Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-07-2023, 15:33   #71
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Thulzssa

Thulzssa odprowadził pozostałych spojrzeniem swych wężowych ślepi. Nie mrugnął praktycznie ani razu, kiedy niesione przez nich światło powoli zanikało za skałami korytarzy. Po dłuższej chwili milczenia bard odwrócił głowę w stronę krasnoluda. - Cośś tam wssspominałeśś o jakichśśś pytaniach. Proszszę bardzo, zamieniam śsię w sssłuch. - Na jego twarzy pojawił się typowy dla niego uśmieszek.
-Tak- odparł szybko podekscytowanym głosem -Kiedyś czytałem o twojej rasie. Czy to prawda, że niektórzy z was przypominają hybrydy humanoida z wężem? To fascynujące- powiedział, uważnie przyglądając się rozmówcy.
- Rozumiem, że maszsz namyśśli większsze hybrydy niż ja. - Przeczesał włosy dłonią. - Odpowiedź brzmi: tak, większość Yuan-ti to o wiele bardziej ‘potworne’ mieszszanki. Tylko tak zwani Czysssstokrwiśści przypominają tak bardzo ludzi. Pozwala nam to wtopić śśsię w ich sspołeczeńssstwa i działać z ukrycia. Ta bardzo ważna informacja była darmowa, na rzecz owocnej wssspółpracy. - Wyszczerzył się od ucha do ucha, co w jego przypadku jako Czystokrwistego Yuan-ti było bardzo dosłowne.
Płomyk parsknął śmiechem, kiedy Thulzssa wspomniał, że jemu podobni szpiegują pośród innych cywilizowanych ras.
-Wybacz ten głupawy śmiech… ale jak wy niby szpiegujecie? Dobra, to fakt. Nie masz ciała węża od pasa w dół. Nie masz łusek (przynajmniej w tych miejscach ciała, które dostrzegam). Ale…- krasnolud wskazał gestem dłoni twarz rozmówcy -Przecież ślepiec rozpoznałby że nie jesteś człowiekiem. Stosujesz iluzje?- dociekał Płomyk.
Thulzssa przechylił głowę lekko w bok - Patrząc po waszszym podejśściu macie wielkie szszczęście, że nie krzyżujemy śśię z waszszą rassą, bo już dawno waszsze ssekrety były by w naszszych rękach. Wybacz ten głupawy komentarz, ale brwi zarassstają wam na oczy i nie widzicie dalej niż czubek włassnego nossa. - Skrzyżował ręce na pierśi obserwując reakcję brodacza. - Iluzja, przebrania, odpowiedni makijaż. Nie każdy Czysstokrwissty śsię do tego nadaje, to właśśnie dzięki ludzkiej krwi potrafimy być bardzo różnorodni i tym ssamym przydatniejsi dla naszszych sspołeczeńssstw. - zakończył swój wywód.
-Hm…- zadumał się na krótki moment Dario.
-Ale ty taki nie jesteś. Chyba… co zatem sprawiło, że nie inwigilujesz jak twoi współplemieńcy, a otwarcie kroczysz pomiędzy tymi tam?...- spojrzał w kierunku, w którym odeszli pozostali awanturnicy.

- Zwykły zbieg okolicznośści, nic więcej. - Odpowiedział wzruszając ramionami. - Loss ssprawił, że znalazłem śsię w sspecyficznym miejsscu o sspecyficznym czaśśsie i sspotkałem ssspecyficzne ossoby. - Cmoknął głośno. - No, może też za bardzo sspodobało mi śsię życie poza zigguratami, z dala od bata kapłanów i kapłanek. Nigdy nie byłem zbyt possłusznym chłopcem. -
Brodaty wynalazca pokiwał głową.
-Rozumiem- rzekł ze szczerym uśmiechem -Czyli nie wybierasz się w rodzinne strony? W takim razie jeśli uda mi się opuścić Podmrok żywy to będziemy w podobnej sytuacji…- dodał szybko unosząc brew.
- Nie ssspieszszy mi się tam wracać. Inna sssprawa, że pewnie złożyliby mnie w ofierze gdybym śśsię tam pokazał. - Odrzekł krasnoludowi spoglądając w korytarz, w którym zniknęli ich towarzysze. - Tak więc wolę zaryzykować tutaj. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - Choć, nie ukrywam, moi nowi towarzysze czasssem wykazują śśsię brakiem inssstynktu przetrwania i rozssądku do biznessu. No, ale co poradzić, nie można mieć wszszysstkiego.. - dodał na koniec.
-Tak. Druidka to dobrze narwane babsko hehehe…- zarechotał Płomyk -Ciekaw jestem czy sami się nie pozabijają nim uda im się w ogóle dotrzeć do Malarytów…- wziął głęboki wdech -Zobaczymy…- dodał gładząc się po brzuchu, jakby dopiero co go napełnił do syta -Powiem Ci kolego, że krasnoludy żyjące w zdyscyplinowanych społecznościach jak ci, od których, że tak to ujmę uciekłem, to straszliwi nudziarze i sztywniaki. Tylko żadnemu tego nie powtarzaj! He he he- zarechotał ponownie.
- I tak pewnie żaden by mi nie uwierzył na ssssłowo. Z tego co zauważyłem jesteśście częssto głęboko przekonani o cnotach włassnej rassy. - Odpowiedział z uśmieszkiem Yuan-ti. - A co do reszszty drużyny, to wątpię by się pozabijali. Brakuje im do tego ikry i przekonania, więc każde z nich będzie unikało śśsiłowej konfrontacji na tyle na ile to możliwe. No, może dadzą sse po pyssskach raz, czy dwa, ale na tym ssskończą. - Znowu przeczesał włosy dłonią, poprawiając ulizaną fryzurę. - Albo ja w końcu nie wytrzymam i komuśś przypierdolę. Nie wykluczam takiej opcji - Zaśmiał się lekko.
-Ja to nie rozumiem, po co niektórzy zmuszają się do towarzystwa innych. Na powierzchniowym świecie roi się od awanturników. Po cholerę irytować się na kompana jeśli można uścisnąć sobie dłoń i podziękować za współpracę, a następnie znaleźć kogoś innego, kto bardziej nam pasuje…- pokręcił głową -No nic. Ja nie jestem zwolennikiem przemocy chyba, że mówimy o sytuacji, kiedy to moje życie jest zagrożone. Więc nawet pani Chmielna nie wyprowadzi mnie z równowagi- uśmiechnął się szeroko -A ty to czym się właściwie zajmujesz? W czym specjalizujesz? Po orężu wnoszę, że jesteś wojakiem?- zapytał zerkając na sejmitary Thulzssy.
- Czassssem trzeba śśsię zmuśśsić, gdy ssytuacja tego wymaga, poza tym nudziło mi śsię no i wydawali śśsię obeznani z tymi terenami o wiele bardziej niż ja. - Wzruszył ramionami bard. - Czym śsię zajmuje? Wszszysstkim po trochu. Szszkoliłem się także pośśród grupy Tancerzy Mieczy ssstąd te ostrza przy paśśsie. - Wytłumaczył widząc spojrzenie krasnala.
- Nie powiem przydałyby śśię mi jakieśśś magiczne cacka zamiasst zwykłej sstali, ale z ich ignorancją do interesssów, to w Malarytów będziemy rzucali kulkami śśśniegu.- Skwitował.
-Racja panie kolego, racja…- odparł dziarsko brodacz -Ciekaw jestem jak sobie poradzą z obecnym zadaniem. To swoisty test!- rzekł, siadając na niewielkim kamieniu.
-Niebawem podejdziemy pod mury twierdzy. Wątpię aby udało im się to wszystko zrobić przed najbliższą zmianą wart, ale spróbować nie zaszkodzi…- dodał szybko.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-08-2023, 20:20   #72
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Krasnolud zmierzył ich podejrzliwym wzrokiem raz jeszcze
- Verryn tak? - mruknął do zaklinacza - wyczuwam w tobie elfią krew. Nie próbuj mi tu zaprzeczać. Mam szósty zmysł. Czuję elfy na sto metrów. Bez żadnych numerów! Może i jestem stary, ale nie jestem ślepy ani głupi. Będę miał cię na oku…- ostrzegł Verryna z poważną miną. Ostatecznie jednak odsunął się na bok robiąc miejsce parze gości na wejście do swojej kwatery. Była to zadbana izba, w której pachniało tytoniem i korzennymi przyprawami. Na drewnianym regale znajdowała się masa ksiąg, które mogły być jakimś rejestrem, który musiał prowadzić. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się drzwi, w kierunku których poprowadził zaklinacza i druidkę.
-Nie wiem co wam nagadali o tym miejscu, ale to nie jakiś cholerny kram w Neverwinter czy coś w tym stylu. Te wszystkie dobra służą moim braciom więc nie liczcie na to, że odsprzedam wam coś, co może kiedyś ocalić nasze życia. A to co zgodzę się wam wykupić będzie drogie jak uśmiech Tymory. Rozumiemy się?- zapytał. Magazyn był duży i podzielony na segmenty. W jednej jego części znajdował się sprzęt do kopania, w innej były różne beczki, były skrzynie, kufry i wiele rodzajów narzędzi. Był ekwipunek potrzebny do utrzymywania czystości, nafta, świece i wiele, wiele innych. Tak naprawdę wszystko czego potrzebowali poza jedzeniem i piciem.
-Czego wam tak konkretnie potrzeba?- zapytał zatrzymując wzrok na biuście druidki.
Verryn postanowił pozostawić negocjacje w rękach Tenii, uznając, że kobiece atrybuty będą miały większą siłę przebicia podczas handlowania z niechętnym elfom krasnoludem.
-Jakbym chciała jakiś cudownych targów Newerwinter, Amn czy Waterdeep to bym się tam wybrała Kwatermistrzu, dobrze wiem, że jestem na dalekiej mroźnej surowej północy nie ucz matki jak dzieci robić nie przeszkadza mi uśmiech Tymory jako cena, byleby Beshaba mi swoich pięknych cycków nie pokazała, a sprzęt działał, jak należy! Nie zjem złota i klejnotów więc to, co zarobiłam na misji dla was, wolę wydać tutaj a zapasy nam uzupełniono za wykonanie misji, to sobie teraz przypomniałam, ale mamy tą tu bransoletę co zdobyłam na wrogu. Cudów się tu nie spodziewam. Powiedziano mi, że macie niewielki zapas mikstur, zaklęcia na zwojach, które by się przydały mojemu to koledze magowi i jakieś magiczne świecidełka nasączone mocą wiem, że sprzedaliście pijanemu olbrzymowi róg podłego piwa na kredyt za magiczne przedmioty, które zdobędzie na wrogu, no to idzie z nami na wroga! Spójrzcie no Kwatermistrzu, że to same zyski i korzyści dla tej twierdzy wydaje u was klejnoty, którymi mi zapłacono, dodaje inne klejnoty, do tego i złoto! Na pewno znajdą się u ciebie jakieś mikstury leczenia i niewidzialności, z którymi moglibyście się rozstać ? Może jakiś drobny magiczny przedmiot, który pomoże się lepiej ukryć u poderznąć pchlarzom gardziele? Albo coś, co nieco ochroni moje zgrabne piersi i dupę jak jakiś wilkołak czy inny szczurołak rzucą się na mnie z pazurami? No nie dajcie się prosić Panie Kwatermistrz, na pewno coś tam macie co mogłoby się nam przydać, a wam nie zabraknie! Nie zamierzam iść na wroga z kieszeniami pełnymi złota i klejnotów jak idiotka! - Zakończyła grając słodką trzpiotkę.

-Ekhem…- odchrząknął brodacz. Nawet Verryn był zdziwiony tą grą aktorską Tenii. Było to trochę komiczne, bo druidka nigdy nie wykazywała tego typu zagrywek, ale na tego tutaj kwatermistrza najwyraźniej podziałało.
-No… szkoda… szkoda by było… żebyście gdzieś w leśnych ostępach czy w głuszy poginęli z kabzami wypchanymi złotem…- mruknął pod nosem, wciągając powietrze do ust tak, że aż zaświszczało -Mam kilka naparów, choć tak po prawdzie to wolałbym się z nimi nie rozstawać. To Pomdrok. Cholera wie, kiedy któremuś z chłopaków może się to przydać… Szkoda, że ten pierdziel Płomyk uciekł w pizdu… on miał kilka zwojów, które wymieniłaś, a że lubi hazard to pewnie moglibyście o coś z nim pograć…- pogładził się po łysym placku na potylicy -Dobra. Jestem skłonny odsprzedać wam jeden napar niewidzialności i jedną miksturę leczniczą. Mam też eliksir lewitacji. Niestety jak wspomniałem to drożyzna w tym miejscu. Dostawy to rzadkość, a nie mamy tu alchemika czy kogoś kto by mógł to przyrządzać. Każdy z tych eliksirów sprzedam za podwójną cenę rynkową- postawił warunki, splatając ramiona na piersi do podkreślenia swojej stanowczości.
-Po za tym nie mam nic co mogłoby się przydać w walce ze sługami Malara. Chociaż… mam taki naszyjnik…- odwrócił się I podszedł do jednego z kilku kufrów, które stały pod ścianą. Brodacz uchylił masywne wieko i zajrzał do środka, pogrzebał i wyjął niezbyt ładny, przypominający kształtem trójkątną tarczę wisior na rzemieniu -Magia, którą jest nasycony sprawia, że twoja skóra jest twarda na ataki wrogów…- dodał wręczając Tenii do rąk, by mogła mu się przyjrzeć z bliska.
- Brzmi uczciwie, biorąc pod uwagę, w jakiej jesteście sytuacji Panie Kwatermistrzu… Vireenie ile my właściwie mamy pieniędzy? Ja nie zwracam uwagę na takie rzeczy, bo to czego, potrzebuje daje mi Wielka Matka jeżeli jestem w dziczy albo świątynia Płaczącego Boga jeżeli jestem w cywilizacji więc się nie znam na tych cenach - Druidka poprosiła o pomoc magika po swojemu przekręcając imię półelfa, jednocześnie zaczęła się przyglądać naszyjnikowi, który wręczył jej siwy krasnal.
- Trochę zarobiliśmy, gdy oddaliśmy klucze - odparł zaklinacz. - Na jakiś drobiazg lub dwa wystarczy. A skoro wspomniałeś o Płomyku... - zwrócił się do kwatermistrza - dlaczego sobie stąd poszedł?-
-Bo był idiotą…- odburknął krasnolud -Ale nie, że półgłówek. Po prostu tak bardzo uwielbiał te swoje wynalazki, że chciał im poświęcić, więcej niż mógł. Zresztą takowy scenariusz był do przewidzenia. Wiedziałem, że prędzej czy później odejdzie, zniknie albo… Albo jeden z jego eksperymentalnych prototypów eksploduje i rozsmaruje go po ścianach swej pracowni. Cholerny dureń…- Pokręcił głową.
- Ale mimo tego go lubiłeś? - zapytał Verryn.
-Mimo to?- zapytał brodacz -Mimo co? Miał pasję i upór. Coś czego można mu było pozazdrościć. Był wizjonerem i gdyby miał w życiu więcej szczęścia i trafił w inne miejsce, gdzie jest popyt na kogoś z jego pomysłami to żyłby jak pączek w maśle…- odparł zaklinaczowi.
-Te mikstury mają równowartość ośmiuset złociszy- wskazał flaszki z naparem niewidzialności i lewitacji -Ta to jakieś dwieście pięćdziesiąt- dodał pokazując palcem napar leczniczy -Naszyjnik to już zdecydowanie wyższa półka. To jest warte dwa tysiące i pięćset złociszy- spojrzał na Tenię szukając oznak zainteresowania.
Zaklinacz również spojrzał na druidkę.
- Weźmiesz tę niewidzialności? - spytał. - Jak długo działa ta mikstura? - spytal kwatermistrza. - Wiem, że nie wolno atakować, gdy się to wypije-

- Brzmi dobrze bierzemy co możemy - Odpowiedziała druidka. Rzeczywiście najbardziej potrzebowali mikstury niewidzialności.
Krasnolud skinął głową Chmielnej raz jeszcze zezując na jej kobiece walory. Druidka wysypała mu na dłoń garść szlachetnych kamieni, które dopiero co przyjęli w nagrodę od Laresa za odnalezienie kluczy do bram. Kwatermistrz odchrząknął, po czym szacując wartość różnokolorowych kryształów powybierał większość, oddając kilka Tenii.
-Chyba musisz zawierzyć w moją uczciwość…- wzruszył ramionami -Proszę. Wasze napary- dodał szybko, oddając w ręce zaklinacza flaszkę z przezroczystą gęstą cieczą -Ten specyfik sprawi, że znikniesz z oczu- pozostałe dwa o barwie fioletu i błękitu wręczył Tenii -Fiolet pozwoli Ci się wznosić, niebieski zasklepia powierzchowne rany- wyjaśnił na koniec.
- Dziękuje za dobry biznes miłego życia - powiedziała kobieta i ruszyła do pozostałych, aby udawać odpoczynek, ale przy okazji wprowadzić w życie drugą część planu.
Kwatermistrz zdziwił się na nagłe ochłodzenie zachowania rozmówczyni. Mimo to dygnął grzecznie, ostatni raz posyłając błyskawiczne spojrzenie na kształty służki Wielkiej Matki. Tenia opuściła pomieszczenie wraz z Verrynem kierując kroki do miejsca, gdzie spędzili poprzednią noc. Na łóżkach krasnoludów, którzy opuścili twierdzę w "delegacji". Itkovian już tam był bez pancerza. Czyścił elementy zbroi. W pomieszczeniu nie było nikogo poza wojakiem. Mężczyzna nie zdjął jednak hełmu z głowy co ostatnimi czasy zdarzało mu się coraz częściej…
Wojak usłyszał kroki, podniósł wzrok nie przerywając zajęcia. Spostrzegł towarzyszy idących w jego stronę, więc uśmiechnął się serdecznie. -Już jesteście? I jak udało wam się wszystko załatwić?- zapytał odkładając narzędzia na bok.
W odpowiedzi Tenia pokazała mu miksturę niewidzialności.
-Odwiedziliście komnatę naszego przyjaciela?- dopytywał wąsacz.
- Nie, ale udało się kupić miksturę niewidzialności i leczenia wolę nie kręcić się po komnatach, bo żadna ze mnie złodziejka i nie chce wzbudzać podejrzeń - Odpowiedziała szeptem.
Itkovian rozejrzał się po pomieszczeniu czy nie ma w nim nikogo kto mógłby ich podsłuchać. Nachylił się bardziej do druidki i zapytał
-Masz pomysł jak mu to teraz przekazać?-
Wzruszyła ramionami
- Jak odpocznę to za godzinę będę mogła się zmienić w mysz, choć nie wiem, czy się przecisnę? A czy on nie miał przypadkiem wejść przy zmianie warty?-
- Sam nie wejdzie, Thulzssa musi się odnaleźć, ale to już po tym jak dostarczymy flaszkę. Musimy poczekać na zmianę warty, a wtedy dostarczyć mu eliksir przez otwór strzelniczy. Dobrze by było żeby przy tym się nie rozbił…- ciągnął wojak.
- Możemy miksturę opuścić na jakimś sznurku - zaproponował Verryn.
- Dobry pomysł z liną - poparła go druidka.
- O ile dobrze pamiętam to Salomon powinien mieć linę, a w kuchni widziałem wiadro które moglibyśmy użyć- dodał Itkovian.
- Co Salomon?- głos czerwonookiego poniósł się echem po żołnierskiej kwaterze -Krasnoludy właśnie oddały zmianę. Nie było ich kilka dłuższych chwil. Dokładnie jak opisał to Dario…- wyjaśnił już nieco ciszej by nikt niepożądany przypadkiem nie dosłyszał ich rozmowy.
- Kusznicy opuścili mur wąskimi schodami, po czym udali się do pomieszczenia kilkanaście metrów dalej, nieopodal bramy. W okolicy cisza, żadnych postronnych obserwatorów nie dostrzegłem. Z tego co mówił nasz nowy, brodaty kompan to kolejna zmiana wart powinna odbyć się za sześć godzin. Sugeruje odpocząć bo nie wiadomo kiedy znowu nam przyjdzie skorzystać z łóżka choćby i takiego…- wskazał skinieniem głowy jedną z wielu pryczy w tym pomieszczeniu.

- Dobry pomysł. - Verryn skinął głową. - Ja z chęcią skorzystam.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-08-2023, 09:20   #73
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kompani postanowili spożytkować najbliższe godziny na sen. Niedługo później w kwaterze pojawiło się kilku krasnoludów, którzy najprawdopodobniej przybyli na zasłużony spoczynek po służbie. Nie wiele mówili i starali się być cicho by nie przeszkadzać gościom. Awanturnicy podzielili się na warty by przypadkiem nie przespać momentu, w którym powinni znaleźć się przy bramach. Kiedy już przyszła odpowiednia pora i zaczęli przygotowania do najtrudniejszego etapu misji ratowania Płomyka. Aby przekazać Dariowi napar niewidzialności kompani musieli zdobyć wiadro z kuchni i tego zadania podjął się czerwonooki.
Czarownik wrócił zadowolony
-Nawet nie musiałem się zbytnio starać...- wyjaśnił -Powiedziałem kucharzowi, że za dużo żeś wypił- spojrzał na Itkoviana, który właśnie kończył zakładanie swego pancerza -I że pewnie zaraz będziesz rzygał...- zarechotał -Gotowi? Jest robota do zrobienia...- ponaglił kompanów, po czym wszyscy ruszyli w kierunku bramy i stanowisk strzelniczych znajdujących się nad nią.
Już po drodze na miejsce, przemierzając niskie korytarze Itkovian zawiązał linę na uchwycie wiadra, sprawdzając czy uchwyt jest solidny. Mieli wielkie szczęście, gdyż po świecącej pustkami warowni kręciło się niewielu mieszkańców. Ci, którzy mieli właśnie służbę, pilnowali stanowisk, a ci którzy mieli wolny czas odpoczywali, grali w kości czy zajmowali się innymi bardziej przyjemnymi sprawami. Towarzysze zatrzymali się w miejscu gdzie korytarz, którym szli wpadał do wielkiej komnaty z wrotami na zewnątrz. Kusznicy stali sztywno na posterunku, obserwując to co się działo po za murami. Nad pomieszczeniem, gdzie odbywało się zebranie żołnierzy znajdowała się niewielka półka a na niej stała masywna klepsydra wypełniona fosforyzującym piaskiem. Kiedy piach się w końcu przesypał krasnoludy dziarskim krokiem opuściły stanowisko, znikając w pomieszczeniu zebrań. Chwilę później z wnętrza wyłonił się jeden, nieopancerzony brodacz, wspiął się na drabinę, przewrócił klepsydrę i dołączył do reszty. Nadszedł czas do działania.
- Dziwne... - powiedział zaklinacz, po czym podszedł do okienka by sprawdzić, co widać za murami twierdzy.
Itkovian rozglądnął się czy aby na pewno nikt ich nie widzi. -Nie wydurniaj się tylko podaj kawałek materiału i eliksir- wojak zwrócił się do zaklinacza który wyglądał przez otwór. -Nie mamy dużo czasu więc musimy się pospieszyć-
-To działaj, przyjacielu, działaj- ponaglił go Salomon. Wojownik skinął głową i najszybciej i zarazem najciszej jak się da włożył szklaną flaszę do wiadra i spuścił na linia w dół. Wiadro na sznurze delikatnie się bujało i Itkovian wkładał cały swój spokój i opanowanie w tę czynność, by przypadkiem nie rozbujać spuszczanego ładunku zbyt mocno i przypadkiem nie uderzyć w mur. Każdy wiedział, że zrobiłoby to masę hałasu a hałas byłby dla nich jak wyrok. Wojownik czuł, że odległość do ziemi jest już niewielka więc zwolnił opuszczanie sznura. Nagle poczuł delikatne szarpnięcie. Wąsacz wystawił głowę przez strzelnicze okienko i dostrzegł Płomyka, trzymającego wiadro, zaś druga ręką wyjmował eliksir. Z uśmiechem na twarzy skinął mu na powitanie, po czym odwrócił się na pięcie i truchtem pobiegł tam skąd przybył. Itkovian wciągnął wiadro na górę i razem z resztą kompanów opuścili strefę wokół bramy. Adrenalina buzowała im w żyłach ale na całe szczęście Tymora im sprzyjała i nikt ich nie zauważył.

-Bądźcie gotowi…- cedził przez zęby czerwonooki -Płomyk mówił, że w odpowiedniej chwili, niedługo po tym jak otrzyma eliksir, wykorzysta go. Thulzssa ma pojawić się pod bramami jako nasz zaginiony, ocalały towarzysz a Dario ma być obok niego pod osłoną iluzji- przypominał towarzyszom instrukcje krasnoludzkiego wynalazcy -Pamiętajcie że powinniśmy udać się jak najszybciej windą do jaskini giganta. Póki Dario pozostaje pod wpływem niewidzialności- dodał czarownik.
- Trzeba będzie pilnować, by za szybko nie zamknęli tych wrót - powiedział Verryn. - Przyda się sztuczny tłok.
-Zbierzcie swoje rzeczy, nie będzie czasu na pakowanie się. Możemy poprosić ich by puścili nas za wrota w poszukiwaniu Thulzssy. Gdy się odnajdzie ruszamy natychmiast dalej- dokończył wąsacz i ruszył w drogę powrotną po resztę rzeczy.
Jak postanowili tak też zrobili. Czym prędzej udali się w stronę wielkiej komnaty, gdzie stało kilka rzędów pryczy, podstawionymi obok kuframi na prywatne rzeczy żołnierzy. Kompani dotarli na miejsce i zgodnie z założeniami pozbierali swój ekwipunek w całość, tak że byli już gotowi do opuszczenia warowni. Mieli dobre nastroje na myśl o powrocie na powierzchnię, choć myśl o lodowatym wietrze nieco hamowała ich entuzjazm.
Minęła niespełna godzina od przekazania Płomykowi naparu niewidzialności, kiedy z głębi korytarza dobiegł ich dźwięk dzwonów.
-Chyba się zaczęło…- syknęła Tenia. Kompani prędko się zerwali, pozbierali wszystkie rzeczy i ruszyli z powrotem w kierunku wrót. Krasnoludy na pozycjach strzelniczych mieli przygotowane kuszę, a kilku gwardzistów z halabardami i toporami ustawiło się w formację półkoła zabezpieczając przestrzeń pod wrotami. Po chwili ich oczom ukazała się wezwana przez popleczników Lira.
-To ich zaginiony towarzysz, pani!- krzyknął jeden z kuszników, wyglądający przez wąskie okienko.
-Nic go nie ściga?- chciała mieć pewność.
-Nie pani. Lekko utyka i wygląda na nieco pokiereszowanego, ale nie ma ogona- odparł woj.
-Otworzyć bramy- poleciła, na co dwójka tarczowników bez chwili wahania udała się do kołowrotu, którego mozolne kręcenie napędzało mechanizm bramy. Po chwili szpara ukazująca ciemny tunel Podmroku mierzyła około metra szerokości, a Thulzssa miał lada chwila bezpiecznie dotrzeć do twierdzy.
- Czyli niepotrzebnie się martwiliśmy - powiedział Verryn. - Ale cieszę się, że wrócił cało i zdrowo.
-Uszszszanowanko!- powiedział Thulzssa z tym swoim specyficznym uśmieszkiem -Pewnie tęsssskniliśśście, co?- zapytał przeczesując palcami grzywkę.
-Jak jasna cholera- odparł mu Salomon -Gdzie żeś się podziewał jak cię nie było?- zapytał.
-A zwiedzałem ssssobie i włóczyłem sssię. Na szszszczęśśście miałem przy sobie moich przyjaciół…- grał yuan-ti, poklepując się po rękojeściach swych sejmitarów.
-Na co czekacie?!- przerwała im Lira -Zamykać bramę!- poleciła swym tarczowników. Brodacze od razu złapali za koła napędowe i brama po chwili była już zamknięta a tarczownicy zasuwali masywne rygle ze stali.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 08-08-2023, 09:05   #74
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
- Jeszcze trochę, a byś nas nie zastał - powiedział zaklinacz. - W zasadzie to już się wybieraliśmy na powierzchnię.
-I nie poprosssiliśśście naszszszych przyjaciół o pomoc w szszszukaniu mnie?- zrobił udawaną, smutną minę -A to ja mam w żyłach krew żmii…- uśmiechnął się ukazując wszystkie kły.
-Niestety spóźniliście się o kilka godzin. Mechanizm obrotowy, który naciąga stalowe linki, które podnoszą platformę się zepsuł. Nasz jedyny inżynier gryzie piach, więc kto inny zajmuje się reperowaniem. Pewnie poczekacie z dzień…- oznajmiła im Lira. -Ale spokojnie. Możecie się tu czuć jak u siebie- dodała na koniec udając się z resztą tarczowników spod bramy do pomieszczenia, gdzie oddziały strażników zmieniały warty i raportowały sobie o wszystkim czego doświadczyli nad bramą.
- No to chyba przyda się kolejna mikstura niewidzialności.... albo i kilka - powiedział cicho Verryn, gdy już zostali sami…
-Może zacznijmy od tego żeby znaleźć nieco bardziej ustronne miejsce do obgadania planu "b"...- zasugerował Salomon.
-A macie takowy?- wtrącił Thulzssa, lecz widząc miny kompanów domyślił się, że obgadywanie planu to synonim stworzenia planu.
Kompani wrócili do sali z pryczami, lecz kręciło się tam kilku krasnoludów to też grupa próbowała szczęścia w kuchni. Na szczęście to pomieszczenie było chwilowo opuszczone.
-Dobra co robimy? Bo sytuacja jest poważna…- podsumował czerwonooki.
-Kwatermistrz sprzedał nam tyle mikstur, ile mógł odsprzedać- odparła mu Tenia.
-Jest jeszcze komnata Płomyka - zasugerował Verryn. - Ktoś ponoć ma zwój niewidzialności... - dodał.
-Nie ma wyjścia, musimy go przetransportować do komnaty, i przetrzymać go tam do czasu naprawy. Chyba że on to szybko zrobi i ruszymy dalej- zaproponował wąsacz.
-Lira powiedziała, że kto inny zajmuje się naprawą mechanizmu- Salomon wzruszył ramionami -Więc chyba lepiej będzie przeczekać- dodał szybko -Idziemy tam od razu?- spojrzał po kompanach.
-Tak chyba będzie najbezpieczniej- odparł Thulzssa, przeczesując włosy dłonią.
-Zgadzam się…- dodała Tenia.
- No to chodźmy. - Verryn skinął głową.
Towarzysze uzgodnili między sobą, że najlepszym wyjściem z ich tarapatów będzie przetrzymanie Daria w jego prywatnej komnacie, gdzie również pomiędzy jego rzeczami miał znajdować się zwój z zapisanym zaklęciem niewidzialności.
-Wie... wie ktoś, gdzie jest ta komnata?- zapytał Salomon. Po krótkiej chwili przytłaczającego milczenia w końcu odezwał się Thulzssa.
-Przewidzieliśśśmy z Dariem i taką ewentualnośśść i powiedział mi jak odnaleźć jego kwaterę...- syknął -Ale nassstępnym razem możecie też sssami pomyśleć nieco w przód... A teraz za mną...- yuan-ti uśmiechał się delikatnie pod nosem, ale widać było po nim że jest zirytowany. Na miejsce dotarli po dłuższej chwili. Po drodze napotkali kilku gwardzistów, ale zachowali czujność i pozory, nie dając gospodarzom powodów do podejrzeń.
-To będą dwie charakteryssstyczne komnaty- wyjaśnił bard prowadząc grupę -Ponoć wynalazki Płomyka kilkukrotnie eksssplodowały to też nakazano mu wymienić drewniane drzwi na żeliwne. A jako, że pracował na warsztacie jak i w swojej prywatnej kwaterze to i jedne i drugie drzwi musiały zostać wymienione. To jedyne takie w całym kompleksie i znajdują się dokładnie... Tutaj!- wskazał skinieniem głowy korytarz ze ślepym zaułkiem na końcu którego naprzeciw siebie znajdowały się żelazne drzwi.
-Te po prawej to komnata Płomyka. Te drugie to warsztat i pracownia.

Towarzysze zbliżyli się do drzwi po prawej. Thulzssa wyjął spod pazuchy mosiężny klucz i włożył do zamka, lecz jak się okazało ten był wyłamany a drzwi pod wpływem pchnięcia po prostu się otworzyły ukazując grupie izbę krasnoludzkiego wynalazcy. Panował tam straszny rumor, jakby kwaterę splądrowała horda orków. Meble były poprzewracane, cała ich zawartość niechlujnie powywalana na zewnątrz. Na ścianach znajdowały się ślady sadzy, które były jednoznacznym dowodem na to, że brodaczowi zdarzało się faktycznie pracować nad niektórymi wynalazkami w swojej komnacie.
-Ale rozpierdol...- syknął Salomon.
- Nie sądziłem, że wynalazcy aż tak lubią bałagan - powiedział Verryn. - Jak można tu cokolwiek znaleźć?...
-W takim stanie mieszkał czy przeszło tu tornado?- dodał wojak.
-To wygląda jakby ktoś to zrobił celowo… Może czegoś szukali?- dywagowała Tenia -Nie widzę tu nic cennego, ani wartego uwagi. Poszukajmy w warsztacie- zaproponował czerwonooki, spoglądając przez ramię na drzwi po drugiej stronie korytarza.
-No to ruszajmy, nie ma czasu do stracenia- potwierdził wojak.
- Tu faktycznie nie ma nic ciekawego. - Zaklinacz pokręcił głową.
Idący z przodu Thulzssa pchnął drzwi do warsztatu Płomyka. Tym razem również nie napotkał oporu. Ciężkie i masywne drzwi uchyliły się do środka, ukazując awanturnikom wnętrze pracowni. Pomieszczenie było spore, mierzyło około ośmiu metrów długości i trzech szerokości. Środkiem biegł dregu stelaż wypełniony narzędziami, żelaznymi i drewnianymi elementami różnych urządzeń. Setki śrub, nakrętek, rurek. A do tego słoje, menzury, flaszki i wszystko chaotycznie powrzucane w przypadkowe pojemniki.
Kompani wkroczyli do środka dziarskim krokiem. Panował tu chaos jak w prywatnej kwaterze Płomyka, ale to była zasługa zaniedbania wynalazcy a nie umyślnego przewracania mebli i wyrzucania ich zawartości.
Idący na przodzie Thulzssa nagle stanął jak wryty skupiając na sobie uwagę towarzyszy.
-Co jest?- zapytała Tenia, lecz w tej chwili każdy zdążył zauważyć stojącego za jednym z regałów Laresa, który przyglądał się dziwacznej kuszy - jednemu z wynalazków Daria.
-Widzę, że dosłownie potraktowaliście życzliwe słowa mej siostry abyście czuli się jak u siebie...- rzekł głośno, nie odrywając wzroku od trzymanej kuszy.
-No cóż, sami nam pozwoliliście, a my chcemy szybko udać się na powierzchnię więc szukamy czegoś co nam w tym pomoże- odpowiedział wojak obojętnym tonem.
Verryn skupił wzrok na oglądanej przez tamtego broni.
- Czy to jakiś wynalazek Płomyka? - spytał. - Jakoś... nietypowo wygląda - dodał. - Wiesz, jak to działa?-
Krasnolud zignorował pytanie zaklinacza, odłożył trzymaną w rękach kuszę i w końcu podniósł wzrok. Jego spojrzenie było pełne gniewu.
-Myślicie, że będziecie panoszyć się po moim domu i jeszcze robić ze mnie idiotę? Zapłaciliśmy wam uczciwą cenę za robotę, daliśmy dach nad głową, nakarmiliśmy a wy łżecie mi prosto w oczy jak ten niewdzięczny pies, który gryzie rękę swego pana?!- Lares podniósł ton niemal do krzyku. Mówiąc to powoli zmierzał w ich kierunku okrążając stelaż z narzędziami i innymi gratami.
- A zatem co masz nam do zarzucenia? - powiedział Verryn. - Czyżbyś nas o coś oskarżał? Może jeszcze powiesz, że cię okradliśmy, co?-
 
Halwill jest offline  
Stary 09-08-2023, 13:50   #75
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
-Mam wam do zarzucenia kilka rzeczy- odparł wojownik, kładąc dłoń na drzewcu swego topora.
Kompani usłyszeli hałasy na zewnątrz na korytarzu.
-Brak honoru, przekupność, głupotę…- ciągnął ich gospodarz. W międzyczasie przez drzwi do warsztatu wbiegł w pełni uzbrojony tarczownik, za nim jeszcze jeden i kolejny.
-Ale najgorszą rzeczą, którą mam wam do zarzucenia…- Po chwili w okolicach drzwi stało już dziesięciu gwardzistów, a kilkoro uzbrojonych w kuszy stało jeszcze na korytarzu -To fakt, że źle sobie dobrałeś kompanów Verrynie…- rzekł Lares. Kompani nie bardzo wiedzieli co właśnie się wydarzyło, do momentu jak Salomon nie wystąpił w przód i nie stanął obok Laresa. Tarczownicy zbliżyli się do grupki najemników na odległość kilku kroków tym samym robiąc miejsce dla kuszników.
-Złóżcie broń!- krzyknął jeden z żołnierzy.
-Jest tutaj?- Lares zwrócił się do Salomona.
-Najprawdopodobniej- odparł czerwonooki.
-Widzisz do czego doprowadziłeś głupcze?!- Lares krzyknął w eter -Ujawnił się a rozważę by oszczędzić życie tych z którymi konspirowałeś!-
-Ty skurwysynu! Chuju zbolały!- Tenia wycedziła przez zęby w stronę czarownika -Od początku wiedziałam, że Ci źle patrzy z tych skurwiałych, czerwonych ślepi!- Salomon lekko się uśmiechnął pod nosem. Miał minę zwycięzcy.
-Jest kto?- Dopytywał się wojak z uniesionymi dłońmi. -Głupotę możesz nam zarzucić, ale nie przekupność i brak honoru. No może poza tym tam- wskazał na czaroklete. -Więc skończ pieprzyć głupoty i mów co tu się dzieje-
-Wy powierzchniowcy wszyscy jesteście siebie warci…- skomentował Lares -Jesteście aresztowani za konspirowanie z zdrajcą i dezerterem. A jeśli wasz nowy koleżka nie raczy się ujawnić, to wszyscy tu zdechniecie jak szczury w lochu!- odgrażał się wojak. Po krótkiej chwili Dario ujawnił się tuż obok Itkoviana.
-Wiedziałem… wiedziałem, że żyjesz. Czułem to…- skomentował zdenerwowany wojak -Złóżcie broń. Natychmiast- zwrócił się do swych gości.
Wojak popatrzył to na towarzyszy to na pilnujacy go oddział. Westchnął ciężko po czym powolnym ruchem zaczął wyciągać broń i kłaść ją na ziemię. Skinął towarzyszom by poszli w jego ślady. -Jakąż to konspirację nam zarzucasz? Że niby co? Oddaliśmy wam klucze tak jak chcieliście, nic nie ukradliśmy, a na wieść o tym że nie wróciliśmy z waszym inżynierem nie bardzo się przejęliście.- kontynuował wojak.
Thulzssa westchnął głośno i przestąpił z nogi na nogę. Wężowe oczy zmierzyły otaczających ich wojaków, po czym spoczęły na Laresie. - Po pierwszsze zrobiliśśmy co chcieliśście, znalezienie inżyniera było opcjonalne i liczyliśście śśię z jego sstratą, więc, za przeproszszeniem, nie pierdol waść teraz i nie przekręcaj kota ogonem tylko po to, żeby wygodnie śśię wcissnąć powrotnie w waszsze wyobrażenie honoru i tym ssamym uśśpienie włassnego poczucia winy. - Skwitował jadowicie, po czym kontynuował. - Ssspór możecie ssobie rozwiązać między ssobą, z ‘włassnym’ inżynierem, ale ten zapewne będzie chciał rozmawiać tylko w bezpiecznych warunkach bez machania toporkiem. Tak więc sssugeruję puścić nass wolno jak nakazywałby zdrowy rozssądek, szszkody nie poczyniliśśmy, co najwyżej niedopełniliśśmy kawałka umowy. Jeśśli zapewnicie Płomykowi nietykalnośść, ten zapewne naprawi wam windę, a później będziecie mogli przedysskutować warunki jego odejśścia jak cywilzowane sspołeczeństwo. Trzymanie go tu wbrew jego woli i grożenie zapewne ssprawi, że pewnego dnia obudzicie się martwi albo przynajmniej z dziurą w tych pięknych murach, przez którą ucieknie otwierając jednocześśnie drogę wszszelkim passkudztwom z zewnątrz na soczyssty krasnoludzki buffet. - Wężowy język wysunął się kilka razy z ust Yuan-ti w agresywny sposób drgając przy tym znacznie.
Verryn się nie odzywał, bo do tego, co powiedział Thulzssa niewiele było do dodania. Demonstracyjnym gestem odłożył sztylet.

-Zleciłem wam odnalezienie kluczy, oraz przyprowadzenie jego łba za dodatkową nagrodę. A wy próbowaliście mnie oszukać i przeprowadzić zdrajcę przez moje domostwo i gdyby nie wasz kompan to pewnie by się udało!- odparł podniesionym tonem, energicznie przy tym gestykulując.
-Chcieliście ze mnie zrobić idiotę i oswobodzić kogoś kto naraził mój dom i mych braci. Dlatego zostaniecie osądzeni i odpowiecie za to wszystko. A jeśli wam się wydaje, że ta sprawa podlega dyskusji to możecie się przekonać ile wasze zdanie jest warte, kiedy naszpikujemy was bełtami. Ostatni raz was ostrzegam. Złóżcie… broń…-
-Laresie…- Płomyk chciał coś wtrącić, lecz dowódca gwardzistów gestem ręki nakazał mu milczeć.
-Znasz mnie. Wiesz, że oni tu umrą, jeśli nie będą współpracować. Przegadaj im do rozsądku albo dzisiaj solidarnie umrzecie razem- oznajmił chłodno Płomykowi.
-On nie blefuje. Złóżcie broń albo wyda rozkaz zabicia was… przykro mi…- skwitował smutnym tonem.
-A ty co? Dumny pewnie z siebie jesteś skurwysynu?!- Tenia znów zwróciła się do Salomona. Jego zdrada w całej tej sytuacji bolała najbardziej.
-Właśnie- Lares zwrócił się do czerwonookiego -Pora byś opuścił mój dom. Kapusi nienawidzę równie mocno co zdrajców- spojrzał na swych tarczowników.
-Wyprowadzić go poza mury twierdzy!- polecił.
Salomon zbladł w sekundę.
-Co?! Nie! Nie możesz! Mieliśmy układ! Obiecałeś mi bogactwo! Zrobiłem wszystko czego ode mnie chciałeś!- krzyczał czarownik -Zginę w pojedynkę w Podmroku!-
-Obiecałem Ci bogactwo i je otrzymasz. Tam będziesz miał wiele bogactwa. Bogactwo mroku, wilgoci i przeszywającego strachu…- odparł z przekąsem brodacz.
-Nie! Nie tak się dogadywaliśmy!- krzyczał, lecz Lares zdawał się być niewzruszony.
W tej kwestii, znaczy wyrzucenia Salomona, Verryn zgadzał się z Laresem. I nie miał zamiaru wstawiać się za tym, który ich zdradził.
Ale nie miał też pomysłu, jak skłonić krasnoluda, by wypuścił ich, wraz z Płomykiem.
-On nas nie obchodzi, złożyliśmy broń jak chciałeś i teraz co? Zaprowadzisz nas do kogoś normalnego z kim moglibyśmy porozmawiać?- zapytał wojak.*
- No i widziszsz? - spojrzał z drwiną na Solomona - Pomyśślał by kto, że krassnoludom można zaufać, co? - szyderczo się zaśmiał przenosząc wzrok na Laresa - Dawno nie widziałem tak wsspaniałego sspektaklu hipokryzji. Prawdziwe mistrzostwo wicia się jak żmija. Daleko byśście zaszszli na śświątynnych dworach Zehira. - Yuan-ti nie rzucił broni, ale też jej nie wyjął, zamiast tego sskrzyżował ręce na piersi nie przestając się szczerzyć. - Zacząłbym bić wam brawo, ale pewnie przesstraszszylibyście się, że to jakieśś zaklęcie i sspanikowali. Prowadźcie do tego waszszego lochu, bo chce być jak najdalej od dźwięków waszszego wzajemnego polerowania głowic waszszych małych żołnierzyków w nagrodę za dobrze ssspełniony obowiązek i powssstrzymanie tak okrutnych oraz niebezpiecznych przybyszszy. Tylko sstarajcie się nie zabrudzić za bardzo ssswoich onuc, takie śślady trudno potem sprać, a ciepłej wody może tutaj zabraknąć. - Tak oto Thulzsaa zakończył swój wywód.
-Opinie kolaborantów są dla mnie nic nie warte. Przeklinajcie ile chcecie. To jedyne co wam zostało- odparł Lares, patrząc na Thulzssę.
-Za kogo wy się karłowate uparciuchy macie?!- druidce coraz trudniej było kontrolować rosnące na siłę emocje. Zrobiła się czerwona na twarzy a ciało miała napięte jakby zaraz miała skoczyć komuś do gardła.
-Wy hipokryci, zafajdani i zakłamani! My służymy wyższemu dobru w imię Wielkiej Matki! Ratujemy świat a wy nam w tym przeszkadzacie! Ruszyła w kierunku Laresa swym dziarskim krokiem. Dowódca podniósł w górę rękę. Za plecami grupy zatrzeszczały pancerze gdy strzelcy unosili swoje kuszę celując w Chmielną.
-Walczymy o setki niewinnych istnień zagrożonych plagą przeklętego pana pchlarzy! Kim wy jesteście by nas zatrzymywać takimi błahostkami jak chęć osądzenia dezertera?!- wciąż zbliżała się w jego kierunku.
-Tenio, proszę cię!- Płomyk próbował interweniować -Oni cię zabiją! Zatrzymaj się!- niemal krzyczał, lecz było za późno. Tenia przeszła dwie trzecie dystansu dzielącego ją od Laresa i mężczyzna gestem ręki dał znać podkomendnym. Mechanizm spustów zatrzeszczał, powietrze przeszył świst bełtów a druidka padła na kolana z kilkoma pociskami wystającymi jej z pleców.
-Nie!- Płomyk złapał się za głowę -Laresie! Zaprzestań tego szaleństwa!-
-Złóż broń!- zwrócił się do Thulzssy a nim dokończył zdanie martwa druidka padła na twarz s kałuży własnej krwi.
-On jest bezwzględny! Przyjacielu, błagam! Połóż miecze na podłodze!- Dario próbował przekonać Thulzssę.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 09-08-2023, 18:22   #76
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Odłóż broń.. - Verryn pokręcił głową. - Z tym durniem nie pogadasz... tylko sprawisz u przyjemność, że będzie mógł cię zabić-
- Mógłbyś podać sobie rękę z duargarami. Pewnie masz już mokro w spodniach a konar już Ci tam płonie widząc jak możesz egzekwować swoją gówno wartą pozycję na tym wypizdowie? Świetnie. Przodkowie na pewno są z ciebie dumni. - Splunął na podłogę z pogardą, po czym spojrzał na druidkę upewniając się, czy aby jest co ratować. Chwilę później, jeżeli krasnoludy nie wykonały żadnej agresywnej reakcji w jego stronę, po prostu wyjął ostrza i cisnął je na ziemię w kierunku Laresa. - Masz i udław się.
Wąsacz z bólem patrzył na dogorywające ciało Chmielnej. Chciał jej pomóc ale już nie raz widział takie rany i wiedział że nie zdoła jej pomóc.
-No i co teraz będzie? Chcesz się publicznie ośmieszyć czy bezceremonialnie wtrącisz nas do lochu?- zapytał Itkovian z wściekłością w głosie.
- Pewnie zrobi się oskarżycielem, sędzią i katem w jednej osobie - powiedział Verryn. - Chociaż do tego ostatniego ma tych tam. - Skinął głową w stronę kuszników. - Nie będzie sobie brudzić rączek.
Lares nie reagował na słowa swych więźniów. Z satysfakcją przyglądał się Płomykowi i kompani mogli wnioskować, że tak naprawdę celem dowódcy grupy krasnoludów nie było wymierzanie jakiejkolwiek sprawiedliwości, lecz złośliwa satysfakcja płynąca z zemsty na swym butnym inżynierze. Dario był załamany obrotem spraw. Z niedowierzaniem gapił się na ciało martwej druidki. Między nimi nie było szczególnej sympatii czy więzi, ale Płomyk wiedział, że Lares zabije każdego by wyrządzić tym większą krzywdę Dariowi.
-Skuć ich- polecił krótko swym podwładnym i już po paru chwilach najemnicy zostali skuci kajdanami na wysokości nadgarstków z rękami za plecami.
-A jego wyprowadzić poza mury...- skinął z pogardą na Salomona. Czarownik opierał się jak mógł, lecz został szybko spacyfikowany ciosem pod żebra.
-Błagam! Ratujcie mnie, błagam!- krzyczał do tych, których zdradził, lecz odpowiedzieli mu tylko nienawistnymi spojrzeniami.
-Zakneblować im gęby. Niektórzy z nich są w stanie rzucać czary...- dodał na koniec i wyszedł. Gwardziści wykonali zadanie, po czym poprowadzili czworo więźniów z Płomykiem na czele do pomieszczenia nieopodal, gdzie dokładnie ich przeszukano i pozabierano wszystkie rzeczy, które mogłyby posłużyć do sprawienia krasnoludom jakiejkolwiek niespodzianki. Na sam koniec zamknięto ich w lochach. Był to pokaźny korytarz z wieloma pojedynczymi celami o klaustrofobicznych wymiarach po bokach. Cele były zaniedbanymi pomieszczeniami z gołej cegły, bez jakichkolwiek udogodnień jak choćby wiadro na odchody czy cokolwiek na czym można by było spać. Drzwi, które oddzielały cele od korytarza były z dębowych desek, a na wysokości krasnoludzkiej głowy znajdowała się okratowany otwór mierzący łokieć wysokości i szerokości.

~***~

Trudno stwierdzić ile czasu przesiedzieli w celach. Nikt do nich nie przychodził. No może z wyjątkiem strażników, którzy raz na jakiś czas przechadzali się tylko by sprawdzić czy wszystko jest pod kontrolą. Kompani wiedzieli, że czekający ich osąd to jedna, wielka farsa i nikt sprawiedliwy nie wyda na nich wyroku. Wiedzieli też, że ich jedyną winą była współpraca z kimś kto miał mocno na pieńku z Laresem. Domyślali się, że krasnoludzki oficer miał coś z głową, skoro z takich powodów był gotów odbierać innym życie. Ale jego zemsta na Płomyku była skuteczna, gdyż niedawne wydarzenia totalnie złamały wynalazcę.
Rozdrażniony i odrętwiały Itkovian z trudem wstał, opierając się plecami o śliską ścianę. Musiał rozprostować nogi. Bolała go żuchwa od knebla. Podszedł do drzwi i posłał im potężnego kopniaka, potem jeszcze jednego i kolejnego. Nagle poczuł na sobie spojrzenie. Powoli odwrócił głowę w lewo, w głąb korytarza skąd tutaj zostali przyprowadzeni i dostrzegł tam szczura. Gryzoń stał na tylnych łapkach energicznie poruszając wąsiskami. Zwierzę ewidentnie gapiło się na wojownika swymi czerwonymi ślepiami, a wojak poczuł na plecach dreszcze, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Szczur czmychnął w kierunku drzwi do celi wąsacza. Mężczyzna usłyszał drapanie i po chwili między prętami krat dostrzegł ów gryzonia z bliska.
Stał zdziwiony wpatrując się w nowo przybyłe stworzonko. Po chwili się opamiętał i pochylił się do gryzonia sprawdzając jak na to zareaguje.
Szczur stanął na tylnych łapkach, delikatnie poruszając przednimi w kierunku wojownika, zupełnie jakby chciał od wąsacza zgody na to by na niego wskoczyć. Tak przynajmniej Itkovian interpretował zachowanie zwierzęcia.
Wojak przytaknął i przysunął się jeszcze bliżej otworu.
~Chyba zdurniałem do reszty, rozmawiam że szczurami~ pomyślał ale dalej kontynuował swoje działania.
Szczur przeskoczył niewielki dystans dzielący go od barku wojaka. Stworzonko zwinnie znalazło się na ciele mężczyzny i wspięło się nieco wyżej, po czym zażarcie zaczął przegryzać knebel, tak że po chwili Itkovian czuł wzbierający luz w ustach a kolejną chwilę później był w stanie wypluć to co miało trzymać jego usta zamknięte.
-Dziękuję Ci kimkolwiek jesteś.- zaczął Itkovian - Niestety mnie i moich towarzyszy trzymają jeszcze kajdany, a ja zaklęciami nie umiem się posługiwać-
Zwierzę przechyliło mały łebek na bok. Zupełnie jakby dokładnie słuchał słów wojownika, lecz z wiadomych względów nie był w stanie odpowiedzieć. Wszak był tylko szczurem.
-Niestety Tenia prawdopodobnie nie żyje. Została naszpikowana strzałami na rozkaz Laresa.- wojak przekazywał smutne wieści szczurowi. -Nasz czerwonooki towarzysz nas zdradził co przy jej wybuchowym charakterze doprowadziło do jej śmierci. Nie wiem ile tu jeszcze posiedzimy ani jak skończymy ale mam nadzieję, że wieści o tym co się dzieje dotarły tam gdzie trzeba- powiedział wojak.
Gryzoń poruszył chwilę intensywnie wąsiskami, podgryzł długimi siekaczami swędzący bok po czym przeskoczył z Itkoviana na otwór w drzwiach. Szczur przemknął między kratami i po chwili już go nie było widać.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-08-2023, 07:08   #77
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~***~

Minęły dobre dwie godziny. Itkovian wypatrywał swego nowego, czworonożnego znajomka z nadzieją, że ten przyprowadzi jakąś pomóc. W końcu okazało się, że te nadzieję się ziściły. Najpierw z głębi korytarza wyłonił się szczur, za nim biegła wiewiórka a metr ponad nimi frunęła wrona. Zwierzęta zatrzymały się pod drzwiami do celi Itkoviana a po chwili przybrały formę humanoidalną. Szczur zmienił się w piękną, odzianą w futra elfkę o niebieskich oczach i jasnych jak kłosy włosach. Kruk przybrał formę szczupłego półorka w sędziwym wieku, a wiewiórka zmieniła się w gnoma, który miał na sobie skórznię a we włosy wplecione gałązki z (o dziwo) zakwitającymi na nich kwiatami.
-Gdzie… jest… Tenia Chmielna?- syknął gnom, zwracając tym uwagę czwórki więźniów.
Słysząc pytanie Verryn podszedł do kraty i wyjrzał na korytarz. Widok niespodziewanych gości był zdecydowanie zaskoczeniem... ale to z powodu knebla a nie zaskoczenia nie odpowiedział na to pytanie.
-Nie żyje, jak już przekazałem waszemu zwierzątku- odparł wojak - Została zastrzelona na rozkaz jednego z oficerów. Niestety nie mogliśmy nic zrobić, przykro mi. - odparł wojak ze smutkiem w głosie. -Zdradzono nas i wtrącony do lochów, proszę was więc o pomoc w uwolnieniu się z stąd abyśmy mogli godnie ją pożegnać i kontynuować to co zaczęła- powiedział.
Gnom zachował pozory spokoju. Ciężko dyszał a twarz mu poczerwieniała. Gdyby nie to, mógłby wyglądać na milutkiego a może nawet śmiesznego jegomościa.
-Otwórzcie ich cele. Ja zajmę się wsparciem- polecił elfce i półorkowi. Mały druid odwrócił się w kierunku skąd przybył, przyklęknął na jedno kolano i wyjął spod pazuchy kilka wysuszonych robaków, uniósł ręce ku sklepieniu korytarza i zaczął nucić inkantację druidycznego zaklęcia.
W tym samym czasie jego towarzysze, zgodnie z poleceniem zajęli się drzwiami cel. Półork podszedł do celi Verryna, natomiast elfka zajęła się drzwiami oddzielającymi ją od Itkoviana. Druidzi pomodlili się do Wielkiej Matki, wykonali kilka gestów rękami po czym w jednej chwili przyłożyli dłonie do zamków w drzwiach. Po kilku chwilach żelazny mechanizm nagrzewał się do czerwoności.
-Pchnij barkiem tak mocno jak potrafisz- poleciła elfka. Itkovian naparł z całej siły i zamek z łatwością się odkształcił uwalniając tym samym wąsacza.
-Widziałeś co robić- Półork zwrócił się do zaklinacza. Druidzi zajęli się w dalszej kolejności drzwiami do cel Thulzssy i Płomyka. Kiedy wszyscy byli wolni, oswobodzono ich usta z knebli.

- Dzięki, stokrotne - powiedział Verryn, gdy już odzyskał możliwość mówienia.
-Żeby rozpiąć kajdany będzie nam potrzebny klucz…- mruknął stary Półork.
-Nieopodal jest pomieszczenie. Trzymają tam nasze rzeczy i powinien tam siedzieć strażnik. On ma klucze- wyjaśnił Płomyk.
Druidzi wymienili spojrzenia i skinęli sobie głowami.
Po chwili zza ich pleców dało się usłyszeć dziwaczne dźwięki, coś jak spotęgowane szuranie.
-Nie wystraszcie się i starajcie nie ruszać- polecił im gnom, który w końcu zakończył rzucanie czaru.
-To robale!- Dario niemal krzyknął patrząc z niepokojem na setki insektów sunąc po kamiennej posadzce w ich kierunku. Skolopendry, karaluchy, pająki, ćmy i cholera co jeszcze. Robale ominęły nogi awanturników i pomknęły w kierunku właściwej twierdzy.
-Ruszajcie. Nie ma czasu do stracenia- rzekł chłodno gnom, ruszając na czele akcji ratunkowej. Po krótkiej chwili intensywnego marszu udało im się dotrzeć do miejsca, gdzie zgodnie z słowami Płomyka przebywał krasnoludzki strażnik. Tarczownik próbował zrzucić z siebie pełzające po nim skolopendry i pająki, a te które powłaziły mu za elementy zbroi i pokąsały boleśnie. Półorczy druid wziął potężny rozpęd i powalił krasnoluda ciosem z barku, lecz gwardzistów nawet nie myślał skupiać się na przeciwniku, gdy po jego ciele pełzały ohydne robaki. Półork postawił nogę na jego piersi przyszpilając go do ziemi a gnom szarpnięciem ręki zdobył klucze, które miał u pasa. Najpierw oswobodził Itkoviana, potem Thulzssę następnie Verryna i Płomyka.
-Jesteście wolni- wycedził przez zęby -Wynośmy się stąd…-
-Czekaj, nasze rzeczy!- odparł mu Płomyk cały ich oręż, oraz ekwipunek znajdował się w masywnym kufrze, który od razu otworzył i wydobył zeń swój miotacz płomieni oraz wielki, żelazny klucz, który mógł służyć za coś na kształt buzdyganu.
Verryn bez wahania zabrał swoje rzeczy. Na szczęście krasnoludy w tej przynajmniej materii zachowały się porządnie i nic nie zginęło. Przynajmniej jeśli chodzi o jego dobytek, bo rzeczy Teni jakoś nie mógł dostrzec.
- Jak żeście się tu dostali? - spytał.
Wojak z posępna miną ubrał się w swoje rzeczy. Zabrał swoją broń, przeszukał co się da i bez słowa stanął przy wybawicielach.
-Nazywam się Nów. To ja poleciłem Tenii udać się do gigantów w poselstwie z prośbą o pomoc- powiedział gnom -To moi przyjaciele oraz starsi swoich kręgów. Ten starzec to Brog O'Gho. A ta piękna elfka to Blask. W czasie, kiedy wy zajmowaliście się poselstwem w domu gigantów ja musiałem odszukać mych przyjaciół i prosić ich o pomoc. Na szczęście wzięli na poważnie moje słowa i postanowili wspomóc naszą misję- wyjaśnił -Kiedy już się zebraliśmy, bez zbędnej zwłoki udaliśmy się tutaj. Znam tego pijaka dość dobrze- gnom podniósł wzrok na sklepienie komnaty, sugerując że mówi o gigancie w jaskini nad ich głowami -Kiedy nam powiedział, że udaliście się pomóc krasnoludom ale nie ma was już cztery dni postanowiłem wysłać mojego przyjaciela. Przybyliśmy tu jedyną, możliwą drogą. Otworem na podnoszoną rampę…- wyjaśnił.
-Lares kłamał. Nie pierwszy i nie ostatni raz- skwitował Płomyk -Potrafię obsługiwać mechanizm windy. Wydostanę nas stąd kiedy już się tam dostaniemy- zapewniał krasnolud.
-Nowiu…- wtrąciła się elfka -Powinniśmy zabrać ciało naszej siostry…-
-Zgadza się. Nie zapomniałem o tym…- odparł gnom.
- Znów zapomniałem o dobrych manierach - powiedział zaklinacz. - Verryn - przedstawił siebie, potem pozostałych. - Nie wiemy, gdzie jest ciało Tenii. - Spojrzał na Płomyka w nadziei, że on może podsunąć jakiś pomysł.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 13-08-2023, 07:27   #78
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
-Może…- krasnolud spojrzał z pełną powagą na Verryna -Może zapytamy gospodarza?- spytał na głos, a po minach trójki druidów można było wnioskować iż ten pomysł im odpowiada i z chęcią pomszczą zamordowaną kobietę.
-Z chęcią zamienię z nim kilka zdań- odparł Itkovian poprawiając paski tarczy.y
Widok druidów ucieszył Thulzssę niezmiernie, bowiem to zwiastowało jedno - słodką zemstę. Kiedy bard zarzucił na siebie pas z sejmitarami jego wężowe oczy zwróciły się w stronę wyzwolicieli.
- Z przyjemnością obije mu ten parszszywy pysssk. Pamiętajcie, że jego ludzie ssssą tak ssamo winni jak i on, więc nie miejcie wyrzutów ssssumienia i nie wahajcie śśsię ich zranić. Jesssstem pewien, że oni nie będą okazywać nam litośśści, gdy tylko nasss zobaczą. - Yuan-ti wysunął język parę razy, jakby chcąc posmakować napięcia panującego teraz w powietrzu - Krassssnoludy z tego posssterunku dokonały wyboru więc najwyższszsza pora, aby poznały jego konssssekwencje. Patrząc po ich zachowaniu już dawno zapomniały, że cośśśś takiego w ogóle isstnieje. Oko za oko, ząb za ząb jak głośśsi ssstare przyssłowie. - zakończył swój wywód z drapieżnym uśmiechem ukazującym cały arsenał jego kłów.
- Mimo wszystko lepiej by było, żebyśmy ich jak najmniej spotkali na swej drodze - powiedział Verryn. - Zemsta jest słodka, ale rozsądek również czasami się przydaje
-Może gdybyśmy oszczędzili mojego druha - kwatermistrza to pozwoliłby zabrać trochę fantów z jego magazynku? No i możemy po drodze zajrzeć do mojego warsztatu. Wciąż mam tam kilka rzeczy, które mogłyby się przydać w waszej krucjacie przeciw Malarytom?- zaproponował Płomyk. Gnom spojrzał pytająco na swych druidycznych kompanów. Ci nie wyrażali żadnego sprzeciwu, to też skierował swój pytający wzrok na towarzyszy Daria. Decyzja musiała zostać szybko podjęta, gdyż przywołane robactwo dotarło w głębsze rewiry twierdzy i ktoś podniósł alarm.
Wojak pytająco uniósł brew
-Czy ja Ci wyglądam na kogoś kto z powodu jednego idioty chce zamordować całą twierdzę?- Itkovian odpowiedział pytaniem na pytanie.
- W takim razie odwiedźmy Laresa, a gdy się z nim rozliczymy, to wpadnijmy do warsztatu i do kwatermistrza - zaproponował zaklinacz. - A potem się stąd wynośmy. Nie możemy zapominać o tym, że na górze czekają na nas dużo ważniejsze sprawy.
-Teraz, kiedy już ktoś zaalarmował twierdzę, mamy małe szanse na wyłapywanie pojedynczych gwardzistów…- rzekł Płomyk -To piękny plan, rozprawić się z Laresem, potem wrócić do magazynu po łupy i wyjść, ale szczerze powątpiewam w jego możliwość…- wyjaśnił szybko.
-W takim razie udajmy się do tego kwatermistrza. - Głos zabrała elfka -Zabierzecie co będziecie chcieli a zamiast zabijać kto tylko się napatoczy, oddamy to miejsce naturze?- zastanawiała się na głos.
-No i pamiętajcie, że musimy odnaleźć ciało Tenii- wtrącił gnom.
- No to prowadź, Płomyku - powiedział Verryn.
Inżynier skinął głową zaklinaczowi, narzucił na plecy szelki utrzymujące dwie butle z żółtą cieczą, wepchnął masywny klucz za pas i chwycił za dyszel miotacza płomieni -Za mną- polecił krótko i ruszył.

Kompani wydostali się z części twierdzy przypisanej lochom.
-Nasłuchujcie kroków ciężkozbrojnych. Lares pewnie już wie, że daliśmy nogę i wyśle komitet powitalny- ostrzegł skręcając w korytarz w lewo. Po przebyciu kilkudziesięciu metrów grupa dotarła do magazynu kwatermistrza i tuż po przekroczeniu progu dostrzegli grupę pięciu zbrojnych, którzy otoczyli starego magazyniera, zaś szósty tarczownik trzymał starca za szyję i odgrażał mu się pięściami.
-Ej wy tam! Spróbujcie się z nami!- Dario krzyknął, odwracając ich uwagę od kwatermistrza. Tarczownicy mieli na sobie ciężkie zbroje, a do tego kryli się za sporych rozmiarów tarczami, zaś w swych prawych rękach każdy dzierżył topór a jeden miał młot.
-Wasze godziny są policzone!- krzyknął ten z młotem w garści -Poddajcie się a skrócimy was szybko i bez cierpienia!- dodał.
- Za bardzo nad wami górujemy? - spytał Verryn.
Itkovian naparł z krzykiem na ścianę tarcz próbując ją rozbić. Jęk zgrzytającego metalu poniósł się echem po sali, lecz ściana tarcz ani drgnęła. Wojak spróbował poprawić cięciem z dołu, ale ten cios także nie poczynił żadnej szkody w szeregach gwardzistów.
Czystej krwi Yuan-ti uśmiechnął się szeroko widząc zakutych w stal od stóp do głów krasnoludzkich wojowników. Płynnym ruchem wyjął oba sejmitary i zatoczył nimi młynki jednocześnie szarpiąc struny Splotu Magii za pomocą ich ostrzy. Metalowy pancerz na jednym z brodaczy najbliżej nacierającego Itkoviana rozgrzał się nagle do czerwoności boleśnie parząc nieszczęśnika, który go właśnie nosił. Bard uwielbiał to zaklęcie, było idealne do uświadamiania zakutym w stal żołnierzom, że ich ochrona może być również ich zgubą.
Zbroja krasnoluda zaczęła momentalnie parować, a sekundę później skryty pod nią gwardzista rozwrzeszczał się w niebogłosy, próbując czym prędzej pozbyć się parzących elementów pancerza.
-Jednego mamy z głowy…- syknął Nów. Nie czekając ani sekundy wymamrotał kilka słów w nieznanej mowie, wykonał dłońmi kilka skomplikowanych gestów i dotknął pleców Verryna, tak że jego ciało pokryło się dziwaczną warstwą, która pod odpowiednim światłem sprawiała wrażenie jakby była najprawdziwszą korą drzewa.
W tym samym czasie Brog modlił się do Wielkiej Matki o jej błogosławieństwo. Efekt można było zauważyć od razu. Pod nogami krasnoludów wyrosły spomiędzy kostki brukowej wijące się pnącza, które od razu podchwyciły każdego z krasnoludów za nogi. Dwójce z nich udało się oswobodzić, ale ten poparzony, jeden jego kompan oraz ten, który dzierżył młot zostali unieruchomieni chwilowo.
Na samym końcu do roboty wzięła się Blask, piękna, złotowłosa elfka. Kobieta odsunęła się w róg pomieszczenia by nikomu nie zawadzać, po czym uklękła i zaczęła odprawiać jakiś rytuał, miętoląc w dłoniach kawał gliny. Jej zaklęcie najwyraźniej potrzebowało więcej koncentracji i czasu aby przyniosło efekty.
Mimo rzuconego na siebie zaklęcia Verryn nie miał zamiaru mieszać się w ręczne przepychanki. Magowie zwykle trzymali się z dala od tłoku i on też trzymał się tej zasady. Użył wrodzonej mocy i posłał w jednego z krasnoludów garść magicznych pocisków.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-08-2023, 19:02   #79
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Jeden z tarczowników został kompletnie wyeliminowany z potyczki. Pozostała jeszcze czwórka na pierwszej linii ataku, oraz ten z młotem, stojący za plecami swych druhów.
Krasnoludy były w tarapatach, ale nie miały zamiaru tanio sprzedać skóry. Cała czwórka, zdolnych do walki na pierwszej linii skupiła się na Itkovianie ale staruszek z łatwością uniknął trzech z czterech ciosów toporów. Pnącza pod nogami wojaków były solidnym atutem na korzyść awanturników i reprezentującego ich wąsacza. Niestety Tymora to kapryśna suka i w końcu odwróciła swój wzrok od człowieka. Toporek gwardzisty potężnie huknął w bark Itkoviana, przysparzając mu niemało bólu.
-Trzymaj się Itkovianie!- krzyknął Płomyk, po czym wyjął zza pazuchy święty symbol Gonda i uniósł go nad głowę -Ojcze wszech wynalazków! Opiekunie wynalazców! Patronie inżynierów! Bądź mi łaskaw i ześlij na moich wrogów swój gniew! Ześlij na nich zgubę!- wypowiedział słowa modlitwy. Święty symbol zalśnił blado pomarańczowym blaskiem a o efektach tego czaru mieli niebawem przekonać się tarczownicy.
Itkovian spojrzał na krasnoluda gotującego się w zbroi, nie pozazdrościł mu losu. Spojrzał przez ramię na krótką chwilę w stronę towarzyszy. Upewnił się że sobie radzą i ruszył w dalszy bój wyprowadzając cios za ciosem. Na zaprawionych w boju tarczownikach nie zrobiło to wrażenia, toteż odbijali każdy cios.

Thulzssa ruszył do przodu aby wspomóc Itkoviana w walce na pierwszej linii. Wykorzystując to, że tarczownicy byli skupieni na jego towarzyszu wparował w jednego z nich robiąc półpiruet, z którego wyprowadził cięcie po skosie, z góry na dół. Jednocześnie część swojego skupienia wykorzystał aby podtrzymać palące zaklęcie na gotowanym żywcem brodaczu. Cios sejmitara wślizgnął się między przerwy w pancerzu krasnoluda powołując do życia strużkę czerwonej posoki. Yuan-ti wyszczerzył się krwiożerczo widząc skuteczność swojej techniki, a kolejny wrzask przypalanego zaklęciem tarczownika tylko ten uśmiech poszerzył. Obserwujący go kompani mogli słusznie, lub też nie, wywnioskować, że tancerz mieczy ma chyba jakieś sadystyczne skłonności. Ostrza sejmitarów znów zaczęły wirować w hipnotyzującym tańcu, który miał za zadanie zdezorientować przeciwników.
Druidzi zaniechali dalszego korzystania z magii (poza złotowłosą elfką, która nadal koncentrowała się na zaklęciu przywołania, wciąż lepiąc małą postać z gliny). Półork i gnom wymienili porozumiewawcze spojrzenia i w ciągu krótkiej chwili oboje przybrali postaci przerośniętych wilków o ciemnoszarej maści, szczerząc przy tym wielgachne zębiska.
Verryn po raz kolejny skorzystał z mocy. Tym razem w stronę jednego z krasnoludów, tego przypalonego. Zakuty w zbroję wojak padł i już nie wstał.
Krasnoludy miały coraz trudniejszą sytuację. Do stawiającego im czoła Itkoviana dołączył Thulzssa, który od razu wziął się do roboty wymachując zakrzywionymi ostrzami. Bystry wzrok czystokriwstego odnalazł w pancerzu krasnoluda odpowiednie miejsce, po czym wykonał precyzyjne cięcie nie myląc się ani trochę. Parująca krew tarczownika chlapnęła na posadzkę. Krasnoludy nie miały wyjścia ani nawet pola do negocjacji. Tu już nie było odwrotu. Zaatakowali jak jeden mąż. Dwoje naparło na Itkowiana, dwoje na Thulzssę, lecz najwyraźniej w swoich głowach już byli przegranymi a to przeniosło się na ich skuteczność w boju. Żaden z krasnoludów nie trafił swego celu.
Ostatniego słowa nie powiedział również Płomyk. Inżynier nie tracił czasu i korzystając z przygotowanego już symbolu Gonda wypowiedział frazę kolejnego zaklęcia. Zakończył inkantację i wycelował palcem w jednego z współplemieńców a ten po krótkiej chwili rzucił topór i tarczę Thulzssie pod nogi, wrzeszcząc panicznie i łapiąc się skrytej pod hełmem twarzy. Wyglądał jakby oślepł.

Itkovian wywijał mieczem ale żaden cios nie był w stanie przebić się przez osłonę krasnoludów.
Tancerz mieczy zignorował oślepionego i natarł na kolejnego brodacza stojącego nieopodal. Sejmitary przecięły ze świstem powietrze pędząc ku swemu celowi z krwiożerczą gracją. Jeden z nich ewidentnie zranił krasnoludzkiego wojownika, drugi niestety ześlizgnął się po po murze z tarcz, który wznieśli brodaci żołnierze. Yuan-ti zaklął pod nosem szpetnie widząc sprawność z jaką tarczownicy przeszkadzali mu w atakach. Jedno trzeba było im oddać, byli wyszkoleni.
Podczas gdy elfia druidka, skupiona na odprawianiu rytuału przywołania była zajęta koncentrowaniem mocy żywiołów, Borg i Nów w postaci wyrośniętych basiorów rzucili się do bezpośredniego starcia. Ich celem padł oślepiony chwilę wcześniej krasnolud. Wilki nawet nie musiały zbytnio się wysilać. Ich ofiara była ślepa, leżała na plecach a ciężki pancerz ograniczał możliwości ruchów. Podczas gdy jeden wilk szarpał krasnoluda za rękę, którą brodacz próbował się zasłaniać drugi od razu rzucił mu się do gardła, rozszarpując je na krwawe strzępy.
Verryn, jak przystało na maga, ponownie skorzystał z zaklęć. Tym razem nie był zbyt oryginalny - ponownie użył magicznych pocisków, a ich celem stał się ten krasnolud, którego na początku starcia potraktował tym samym czarem.
Rażony zaklęciem Verryna gwardzista zachwiał się delikatnie na nogach. Brodacz pobladł, skulił się lekko, lecz po sekundzie uniósł swój topór w górę patrząc swój oręż, niczym w obrazek -Moradinie! Daj mi sił!- krzyknął a na jego twarzy pojawiła się determinacja, której wcześniej nie było. Krasnolud od razu rzucił się w kierunku Itkoviana, lecz wąsacz z łatwością sparował cios topora. Drugi tarczownik również zamierzył się na Itkoviana ale i jemu nie udało się go zaskoczyć. Trzeci zaatakował jednego z druidów w wilczej formie ale nie trafił celu z powodu pnączy, oplatających jego łydkę.
Wtedy do akcji wkroczył oficer z bojowym młotem.
-Za Moradina! Za Lirę!- krzyknął, po czym niespodziewanie wskoczył na miejsce martwego towarzysza. Jego młot uderzył celnie i sromotnie, prosto w środek piersi Thulzssy odbierając mu dech na krótką chwilę. Żaden z wplątanych w bój towarzyszy nie dostrzegł, kiedy Płomyk niespodziewanie wymknął się z komnaty potajemnie.

Wojakowi w końcu udało się znaleźć lukę w obronie i to wykorzystał. Dźgnął krasnoluda boleśnie, odwdzięczając mu się za swoją ranę. Chciał poprawić cios ale za bardzo się pośpieszył, miecz zazgrzytał tylko o pancerz zostawiając na nim jedynie rysę.
Czystokrwisty syknął głośno, wlepiając mściwe spojrzenie żmijowych ślepi w krasnoludzkiego oficera. Jak ten śmieć śmiał śmieć go trafić? - Zaraz tego pożałujeszsz sssskurwysssynu! - Chwilę po tych słowach szarpnął ostrzem nici Splotu i wysyczał słowa tego samego zaklęcia, którym potraktował jednego z kompanów brodacza. Blachy zbroi poczęły się błyskawicznie nagrzewać i już za chwilę do uszu osób w pobliżu doszedł dźwięk skwierczenia. Thulzssa nie miał, jednak zamiaru na tym poprzestać i wyprowadził szybkie cięcie od dołu ostrzem trzymanym w jego lewej ręce.
 
Halwill jest offline  
Stary 20-08-2023, 12:08   #80
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Bitka miała się już ku końcowi. Krasnoludy nie dawały za wygraną, lecz sprytny obserwator z łatwością mógł dostrzec, że nie walczą z jakąkolwiek zajadłością, zupełnie jakby już stracili nadzieję na zwycięstwo. Kiedy magazynek, gdzie toczył się bój, wypełnił krzyk kolejnego, poparzonego brodacza sytuacja gospodarzy zdawała się już kompletnie beznadziejna.
Druidzi w swych wilczych postaciach zaatakowali jednego z tarczowników, nacierając zespołowo. Zapewne nie raz już stosowali tę taktykę i trzeba było im przyznać, że było to zabójczo skuteczne. Zaatakowany brodacz próbował cofnąć rękę przed wilczą paszczą, kiedy niespodziewanie druga ukąsiła go w łydkę. Silne szarpnięcie sprawiło, że krasnolud runął na podłogę wijąc się w panice.
Kolejny z tarczowników dostał w pierś od Verryna wykreowanym ze Splotu pociskiem. Cios był śmiertelny i brodacz już nie wstał.
Do walki niespodziewanie dołączył się stary magazynier, który dopiero teraz, gdy już dostrzegał ewidentną przewagę postanowił wspomóc znajomków Płomyka. Ostrze jego sztyletu wbiło się pomiędzy łączenie płytek pancerza krasnoluda z młotem. Ten upadł na kolano, lecz rozgrzana do czerwoności zbroja zwiastowała jego rychły koniec w straszliwej agonii.
Na placu boju pozostał jeszcze jeden tarczownik, który mierzył się dotychczas z Itkovianem. Widząc jednak rozwój sytuacji rzucił wąsaczowi topór pod nogi -Litości!- krzyknął, a jego błagania ledwie przebijały się przez przerażające ujadanie skwierczącego od poparzeń oficera.
-Verrynie zwiąż go proszę- wojak wskazał na tarczownika który się poddał. Przypilnował go chwilę aby ten się nie wyrwał i nie uciekł. Następnie podszedł do gotującego się krasnoluda i bez wahania wbił mu ostrze kończąc tym samym jego męki. Wytarł broń z krwi, i popatrzył po pobojowisku. -A nasz inżynier to gdzie się podział?- zapytał w międzyczasie przeszukując krasnoludy.
- No i poszedł sobie... - Verryn starał się nie okazywać niezadowolenia, ale prawdę mówiąc był wściekły na Płomyka, który był bezpośrednią przyczyną całego zamieszania.
Zaczął wiązać krasnoluda, równocześnie zwrócił się do magazyniera.
- O co im poszło? Dlaczego cię zaatakowali? - spytał.
-Zarzucili mi, że z wami spiskowałem…- odparł wściekłym tonem -Powiedział mi, że kiedy z wami skończą, zawisnę obok waszego ścierwa…- dodał po krótkiej chwili -Przecież znają mnie od tylu lat. Dario to mój stary znajomek, ale nigdy bym nie zdradził świadomie klanu czy mych braci… tyle, że teraz to już nie moi bracia…- staruszek spojrzał z wyrzutem na trupa krasnoluda z młotem.
-Spieszcie się. Musimy czym prędzej udać się w okolice windy. Tam odprawimy rytuał oddania twierdzy Wielkiej Matce- ponaglił ich Nów, który już przybrał swą prawdziwą postać.
-A ten to po co wam?- spytał półork, zezując na związanego przez Verryna brodacza -Nikt nie będzie chciał z wami handlować o jego życie…- zasugerował, lecz ich rozmowy przerwała elfka, która ostatnie frazy inkantacji zakończyła podniesionym tonem. Kobieta cisnęła glinianą postać na ziemię, a ta po chwili rozpuściła się i wchłonęła w szpary pomiędzy kostkami brukowymi. Po chwili podłoga w obszarze o średnicy około dwóch metrów zaczęła delikatnie falować, po czym zaczęła przeobrażać się w dziwaczną postać przypominającą coś na kształt golema. Ci, którzy mieli jakieś pojęcie o arkanach magii domyślali się iż przywołanym stworzeniem był żywiołak ziemi.

-Ufff…- odetchnęła z ulgą, gdy stwór stanął przed nią -Przywołanie go trwało długo, ale będzie nieocenioną siłą w kolejnych potyczkach- oznajmiła -Ciii! Ktoś się zbliża!- zaalarmowała towarzyszy. Kompani unieśli broń sposobiąc się do boju, kiedy w progu ujrzeli zdyszanego Płomyka. Krasnolud trzymał w ręku dziwaczne urządzenie przypominające nad wyraz wielką kuszę, z niespotykanym mechanizmem przymocowanym do kolby, od góry.
-Ożesz kurwa…- syknął na widok żywiołaka -Wybaczcie, że was opuściłem ale nie mogłem uciekać bez tego…- spojrzał na kuszę, po czym wręczył ją Verrynowi -Strzelasz jak z każdej innej kuszy, tylko nie musisz za każdym razem ładować bełta. Jest ciężka więc najlepiej strzelać z niej klecząc na jedno kolano- wyjaśnił zaklinaczowi.
- O, dzięki - powiedział Verryn, odbierając prezent. - Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie nie będzie nam potrzebna - dodał. - Zadźganie kogoś, kto się poddał, niezbyt mi odpowiada - udzielił nieco spóźnionej odpowiedzi na pytanie półorka. -
- A skoro musimy się spieszyć, to - spojrzał na magazyniera - weź stąd co ci wpadnie w ręce i uciekamy.
Druidzi milczeli, kiedy Verryn stwierdził w akcie łaski I szlachetności iż nie zabije kogoś kto się poddał. Przez sekundę zapanowała gęsta atmosfera.
-Mam brać co mi wpadnie w ręce? Ale że co? Ja mam tylko dwie ręce. Jeśli coś chcecie przywłaszczyć z tych zasobów to proszę bardzo. Darowaliście mi życie, więc nie będę was powstrzymywał…- odparł stary Kwatermistrz rozkładając ręce w geście zgody na wszystko.
Thulzssa przechylił głowę pierw w lewo a potem w prawo przy głośnym akompaniamencie chrupnięć w jego karku. Zaraz po tym uśmiechnął się perfidnie rozglądając po pobojowisku. Wężowe ślepia spoczęły na ich nowym jeńcu. - Kwatermissstrzu, ja bym pozosstawił tobie decyzję co z nim zrobić. Pytanie tylko co macie zamiar uczynić, druidzi chcą oddać twierdzę naturze, jeśśli reszta waszszych rodaków ma tak ssamo mało oleju w głowie co ci tutaj, to raczej wielu z nich się nie osstanie, kiedy to całe “nieporozumienie” się zakończy. - Przeniósł wzrok na starego krasnoluda. - Żadne z nass go nie zna. - Wskazał ostrzem jeńca. - Nie wiemy, czy pomoże wam w opuszszczeniu twierdzy, czy też wbije wam szsztylet w plecy, przy najbliższszej okazji. - Thulzssa pomasował się po klatce piersiowej krzywiąc się znacząco. Brodaty skurwysyn całkiem mocno mu przyłożył. - Jeśli chodzi o zabieranie rzeczy, to na pewno przydałyby śsię nam mikssstury leczenia i magiczny oręż, o ile taki w ogóle pośśśsiadacie. - Po tych słowach zaczął rozglądać się po półkach magazynku.
Kompani błyskawicznie zajęli się szabrowaniem magazynu.
-Nie ufam mu tak jak oni nie zaufali moim słowom- odparł stary magazynier -Myślę, że ktokolwiek przeżyje z obecnych w twierdzy ruszy za wami w pościg, lub uda się po posiłki do najbliższej warowni. Skurwysyństwo jest tak mówić, ale jeśli ktokolwiek przeżyje z obecnych tu krasnoludów, będzie to oznaczało wasze kłopoty...- dodał szybko.
-Zgadzam się z nim- wtrącił Płomyk.
W tym czasie Verryn dopadł do jednego z kufrów, w których znalazł kilka mikstur. Dwie fiolki kryły błękitny napar leczenia, w kolejnej zaklinacz rozpoznał eliksir lewitacji. Półelf znalazł również dwa inne rodzaje fiolek z kolorowymi substancjami o nieznanej mu zawartości.
Itkovian znalazł pierścień, który mienił się zielonkawą poświatą magii. Wojownik wygrzebał z jednego z kufrów topór wykonany przez krasnoludzkiego kowala, który również sprawiał wrażenie nasączonego magią.
Thulzssa natomiast odnalazł różdżkę, oraz kilka zwojów z frazami modlitw do Moradina.
-Zdecydowaliście co z tym tutaj?- Nów spojrzał na pojmanego krasnoluda -Musimy już ruszać...- syknął kładąc nacisk na słowo już.
- Zginie, jeśli tu zostanie? - spytał Verryn. - Bo jeśli tak, to wolałbym dać mu szansę na przeżycie.
-Raczej nie przeżyje- odparła elfka o złotych włosach.
-Pierdol się elfia dziwko…- burknął ponuro związany krasnolud. Kobieta zmierzyła go chłodnym spojrzeniem ale nic więcej nie powiedziała.
- Nie wygląda na pokojowo nastawionego - powiedział zaklinacz - Chodźmy więc.
Itkovian podszedł do jeńca, związał mu nogi tak żeby nie mógł iść. Odwrócił się odciął kawałek szmaty i zakneblował krasnoludowi usta. -No teraz możemy iść, nie zwlekajmy- odparł wojak.
 
Blackvampire jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172