak do Omara. Normalnie takiej nie masz.
- Normalnie nie widziałeś mnie bez. Dzwoniłbyś do MiB. - zmięła figlarnie czerwone usta - Dady
- No to gdzie? - pozostał niewzruszony.
- Idę się spotkać z Kixem, za chwilę kończy zmianę, jak nie wyjdę to go nie złapię. - odpowiedziała równie poważnie.
- I co?
- Jajco! Spytam go o to kto interesuje się naszym statkiem komu się opłaca, i jaką ma załogę.
- Tak ci powie?
- Będę miła i dziękuje, że zauważyłeś, że ładnie wyglądam.
- Uważaj na siebie.
- Dzięki za wychodne Dady.
- To nie jest śmieszne
- Jest. - wpiła się w usta mężczyzny. Wdzięczna po równo za zazdrość i wolność. - Lokalizator mojego decku i implantu masz w systemach Yagody. - czuła się bezpieczna



Kixa złapała w ostatniej chwili, musiała trochę podbiec i krzyczeć, ale wyszło dramatycznie, przerwał rozmowę z kolegami i pośród śmiechów podszedł do korsarki.

- Siemasz Kristoffer.
- Siemasz Valeri
- Świetnie bo cię spotkałam.
- Nie dawaj mi fantów w publicznym.
- Daj spokój, chciałam postawić ci drinka.
- Ty mi drinka, a co cię naszło?
- Mam sprawę - zmieszała się jak nastolatka, wbijając głowę w ramiona
- To może pójdziemy do mnie i skonsumujemy grzybówkę?
- Wiesz, że po grzybówce z tao jestem zbyt lekkomyślna.
- Dlatego zapraszam
- Zeke ścigałby cię przez pół galaktyki i nic miałabym po was obu. - postawiła na swoim - Chodźmy na drinka.



Nad oczkiem wodnym imitującym stary kamieniołom w blasku gwiazdy i jej odbicia w Deronie. W mieszaninie pomarańczy i zieleni i natarczywych neonów.

- Czemu więc zawdzięczam taką przyjemność Bushe?
- Chciałam być miła, pomyślałam, że rzadko wychodzisz.
- Błąd mała, często wychodzę i dobrze się bawię, ale przyznaje, że dzsiejszy wczesny drink to miła odmiana.
- To pewnie ja rzadko wychodzę.
- To na pewno, de Vries cię monitoruje?
- Chciałabym.
- To jaką masz sprawę?

Przełożyła nogi, zanim unurzała usta w drinku, analiza jego składu wylądowała na jej procku skanowana prze filtry nosowe. Delikatnie na karmin ust.

- Podobno kilka załóg interesuje się Phantomem, czy to są jacyś wolni strzelcy, czy robią dla Feniksa, czy dla Imperium? Jaki mają skład osobowy, kiedy dokowali, skąd? - wypaliła
- Grubo zagrywasz. Dlaczego miałbym ci pomóc?
- A lubisz jak się wywołuję, jak dokuję? - pokazała obsceniczny gest
- Lubię, ale inne też lubię.
- Mogę poderwać ci tamtą blondynkę.
- To dziwka, sam mogę - zdziwienie na twarzy Val - Ty jesteś wyjątkowa, jak jednorożec. - rumieniec
- Już ci powiedziałam, Major by ci nie odpuścił.
- A tobie? Nie chcesz się przekonać?

Wstała

- Ale się dajesz podpuszczać, siadaj, pogadamy. Nie spinaj młoda.

.....

Czy Kristoffer van Xantu zdradzi coś Valeri Bushe?

Jestem dość miła i trochę flirtuję, ale stanowisko jasne.

testy wypadły 7 + 2D za społeczność i Carouse.

Po spotkaniu wracam na statek sprawdzić silniki, jak bogowie dadzą.


 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-08-2023, 21:41   #102
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany



Kix z zaciekawieniem, a później rosnącą coraz bardziej satysfakcją podjął grę, jaką zaproponowała Val. Gość wyraźnie potrzebował tego typu rozrywki. Dużo mówiło się o jego upodobaniu do samotności i emanującej od niego z dużą siłą mizantropii. Trudno zatem orzec na co tak naprawdę liczył van Xantu prowokując, kokietując i bezpardonowo odpowiadając na próby uwiedzenia go przez Bushe.

Gdy opadła gęsta mgła umizgów i wzajemnych bałamutnych podjazdów, Kix zrzucił maskę dowcipnisia i lowelasa i surowym spojrzeniem otaksował Val.
Trwało to dłuższą chwilę i pilot czuła się troszkę nieswojo, jak w czasie drobiazgowej kontroli celnej.

- Zbyt wiele tutaj oczu i uszu - rzucił niespodziewanie przerywając ciszę- Idę się odlać. Wpadnij za godzinę do Makeny. Ponoć bardzo się za tobą stęskniła.

Val wiedziała, że Kix już nie wróci. Kończąc leniwie drinka, obserwowała dyskretnie kręcące się w pobliżu towarzystwo. Większość z nich to nic nieznaczące randomy. Widok jednak kilku twarzy z charakterystycznymi skaryfikacjami wypełnionymi złotem, nie pozostawiał wątpliwości kogo miał na myśli Kristoffer.




Spacerując zatłoczonymi ulicami II dzielnicy, sąsiadującej z astroportem, Val zdała sobie sprawę, że ktoś za nią idzie. Sylwetka łysego dryblasa w czarnym prochowcu, aż nazbyt często ukazywała się Val w odbiciach sklepowych witryn. Bractwo Czarnego Feniksa może i rządziło na Pokatunie, ale subtelności to oni nie mieli za grosz.

Zanimskierowała się w stronę lombardu Makeny, Val pokręciła się w okolicy galerii handlowych. Wystarczyło kilka wizyt w przebieralniach i jeden rajd po piętrach ekskluzywnego butiku, by całkowicie pozbyć się śledzących ją sługusów Bractwa.

Pewna, że nikt nie siedzi jej na plecach, ruszyła z powrotem w kierunku astroportu, a dokładniej jednego z jego podziemnych leveli. Na poziomie -3, gdzie mieściły się głównie warsztaty remontowe i składnice części, w jednej niepozornej i ciasnej uliczce swoją melinę miała Makena.




Trafić do lombardu Makeny nie było łatwo. Nawet znając lokalizację dziupli fixerki, nie miało się gwarancji, że zostanie się przez nią przyjętym.
Mamba od wielu lat słynęła z dość wyjątkowego dobierania sobie klientów. Do legendy przeszły jej wróżbiarskie rytuały. Przy pomocy wypalonych kości, które jak twierdzili niektórzy należały do tych którzy za mocno zaleźli jej za skórę, fixerka sprawdzała eteryczną wiarygodność klienta. Praktyka ta sprawiała, ze już na starcie część interesantów rezygnowała sama na widok ludzkich kości wyrzucany w powietrze i lądujących na ziemi z głuchym hukiem. Ci, którzy pozostawali byli poddawani wnikliwej analizie przez paserkę i krążące wokół niej duchy.

Gdy Val weszła do niewielkiego kantorka, przywitał ją już od progu ostry i drażniący zapach jakiegoś kadzidła. Ponoć miało ono odpędzać złe duchy, a przynajmniej tak twierdziła Mamba.
- Już zamknięte już - zza kotary odezwał się ktoś świdrującym uszy falsetem.
- Jestem umówiona - rzuciła w odpowiedzi Val.
Po tych słowach z zaplecza wyszedł młody chłopak, na około mają nie więcej niż dwanaście lat. Bush widziała go pierwszy raz na oczy.
Chłopak zlustrował ją od stóp do głów.
- Zamknięte mówię - powtórzył siląc się na poważny i męski ton.
- Wpuść ją - zaharczał niewyraźnie głośnik zawieszony w rogu. Głos choć zniekształcony przez słabej jakości urządzenie, niewątpliwie należał do Mamby.




- Po co ta cała konspiracja? - spytała, gdy wraz Makeną i Kixem siedziała w ciasnym pokoju na piętrze.
- Ostrożni żyją dłużej - odparła paserka, iście mentorskim tonem.
- Wybacz Val - dodał Kristoffer - ostatnio faktycznie zbyt wiele osób się wami interesuje. Sama więc rozumiesz, że lepiej dmuchać na zimne.
Pilot przewróciła oczami i rozłożyła bezradnie ręce.
- Człowiek wylatuje na dwa tygodnie, a po powrocie ni z tego, ni z owego trafia na listę persona non grata.
- No bez przesady. - oburzył się Kix - Gdyby tak było, to byśmy nie rozmawiali.
- Niech ci będzie, ale i tak się czuję urażona.
- Czyli rozumiesz, że nie chcesz usłyszeć, kto o was wypytuje.
- Aż tak wielkiego focha nie mam. Poza tym, nie po to drałowałam tutaj przez ponad godzinę, żeby teraz odejść z niczym. Mów, co wiesz.
Kix uśmiechnął się szelmowsko kącikiem ust i unosząc wskazujący palec szepnął:
- Nie wiesz tego ode mnie.
- Dobra... daruj już sobie ten marny teatrzyk. Wiesz, że nie od wczoraj robię w tym fachu.
Makena roześmiała się obserwując te przekomarzania. Szybko jednak stłumiła go przyciskając pięść do twarzy.
Kix ukłonił się przed Val i zamachał dłonią, niczym jakiś fircyk z filmu o prehistorycznych muszkieterach, czy jak tam naprawdę nazywali się ci ubrani w koronki rycerze.
- To, że Omar chce mieć wasz statek to zapewne wiecie. Dawno już porzucił oficjalne próby, po tym jak Mal niemal na cały port krzyknął, żeby się pierdolił i dał wam w końcu spokój. Teraz jest kilka osób, które zapewne na jego zlecenie chcą wam złożyć jakieś propozycje kupna. Wiem o niejakim Theodasie. To takie ultra elegancki typ, który ponoć sra kredytami. Sam twierdzi, że buduje własną flotę kurierską. Kupił nawet już kilka statków i ma piękne biuro na głównej płycie portu. Typ jest podejrzany, bo nikt go nie zna, ani o nim nie słyszał. Pojawił się od tak, jakby go ktoś z kapelusza wyciągnął. Możesz tylko zgadywać kto taki. Jest też Fredericka Drung. Możesz ją kojarzyć, bo kiedyś napadła na konwój należący do Bractwa i zabrała wszystko, co tylko mogła. Omar ścigał ją przez kilka ładnych lat, aż w końcu się jakoś dogadali i przez krótki czas pracowała dla niego. Teraz jest ponoć niezależna, ale kto ją tam wiem. Na koniec mamy prawdziwego rodzynka. Jesteś gotowa? - Kix zrobił długą pauzę, by odpowiednia zbudować napięcie - Delsh Efrofir.
- Kto to kurwa jest? I co to w ogóle za imię? - parsknęła, nie kryjąc irytacji i rozbawienia Val.
Widząc pożądaną reakcję swej rozmówczyni, Kristoffer przybrał poważną minę i konspiracyjnym szeptem kontynuował:
- Widać, że wchodzicie na salony moja droga. Delsh Efrofir to oficjalny przedstawiciel Konsulatu Zhodani. Tak moja droga, najprawdziwszy dyplomata z najbardziej pojebanego i autorytarnego imperium w całej galaktyce, ma życzenie zobaczyć, a może i nabyć wasz piękny stateczek. Czyż to nie wspaniałe?
Val długo milczała, analizując usłyszane właśnie informacje.
- Skąd on się tutaj w ogóle wziął? Przecież tereny Konsulatu są... są... - w myślach próbowała dokładnie określić odległość najbliższego układu będącego pod kontrolą Konsulatu Zhodani - chuj wie, jak daleko stąd.
- Zgadza się - po raz pierwszy od początku rozmowy odezwała Makena - Mówi się, że ściągnął go tutaj nas sam Złoty Omar. Co knuje ten skurczybyk o lśniącym licu, tego nie wie nikt. Pewne jest tylko to, że nic dobrego z tego nie wyjdzie dla Pokatuny. Uwierz mi na słowo. Już pytała o to kości. Duchy są zgodne.
 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 10-08-2023 o 20:58. Powód: literówki i stylistyka
Morph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-08-2023, 18:53   #103
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Reyes wysłuchał kolejnych propozycji działań, wyciągając się ponownie na siedzisku i pokazując że gdy chciał, to potrafił uważnie słuchać. Przynajmniej do czasu, aż z ust Val nie padły słowa “piracki honor”, które wywołały u niego niekontrolowany napad śmiechu. Rozbawienie ustąpiło jednak w jedną chwilę, gdy pilotka zasugerowała aby Mal zbadał kryształ Kiki.

Sama go sobie macaj — parsknął w odpowiedzi. — Ja tego czegoś kijem przez szmatę bym nie dotknął.


Malcolm bezceremonialnie przerzucał zawartość skrzynek z kontrabandą, nie siląc się nawet na zorganizowane działanie. Papierzyska latały wte i wewte po pobieżnych tylko oględzinach, bez cienia poszanowania dla słowa pisanego. Inaczej sprawa miała się z nośnikami danych, które chłopak składował delikatnymi ruchami, nie chcąc przypadkowo uszkodzić archaicznego sprzętu, jakby żywcem wyrwanego z jakiegoś muzeum lub zbioru kolekcjonera zabytków.

Heh, vintage — mruknął, gdy dokopał się do antycznego laptopa.

Rozdzielczość, jakość obrazu, interfejs, moc obliczeniowa, szeroko pojęte hardware i software - wszystko to zasługiwało wedle Mala na bycie określonym prymitywnym, zwłaszcza że nadal miał żywo w pamięci sekcję zwłok biobota. ”Z jednego ekstremum w drugie,” przemknęło mu przez myśl, gdy odpalił laptopa i rozpoczął przesiew danych przeznaczonych dla Dzikich Taonga. Bardzo prędko okazało się, że ktokolwiek był architektem projektu mającego na celu podnieść ofiary reżimu Wysokich, znał się na rzeczy. Informacje były starannie skompilowane i skondensowane w proste do przyswojenia pakiety, cechowały się zaskakującym obiektywizmem oraz ostrożnie wymierzone, tak aby nie dać Dzikim narzędzi do samozagłady.

Pakując kontrabandę z powrotem do skrzyń, Mal musiał przyznać że plan miał naprawdę wysokie szanse powodzenia i mógł naprawdę wywrócić Taodroom do góry nogami. Pomimo tego nie zamierzał kiwnąć choćby palcem, aby przyłożyć się do tego jakże szczytnego celu. Polityczne sprawy były zbyt zdradzieckim terenem.


Śmierdzi — Mal zawyrokował, obracając holo przedstawiające topografię miejsca potencjalnego spotkania. — Śmierdzi na parsek.

Proponowane miejsce spotkania z rzekomym zleceniodawcą było podręcznikowo idealne pod zastawienie pułapki. Reyes nie wykluczał że zostało wybrane tylko dlatego, że oferowało możliwość dyskretnego spotkania dzięki byciu osłoniętym z niemal każdej strony, ale szczerze w to wątpił. Takich miejsc było na pęczki na powierzchni Pokatuny i nie każde z nich stanowiło jednocześnie doskonałe miejsce zasadzki. Zupełnie też nie rozumiał chęci kompanów do podjęcia śmierdzącego zaproszenia i zaczynał się powoli zastanawiać, czy psioniczka aby nie namieszała im w głowach.

Chcecie się pakować w sidła, to się pakujcie — wzruszył z ramionami, poddając się w próbach odwiedzenia ich od kontaktu z rebeliantami. — Tylko jak wylądujemy i jakiś IEM usmaży obwody Eleutherii, to nie mówcie że was nie ostrzegałem!


Mal wreszcie mógł przenieść swoje stanowisko z ambulatorium, gdzie podczas lotu doglądał Kiki, do kąta maszynowni który przejął dla siebie już w pierwszy dzień, gdy postanowili przywłaszczyć sobie Eleutherię. Ściany oklejone plakatami różnych kapeli nurockowych i metalowych, pajęczyny tęczowych świateł LEDowych, diagramy technologicznych gadżetów, akcesoria, narzędzia - wszystko zorganizowane wedle doktryny “zorganizowany chaosu” nie pozostawiało złudzeń, do kogo należał ten skrawek okrętowego terytorium. Główny terminal wyświetlał szczegółowy stan systemów pokładowych i po przenosinach Mal spędził parę chwil na ich przeglądzie, wykresy i logi na jednym z ekranów zastępując tylko stale mierzonymi funkcjami życiowymi Kiki w ambulatorium.

Chłopak jednak bardzo prędko zajął miejsce przy prowizorycznym stole warsztatowym wciśniętym pod ścianę od strony bakburty, zajmując się przeglądaniem składowanego w pojemnikach szmelcu przeznaczonego pod montaż gadżetów, prowizorycznych części oraz akcesoriów, którym Mal często zajmował ręce. Kupno nadajnika do wciśnięcia w taongańską kontrabandę byłoby zdecydowanie o wiele szybsze, ale przyzwyczajony do oszczędzania kredytów Reyes uznał że równie dobrze mógł spróbować zbudować taki tracker własnoręcznie. Zwłaszcza że byłoby to dla niego czystą przyjemnością. W międzyczasie, przetrząsając pudła z kolekcją złomu, uruchomił implant komunikacyjny pod czaszką i połączył się z Aurorą.

Maaal, jak miło — kobieta zaakceptowała połączenie po paru chwilach. — Jak wycieczka w przestrzeń?

Pełna niespodzianek — Malcolm wysilił się na lekki ton, mimo że miał ochotę zazgrzytać zębami na samo wspomnienie perypetii w Taodroom. — Dlatego też dzwonię. Masz nadal jakieś kontakty wśród jajogłowych? Tylko takich, co są względnie blisko.

Zależy jakich jajogłowych masz na myśli — Aurora odparła, nawet nie kryjąc zaintrygowania w głosie.

Malcolm zamilkł. Stukając kawałkiem metalu o blat ważył odpowiedź i jak wiele, o ile cokolwiek, powinien wyjawić przez słabo zabezpieczone łącze.

Mal?

Tak, tak, jestem. Lepiej będzie się spotkać, żeby o tym porozmawiać. To nie temat na łącza.

Dla ciebie zawsze znajdę chwilę czasu. Wiesz gdzie mnie znaleźć. No, chyba że nadprzestrzeń uszkodziła ci pamięć — Aurora zaśmiała się, świadoma fobii Malcolma, który tylko zamamrotał pod nosem. — Wysłać ci koordynaty “Karła”?

Ha, ha, bardzo zabawne — ripostował Mal suchym tonem. — Myślałem bardziej o tym, żeby zaprosić cię do portu. Jeśli chce ci się fatygować tak daleko.

Tym razem to Aurora zamilkła na parę chwil, zaskoczona słowami i kryjącym się za nimi zaproszeniem na pokład Eleutherii.

Strasznie podejrzane to zaproszenie. Do tej pory zbywałeś mnie, jak chciałam się wprosić sama, a teraz takiś chętny żebym cię odwiedziła!

Niektóre rzeczy trzeba zobaczyć na własne oczy, żeby w nie uwierzyć — Mal uciekł w enigmatyczne tony. — To co, szykować poczęstunek i herbatkę?
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-08-2023, 22:44   #104
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Tarlika; lombard Mokeny


Być głupią, czy niedoinformowaną było lżej, łatwiej, ciężar informacji spiął, jeszcze chwilę temu rozluźnioną Bushe, w równiutkiego androida. Blada, uważna, choć w główce pod czupryną tłukło się pytań bez liku. Musiała wziąć kilka oddechów, żeby głos jej nie zadrgał kiedy wreszcie przepchnęła pytanie przez czerwone usta.

- Czy wyroki kości są nieuniknione? - znów ten gest oczami. - Wiem, to nie nauka ścisła. Tylko, wedle tych słów piracki raj na Pokatunie może się skończyć. Kolejna dyktatura. - zamachała dłonią - Dziękuję za szczerość - zaryzykowała - wygląda na to, że w Anahiti dzieje się więcej niż ktokolwiek przypuszczał. - przemyciła informację w niedomówieniu. - Utrzymamy tę krypę, bo wybrała nas.

Trudno było odgadnąć co skrywało spojrzenie Mamby. Val grzecznie się wycofała, prędko na ulicę i zapaliła liścieńca. Wypaliła dwa nim zaczęła się rozglądać. Nieco wreszcie rozluźniona, wybrała drogę przez Park Oddechu, znalazła porzucony miejski rower, odpaliła apkę i puściła się długą do portu. Chwila wolności.

Tarlika; Pokład Eleutheri



Świadoma zapisu swej trasy, jakoś nagle paranoicznie czując się obserwowana, weszła dość sztywno na pokład, nietrudno było się zorientować, że coś nie tak. Przyjęła spojrzenia de Silvy i de Vriesa, odnotowała absencję Mala, odruchowo odpaliła łącze, złapała go w maszynowni, tym ukontentowana, błysk w oku, kiedy rozsiadła się wreszcie w fotelu, wystawiając swym zwyczajem nogi, ale jeszcze chwilę szarpała się ze sznurówkami, wreszcie wystawiając bose stopy na panel kontrolny.

- Co ty odpierdalasz Val, mamy tu mapę, bo postanowiłaś posprzątać gówno do końca?
- Moje boskie syrki dobrze pasują. - oblizała usta - Słuchajcie! - Uruchomiła wewnętrzny kanał - Mógłbyś tu do nas przyjść Reyes?
- W porządku? Blada jesteś - Zeke
- Dziękuję, staram się nie wystawiać na promieniowanie i suplementuję D. - wydała automatyczne zlecenie i koblod przyniósł jej kubek wody.
Offline
- Omar chce nasz statek. Dawno już porzucił oficjalne próby, po tym jak Mal.. - darowała sobie i koledze - Jest kilka osób, które na jego zlecenie chcą nam złożyć jakieś propozycje. Pierwszy to Theodas. Elegancki typ, który sra kredytami. Buduje własną flotę kurierską. Kupił już kilka statków i ma biuro na głównej płycie portu. Nikt go nie zna, ani o nim nie słyszał. Pojawił się jakby go ktoś z kapelusza wyciągnął. - wypiła połowę zawartości kubka - Kolejna to Fredericka Drung. Kiedyś napadła na konwój należący do Bractwa i zabrała wszystko, co tylko mogła. Omar ścigał ją przez kilka ładnych lat, aż w końcu się dogadali i przez krótki czas pracowała dla niego. - wzruszyła ramionami - Kto by się wyrwał z takiego uścisku? Wolałabym tego uniknąć. - opróżniła kubek

- Jest jeszcze ktoś? Delsh Efrofir. Oficjalny przedstawiciel Konsulatu Zhodani. - poczuła, że skóra chciałaby postawić nieistniejące, bo wydepilowane, włoski. - To zapowiada wielką zmianę i kierunek owej. Wszystko to się koreluje. Zhodani z Omarem tworzą sobie tu kolonię. - wytrzymała pauzę - Przypomnę tylko, że żaba jest trochę zhodani. - zaiskrzyła brązowymi oczkami - Powitano nas w większej stawce. Informacje o Rao trzeba sprzedać natychmiast, ba zaraz się rozejdą. Nie wiem kogo macie, ale ja proponuję Mambę. Właścicielkę lombardu. Dwa, spotkanie to ruletka, a nie dopięliśmy swego, by spotkać się w terenie przez nas wyznaczonym. Szkoda. Dla jasności nie wylądujemy tam, chyba, że awaryjnie podejmując ziemian. W teorii jesteśmy tylko wsparciem z powietrza. O czujniki możemy się bać, ale nie dopóki się maskujemy. Dlatego zależy im na Eleutheri, omijamy ich czujniki. To nasz największy atut. Trzeba wyposażyć naszą dwójkę w dobre gadżety. Wspomagane kombinezony z zestawem lotu. Nie oszczędzajmy zaliczki, chyba, że chcecie ją oddać i się wycofać, bo strach was obleciał. Pojdzie z wami kobold, przodem, jak go odstrzela, to zrywka. - jakby sobie coś przypomniała - S. Możesz sprawdzić flotę tych typów, proszę? Załogi, statki, dokowania. Jak trzeba, to można użyć mojego agenta. - zaproponowała program szpiegowski. Jakby nagle jej coś błysło. - Proponuję przenieść spotkanie na Orusa. Jak się da - się skrzywiła.


- Wylot naszej jednostki z pewnością zostanie zauważony i ktoś za nami wyleci. Proponuję blagę, jak już będziemy gotowi. Ja założę się z kimś na imprezie, że zatankuję na Deronie. Znając moją słabość do hazardu oczy wszystkich się tam skierują, tymczasem powinniśmy mieć już pełne zbiorniki za zaliczkę, zrobić spotkanie, polecieć po Leclerca i spierdalać z układu. Czy to wykonując zadanie, czy nie.

Wstała, niepokojąco radosna - Chcemy czy nie, los splótł nas z tą dziwną rewolucją - wykonała młynek uniesioną dłonią - Mal jak nie chcesz dotykać kryształu to twoja wola, jak mówiła już to zrobiłam. Zeke, to może chociaż ty. Bo jeśli nikt to, ja przy niej. - zrobiła minę niewiniątka - Tak, zamierzam ją wybudzić. Dobra, wsze opcje.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-08-2023, 20:27   #105
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację


Kenertun, kryjówka przywódcy Pizza Terroru

Przez umysł Leclerca przemknęło całe multum myśli skoncentrowanych na osobie gospodarza, krążących wokół jego reputacji oraz potencjalnych reperkusji trafienia pod jego „opiekę”.

- Podpułkowniku Ciobanu, sir. To zaszczyt móc pana poznać osobiście - admin Eleutherii stanął na baczność i zasalutował sprężyście - Sierżant Jöel Leclerca, dziesiąta logistyczna, kontyngent marynarki. Nie spodziewałem się, że kiedyś przytrafi mi się szansa na spotkanie prawdziwej legendy.

Przyjmując po kilku sekundach pozycję spocznij admin założył ręce za plecy nie przejmując się faktem, że krawędź kabury odcina mu się wyraźną linią na materiale kurtki. Specjalistyczne gogle oficera i tak nie dawały mu szans na ukrycie broni; nie wiedział też jakie inne niebezpieczne niespodzianki skrywało bezpośrednie otoczenie Ciobanu.

Musiał zważać na każde wypowiedziane słowo.

- Szukam kilkudniowego schronienia dla mojej klientki - powiedział wskazując ruchem głowy na drżącą ze zdenerwowania Taongankę - Przylecieliśmy kilka godzin temu tranzytem z Taodroomu, nie byliśmy przygotowani na tak… nagły obrót spraw na Pokatunie. Rozporządzenie prezydenta bardzo utrudniło mojej klientce dalszą podróż. Robimy postój na Orusie, dopóki emocje nieco nie opadną. Jaka jest pańska cena za ochronkę, sir?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-08-2023, 20:37   #106
 
gnom's Avatar
 
Reputacja: 1 gnom nie jest za bardzo znany
- No i pierwsze ślady sensu weszły na scenę. - S. gryzmoliła strzałki na tablecie coraz bardziej chaotycznie.
- I kwestia tego z kim się spotykamy moim zdaniem zyskuje na wadze. Jeśli Omar faktycznie chce nas wykupić, to miło z jego strony, że nie wykorzystuje całej tej farsy z zamachem po to żeby, między innymi, nastraszyć naszych klientów i podstawić jakieś małe komando w ich miejsce, albo jakieś inne badziewie..
Nie wiem na ile bezpieczne są kanały Chudego, ale jeśli twoje komsy przechodzą przez jakikolwiek przekaźnik więcej niż raz, to gość z większym budżetem ma bogatą ilość opcji żeby cię podejść. W skrócie, plan mi się podoba, pod warunkiem, że bezpieczeństwo Eleutherii pozostanie priorytetem i ktoś przekona dziedziczkę do jeszcze jednej konsultacji, tym razem w czasie rzeczywistym. Tylko jeśli spierdalamy z układu to dokąd?
 
gnom jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-08-2023, 14:26   #107
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Malcolm zareagował na bycie wezwanym na mostek przez Val w sposób godny drażliwego nastolatka przechodzącego najbardziej hormonalny etap okresu dojrzewania - wieloznacznym i wydłużonym stękojękiem, ledwo co przypominającym zbitek zrozumiałych słów. Z trudem oderwał się od spawanego nadajnika domowej roboty i pomaszerował na mostek, gdzie zasiadł w swoim fotelu z zachmurzoną miną, jawnie poświadczającą jego niezadowolenie z bycia oderwanym od pracy. Grymas wcale nie zelżał przy rewelacjach wykładanych przez pilotkę, ale też nie pogłębił się. Przeszedł za to w ściągnięte brwi, jakby Mal nie do końca rozumiał poruszenie nowinami.

Interesują się, to się interesują, wielka mi rzecz. Jest w ogóle ktoś na Pokatunie, kto się nami nie interesował, odkąd odrestaurowaliśmy naszą kochaną łajbę? — wzruszył ramionami.

Nonszalancja tylko w niewielkim stopniu była pozorowana. Znajdowanie się na radarze oficjalnego reprezentanta Konsulatu Zhodani nie było najlepszą rzeczą, jaka mogła im się przytrafić. Pytaniem za milion kredytów pozostawała tylko kwestia, czy Delsh Efrofir - ”co za kretyńskie imię!” - interesował się Eleutherią na polecenie kasty rządzącej ze Zdahntu, czy też jego zainteresowanie było czysto osobiste. Reyes szczerze wątpił aby dyplomata miał się interesować kupnem ich okrętu z polecenia Tankayushiego, o grubszej konspiracji z udziałem despoty i Zhodani już nie wspominając.

To już jest kolonia Bractwa we wszystkim oprócz z nazwy, Val, nie mam pojęcia co więcej Tankayushi mógłby tutaj ugrać, zapraszając Zhodani do łóżka — Mal dał upust cynizmowi. — Rząd to marionetki na jego smyczy, tańczą jak on im zagra i to żadna tajemnica. Wielkie zmiany i rewolucje to wieszczą co roku. Dajże spokój.

Chłopak machnął ręką w lekceważącym geście i wyciągnął się w fotelu, drapiąc się po brzuchu i słuchając kolejnych słów Valeri jednym uchem, bardziej zajęty obracaniem dwóch poprzednich imion chętnych na kupno Eleutherii w głowie. Theodasa i Frederickę prędzej już posądzałby o konspirację z Feniksem, ale i w tym przypadku nie wykluczał że mogli oni mieć własne plany względem ich okrętu, biorąc pod uwagę że lojalność była towarem deficytowym na Pokatunie i podlegała nagłym zmianom. Zwłaszcza w przypadku Drung, która musiała być naprawdę cwaną sztuką, dogadując się swego czasu z Tankayushim po tym jak go obrobiła, mogło okazać się że knuła coś na boku. Jakby nie było, były to jedynie czcze gdybania, bo Malcolm prędzej wysadziłby Eleutherię w powietrze niż dałby ją odsprzedać.

Chociaż właściwie to ciekawe, ile byliby skłonni nam zaoferować — Mal zakończył ciąg myślowy na głos. Z ciężkim westchnieniem zaczął wystukiwać jakiś rytm obcasem. — Val, maskowanie nie jest tak wydajne i efektywne w atmosferze, jak w próżni. To już lepiej schować się w jakiejś chmurce na wysokości lub znaleźć ustronne miejsce w okolicy. Ale i tak najsensowniej byłoby ich po prostu olać. Zieloną w sumie można byłoby odebrać z Orusa i wziąć na to spotkanie. W ramach zabezpieczenia czy gwarantu naszego bezpieczeństwa, czy czego tam.

Mal machnął wieloznacznie dłonią, wyciągając się jeszcze mocniej w fotelu i osiadając niżej. Podbródek podparł o dłoń i nawet nie ukrywał narastającego znudzenia tym całym planowaniem spotkania, które w jego opinii miało być tylko stratą czasu.

W sumie to i tęsknię za Jöelem — dodał jeszcze.



Ale zaraz, zaraz — Mal ożywił się w jednej chwili — jakie “spierdalać z układu”? Po co? Gdzie? Dlaczego?

Sylwetka rozluźniona do tej pory do tego stopnia, że nieomal zsunęła się z fotela przy wyciąganiu nóg, momentalnie napięła się i podskoczyła do pionu. Przez łasicowatą twarz przemknęło wpierw skonfundowanie, które chwilę później przeszło w niedowierzanie.

Nie wiedziałem, że aż tak prędko zachce się wam dążyć tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek — sarknął, skacząc wielobarwnym spojrzeniem po kompanach. — I to tylko dlatego, że wiemy konkretnie kto się nami interesuje? Błagam!
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-08-2023, 20:18   #108
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany



Orus
Kenertunu
Dystrykt IV


Podpułkownik uśmiechnął się szeroko i wystudiowanym gestem zdjął okulary. Joel nie miał żadnych wątpliwości, że stary wojskowy musiał wielokrotnie ćwiczyć ten ruch. Jego symbolika i znaczenie, aż nadto były jasne i klarowne. Gdyby jednak Leclerc miał jakiekolwiek wątpliwości, to słowa Ciobanu stanowiły przysłowiową “kropkę nad i”:
- Weteran walk w sektorze Taurus. No, no… przyznam, że prędzej spodziewałbym się śmierci niż tego, że spotkam jakiegoś trepa z tamtej jatki.
Han położył okulary na szklanym stole i wstał ze swego miejsca. Zbliżył się do Joela i w iście ojcowskim geście położył mu dłoń na ramieniu.
- Dobrze się trzymacie, sierżancie. Siadajcie śmiało. Czego się napijecie?
- Obojętnie. Może być whiskey - Joel przyjął pochwały podpułkownika w milczeniu i zajmując miejsce na kanapie, wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Malgoo.
- Nie martw się. Chcesz ochrony dla tej małej, nie ma problemu. Moi ludzie przygotują dla niej jakąś kwaterę. Na luksusy nie ma co liczyć, ale na pewno nikt nie będzie jej niepokoił.
Ciobanu machnął dłonią i już po chwili obok niego pojawił się jeden z jego pomagierów. Leclerc przysiągłby, że znał tę facjatę. Gość zniknął nim szmugler z Eleuterii mógł mu się lepiej przyjrzeć i wygrzebać z pamięci imię lub okoliczności w jakich spotkał tego typa.

Tymczasem podpułkownik rozsiadł się wygodnie na kanapie i rozłożył szeroko ręce opierając ramiona na zagłówku.
- Sytuacja mocno się skomplikowała w naszym ukochanym Kolektywie Szalbierzy, nieprawdaż?
Joel tak dawno nie słyszał tego określenia, że niemal zapomniał o jego istnieniu. Faktycznie na początku, gdy on i Zeke wybierali Pokatunę na swój stały obóz, to w czasie większości rozmów używano właśnie tej nazwy na określenie układu. Wraz ze wzrostem znaczenia Bractwa i umacniania się jego pozycji, ludzie zaczęli mówić, albo Domena Bractwa, Planeta Bractwa lub po prostu Pokatuna. Dawne nazwy obumarły niejako śmiercią naturalną.
- Fakt - potwierdził obserwację podpułkownika Joel - Wielka polityka coraz mocniej rozpycha się łokciami w naszym małym, przestępczym raju.
Ciobanu pokiwał głową na te słowa, ale nic nie odpowiedział. Wzniósł tylko delikatnie swoją szklankę i rzucił toastem:
- Na pohybel wszystkim!
- Na pohybel! - zawtórował mu Joel.
Szkło zadźwięczało pośród panującej w klubie ciszy.
- Przyznam ci się do czegoś sierżancie. Przewidziałem to już wiele lat temu. Wtedy mało kto mi wierzył. Większość myślał, że zazdroszczę Omarowi pozycji i władzy. Możesz mnie nazwać głupcem, ale nie robiłem tego z egoistycznych pobudek. Ja po prostu martwiłem się, jak to pięknie powiedziałeś, o nasz mały, piracki raj. Chciałem, aby pozostał nieskalaną oazą wolności. Jak to się skończyło, to wszyscy wiemy. Nie ma co do tego wracać. Teraz pozostaje się tylko dostosować i ugrać tyle ile się da. Stąd też pomysł na ten nowy biznes. Dlatego ciekawi mnie, jaki ty masz interes w tym, aby pomagać tej taogance?
Joel milczał dłuższą chwilę, by w końcu odpowiedzieć najuczciwiej i najprościej, jak tylko umiał.
- To skomplikowane…
Podpułkownik słysząc te słowa wybuchnął szczerym i nieskrępowanym śmiechem.
- Domyślam się, sierżancie. Domyślam się. Opowiedz mi zatem tę zapewne długą i zawiłą historię.




Pokatuna
Tarlika
Pokład Eleuterii


Goście, a szczególnie ci niezapowiedziani zawsze nastręczają mniejszych i większych kłopotów. Pół biedy, kiedy nawiedzają nas ludzie, których darzymy sympatią. Gorzej, gdy w progu staje…
- Cześć Val - prawdziwie kordialne i tryskające nieukrywanym entuzjazmem powitanie, zaskoczyło Bushe równie mocno, jak szeroki uśmiech Mala stojącego obok wypowiadającej te słowa kobiety.
- Co do chu..
- Niespodzianka - krzyknął Reyes, rozkładając szeroko ramiona - Zaprosiłem koleżankę. Zabieram ją do siebie, ale obiecuję że będziemy grzeczni.
Prześmiewczy ton Malcolma, który silił się na ultralekki styl nastolatka tłumaczącego się matce z wizyty pierwszej sympatii, wcale nie rozbawił pilot.
- Przecież wiesz, co ustaliliśmy o gościach na pokładzie.
- Wiem i to wszystko obowiązuje. Choć Aurora jest moją kumpelą, to jej przybycie tutaj ma charakter czysto biznesowy.
- Ta jasne - mruknęła Val - Jak cię nosi, to trzeba było iść do burdelu.
- Ehheeemm - chrząknęła głośno i niezwykle teatralnie Aurora - Ja tu jestem, psze pani.
- Ej.. hamuj dziewczyno, bo wdupisz. Z tobą na razie nie rozmawiam, więc się nie wtrącaj.
Dziewczyna spojrzała wymownie na Reyesa. Ten rozłożył ręce w przepraszającym geście i nic nie mówiąc odciągnął Valerie na bok.
- Wiem, że jesteś zaskoczona i to niemiło. Tylko po co od razu tak tryskasz jadem.
- Ty chyba jeszcze nie wiesz na co mnie stać.
- Wiem, wiem.. Fakt mogłem cię uprzedzić, ale naprawdę to wszystko w imię nauki i naszego wspólnego interesu. Pokaże Aurorze skany, a ona szepnie słówko tu, słówko tam i na tej całej chryi, co nas spotkała będziemy mogli zarobić więcej i wcale nie trzeba będzie latać na jakieś durne i powtórzę to jeszcze raz bardzo podejrzane spotkania.
- Rób, co musisz. Tylko niech ona się nie kręci po pokładzie Eleuterii, bo nogi połamię. Tobie, albo jej. Będzie mógł wybierać.
- Kocham cię - krzyknął Mal, ściskając mocno pilot i niczym uradowany nastolatek, ruszył w podskokach do swojej przyjaciółki.





- I to coś żyło? - dopytywała Aurora przeglądając skany biobota.
- Jasne. Przecież widzisz dane. Skany biometryczne sugerują nie tylko, że ktoś stworzył droida na bazie ludzkiej tkanki mięśniowej, ale również że poszczególne egzemplarze komunikują się ze sobą. Przypuszczam, że mogą mieć zbiorową świadomość.
- Jak te.. Mrówki, czy termity?
- Coś w ten deseń, choć przypuszczam że to coś bardziej skomplikowanego.
Aurora zwinęła dłonią hologram danych i przez długą chwilę milczała. W pewnym momencie wstała z obrotowego krzesła i zaczęła krążyć po pomieszczeniu.
- Wiesz, co.. te skany mają pewną wartość. Choć grono odbiorców jest raczej wąskie. Rozeznam się w temacie, ale nie przypuszczam, aby ludzie zaczęli się o to bić. Fakt.. to spora ciekawostka, ale nic więcej.
- Tylko ciekawostka - ni to podpytywał, ni to powątpiewał Reyes. Podpuszczał Aurorę, bo doskonale wiedział w jakim kierunku zmierza w tej chwili jej tok myślenia.
- Co innego gdybyś miał jakiś żywy egzemplarz, albo chociaż szczątki - przy tych słowach uśmiechnęła się w porozumiewawczy i jednocześnie prowokujący sposób - W końcu przecież skądś masz te skany.
Malcolm udając zawstydzonego chłopca przyłapanego na kłamstwie wbił wzrok w ziemię.
- Wiesz.. - zaczął nieśmiało - Wyekstrahowałem jej z danych, jakie zebrały czujniki Eleuterii.
- Taaa.. na pewno - syknęła złośliwie Aurora - Bujać to my nie nas, ale niech ci będzie. Na tym poprzestańmy. Pogadam z paroma osobami i zorientuję się, ile będzie można na tym zarobić. Od razu mówię, że trzydzieści procent dla mnie.
- Ej… aż tyle. Wiesz, że nie jestem sam. Dwadzieścia może być?
- Dwadzieścia pięć i mamy deal.
Tradycyjne przyjacielskie handryczenie się i równie standardowy uścisk dłoni, potwierdził zawarcie umowy.
- Zdajesz sobie jednak sprawę, że sama informacja o istnieniu tego typu dziwadła w układzie Taodroom jest prawdopodobnie więcej warta niż te twoje wyekstrahowane skany.
- Kto wie.. Być może - odparł Malcolm wzruszając, niby obojętnie ramionami.
- Omar na pewno byłby zainteresowany wszystkim, co wiecie o tym tałatajstwie. Jak chcesz, to mogę pogadać z kim trzeba i umówić wam spotkanie.
- Eee… taam…
- Wiem, że nie przepadacie za sobą, ale pieniądze nie śmierdzą. Zresztą w obecnej sytuacji, to pieniądze są tu drugorzędne. W tych dniach przysługa dla Omara jest więcej warta niż miliony wolnych kredytów. Słyszałeś przecież co się mówi?
- Niby co? Przecież dopiero co wróciliśmy z nadprzestrzeni, a tam jakoś ploteczki z Pokatuny nie docierając.
- Zabawny jesteś - droczyła się Aurora, dając Malcolmowi lekkiego kuksańca w bok - Szykuje się wojna. Nie wiadomo jeszcze z kim, ale coraz więcej znaków na niebie i ziemi mówi, że szykuje się coś grubego.
- Z kim niby miałby wojować Omar? Kontroluje cały handel w układzie, ma w kieszeni rząd i każdy odpala mu w ten czy inny sposób procent od swojej działalności, to z kim miałby walczyć.
- Nie udawaj, że jesteś taki niekumaty. Omar od dawna mówił tu i ówdzie, że ma szerokie plany. To, co się teraz dzieje ewidentnie pokazuje, że zaczynają one wchodzi w fazę realizacji.
- Masz coś konkretnego na myśli?
Aurora miała już odpowiedzieć, gdy do zajmowanego przez Reyesa kąta zajrzała Val.
- Dobra gołąbeczki kochane. Koniec schadzki. Panienka idzie do domu, a ty Val szoruj na mostek. Musimy pogadać.
- Znowu? - westchnął ciężko Malcolm.
- Taaak znooowuuu! - wycedziła przez zaciśnięte zęby pilot - Wiesz, że mamy pewne plany na najbliższy czas.
- Nie chwaliłeś się Mal, że kręci cię kobieca dominacja.
Reyes machnął lekceważąco dłonią:
- Daj spokój. Znasz to wojskowe powiedzenie. Najebało w kitę prądu. Val w tym tygodniu pełni rolę dowódcy i świruje po prostu - rzucił z szerokim uśmiechem, który zniknął mu natychmiast z twarzy, gdy musiał robić unik przed karcącym kopniakiem pilot.




Orus
Kenertunu
Dystrykt IV


To był długi i męczący wieczór. Mimo wszystko Joel cieszył się ze spotkania z podpułkownika. Zawsze przecież mógł trafić dużo gorzej. Poza tym Ciobanu zdawał się szczery w swoich słowach i trosce o los układu. Na pewno próbował wybadać Leclerca i wszystko wskazywało na to, że wiedział dużo więcej niż sam mówił. Dlatego możliwie największa szczerość na jaką mógł sobie pozwolić w tej chwili Joel, grała niewątpliwie na jego korzyść.
Z Ciobanu opróżnił prawie całą butelkę markowej whiskey z armijnych zapasów Trzeciego Imperium, czym kilkakrotnie nie omieszkał pochwalił się gospodarz. Było już grubo po północy, gdy Joel wszedł do pokoju, który został im przygotowany przez ludzi podpułkownika.
Malgoo bardzo ucieszyła się na jego widok.
- Już myślałem, że nie wrócisz - powiedziała cicho.
- Obiecałem ci przecież, że zapewnię ci bezpieczeństwo. Nie musisz się obawiać.
- Wiesz… ten człowiek, choć wygląda groźnie jest chyba w głębi duszy naprawdę dobry i porządny.
Joel wzruszył ramionami, w życiu widział już zbyt wiele, aby tak łatwo i szybko wydawać tego typu sądy. Kto wie, czym kierował się tak naprawdę podpułkownik. Ważne, że w tej chwili mieli zapewniony dach nad głową i byli w miarę bezpieczni.
- Rozmawiałam z jedną kobietą z moich. Jest tutaj już od kilku dni. Prawie od początku, jak się zaczęła ta cała nagonka. Ona mówi, że ten cały Ciooobanoo ma im zorganizować transport na Taodroom. Musi tylko zebrać większą grupę, bo wysyłanie pojedynczych osób się nie opłaca. Tak sobie pomyślałam, czy ty… to znaczy wy… ty i twoi przyjaciele nie moglibyście dogadać się Cioobannoo i pomóc mu w takim transporcie. Macie przecież w końcu statek.
Joel ponownie wzruszył ramionami. Tego typu zlecenie mogłoby być tak samo opłacalne, jak i ryzykowne.
- Moglibyście to połączyć z transportem, który zlecił wam mój ojciec. Gdybyście przetransportowali uchodźców, to na pewno Wysocy byliby wam bardzo wdzięczni. Każdy w tej sytuacji wygrywa, a wy możecie jeszcze dużo zarobić i to w bezpieczny sposób.
Wizja tak łatwego zarobku, worków wdzięczności, a może i sławy zdobytej w tak banalny sposób brzmiała niezwykle kusząco. Joel bił się z myślami, co powiedzieć taogance. Nie chciał jej okłamywać, ale czysta prawda też nie była tym, czym chciałby uraczyć Malgoo.
- Pomyślimy nad tym jutro. Teraz najwyższa pora się przespać.




Pokatuna
150km od Tarliki
Pokład Eleuterii


- Ruszajcie i bądźcie cholernie ostrożni - Val, niczym matka udzielała Samarze i Zeke ostatnich porad przed wylotem. Eleuteria na autopilocie krążyła na wysokim pułapie w okolicach umówionego miejsca. Choć statek miał zaawansowane systemy maskujące, to okoliczności nie działały na ich korzyść. Stosunkowo duże gabaryty pojazdu, przejrzysta atmosfera i odludne miejsce oraz bardzo prawdopodobna opcja ciągłe tropienie i lokalizowania statku przez ludzi Omara, bardzo utrudniały im ukrycie się.
Mimo to podjęli to ryzyko, tłumacząc je sobie tym, że Eleuteriia to potężne zabezpieczenie i wsparcie dla tych, którzy osobiście stawią się na spotkaniu. Oczywiście jeżeli okaże się ono zasadzką.
- Ludzie! Ja was naprawdę nie rozumiem - komentował w swoim stylu Malcolm - Wszyscy jesteście przekonani, że to pułapka a mimo to pchacie się na to spotkanie, jakby mieli coś rozdawać za darmo. Tych kilka kredytów nie jest tego warte. Ilość komplikacji…
- Mal! Proszę cię! Daj już spokój. - przerwała mu pilot - Omówiliśmy to już i w wszyscy zgodziliśmy się, że nasze dobre imię i piracki honor wymaga tego, abyśmy przynajmniej spróbowali dociągnąć sprawę do końca.
- Piracki honor? Naprawdę? - nieprzerwanie drwił Malcolm.
- Wiesz, że ta dyskusja nie ma sensu - wtrąciła Samara poprawiając pasek od karabinu - Decyzja podjęta. Klamka zapadła.
- Jeszcze nie jest za późno, aby odwieść was od tego głupiego pomysłu.
- Val, otwieraj śluzę - ponaglił Zeke, siadając za sterami Midgejeta.
Niewielki pojazd wypożyczony od Mokeny pod jednym warunkiem:
- Oddajcie go za dwadzieścia cztery godziny, bez żadnej ryski, czy wgniecenia.
Ten model popularnego grawilotu od Hydraflow doskonale nadawał się do ich misji. Kompaktowe rozmiary, pancerz zdolny wytrzymać krótki ostrzał oraz odrzutowy silnik o mocy ponad 3tys. KM i do tego szybkostrzelny karabin maszynowy, kalibru 20mm - to najważniejsze z jego zalet. Silnik miał piorunujące odejście i tylko jedną wadę. Bardzo niewielki zasięg. Nie wybierali się nim w podróż dookoła świata, więc nie stanowiło to w sumie ich zmartwienia.
Samara zajęła miejsce zaraz za de Vriesem i na tym wszelkie dyskusje o zasadności tego spotkania się skończyły.




Pokatuna
150km od Tarliki


Wyrzut z pokładu statku kosmicznego nigdy nie należy do łatwych i przyjemnych. Tak też było i tym razem. Silny powiew wiatru na kilka mrożących krew w żyłach sekund, zachwiał grawilotem. Zeke spiął mięśnie i ustabilizował maszynę, która z niewyjaśnionych przyczyn postanowiła wpaść w wirowanie wokół własnej osi.

Po tym niemiłym incydencie dalszy lot, minął już bez przeszkód. Zeke wleciał w wąski kanion i kierując się współrzędnymi podanymi im przez Chudego zmierzał do punktu, który został wyznaczony na ich małe rendez-vous. Samara siedząc w wieżyce strzelca obserwowała okolicę. Ta zdawała się cicha i wręcz pozbawiona życia. W tego typu miejscach zazwyczaj można było spotkać jakieś dzikie zwierzęta. Kamienisty wąwóz najwyraźniej nie należał do ulubionych miejscówek kóz, czy innych muflonów. Być może wystraszył je gwizd odrzutowego silnika, a może po prostu tutejsze warunki nie sprzyjały faunie i tyle.
Fakt ten jednak jakby potwierdzał towarzyszące im cały czas obawy, że na własne życzenie wchodzą do paszczy lwa.

W końcu dotarli do niecki otoczonej ze wszystkich stron dość wysokimi wzgórzami. Strome, pokryte ostrymi skałami zbocza, faktycznie nie zachęcały do wspinaczki, ani pikników na łonie natury. Oboje rozejrzeli się wokół, szukając jakichkolwiek śladów innych pojazdów. Albo zleceniodawca jeszcze nie przybył, albo z jakiegoś powodu postanowił zamaskować swój trop.

- No to co! - rzucił Zeke - Idziemy nie? - ruchem głowy wskazał jaskinię znajdującą się na końcu niecki.
- W końcu przecież po to tutaj przyszliśmy. Wygląda to tak idiotycznie, że aż mi się płakać chce. Albo ktoś ma nas za idiotów, albo robi sobie z nas niezłe jaja.
- Albo jedno i drugie - podsumował marines i ruszył śmiało przed siebie ściskając w dłoni zawieszony na pasku karabin.

We wnętrzu jaskini panowała niemal absolutna ciemność. Nim oczy przyzwyczaiły się do niej, oboje usłyszeli jakieś dziwne chrobotanie. Coś na kształt trących o siebie kamieni.
Chwilę później Zeke i Samara włączyli latarki znajdujące się na ich karabinach i w ich jasnym świetle zlustrowali cała grotę.
- Kurwa! Nic tu nie ma - warknął wściekle de Vries, po czym dodał - Halo Val! Zwijamy się! Nic tu nie ma.
Cisza jaka panowała w słuchawkach, mocno go zmartwiła.
- Te skały chyba tłumią nas sygnał - wyjaśniła Samara - Pewnie jak wyjdziemy z tego wąwozu, to będziemy mogli się skontaktować z Eleuterią.
- Mam nadzie…
Słowa ugrzęzły Zeke w gardle, gdy usłyszał kolejny, tym razem dużo głośniejszy kamienny chrobot. Odwrócił się natychmiast i w jasnym snopie światła latarki ujrzał, jak jedna ze ścian groty przesuwa się tarasując wyjście.
 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 17-08-2023 o 16:37.
Morph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-08-2023, 18:19   #109
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Mal, jak każdy dobrze wychowany mężczyzna i ułożony dżentelmen, odprowadził zaproszoną na pokład Aurorę do drzwi. W niezwykłej jak na niego ciszy, spowodowanej nieco bliższą analizą jej słów na temat Feniksa. Reyes nigdy nie podejrzewał swojej przyjaciółki o ciągoty do sensacjonalizmu czy skłonności do pokładania wiary w teorie spiskowe, zatem musiała dostrzegać w ostatnich wydarzeniach jakichś wzorzec zwiastujący niespokojne czasy dla Pokatuny. Tankayushi wcale nie krył się ze swoimi ambicjami i wielkimi planami zbudowania międzygwiezdnego syndykatu, którym miałby rządzić żelazną ręką i być może zamach w “Vortexie” był zaledwie preludium do mocniejszych manewrów. Reyes wątpił jednak, aby jakikolwiek sukces w tej grze miał trwać długo. Trzymanie jednej planety w garści nie czyniło z Feniksa konkwistadora i im szerzej Tankayushi planował rozwinąć swoje skrzydła, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, że miał pojawić się ktoś chętny do ucięcia mu tych skrzydeł. Jak w tej starej terrańskiej bajce o lataniu zbyt blisko słońca.

Dam ci znać, jak wybadam temat — oznajmiła Aurora. — W międzyczasie uważaj na siebie.

Zawsze — odparł Mal, pogrążony w myślach.

Pomimo szczerej niechęci do wchodzenia w konszachty z Feniksami, Malcolm pozostawał jednak realistą i zdawał sobie sprawę z tego, że przysłowiowa przysługa u Tankayushiego znaczyła wiele i mogła okazać się najprędszym sposobem na zniechęcenie kupców zainteresowanych Eleutherią. Wiedziony tą myślą właśnie Reyes odbił się od kadłuba okrętu i truchtem dogonił Aurorę, która zdążyła już oddalić się o paręnaście metrów.

Właściwie to załatw to spotkanie — poprosił, upewniwszy się szybkim zerknięciem wokół że nikt nie nasłuchiwał. — Na neutralnym gruncie, w cztery oczy. Tylko z kimś konkretnym, a nie jakimś trepem.





Coś wam zostawić — Mal skwitował ciszę na łączach, wzdychając ciężko.

Reyes oszczędził hanzie cyniczno-sceptycznych komentarzy podczas lotu na miejsce spotkania, pojawiając się na mostku opancerzony i uzbrojony, do tego zwyczajowego “stroju roboczego” dodając jeszcze - “na wszelki wypadek” - bandolier z granatami oraz torbę wypchaną narzędziami i środkami pierwszej pomocy. Upust patologicznej wręcz potrzebie sardonicznego komentowania dał tylko pod śluzą, przy pożegnaniu, pozostawiony sam na sam z Val śledząc tylko postęp duetu de Vries & da Silva na czujnikach znad ekranu laptopa, na którym przy asyście pokładowego komputera przesiewał pokatuńską sieć w poszukiwaniu informacji na temat trójki zainteresowanej kupnem Eleutherii. Nic nie mogło jednak wiecznie trwać i gdy kompani zniknęli z sensorów, Malcolm nie szczędził swoich opinii, przenosząc się na stanowisko Samary.

Żadnemu z was nie przyszło do głowy sprawdzić składu skorupy w tych wzgórzach? Serio?

Tobie też nie, słówkiem żeś o tym nie pisnął — zauważyła Val.

Mam tylko dwie ręce i jedną głowę, nie jestem w stanie wiecznie robić i myśleć za was wszystkich — ripostował Mal. Szybkimi ruchami palców na konsoletach wprowadził odpowiednie komendy do systemu. Zmarszczył brwi, gdy pierwsze analizy zapełniły ekran. — Sporo ciężkich metali. Blokują sygnały.

Dasz radę zaradzić coś na to?

Val, kochanie, jestem geniuszem, a nie cudotwórcą. Nie jestem w stanie zmienić fundamentalnych praw fizyki.

Pomimo tego Malcolm po raz kolejny zaczął wbijać ciągi poleceń do systemów operujących czujnikami Eleutherii, nakierowując te krótkosiężne na formacje skalne wśród których zniknęli Samara i Zeke, w nadziei że przejście w wąskie pasma przesyłu pozwoli na ponowne nawiązanie łączności.

Zaczynam myśleć, że to nie pułapka, a jakaś kryjówka — oznajmił krótko, nie odrywając wielobarwnego spojrzenia od monitorów. — Dajmy im z pół godziny zanim zaczniemy się martwić. W międzyczasie możemy przeskanować sobie okolicę.

W przygotowaniu pod dalsze skany Malcolm kolejnymi ruchami dłoni zamknął część pomieszczeń Eleutherii, chwilowo im niepotrzebnych, i odciął je od zasilania oraz systemów podtrzymywania życia, pozyskaną dzięki temu nadwyżkę energii przekierowując do systemów wykrywania i legionu czujników.

Val, skarbie, obleć okolicę — poprosił pilotkę, szykując się do rozpoczęcia skanów okolicy bliższej i dalszej. — Wzór Delta-Omikron-Cztery. Tylko bez manewrów w wysokim G, jeśli łaska.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-08-2023, 21:24   #110
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Pokatuna
150km od Tarliki
Pokład Eleuterii




Programowana latami rozczarowań, sukcesów i porażek, Bushe nie pozwalała, by zwątpienie zakiełkowało, by w kluczowej chwili wpłynęło na szybkość reakcji. Pozostawała chłodna, taką przynajmniej udawała, bo obawa o rozdrobniony zespół kłuła w boku jak nagły ból wątroby alkoholika. Nie znała tego dotychczas, nie tak silnie. Nic jednak nie pokazać na zewnątrz, bo jej stan był stanem załogi i statku. Spięła Val pośladki, wbiła w fotel, na czujnikach skupiona, niewzruszona. Niby. Bo.

- Ta lala to twoja domina? - zahaczyła - Kojarzę ją trochę. - dała do zrozumienia, że wiem czym zajmuje się Aurora - Na seks mi to nie wyglądało. O co chodziło? - podjęła

Czy zdziwiło to Reyesa, czy nie, nie wystroiła się jak na kolację, choć makijażu nie zmyła. Za to na luźny kombinezon narzuciła stylowy pancerny frak, na nóżki zaś szerokie podobne szarawary. Strój mogący uchodzić za przestarzały, niemniej na tyle ekstrawagancki, że odpowiednio noszony zawsze modny. Szczególną uwagę Mala przykuły buty, część odzienia najrzadziej noszona przez kobietę na pokładzie statku. Były to wysokie miękkie sznurowane trepy łączące zaczepny styl i funkcjonalność bojową. W zasięgu miała lekki miotacz i swoją pałkę.



I w obliczu utraty kontaktu nadziei nie tracić, nie pocić się, równo siedzieć, tak robiła, skupiona na ręcznym interfejsie. Zdążyła już przywyknąć, jak pies do kalectwa, tłumaczyła, że tylko na chwilę. Raz jeszcze skontrolowała autopilota, na szerokiej ósemce i wyświetliła panel czujników. Nie musieli się z Malem bić o przydział, każde doskonale wiedziało gdzie leżą jego obowiązki.

- Jesteś moim jebanym cudotwórcą, Mal. A przynajmniej na dobrej drodze. Spróbuj przez pojazd. Co przejdzie przez minerały? Co to za skały, gęstość? Fala sejsmiczna, promienie gamma, jak byśmy zrobili mały otworek. Nie wiem, może kurwa grawimetria. - czego nie zaimplantowała z geologii, nadrabiała suplementowaną fizyką.

Tymczasem wykonując manewr według trajektorii ustalonej. Tym lepiej jeśli można coś z góry przewidzieć, zaprogramować zdarzenie.

- Mam obawy cały czas, ale nic jeszcze nie zwiastuje katastrofy. Nasi ziemianie, to twarde sztuki.

Skierowała uwagę swej części czujników na stratosferę, pozostawiając Reyesowi królestwo pod nimi. Ósemki kreślone przez Eleutherię, przeskakiwały o losowe odwzorowanie w losowej funkcji. Raz mniejsze, raz większe. Wszystko by uniknąć wykrycia i ewentualnego precyzyjnego namierzenia. Kosmiczny pojazd w atmosferze planety zdawał się nowym dla pilot obiektem, przypominało to trochę zaliczane w virtualach kursy sterowania szybowcem, które Valeri punktowała od dłuższego czasu jako trening i terapię.

Sejsmika i gamma powinny przejść na pewno. Pytanie tylko jak mamy je wywołać. Grawimetria to obecnie dość nowa nauka, ale też chyba możliwe. Można w ten sposób nadać szyfr dwójkowy lub morsa.

Val skupia się na czujnikach sprawdzając przestrzeń wokół i nad.
Suma 7 .

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172