Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2023, 14:48   #14
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Gorąco. Duszno. Głośno. Gorąco. Mokro. Zielono. Gorąco. Duszno. Gorąco.

Joresk maszerował, krok za krokiem, miarowo niczym automat, w myślach odmawiając kolejne modlitwy do Ragathiela, prosząc swojego patrona o wytrwałość i cierpliwość, próbując odciąć swój umysł od upierdliwości, które przeżywało właśnie jego ciało. Jasne było, że nowiutka zbroja płytowa niespecjalnie nadawała się do przedzierania się przez gęstą dżunglę w takim upale, ale nie miał zamiaru ustąpić warunkom pogodowym. Te kilogramy stali, które miał na sobie, tylko czekały by uratować mu życie przed wrogimi atakami. Jeśli ceną miało być ciągłe lekkie podduszanie i efekt łaźni parowej, paladyn był gotów ją zapłacić. Dlatego szedł dalej, milczący i skupiony na drodze przed nimi. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że przypomina to pracę na przodu, ale przynajmniej może iść wyprostowany.

***

Gdy jakieś dziesięć lat później dotarli do Akrivel, zbliżał się już zmierzch, co znaczyło, że ta nienawistna kula płomieni na niebie zaczynała się chować za horyzontem, a Joresk w końcu mógł zacząć oddychać. Mógł też nareszcie rozejrzeć się, a widok elfiego miasta prawdziwie go zachwycił. Gargantuiczne wręcz drzewa, dziesiątki ich, do tego wplecione w nie budynki, całe mile zabudowań – nie uwierzyłby w istnienie takich cudów, gdyby właśnie nie pyszniły się swoją niesamowitością przed jego oczami. Ekujae były prawdziwymi wirtuozami, jeśli chodzi o hodowlę i naginanie (a może przekonywanie?) drzew do swoich pragnień. Nawet siedzący wciąż w nim żołnierz był pod wrażeniem. Miasto było niemal nie do zdobycia, z zabudową niemal poza zasięgiem strzału z łuku. Fakt, ogień zniszczyłby je w moment, ale byłby tak samo zabójczy dla napastników, a poza tym, rozniecenie go w tej wilgotności było samo w sobie trudnym zadaniem.

W ciszy obserwował drewniane platformy, budynki, przepiękne rzeźby, ale widok podniebnego pola uprawnego przelał czarę zadziwienia. Paladyn parsknął cichym śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Gdy chwilę później przywitała się z nimi Nketiah, ukłonił się dworsko, po czym z odpowiednimi honorami przedstawił wszystkich towarzyszy, ze sobą na końcu.
- Wasze miasto jest prawdziwym dziełem sztuki. Ile dusz je zamieszkuje? – zapytał, gdy winda wiozła ich na górne poziomy. Przypominało mu to krasnoludzkiej roboty machiny używane w szybach kopalni, ale co oczywiste zapewniało znacznie piękniejsze widoki. Ale tak jak w Rozgórzu, dojechanie na szczyt pozwoliło mu odetchnąć głęboko znacznie bardziej rześkim powietrzem. Spacer nad dżunglą był zdecydowanie bardziej komfortowym doświadczeniem, nawet biorąc pod uwagę kołyszące się wiele metrów nad ziemią mostki linowe. Tutejsi byli wyraźnie zainteresowani drużyną, co nieco zaskoczyło paladyna, ale nadrabiał to uprzejmymi uśmiechami i pozdrowieniami do tych, którzy przypatrywali się zbyt długo lub wręcz pokazywali ich sobie palcami.

***

Fakt, że elfy ot tak zaoferowały im kwatery, i to takiej jakości, a do tego posiłek, zadziwił Joreska. Wyglądało to tak, jakby już spodziewali się ich przybycia, albo przynajmniej posłali umyślnego przodem, gdy tylko udało im się porozumieć z Jahsim. Gościnność Ekujae robiła na nim wrażenie, w końcu na Avistanie za takie noclegi musieliby zapłacić grubszy pieniądz, a tu zostają zaproszeni ledwie po kilku godzinach od wyjścia z portalu, z którego przedtem wydostali się wrogowie elfów… Co prawda byli cały czas obserwowani, ale i tak nie mógł się wyzbyć jakiegoś dziwnego niepokoju. Póki co jednak postanowił go zignorować i skupić się na pilniejszych sprawach.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za Nketiah, a Joresk w pierwszej kolejności zdjął rękawice i naramienniki, odpiął zatrzaski napierśnika i z wyraźnym pośpiechem odłożył je w kąt pomieszczenia. Zaraz potem wylądowała na nich przeszywanica, a nagi od pasa w górę paladyn sięgnął do swojego plecaka po koszulę. Na jego łopatkach i barkach dało się zauważyć coś nietypowego: w kilku miejscach skórę porastały niewielkie, brązowo-złote łuski. Zaraz jednak zniknęły zasłonięte materiałem, a mężczyzna westchnął głośno.
- Uff, co za ulga! Ciężkie jest życie konserwy… - rzucił z zadowoleniem, sięgając po napar i suszone mięso.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem