Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-07-2023, 20:29   #191
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Brazylia.
Dżungla.
Na północ od Carauari.
2 lipiec, 1930 rok.
Wtorek.
Późne popołudnie.

Walka została zakończona, a Tucuna wygrali… nie obyło się jednak bez strat własnych. Sprzymierzone dzikusy straciły coś z 8 wojowników, a i mieli kilku rannych, w tym i samego ich wodza. Kanibale z kolei zostali porządnie przetrzebieni, zapewne i za sprawą białych i ich broni palnej. Wokół wioski zalegało coś lekko trzy tuziny martwych… a ci, którzy byli ciężko ranni, i nie umieli o własnych siłach uciec, zostawali bezlitośnie dobici.

Martwych Tucuna znoszono zaś do jednej z chatek, gdzie ich pozostawiano w spokoju.

Wodzem zajął się od razu Szaman… sycząc na Sarah(!), po czym z nim gdzieś zniknął w jednej z chat. A sama lekarka? Wypadało pomóc sojuszniczym dzikim, a rannych było kilku, więc zabrała się za to czym prędzej, asystowana dla bezpieki przez Iris.

- Evelyn jest cała i zdrowa, i właśnie poleciała zobaczyć co z jej rannym królem… - Zameldowała zjawiająca się ponownie Margeritte, mrugając niewinnie oczkami.


~

Wbrew pozorom, Wódz Tucuna miał się dobrze, i nie wyglądał na takiego, coby miał z powodu otrzymanej rany wyciągnąć kopyta… w sumie nie wyglądał nawet na wielce rannego, a w końcu dostał dzidą w tors(?). Czyżby mruczący pod nosem (coś zapewne niemiłego) w kierunku "obcych" w wiosce Szaman, znał się na swojej roli?

- Wy pomóc, my mieć honor! - Powiedział wódz - My teraz uczta robić, my przepędzić Tusa! Wy jeść, pić, wsadzać w dziurki!

Evelyn musiała moooocno zaciskać usta, by zachować powagę przy takich słowach swojego "męża", ale chyba zresztą i nie tylko ona…

- Eve tu siedzieć niedługo przy ja, z wami pogadać potem czas - Pokrętnie wyjaśnił Tucuna, mając chyba na myśli, iż Evelyn tu nieco przy nim posiedzi, a dopiero później będzie mogła spędzić znowu czas z resztą znanych jej osóbek? I… zaczął rozwiązywać swoją przepaskę biodrową. Ooooooj, należało się chyba ulotnić z chatki, król dzikusów chciał bzykanka ze swoją królową po walce??


~

Znowu była masa owoców do jedzenia, i do picia, do tego mięso, i coś, co chyba miejscowi tu używali jako alkohol? Smakowało kiepsko, i było bardzo mocne.


Gdy zaczęło zmierzchać, rozpalono również ogniska, trochę śpiewano, tańczono… tańczyli młodzi i starzy, ubrani odrobinkę, lub całkowicie nadzy. Nikomu to tu chyba nie przeszkadzało.

Zamknięto w końcu również bramy wioski. Wyglądało na to, iż teraz był czas świętowania zwycięstwa nad kanibalami.

- Wódz drzemie - Powiedziała z wymownym uśmieszkiem Evelyn, gdy powróciła do towarzystwa, i usiadła z nimi - Teraz czas zabawy i… figli, hihi… wszystko inne jutro rano. Jedzcie, pijcie, bawcie się dobrze…

- Hej, hej, hej! - Margeritte wesołym tonem wzbraniała się przed paroma dzieciakami, które ciągnęły ją do tańca… oczywiście dała niemal natychmiast za wygraną, i po chwili pląsała z nimi roześmiana wśród ognisk.

….

No i te młode dziewczęta, tak słodko się uśmiechające do białych samców, podając im jedzonko, napoje, i zapraszając do tańca, a wszystko wśród prawie całkowitego braku odzienia. I nie stroniły od kontaktów fizycznych, oj nie. Głaskały torsy, ramiona, policzki, sprawiały, iż było miło, a pewnie mogłoby być i jeszcze milej.

Jedna, dwie, trzy… sześć, osiem… trochę ich było. Do wyboru, do koloru, nic tylko brać, i to dosłownie, hehe.

- To gdzieeeee teeee przystojniaaaaaaczkiiii?? - Zawyła wstawiona już Iris, dołączając do tańców, i macając półnagich miejscowych.








***
Komentarze jutro :P
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 21-07-2023, 13:01   #192
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Ebenezer nie był zwyczajnym pastorem. No bo niby, który pastor tak chętnie posługuje się łaciną? Któremu tak łatwo przychodzi zabicie innej istoty ludzkiej w imię niby to wyższych wartości? I wreszcie, który pastor potrafi tak bezproblemowo łamać wyznawane przez siebie wartości, jak Thompson robił to teraz? Jego postawa przywodziła na myśl bardziej księdza niż pastora...

Wielebny świętował na całego. Pił za dwóch, jadł za trzech, śmiał się tańczył i śpiewał. A gdy się zmęczył obmacywał dwie kompletnie nagie indianeczki, które siedziały na jego kolanach. Ewidentnie tej nocy puściły mu wszystkie hamulce. Zabawa trwała niemal do rana. W końcu było co świętować! Nie dość, że udało się znaleźć Evelyn, to jeszcze poczciwi Tucuna obronili swoją wioskę, a pokaźna grupa kanibali udała się na spotkanie z diabłem.

Kiedy wszyscy zaczęli się wreszcie rozchodzić, Ebenezer wstał lekko się kołysząc, klepnął swoje nieodłączne dziewczynki po nagich tyłeczkach i skierował się wraz z nimi do przeznaczonego mu na nocleg lokum. Ale spać jeszcze nie zamierzał. Trzeba było bowiem skorzystać z gościnności towarzyszek. Zabawiali się więc we trójkę w różnych konfiguracjach, nie stroniąc przy tym od krzyków, pisków i jęków rozkoszy. Aż wreszcie usnęli. Zanim jednak Ebenezer zaczął chrapać, obiecał towarzyszkom powtórkę z rozrywki.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 23-07-2023, 09:35   #193
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sarah była podwójnie zmęczona. Najpierw przez stres wynikający z tak dużej bitwy, w jakiej jeszcze nie brała udziału. To, że ich przeciwnikami byli kanibale, tylko pogłębiało jej strach, bowiem w przypadku przegranej... nie chciała myśleć, co by się stało. Także koniec, gdy stali w trójkę przeciwko tym czterem... chociaż mieli przewagę posiadania broni palnej, serce podeszło jej do gardła i trudno było jej przez dłuższy czas ochłonąć.

Nawet mimo tego, że poszła zajmować się rannymi. Co prawda samego wodza Szaman nie pozwolił jej tknąć, udając się z nim do jednej z chat... właściwie zostawiając Sarah samą z pozostałymi rannymi. A przy tych wszystkich brzydkich ranach z ręcznie robionej broni, trochę pracy, zaopatrywania, było. Mimo swego roztrzęsienia emocjonalnego, była w stanie dobrze się zająć tubylcami, zresztą, sądząc po ich ciałach, chyba nawet byliby zadowoleni, gdyby pozostały na ich ciałach jakieś blizny świadczące o stoczonej kiedyś ciężkiej walce.

Na imprezę, Sarah poszła, by zobaczyć, jak wyglądała oraz trochę zjeść i wypić. Evelyn i tak wskazała, że nie będzie teraz rozmów o poważniejszych sprawach, jedynie zabawa. Kątem oka lekarka widziała, jak jej kompani przygarniają do siebie miejscowe dziewczyny. Nawet Ebenezer na to się zdecydował, mimo radykalnych poglądach, jakie wyrażał na początku podróży nawet względem niej… Po chwili i Iris zapytała o przystojniaków, lecz Sarah w tym momencie nie poczuła żadnej ekscytacji. Cóż, jak pomyślała od razu po wskazanej przez Wodza nagrodzie, dla niej przydział wioskowego wojownika nie był żadną nagrodą, przecież tak czy tak nie byłoby problemu, żeby jakiegoś chętnego znaleźć. Jednak przede wszystkim zmęczenie fizyczne i psychiczne dawało o sobie znać, a skoro wszyscy, z kim mogła porozumieć się wspólnym językiem prawdopodobnie będą zajęci i tak nie miała z kim posiedzieć. Więc… o ironio, najbardziej wyuzdana osóbka z całej ich drużyny, grzecznie udała się wcześnie do swego namiotu, spać.
 

Ostatnio edytowane przez Jenny : 23-07-2023 o 09:38.
Jenny jest offline  
Stary 25-07-2023, 18:53   #194
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sprawę rannych przeciwników załatwiono szybko i sprawnie, nie certoląc się zbytnio, co może było niezbyt humanitarne czy godne podziwu, ale za to nad wyraz praktyczne.

Godne podziwu za to były umiejętności szamana, który bardzo szybko postawił na nogi rannego wodza tubylców. Na tyle doprowadził go do stanu używalności, że ten mógł zabrać się za spełnianie małżeńskich obowiązków.... czy raczej małżeńskich przyjemności. Tak przynajmniej można było sądzić po zachowaniu wodza, bowiem Daniel nie zamierzał zostawać w izbie dłużej, by być świadkiem sprawności męża Evelyn.

* * *

W monotonnym jak by nie było życiu amazońskich Indian każde zdarzenie, które odbiegało od codzienności było okazją do świętowania, a coś takiego, jak przetrzebienia krwiożerczych sąsiadów było okazją szczególną i Daniela nie dziwiło to, że Indiańce bawiły się w najlepsze, a stoły były zastawione różnymi smakołykami, tak że można było jeść i pić do woli. A Daniel miał cichą nadzieję, że Tucuna nie poszli w ślady napastników i na stoły nie trafiły co smakowitsze kąski z pokonanych wrogów.
Ale od tego, co znajdowało się na stole, znacznie ciekawsze i smakowitsze były kręcące się przy stołach młode tucunianki, a ich liczba i zachowanie sugerowały, iż obiecana przez wodza nagroda może zostać podwojona, potrojona albo i więcej. Daniel nie miał nic przeciwko temu, by - cytując wodza - wsadzać w dziurki. Im więcej, tym lepiej, rzecz jasna. Wolał jednak ograniczyć ilość spożywanego trunku, bowiem (jego zdaniem) zbytnia ilość alkoholu źle działała na męskie możliwości. A szkoda by było, gdyby w jakimś momencie nie mógł sprostać wymaganiom kolejnej dziurki.

Świętowanie trwało, atmosfera stawała się coraz luźniejsza, w końcu Daniel doszedł do wniosku, iż warto przejść od konsumpcji jedzenia do konsumowania nagrody.
W towarzystwie trzech młodych, zgrabnych i przyodzianych jedynie w kwiatki i koraliki tubylek opuścił miejsce wspólnej zabawy, by z kolei w miejscu odosobnionym skorzystać z nagrody tyle razy, ile razy się dało. Co prawda wspólnego języka nie mieli, ale w tym przypadku język mógł mieć całkiem inne zastosowanie.

Zmęczony (ale i zadowolony) zasnął bardzo, bardzo późno. Z nadzieją, że przytulone do niego panienki również nie mają powodów do narzekania.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-07-2023, 06:28   #195
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
z GM

Udało się! Miał to! Oczywiście wywiad z Evelyn Bloom. Królowa przysiadła się do ogniska drużyny, która przyczyniła sie do uratowania wioski. Reporter od razu próbował namówić ją na rozmowę, która miałaby być hitem czytelniczym. Nooooo, ale co innego parę pytań, zaś co innego solidny wywiad. Chyba kobieta nie maiła ochoty w taką zabawową noc, kiedy miejscowi wirowali przy radosnym tańcu zwycięstwa. Oczywiście sprawa jasna, tym którzy stracili bliskich walczących pewnie trudno było uśmiechać się. Ale nawet oni zdawali sobie sprawę, iż mogło być znacznie gorzej. Tak przynajmniej przypuszczał reporter. Kiedy więc zadowolony oraz wyspany spotkał królową, zaczął wywiad. Pytania miał już przygotowane wcześniej, więc nie musiał wymyślać niczego na bieżąco.
- Spróbujmy rozpocząć od takiego pytania: jest pani królową amazońskiej wioski. Jak się powinienem do pani zwracać i jak się zwracają do pani mieszkańcy wsi? - spytał zaciekawiony pannę Bloom.
- Możemy mówić sobie po imieniu? Tylko byleby nie za często przy królu Tucuna, on nie lubi gdy ktoś się do mnie zwraca po imieniu? A "Malkia" oznacza królową…
Ooo, czyżby król miejscowych był zazdrosny o swoją białą kobietę. Ale co tam, jego sprawa.
- Świetnie, więc Malkio, używajmy takiego zwrotu - reporter uśmiechnął się zadowolony, westchnął notując - może zacznijmy od początku. Wiemy, że jest pani córką profesora Blooma, podróżniczką, eksploratorką oraz osobą, która zwiedziłą kawałek świata. Inne kontynenty i krainy pozostawmy jednak, póki co. Proszę powiedzieć, jak trafiła pani tutaj do Amazonii?
- Oj nie, nie… żadnych nazwisk? A i lepiej nie zapisywać również imion? To zniszczy reputację papy? I naszej rodziny w Anglii?
Raczej Mathew wątplił. Oczywiście spokojnie nie byłoby przyjęte, że biała kobieta żyje na sposób tubylców Amazonii, ale że biała kobieta została królową, warte pokibicowania, hm… klient nasz pan, jak tak chce…
- Ach rozumiem, oczywiście dobrze, więc niechaj - wprowadził zmiany w tekście - pytanie brzmi: “Wiemy, że jest pani podróżniczką, eksploratorką oraz osobą, która zwiedziła kawałek świata. Inne kontynenty i krainy pozostawmy jednak, póki co. Proszę powiedzieć, jak trafiła pani tutaj do Amazonii”?

Później poszły kolejne pytania oraz odpowiedzi. Wreszcie reporter miał już materiał. Jeszcze kilka fotografii w różnych ujęciach. Osobno, na tle wioski i tam jeszcze trochę. Wypadało tylko przysiąść do notatek sporządzonych, odpowiednio pogrupować etc. jednak to już chciał Mathew zrobić podczas powrotu, obecnie koncentrując się na forotgrafiach tubylców oraz dżungli.
 
Kelly jest offline  
Stary 05-08-2023, 13:53   #196
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Brazylia.
Dżungla.
Na północ od Carauari.
3 lipiec, 1930 rok.
Środa.
Do południa.

W wiosce Tucuna panowała cisza i spokój… a wszyscy odpoczywali po nocnych zabawach. Towarzyszki owych zabaw, nadal zaś słodko spały, nagusie i wtulone, tuż obok. Żyć, nie umierać.

Kiedyś jednak w końcu trzeba było się ruszyć. Nieco porannej toalety, śniadanie, pogadanie z towarzyszami. Później okazało się, iż dzisiaj w planach był pogrzeb poległych wojowników… a tak, to nic więcej.


~

"Pogrzeb" polegał na zakopaniu martwych w ziemi blisko wioski, i "oddaniu ich ziemi", oraz licznym śpiewom i tańcom, którym przewodził Szaman. I nie było płaczów, nie było smutku, "by duchy wojowników również się nie smuciły". Tak odmienne sceny, i nastawienie do pewnych spraw, niż w cywilizowanych miejscach, jakie znali.


~

A wieczorem kolejna zabawa. Ku czci poległych. Śpiewy, tańce, jadło i napitek, a po wysłaniu dzieciarni spać, i miejscowe narkotyki, palone z fifek z bambusa, a później… wielka orgia!! Kto z kim chciał, gdzie chciał, i jak chciał. I okazało się, że Tucuna nie mają nic przeciw homoseksualizmie. Mężczyźni z mężczyznami, kobiety z kobietami, trójkąty, czworokąty, pięciokąty, do wyboru, do koloru. Każda dziurka otwarta na zabawę, każdy fiutek prężący się w gotowości… Sarah w końcu zapoznała się więc bliżej z pamiętnym wojownikiem-znajdą. I to wielokrotnie, hehe.








Brazylia.
Dżungla.
Na północ od Carauari.
4 lipiec, 1930 rok.
Czwartek.
Potem piątek, sobota, niedziela, itd.

Dzień, dwa, trzy, cztery… tydzień… dwa.

Rano smaczne śniadanko z owoców i różnych takich, potem trochę "to tu, to tam". Kobiety zajmowały się wioską, dzieciakami, gotowaniem, zbieraniem owoców, i tak dalej. Starsi już faceci pilnowali owej wioski, albo coś w niej naprawiali, pomagali nosić wodę z pobliskiej rzeczki…

Ci bardziej "jurni" wybierali się zaś na polowanie grupą. Czasem pół dnia, czasem cały, zależnie jak szybko, i co upolowali. A różnie bywało, ale nigdy nie wracali z pustymi rękami. Zawsze się trafił jakiś zwierz, lub kilka, do tego i różne owoce, czasem i miód(!).

I tak sobie żyli w spokoju w dżungli, prymitywnie, ale i szczęśliwie, zbierając i polując na co natura oferowała, niemal każdego wieczoru świętując kolejny udany dzień, bzykając się często, i ciesząc ogólnie życiem…

Evelyn kiedyś zaprowadziła towarzystwo do jakiś ruin, które sama odkryła w trakcie swoich dawniejszych wypraw po dżungli. W sumie miejsce było nawet ciekawe(i bez pułapek, hehe), udało się również zdobyć kilka ciekawych przedmiocików, za które można było dostać niezłe sumki w jakimś muzeum.


Niektórym trochę już było chyba tęskno za cywilizacją, co niektórzy zaczęli więc rozmyślać o powrocie… w końcu w sumie zadanie wykonali. Odnaleźli córkę profesora, a że ta nie bardzo chciała wracać, to już nie była ich wina. Bloom jednak powinien im obiecaną nagrodę wypłacić?

- Ja tu jeszcze trochę zostanę, podoba mi się tutaj, hihi! - Powiedziała Margeritte, chodząc niemal jak już jedna z Tucuna, prawie cała naga, poza dwoma skrawkami materiału w strategicznych miejscach.

Iris chciała wracać do cywilizacji…

A pozostali?

Różnie to było.








***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 09-08-2023, 13:56   #197
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Pastor wprawdzie znacznie poluzował sobie cugle w czasie pobytu u tubylców. Jednak orgia, to było za wiele. W czasie gdy towarzystwo oddawało się uciechom cielesnym z kim popadnie, Ebenezer pozostał przy "swoich" dwóch indianeczkach.

Kiedyś jednak trzeba było wytrzeźwieć i wrócić do bardziej realnego życia. I przyszedł wreszcie ten dzień gdy wielebny otrząsnął się i przypomniał o obietnicy złożonej Jess. Wierzył, że kobieta będzie na niego czekać. Z walącym sercem zmierzał do przystani w Carauari. Niestety, nie spotkał jej w porcie, z którego rozpoczęła się podróż w dżunglę. Z każdym dniem niepokój o ukochaną wzrastał. Ebenezer pytał, szukał i wypatrywał Jess przez bite dwa tygodnie. Z mizernym skutkiem. Ludzie opowiadali różne, wzajemne sprzeczne rzeczy. Że wyjechała, że zaginęła, że zabili ją piraci. Żadnej wersji nie udało się jednak potwierdzić.

Najgorsze było to, że Ebenezer zamartwiał się podwójnie. Bo gdy słyszał pocieszające skądinąd słowa, że Jess wyjechała, to znowu martwił się tym, że go porzuciła. Już nie wiadomo było co gorsze.

Po długich i bezowocnych poszukiwaniach pastor zdecydował się zostawić dla niej list, z wyznaniem miłości i swoim adresem, z nadzieją, że może jednak się do niego kiedyś odezwie i ruszył w drogę powrotną do Burlington.

W czasie podróży rozmyślał nad swoim zachowaniem i zalewał złamane serce morzem alkoholu. Przemyślenia zmierzały zawsze w tym samym kierunku; zniknięcie Jess - jedynej kobiety, do której kiedykolwiek naprawdę coś czuł - było karą od Najwyższego. Karą za występki, których dopuścił się w dżungli. Na nic zdały się próby usprawiedliwiania samego siebie, że to były dzikuski. Że to aura tego miejsca tak działała. Że to wpływy szatana. Co on sobie myślał?! Jak on, Ebenezer Thomson, mógł dopuścić się takich bezeceństw? Jedyną słuszną drogą była pokuta. Tak więc wielebny jeszcze bardziej zradykalizował się w swoich poglądach, czemu wyraz dawał w głoszonych kazaniach i jeszcze głębiej topił smutki w alkoholu. Z biegiem czasu przestał wychodzić z domu w innych sprawach niż do zboru lub po butelkę trunku. Siedział w czterech ścianach, przy zasłoniętych oknach, pił i czekał. A gdy tylko słyszał jakiś kroki za każdym razem łudził się, że za chwilę ktoś zapuka do jego drzwi. Oczami wyobraźni widział jak w progu stoi ona...


 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 12-08-2023, 09:43   #198
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niektórzy powiadają, że w przypadku amazońskiej dżungli biały człowiek jest szczęśliwy dwa razy - gdy wkracza do zielonego raju... i gdy wreszcie opuszcza zielone piekło.
W indiańskiej wiosce Daniel nie czuł się jak w piekle - wprost przeciwnie, do raju na ziemi miał bardzo, bardzo blisko.
Czysta woda, czyste powietrze, jedzenie, po które wystarczyło wyciągnąć rękę. A jeśli ktoś miał ochotę na coś bardziej konkretnego, to mógł dołączyć do myśliwych i wyruszyć na polowanie. Ale wtedy trzeba było uważać na niektóre węże czy koty, by z myśliwego nie stać się ofiarą..
Jeśli ktoś lubił zabytki, to całkiem niedaleko znajdowały się ciekawe ruiny, które można było odwiedzić nie tylko po to, by podziwiać umiejętności architektoniczne dawnych mieszkańców tych terenów.
A gdy zmęczony człowiek wracał z polowania, połowów czy poszukiwania skarbów, to w wiosce czekały gorące dziewczyny...

* * *

Wszystko co dobre, kiedyś musiało się skończyć. Mimo licznych przyjemności, jakie oferowała amazońska wioska, niektórzy w końcu zatęsknili za cywilizacją. Margeritte co prawda postanowiła zostać w wiosce dłużej, ale pozostali w końcu pożegnali się z Evelyn (i gościnnymi tubylcami obu płci) i ruszyli w drogę ku innym miejscom, rozrywkom, obowiązkom, przygodom.

Pastor odłączył po drodze, by przeczesać brzegi rzeki w poszukiwaniu swej wielkie miłości. Daniel życzył mu szczęścia, ale nie wierzył, że Jess zechce porzucić swój styl życia.

- Odwiedźcie mnie, jeśli kiedyś zatęsknicie za ciepłymi krajami - powiedział, gdy żegnał się z Iris, Sarah i Mathew. Na nich czekał mglisty Londyn, na niego - słoneczne Hawaje.
A potem wsiadł do samolotu i poleciał do domu, wioząc ze sobą nie tylko miłe wspomnienia, ale i nieco znalezisk, cennych, chociaż nie wszystkie były złote. Na razie jednak nie zamierzał zamieniać ich na gotówkę.

* * *

Nie ma jak w domu...



Ale Daniel był pewien, że jeśli stanie przed nim jakieś ciekawe wyzwanie, to znów wyruszy w drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-08-2023 o 17:08.
Kerm jest offline  
Stary 12-08-2023, 17:09   #199
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Szalone wakacje dobiegały swojego końca. Wakacje oczywiście niektórych, bowiem inni ciężko pracowali. Oczywiście wśród nich reporter, który dwoił się i troił żeby zebrać maksimum materiału fotograficznego oraz przeprowadzić szereg wywiadów, sporządzić masę notatek, pogrupować wszystko, poustalać i poustawiać, jak się patrzy. Otwartość amazońskich tubylców była wspaniała. Miał mnóstwo zdjęć zarówno z ich pracą, polowaniami, obyczajami oraz hucznymi imprezami, które często przekształcały się w plemienne orgie. Miejscowi szaleli, ich goście również, zaś Mathew uwieczniał to na fotkach, aczkolwiek faktycznie, starał się nie pokazywać swoich towarzyszy podczas intymnych chwil. Szalony taniec prawie nagiej Margeritte wśród pląsających tubylców, ależ proszę bardzo, ale jej seks z zestawem młodzianów wioskowych, którzy ustawiali się do niej kolejką, ażeby doświadczyć swojego razu ze wspaniałą przybyszką, takich rzeczy nie uwieczniał. Oczywiście nie krępując się przy sytuacjach samych miejscowych. Wszak były to niezwykle ważne analizy etnograficzne. Kto, z kim, jakie pozycje najczęściej, ile razy... Generalnie ukrył wyłącznie położenie wioski nie chcąc sprawiać tubylcom kłopotów. Cała reszta miała zostać odkryta.

Wreszcie uznając, że zobaczył wszystko, obfotografował wszystko i generalnie, nie miał tu już nic więcej do zrobienia, postanowił reporter powrócić na łono cywilizacji europejskiej. Inni również wracali, poza Margeritte. Zawszeć w kupie było bezpieczniej. Jeszcze tylko list od królowej do ojca, czyli profesora Blooma oraz ewentualnie Margeritte, jeśli chciała kogoś powiadomić, że chwilowo pozostaje na terenie Amazonii, szczegółowo podejmując praktyczne analizy penetracji wrażliwych biologicznie miejsc, cokolwiek rzeczone wyjaśnienie oznaczało.

Więc najpierw ku rzece, później na statek. Jeszcze wymienił adresy z tymi kompanami, którzy chcieli się wymienić.

Najpierw spośród tych, co powracali, odłączył pastor. Początek pewnie nie był najlepszy, ale pokazał się z jak najlepszej później strony. Przynajmniej tak chciał go pamiętać, strzelającego oraz broniącego swoich. Thompson miał swoje sprawy i ruszył swoim szukać swojego pragnienia oraz swojej tęsknoty.
Kolejny był Daniel, o tym samym nazwisku co Ebenezer. Łowca trochę później odłączył, kiedy już mógł ruszyć szlakiem ku swojej siedzibie.
- Kto wie - odparł reporter zapraszającemu ich na Hawaje Danielowi. - Może po Amazonii przyjdzie czas na reportaże ze Stanów? Któż wie, co może drzemać w otchłani czasu - zacytował fragment schillerowskiego "Don Carlosa". - A ty pamiętaj, że jakby cię wiatry skierowały ku starej Brytanii...
Faktycznie, Hawaje, czemu nie... ale Anglia też.

Wraz z kobietami ruszyli do Anglii, chyba po trosze skupiając się już na swoich jakichś sprawach. Przynajmniej reporter tak to czuł. Może niwłaściwie? Choć jak dopłynęli do celu prosił je.
- Sporo za nami. Planuję mieszkać w stolicy, liczę na to, że spotkamy się nieraz przy winku oraz przy wspomnieniach naszej wspaniałej safari.

Jeszcze z Brazylii z jakiegoś większego miasta skontaktował się z redakcją swojego "Spectatora" wyjaśniając naczelnemu, co i jak.
- Świetnie, przybywaj jak najszybciej, zaś my zaczynamy już zajawki tego cyklu. Hm, "W pogoni za królową Amazonek". Niezły tytuł. Już ustalam z papiernią zwiększenie ilości egzemplarzy. Szykuje się hit, miałem reporterskiego nosa, jak przyjąłem cię swego czasu, tak chłopie, miałem nosa - naczelny był więcej niźli ucieszony amazońską informacją.

Oprócz współpracy redakcyjnej oraz artykułów Mathew planował oczywiście współpracę z Royal Anthropological Institute of Great Britain and Ireland. Stanowczo jego materiały dawały wgląd w codzienne życie amazońskiego plemienia. Były unikatowe.

Jego cykl reportaży mocno ozdobionych fotograficznie spotkał się w dobrym przyjęciem, szczególnie że był to cykl rozpoczynający się opisem oraz fotografiami zamachu, pokazywał walki z piratami rzecznymi, łowy, wesela, zaginione, tajemnicze miasto, przede wszystkim zaś plemię Indian, w którym królową była biała kobieta. Jeszcze bardziej entuzjastycznie przyjęli ofertę współpracy etnografowie z Instytutu Antropologii. Na podstawie opracowań reportera powstało kilka prac naukowych, gdzie pojawiło się również jego nazwisko jako współautora.

Za część kwoty uzyskanej z nagrody od profesora Blooma, z którym spotkał się osobiście, kupił sobie mieszkanie w Londynie i jak wreszcie opisał wszystkie historie zaczął się czuć jakoś niepewnie, jakby Anglia stanowiła wyłącznie chwilowy przystanek, kolejna zaś wyprawa zachęcająco uśmiechała się zapraszając na nowe awanturnicze szlaki.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 12-08-2023 o 17:12. Powód: literówki
Kelly jest offline  
Stary 15-08-2023, 10:11   #200
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Odnaleźli Evelyn, następnie obronili ją i ochronili całą jej wioskę przed kanibalami. Zapewne profesor Bloom oczekiwał więcej, na pewno chciałby, aby wrócili razem z nią do Londynu. Ale przecież nie mogli zmusić dorosłej kobiety do podróży powrotnej. Upewnili się, że ta była bezpieczna… przynajmniej na tyle, na ile mogli. Zostali jakiś czas w plemiennej wiosce, korzystając z życia, bawiąc się, jedząc, pijąc, a przede wszystkim uprawiając seks. Nawet pastor zluzował swoje zasady, oddając się rozpuście. Sarah mocniej zaznajomiła się z wojownikiem, którego spotkali jako pierwszego z danej wioski. Jednak nie z nim jedynym, dawała się też porwać dzikim orgiom, nawet szczególnie nie panując nad tym, komu się oddawała. Nie miało to zresztą znaczenia w tamtych momentach.

Oprócz jednak przyjemności, ich obecność w wiosce stanowiła zapewnienie bezpieczeństwa i stanowiła upewnienie się, że kanibale nie wezmą zaraz odwetu. Chyba można było uznać, że zadali na tyle duże straty wrogiemu, ludożerczemu plemieniu, że ci przez dłuższy czas nie będą stanowić zagrożenia. Może przez jakiś czas pojawiała się myśl, czy by ich nie dobić… ale pewnie było to zbyt skomplikowane. Może sami wojownicy Tucuna w swoim czasie tego dokonają. Póki co sami chcieli się bawić z wykorzystaniem Sarah, Margeritte, Iris. Lekarka na pewno sama nie nalegała na taką wyprawę, wiedziała, że będzie się wiązała z wieloma rannymi, może nawet i martwymi. Choć jednocześnie niepokoił ją fakt chorób, jakie mógł nieść ze sobą kanibalizm.

Tęsknota za Londynem, rodzinnymi stronami, a przede wszystkim cywilizacją, narastała. Długie miesiące w podróży, śmierć kilku towarzyszy, nowe znajomości, rozwijanie umiejętności… ale jednak trzeba było wracać. Choćby i też dla obiecanej przez Blooma nagrody oraz spieniężenia części łupów, jakie jej przypadły. O dziwo Margeritte postanowiła zostać w wiosce… kto wie, czy jej umowa z profesorem była inna i nie miały przypaść jej aż takie bogactwa? A może aż tak bardzo spodobało jej się u Tucuna. Na pewno lepiej, że Evelyn miała towarzyszkę z zachodniej cywilizacji. Sarah czuła, że jej dawna znajoma chciała, by i lekarka została w wiosce. Jednak właśnie, dla Joyce pozostanie w takim miejscu, byłoby zatrzymaniem się w rozwoju. Nie miała szans rozwinąć się w medycynie, pomijając dostęp do wiedzy, z czasem skończyłyby jej się porządne środki medyczne. Może dostęp do natury był tutaj niesamowity, ale nawet o samo laboratorium byłoby ciężko. A kto wie, czy z czasem miejscowi, a zwłaszcza tutejszy szaman, nie uznaliby jej za jakąś czarownicę… Dziki lud to jednak dziki lud.

Wspólnie więc z Ebenezerem, Danielem, Iris i Mathew, postanowiła opuścić wioskę. Ci dwaj pierwsi opuścili ich, przy mniej i bardziej rzewnych pożegnaniach. Do samego Londynu dotarli już w trójkę, razem z panią detektyw i reporterem. Na miejscu osobiście postanowiła spotkać się z profesorem Bloomem i wyjaśnić, czemu Evelyn postanowiła zostać na miejscu. A w razie potrzeby, pocieszyć w odpowiedni sposób zatroskanego ojca. Obiecała, że gdyby ten chciał odwiedzić swoją córkę, ta chętnie mu będzie towarzyszyć w takiej wyprawie. Kto wie, czy razem z Iris i Mathew?

Reporter kupił mieszkanie w Londynie, więc Sarah mogła pozostać z nim w stałym kontakcie. Mógł obserwować, jak ta podjęłą kroki, by otworzyć swoją lecznicę, w której chciała korzystać ze swojej wiedzy, jednocześnie starając się dać innym kobietom większe możliwości rozwoju w zdominowanej przez mężczyzn dziedzinie. Chociaż sama Joyce czuła, że… siedzenie na miejscu nie jest do końca tym, co ciągle chciałaby robić. Jeśli nadarzyłaby się okazja do kolejnej wyprawy, chętnie oddałaby na jakiś czas swoją przychodnię w zaufane ręce swoich współpracownic, sama zaznając kolejnej niesamowitej przygody. Z Mathew, Danielem, czy może Iris, z którymi starała się trzymać kontakt?

Zwłaszcza takie myśli przychodziły, gdy otrzymała list od Evelyn. Razem z Margeritte, która jednak nie została tam na kilka tygodni, a na stałe, zaczęły przyczyniać się do rozrostu plemienia Tucuna, choć na etapie pisania listu obu kobietom póki co “urosły brzuszki”. Córka Blooma żałowała, że Sarah nie została tam razem z nimi, wskazując, że obie mają się tam bardzo dobrze. Lekarce było wspaniale słyszeć takie wieści, jednak raczej nie żałowała swojej decyzji. Jeśli gdzieś miała wyruszyć, to w konkretnym celu i misji, a niekonieczne, żeby osiedlić się tam na miejscu.
 
Jenny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172