Niektórzy powiadają, że w przypadku amazońskiej dżungli biały człowiek jest szczęśliwy dwa razy - gdy wkracza do zielonego raju... i gdy wreszcie opuszcza zielone piekło.
W indiańskiej wiosce Daniel nie czuł się jak w piekle - wprost przeciwnie, do raju na ziemi miał bardzo, bardzo blisko.
Czysta woda, czyste powietrze,
jedzenie, po które wystarczyło wyciągnąć rękę. A jeśli ktoś miał ochotę na coś bardziej konkretnego, to mógł dołączyć do myśliwych i wyruszyć na polowanie. Ale wtedy trzeba było uważać na niektóre
węże czy
koty, by z myśliwego nie stać się ofiarą..
Jeśli ktoś lubił zabytki, to całkiem niedaleko znajdowały się
ciekawe ruiny, które można było odwiedzić
nie tylko po to, by podziwiać umiejętności architektoniczne dawnych mieszkańców tych terenów.
A gdy zmęczony człowiek wracał z
polowania,
połowów czy
poszukiwania skarbów, to w wiosce czekały
gorące dziewczyny...
* * *
Wszystko co dobre, kiedyś musiało się skończyć. Mimo licznych przyjemności, jakie oferowała amazońska wioska, niektórzy w końcu zatęsknili za cywilizacją. Margeritte co prawda postanowiła zostać w wiosce dłużej, ale pozostali w końcu pożegnali się z Evelyn (i gościnnymi tubylcami obu płci) i ruszyli w drogę ku innym miejscom, rozrywkom, obowiązkom,
przygodom.
Pastor odłączył po drodze, by przeczesać brzegi rzeki w poszukiwaniu swej wielkie miłości. Daniel życzył mu szczęścia, ale nie wierzył, że Jess zechce porzucić swój styl życia.
- Odwiedźcie mnie, jeśli kiedyś zatęsknicie za ciepłymi krajami - powiedział, gdy żegnał się z Iris, Sarah i Mathew. Na nich czekał mglisty Londyn, na niego - słoneczne Hawaje.
A potem wsiadł do samolotu i poleciał do domu, wioząc ze sobą nie tylko miłe
wspomnienia, ale i nieco znalezisk,
cennych, chociaż
nie wszystkie były złote. Na razie jednak nie zamierzał zamieniać ich na gotówkę.
* * *
Nie ma jak w domu...
Ale Daniel był pewien, że jeśli stanie przed nim jakieś ciekawe wyzwanie, to znów wyruszy w drogę.