Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2023, 13:50   #75
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
-Mam wam do zarzucenia kilka rzeczy- odparł wojownik, kładąc dłoń na drzewcu swego topora.
Kompani usłyszeli hałasy na zewnątrz na korytarzu.
-Brak honoru, przekupność, głupotę…- ciągnął ich gospodarz. W międzyczasie przez drzwi do warsztatu wbiegł w pełni uzbrojony tarczownik, za nim jeszcze jeden i kolejny.
-Ale najgorszą rzeczą, którą mam wam do zarzucenia…- Po chwili w okolicach drzwi stało już dziesięciu gwardzistów, a kilkoro uzbrojonych w kuszy stało jeszcze na korytarzu -To fakt, że źle sobie dobrałeś kompanów Verrynie…- rzekł Lares. Kompani nie bardzo wiedzieli co właśnie się wydarzyło, do momentu jak Salomon nie wystąpił w przód i nie stanął obok Laresa. Tarczownicy zbliżyli się do grupki najemników na odległość kilku kroków tym samym robiąc miejsce dla kuszników.
-Złóżcie broń!- krzyknął jeden z żołnierzy.
-Jest tutaj?- Lares zwrócił się do Salomona.
-Najprawdopodobniej- odparł czerwonooki.
-Widzisz do czego doprowadziłeś głupcze?!- Lares krzyknął w eter -Ujawnił się a rozważę by oszczędzić życie tych z którymi konspirowałeś!-
-Ty skurwysynu! Chuju zbolały!- Tenia wycedziła przez zęby w stronę czarownika -Od początku wiedziałam, że Ci źle patrzy z tych skurwiałych, czerwonych ślepi!- Salomon lekko się uśmiechnął pod nosem. Miał minę zwycięzcy.
-Jest kto?- Dopytywał się wojak z uniesionymi dłońmi. -Głupotę możesz nam zarzucić, ale nie przekupność i brak honoru. No może poza tym tam- wskazał na czaroklete. -Więc skończ pieprzyć głupoty i mów co tu się dzieje-
-Wy powierzchniowcy wszyscy jesteście siebie warci…- skomentował Lares -Jesteście aresztowani za konspirowanie z zdrajcą i dezerterem. A jeśli wasz nowy koleżka nie raczy się ujawnić, to wszyscy tu zdechniecie jak szczury w lochu!- odgrażał się wojak. Po krótkiej chwili Dario ujawnił się tuż obok Itkoviana.
-Wiedziałem… wiedziałem, że żyjesz. Czułem to…- skomentował zdenerwowany wojak -Złóżcie broń. Natychmiast- zwrócił się do swych gości.
Wojak popatrzył to na towarzyszy to na pilnujacy go oddział. Westchnął ciężko po czym powolnym ruchem zaczął wyciągać broń i kłaść ją na ziemię. Skinął towarzyszom by poszli w jego ślady. -Jakąż to konspirację nam zarzucasz? Że niby co? Oddaliśmy wam klucze tak jak chcieliście, nic nie ukradliśmy, a na wieść o tym że nie wróciliśmy z waszym inżynierem nie bardzo się przejęliście.- kontynuował wojak.
Thulzssa westchnął głośno i przestąpił z nogi na nogę. Wężowe oczy zmierzyły otaczających ich wojaków, po czym spoczęły na Laresie. - Po pierwszsze zrobiliśśmy co chcieliśście, znalezienie inżyniera było opcjonalne i liczyliśście śśię z jego sstratą, więc, za przeproszszeniem, nie pierdol waść teraz i nie przekręcaj kota ogonem tylko po to, żeby wygodnie śśię wcissnąć powrotnie w waszsze wyobrażenie honoru i tym ssamym uśśpienie włassnego poczucia winy. - Skwitował jadowicie, po czym kontynuował. - Ssspór możecie ssobie rozwiązać między ssobą, z ‘włassnym’ inżynierem, ale ten zapewne będzie chciał rozmawiać tylko w bezpiecznych warunkach bez machania toporkiem. Tak więc sssugeruję puścić nass wolno jak nakazywałby zdrowy rozssądek, szszkody nie poczyniliśśmy, co najwyżej niedopełniliśśmy kawałka umowy. Jeśśli zapewnicie Płomykowi nietykalnośść, ten zapewne naprawi wam windę, a później będziecie mogli przedysskutować warunki jego odejśścia jak cywilzowane sspołeczeństwo. Trzymanie go tu wbrew jego woli i grożenie zapewne ssprawi, że pewnego dnia obudzicie się martwi albo przynajmniej z dziurą w tych pięknych murach, przez którą ucieknie otwierając jednocześśnie drogę wszszelkim passkudztwom z zewnątrz na soczyssty krasnoludzki buffet. - Wężowy język wysunął się kilka razy z ust Yuan-ti w agresywny sposób drgając przy tym znacznie.
Verryn się nie odzywał, bo do tego, co powiedział Thulzssa niewiele było do dodania. Demonstracyjnym gestem odłożył sztylet.

-Zleciłem wam odnalezienie kluczy, oraz przyprowadzenie jego łba za dodatkową nagrodę. A wy próbowaliście mnie oszukać i przeprowadzić zdrajcę przez moje domostwo i gdyby nie wasz kompan to pewnie by się udało!- odparł podniesionym tonem, energicznie przy tym gestykulując.
-Chcieliście ze mnie zrobić idiotę i oswobodzić kogoś kto naraził mój dom i mych braci. Dlatego zostaniecie osądzeni i odpowiecie za to wszystko. A jeśli wam się wydaje, że ta sprawa podlega dyskusji to możecie się przekonać ile wasze zdanie jest warte, kiedy naszpikujemy was bełtami. Ostatni raz was ostrzegam. Złóżcie… broń…-
-Laresie…- Płomyk chciał coś wtrącić, lecz dowódca gwardzistów gestem ręki nakazał mu milczeć.
-Znasz mnie. Wiesz, że oni tu umrą, jeśli nie będą współpracować. Przegadaj im do rozsądku albo dzisiaj solidarnie umrzecie razem- oznajmił chłodno Płomykowi.
-On nie blefuje. Złóżcie broń albo wyda rozkaz zabicia was… przykro mi…- skwitował smutnym tonem.
-A ty co? Dumny pewnie z siebie jesteś skurwysynu?!- Tenia znów zwróciła się do Salomona. Jego zdrada w całej tej sytuacji bolała najbardziej.
-Właśnie- Lares zwrócił się do czerwonookiego -Pora byś opuścił mój dom. Kapusi nienawidzę równie mocno co zdrajców- spojrzał na swych tarczowników.
-Wyprowadzić go poza mury twierdzy!- polecił.
Salomon zbladł w sekundę.
-Co?! Nie! Nie możesz! Mieliśmy układ! Obiecałeś mi bogactwo! Zrobiłem wszystko czego ode mnie chciałeś!- krzyczał czarownik -Zginę w pojedynkę w Podmroku!-
-Obiecałem Ci bogactwo i je otrzymasz. Tam będziesz miał wiele bogactwa. Bogactwo mroku, wilgoci i przeszywającego strachu…- odparł z przekąsem brodacz.
-Nie! Nie tak się dogadywaliśmy!- krzyczał, lecz Lares zdawał się być niewzruszony.
W tej kwestii, znaczy wyrzucenia Salomona, Verryn zgadzał się z Laresem. I nie miał zamiaru wstawiać się za tym, który ich zdradził.
Ale nie miał też pomysłu, jak skłonić krasnoluda, by wypuścił ich, wraz z Płomykiem.
-On nas nie obchodzi, złożyliśmy broń jak chciałeś i teraz co? Zaprowadzisz nas do kogoś normalnego z kim moglibyśmy porozmawiać?- zapytał wojak.*
- No i widziszsz? - spojrzał z drwiną na Solomona - Pomyśślał by kto, że krassnoludom można zaufać, co? - szyderczo się zaśmiał przenosząc wzrok na Laresa - Dawno nie widziałem tak wsspaniałego sspektaklu hipokryzji. Prawdziwe mistrzostwo wicia się jak żmija. Daleko byśście zaszszli na śświątynnych dworach Zehira. - Yuan-ti nie rzucił broni, ale też jej nie wyjął, zamiast tego sskrzyżował ręce na piersi nie przestając się szczerzyć. - Zacząłbym bić wam brawo, ale pewnie przesstraszszylibyście się, że to jakieśś zaklęcie i sspanikowali. Prowadźcie do tego waszszego lochu, bo chce być jak najdalej od dźwięków waszszego wzajemnego polerowania głowic waszszych małych żołnierzyków w nagrodę za dobrze ssspełniony obowiązek i powssstrzymanie tak okrutnych oraz niebezpiecznych przybyszszy. Tylko sstarajcie się nie zabrudzić za bardzo ssswoich onuc, takie śślady trudno potem sprać, a ciepłej wody może tutaj zabraknąć. - Tak oto Thulzsaa zakończył swój wywód.
-Opinie kolaborantów są dla mnie nic nie warte. Przeklinajcie ile chcecie. To jedyne co wam zostało- odparł Lares, patrząc na Thulzssę.
-Za kogo wy się karłowate uparciuchy macie?!- druidce coraz trudniej było kontrolować rosnące na siłę emocje. Zrobiła się czerwona na twarzy a ciało miała napięte jakby zaraz miała skoczyć komuś do gardła.
-Wy hipokryci, zafajdani i zakłamani! My służymy wyższemu dobru w imię Wielkiej Matki! Ratujemy świat a wy nam w tym przeszkadzacie! Ruszyła w kierunku Laresa swym dziarskim krokiem. Dowódca podniósł w górę rękę. Za plecami grupy zatrzeszczały pancerze gdy strzelcy unosili swoje kuszę celując w Chmielną.
-Walczymy o setki niewinnych istnień zagrożonych plagą przeklętego pana pchlarzy! Kim wy jesteście by nas zatrzymywać takimi błahostkami jak chęć osądzenia dezertera?!- wciąż zbliżała się w jego kierunku.
-Tenio, proszę cię!- Płomyk próbował interweniować -Oni cię zabiją! Zatrzymaj się!- niemal krzyczał, lecz było za późno. Tenia przeszła dwie trzecie dystansu dzielącego ją od Laresa i mężczyzna gestem ręki dał znać podkomendnym. Mechanizm spustów zatrzeszczał, powietrze przeszył świst bełtów a druidka padła na kolana z kilkoma pociskami wystającymi jej z pleców.
-Nie!- Płomyk złapał się za głowę -Laresie! Zaprzestań tego szaleństwa!-
-Złóż broń!- zwrócił się do Thulzssy a nim dokończył zdanie martwa druidka padła na twarz s kałuży własnej krwi.
-On jest bezwzględny! Przyjacielu, błagam! Połóż miecze na podłodze!- Dario próbował przekonać Thulzssę.
 
Blackvampire jest offline