| Tarlika; lombard Mokeny
Być głupią, czy niedoinformowaną było lżej, łatwiej, ciężar informacji spiął, jeszcze chwilę temu rozluźnioną Bushe, w równiutkiego androida. Blada, uważna, choć w główce pod czupryną tłukło się pytań bez liku. Musiała wziąć kilka oddechów, żeby głos jej nie zadrgał kiedy wreszcie przepchnęła pytanie przez czerwone usta.
- Czy wyroki kości są nieuniknione? - znów ten gest oczami. - Wiem, to nie nauka ścisła. Tylko, wedle tych słów piracki raj na Pokatunie może się skończyć. Kolejna dyktatura. - zamachała dłonią - Dziękuję za szczerość - zaryzykowała - wygląda na to, że w Anahiti dzieje się więcej niż ktokolwiek przypuszczał. - przemyciła informację w niedomówieniu. - Utrzymamy tę krypę, bo wybrała nas.
Trudno było odgadnąć co skrywało spojrzenie Mamby. Val grzecznie się wycofała, prędko na ulicę i zapaliła liścieńca. Wypaliła dwa nim zaczęła się rozglądać. Nieco wreszcie rozluźniona, wybrała drogę przez Park Oddechu, znalazła porzucony miejski rower, odpaliła apkę i puściła się długą do portu. Chwila wolności. Tarlika; Pokład Eleutheri
Świadoma zapisu swej trasy, jakoś nagle paranoicznie czując się obserwowana, weszła dość sztywno na pokład, nietrudno było się zorientować, że coś nie tak. Przyjęła spojrzenia de Silvy i de Vriesa, odnotowała absencję Mala, odruchowo odpaliła łącze, złapała go w maszynowni, tym ukontentowana, błysk w oku, kiedy rozsiadła się wreszcie w fotelu, wystawiając swym zwyczajem nogi, ale jeszcze chwilę szarpała się ze sznurówkami, wreszcie wystawiając bose stopy na panel kontrolny.
- Co ty odpierdalasz Val, mamy tu mapę, bo postanowiłaś posprzątać gówno do końca?
- Moje boskie syrki dobrze pasują. - oblizała usta - Słuchajcie! - Uruchomiła wewnętrzny kanał - Mógłbyś tu do nas przyjść Reyes?
- W porzÄ…dku? Blada jesteÅ› - Zeke
- Dziękuję, staram się nie wystawiać na promieniowanie i suplementuję D. - wydała automatyczne zlecenie i koblod przyniósł jej kubek wody. Offline
- Omar chce nasz statek. Dawno już porzucił oficjalne próby, po tym jak Mal.. - darowała sobie i koledze - Jest kilka osób, które na jego zlecenie chcą nam złożyć jakieś propozycje. Pierwszy to Theodas. Elegancki typ, który sra kredytami. Buduje własną flotę kurierską. Kupił już kilka statków i ma biuro na głównej płycie portu. Nikt go nie zna, ani o nim nie słyszał. Pojawił się jakby go ktoś z kapelusza wyciągnął. - wypiła połowę zawartości kubka - Kolejna to Fredericka Drung. Kiedyś napadła na konwój należący do Bractwa i zabrała wszystko, co tylko mogła. Omar ścigał ją przez kilka ładnych lat, aż w końcu się dogadali i przez krótki czas pracowała dla niego. - wzruszyła ramionami - Kto by się wyrwał z takiego uścisku? Wolałabym tego uniknąć. - opróżniła kubek
- Jest jeszcze ktoś? Delsh Efrofir. Oficjalny przedstawiciel Konsulatu Zhodani. - poczuła, że skóra chciałaby postawić nieistniejące, bo wydepilowane, włoski. - To zapowiada wielką zmianę i kierunek owej. Wszystko to się koreluje. Zhodani z Omarem tworzą sobie tu kolonię. - wytrzymała pauzę - Przypomnę tylko, że żaba jest trochę zhodani. - zaiskrzyła brązowymi oczkami - Powitano nas w większej stawce. Informacje o Rao trzeba sprzedać natychmiast, ba zaraz się rozejdą. Nie wiem kogo macie, ale ja proponuję Mambę. Właścicielkę lombardu. Dwa, spotkanie to ruletka, a nie dopięliśmy swego, by spotkać się w terenie przez nas wyznaczonym. Szkoda. Dla jasności nie wylądujemy tam, chyba, że awaryjnie podejmując ziemian. W teorii jesteśmy tylko wsparciem z powietrza. O czujniki możemy się bać, ale nie dopóki się maskujemy. Dlatego zależy im na Eleutheri, omijamy ich czujniki. To nasz największy atut. Trzeba wyposażyć naszą dwójkę w dobre gadżety. Wspomagane kombinezony z zestawem lotu. Nie oszczędzajmy zaliczki, chyba, że chcecie ją oddać i się wycofać, bo strach was obleciał. Pojdzie z wami kobold, przodem, jak go odstrzela, to zrywka. - jakby sobie coś przypomniała - S. Możesz sprawdzić flotę tych typów, proszę? Załogi, statki, dokowania. Jak trzeba, to można użyć mojego agenta. - zaproponowała program szpiegowski. Jakby nagle jej coś błysło. - Proponuję przenieść spotkanie na Orusa. Jak się da - się skrzywiła.
- Wylot naszej jednostki z pewnością zostanie zauważony i ktoś za nami wyleci. Proponuję blagę, jak już będziemy gotowi. Ja założę się z kimś na imprezie, że zatankuję na Deronie. Znając moją słabość do hazardu oczy wszystkich się tam skierują, tymczasem powinniśmy mieć już pełne zbiorniki za zaliczkę, zrobić spotkanie, polecieć po Leclerca i spierdalać z układu. Czy to wykonując zadanie, czy nie.
Wstała, niepokojąco radosna - Chcemy czy nie, los splótł nas z tą dziwną rewolucją - wykonała młynek uniesioną dłonią - Mal jak nie chcesz dotykać kryształu to twoja wola, jak mówiła już to zrobiłam. Zeke, to może chociaż ty. Bo jeśli nikt to, ja przy niej. - zrobiła minę niewiniątka - Tak, zamierzam ją wybudzić. Dobra, wsze opcje. |