| Niedaleko końca drewnianej platformy, na której zlokalizowane były budynki elfów, rósł rozłożysty baobab. Jego pień był tak gruby, że nawet paru z nich nie byłoby w stanie go objąć rękoma, a jego korzenie znajdowały się daleko u podstawy drewnianej platformy.
Na jednej z gałęzi baobabu leżała lwica. Jej futro było gęste, jedwabiste i pokryte różnorodnymi odcieniami złocistego brązu. Lwy nigdy nie żyły w dżungli, tyle dla Laveny było jasne. Dlaczego ta tutaj była w lesie?
Kiedy Lavena podeszła bliżej, lwica uniosła nieco głowę, zdaje się, zaciekawiona. W tym samym czasie rudowłosa półelfka zauważyła, że akt zbliżenia się do lwicy sprowadził na nią spojrzenia kolejnych paru elfów, którzy wydawali się obserwować, co zrobi zaraz.
Był tutaj też Wug, który, oczekując na wielką ucztę elfów, wyszedł z kwater. – Lwy nie gadają - oznajmił ork, patrząc na to, co robi półelfka. – Wygłupisz się.
— Zabawne, jeszcze do niedawna sądziłam to samo o twoim rodzaju — odcięła się narcyzka. — Miej trochę wiary! Chyba zapomniałeś, z kim rozmawiasz. Jeśli rozkażę rzekom zawrócić, zrobią to! Jeśli przemówię do kamienia, nie śmie odmówić odpowiedzi! „No świetnie, teraz muszę zmusić tę głupią bestię do gadania. Zaraz. Na płonące piekła, co ja wyprawiam?! Ech... skoro już zaczęłam tę farsę, to już nie mogę się wycofać… a zatem... krotochwilo trwaj!” pomyślała, po czym westchnęła i uczyniła krok w stronę lwicy.— E… — zabrała głos z pewnym wahaniem. „Jak niby mam się do tego zwrócić? Przecież to tylko durne zwierze!” — Bądź… e… pozdrowiona? Ekhem. Bądź pozdrowiona majestatyczna lwico, wspaniało ozdobo Dżungli Mwangi i błyszczący klejnocie akrivelskiej metropolii! „Ech, to takie uwłaczające! Chyba naprawdę postradałam zmysły od tego gorąca!” Khair zatrzymał się nieopodal. Był zainteresowany, co z tego wyjdzie, ale, przynajmniej chwilowo, ograniczył się do powitania- Witaj, władczyni dżungli - skinął głową lwicy. Wug usiadł opodal na sporej gałęzi wystającej z drewnianej platformy, niezbyt przejmując się retortą zaklinaczki. Mruknął chyba coś w odpowiedzi, ale raczej chyba machinalnie i bez zaangażowania.
Tymczasem, słowa Laveny i Khaira sprawiły, że lwica w istocie zwróciła na nich uwagę, jednak… Nie przemówiła. Półelfka jednak zauważyła, że jej czyny - oprócz Wuga, którego wyraz twarzy stawał się coraz bardziej rozbawiony - przyciągają wzrok czterech elfek Ekujae, które bez żenady podeszły nieco bliżej i zaczęły spoglądać na nią, Khaira i lwicę, zapewne zaciekawione, co stanie się zaraz.
Samica lwa, całkiem gruba jak na okaz swojego rodzaju, wlepiała swoje ślepia to w wiśniowłosą, to w kapłana, jak gdyby miała zaraz na nich skoczyć. Czy rozmowa, o której wspomniały elfy, naprawdę była z tych, które odbywały się za pomocą mowy? Lub też, czy był to głupawy żart elfów?— E… Miau? — rzuciła bezradnie próżna niewiasta. — Znasz taldański? — zapytała wkrótce potem we wspólnym, patrząc samicy w oczy. Absurdalność sytuacji i spojrzenia innych sprawiały, że powolutku zaczynała gotować się z zażenowania. — A może elficki? — dodała w języku swego ojca.
- Nie potrafię przemawiać w myślach... - powiedział Khair, kierując te słowa bardziej do wiedźmy, niż lwicy. - Może powinniśmy się przedstawić?
— Bardzo chętnie, ale jeśli nie rozumie, co mówimy, to próżny trud — odparła czarownica, nie odrywając wzroku od wielkiej kocicy. — Poczekajmy jeszcze trochę. Jeśli się nie odezwie, to będzie trzeba poszukać jakiegoś druida. Lwica prychnęła, nagle nieswoja i niezadowolona. Zwierzę powstało i ześlizgnęło się po gałęzi, aby wreszcie zniknąć w gąszczu znajdującym się obok platformy. Rzecz została zaakcentowana głośnym śmiechem obserwujących całość elfów. Czy była to rzeczywiście krotochwila? Niewątpliwie, jeśli rzecz z samicą lwa miała być jakąś grą, to chyba ją przegapili. Lub przegrali. Wug pokręcił głową. Ork wyglądał na zirytowanego, jednak kapłan i czarownica wiedzieli, że barbarzyńca nierzadko irytował się: było to jakby odbiciem jego szału. – Lwy nie gadają, głupia - rzekł ork po raz kolejny. – Było zostawić to mi. Lew przecież to prawie jak warg.
— No co ty nie powiesz, mój błyskotliwy przyjacielu? — zadrwiła obruszona dandyska. — Wybrałam opcję bardziej elegancką i pokojową. Wszak, jeśli dobrze pamiętasz, po twych ostatnich negocjacjach z wargami musiałam składać do kupy twe nieszczęsne, poharatane szczątki. Tymczasem, dwie długouche kobiety z czwórki, która obserwowała ich wcześniej, z oczyma pełnymi ogników podeszły bliżej. – Zwę się Senyo! - rzekła pierwsza z nich w języku elfów z wyraźnym akcentem Mwangi.
– Moje imię to Mauuko - zawtórowała druga. Obie były ubrane w zwiewne szaty, które były popularne w Akrivel: odcienie zieleni zlewały się w raczej skromny, acz schludny brąz, zaś ich szyje były udekorowane kościanymi naszyjnikami. – Jak podoba się wam Akrivel? - zapytała Senyo. – Trudno się rozmawia z Harriet, nie martwcie się.
— „Trudno” w tym wypadku zakrawa na skrajny eufemizm — oznajmiła sardonicznie czaromiotka. — Najtrafniejszym określeniem byłoby – w ogóle. Na szczęście zdążyłam już przywyknąć do ciężkich przypadków. Zerknęła przelotnie spod długich rzęs w stronę Wuga.— Jam jest Lavena Da’naei, wielka bohaterka z północy i wasza przyszła wybawicielka. Świadomam, że na pewno chciałybyście usłyszeć więcej o kimś tak wyjątkowym, ale na razie tyle musi wam wystarczyć — oświadczyła bez cienia skrępowania obu elfkom. — Natomiast jeśli chodzi o wasze miasto, to cóż… ma swój prowincjonalny urok. Ale lepiej wróćmy do meritum, o co w ogóle chodzi z tą całą Harriet? Dlaczego przekazano mi, że chce się z nami rozmówić? Ktoś sobie ze mnie dworował? Dopiero w tym momencie zapatrzona w siebie półelfka dostrzegła pozbawiony zrozumienia wyraz twarzy sarenraenity. Jej nieco zaskoczone spojrzenie wydawało się pytać: to ty jeszcze tu jesteś?— Te dwie niewiasty pytały, jak się nazywasz i jak podoba ci się tutejsza mieścina — rzuciła ku niemu niedbale.
- Khair - przedstawił się kapłan. - A Akrivel bardzo mi się podoba - dodał z uśmiechem skierowanym do obu elfek.
— Nazywa się Zair i powiedział, że miasto bardzo mu się podoba, ale wy jeszcze bardziej — przetłumaczyła z fałszywie szczerym uśmiechem rudowłosa huncwotka.
– Dobrze, dobrze - elfki zachichotały na słowa Laveny. – Harriet nie potrafi mówić, ale ona porozumiewa się. Mówi swoim ciałem. Nie lubi zwykłej mowy.
– Harriet lubi ten baobab, więc pewnie przyjdzie tu jeszcze nie raz - rzekła Mauuko. – My, elfy z klanu Pantery Gromu, znamy ścieżki zwierząt i znamy ich mowę. Cóż, zdaje się, że nie znacie tak dobrze zwierząt jak my. Na czym znacie się, cudzoziemcy?
— Wybaczcie moje drogie, ale preferuję bardziej tradycyjne metody komunikacji — wyjaśniła z afektacją Lavena. — Będę jednak rada, jeśli przy następnej okazji wspomożecie mnie przy próbie komunikacji z tą — „głupią bestią” — szlachetną istotą. „O ile to durne bydle ma mi cokolwiek wartościowego do przekazania” pomyślała z rozdrażnieniem.— Ach, pytacie, na czym się znam? Nie chcę wydać się arogancka, ale jestem naprawdę dobra... we wszystkim! Elfki wymieniły spojrzenia. Z daleka, Lavena i Khair dostrzegli, że w ich stronę zmierza Nketiah. „No i nadchodzi niszczycielka dobrej zabawy, pogromczyni uśmiechów dzieci” przeszło przez myśl zirytowanej szmaragdowookiej. Ledwie zaczęła stroić sobie żarty z kapłana, a już musiała kończyć. – Czy cudzoziemcy potrafią… Tańczyć? - wypaliła nagle Senyo, ukradkiem zerkając na nadchodzącą Nketiah.
— Nie wszyscy. Ten, który przybył w ciężkiej zbroi, jest wręcz fatalnym tancerzem — wyłożyła bezpośrednim tonem czarownica. — Ale ja! Ach, ja jestem wręcz królową każdego balu! Zapewniam, że nigdzie nie zobaczycie tak pełnych gracji ruchów. A dlaczego pytacie?
– Tańczący bóg niebios Uvuko mówi, że można poznać duszę kogoś tylko poprzez taniec - rzekła Mauuko poważnie, a Senyo parsknęła przeciągle, widząc jej wyraz twarzy. – Skoroś wprawna w tańcu, Laveno, chcielibyśmy wyzwać cię na pojedynek w grze daikada!
— Hm, zawsze sądziłam, że mam w sobie coś z boga… Teraz się to potwierdza, bowiem uważam tak samo jak wasz Uvuko — wtrąciła półelfka z zuchwałym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, teatralnie udając zadumanie. Na myśli miała oczywiście tragiczny pokaz umiejętności dany przez Joreska w „Łasce Maga” przed trzema tygodniami. Senyo wyciągnęła dwie pary miedzianych bransolet, do których przymocowane były dzwonki. – Daikada polega na starciu dwóch tancerzy, którzy tańczą w rytm starej pieśni, mając na swoich stopach te bransolety. Dzwonki przy każdej parze brzmią inaczej, niż dzwonki na drugiej. Celem gry jest tańczyć do rytmu i jednocześnie uderzać w dzwonki na bransoletach przeciwnika. Ci, którzy potrafią sprawić, że dzwonki przeciwnika zadzwonią najczęściej, wygrywają! Jeśli jednak zgubią rytm, tracą punkty. Proste, prawda?
– Pozostali także mogą dołączyć, jeśli się ośmielą - wyszczerzyła zęby Mauuko.
— Banalne wręcz — oświadczyła bez cienia wahania wiśniowowłosa. — Jednak jestem kobietą honoru, więc daję wam ostatnią szansę wycofania się z tej niefortunnej propozycji. Wiedzcie wszakże, iż gdy podejmę rękawicę, tym samym przypieczętuję waszą sromotną porażkę. Nadal zainteresowane? Swą arogancką deklarację zaklinaczka podkreśliła chełpliwym uśmiechem.
Mauuko zaklaskała w dłonie. Nketiah, która przybyła, wymieniła z nią parę zdań w Mwangi. Wyglądalo na to, że pomysł spodobał się elfce z drewnianym ramieniem i roześmiała się, po czym wykonała parę gestów i wyszeptała słowa, a w jej dłoniach, utkana z cienia, pojawiła się jakaś wersja lokalnej lutni.
Dwoje z kobiet, które przyglądały się całej sprawie, także wyciągnęły swoje instrumenty: pierwsza wyciągnęła z sakwy podróżnej parę bongosów, druga zaś wyciągnęła sistrum. – Ja zatańczę pierwsza! - zawołała Senyo, odpychając Mauuko, która z obrażoną miną usunęła się obok. – Gotowa, płomiennowłosa?
— Jak zawsze — odparła jej dumnie. Mauuko zwróciła się do Laveny, rzucając spojrzenia na Khaira: – Czy Zair zatańczy ze mną?
— Nie wiem. Ale zapytam. Może się jednak krępować, bo ma straszny problem z brzydkim zapachem z ust — wyjaśniła zapytana, ostatnie słowa wypowiadając w formie poufnego szeptu, nachylając się do ucha rozmówczyni. Joresk, przechadzając się w zamyśleniu po platformie, zbliżył się, gdy tylko dostrzegł zamieszanie i coś, co wyglądało na przygotowania do zabawy. Nie miał zielonego pojęcia, o czym elfy rozmawiają, więc tylko oparł się o balustradę i przyglądał temu z zaciekawieniem.- Czy możesz mi powiedzieć, o co chodzi? - Khair zwrócił się do Nketiah. Tak jakoś nie do końca ufał Lavenie. - A na imię mi Khair - dodał. – Senyo i Mauuko zapraszają cię do gry, w której zatańczysz - podsumowała Nketiah Khairowi. – Podczas tańca musisz uderzyć w miedziane bransolety na kostkach swojego przeciwnika i nadążyć za rytmem. Za każdym razem, kiedy uderzysz w bransoletę, zyskujesz punkt, ale! Kiedy nie nadążysz za rytmem, tracisz punkt. Czy zatańczysz? - uśmiech Nketiah wydawał się tak pokrętny, jak Mauuko.
- Niezbyt równe szanse - powiedział z lekkim uśmiechem Khair. - Rywalizacja z kimś, kto się w to bawi od lat... Ale można się zawsze pośmiać... Ale najpierw muszę się nauczyć „gratuluję zwycięstwa” w waszym języku - dodał.
Nketiah przemawiała głośno, a jej głos i wzrok sięgnęły także i paladyna. Wyraźnie zapraszała Joreska do wzięcia udziału w grze. W tym samym czasie jedna z elfek podała Lavenie parę bransolet z dzwonkami, które miały być założone na kostki. Ta wdziała je, uprzednio zdjąwszy wysokie buty na obcasie, które tylko by jej przeszkadzały podczas wykonywaniu tanecznych figur. Katerina wróciła z rozmowy z trzema elfami opodal. Muszkieterka usiadła obok Wuga - ork obserwował zaś całą scenę z ledwo skrywanym rozbawieniem.
Paladyn skinął głową w podziękowaniu, ale nie spieszyło mu się ponownie do tańców. Zamiast tego usiadł wraz z Wugiem i Kateriną.- To może być niezłe widowisko. Kto wie, może nawet spróbuję, żeby zmyć z siebie tamte "podrygi" w karczmie? - rzucił z rozbawieniem.
— Taką plamę koniecznie wypadałoby zmyć, mój drogi — Katerina pokiwała głową z udawaną powagą, nachylając się w stronę rycerza. — Pewien nieprzyjemnie przeuroczy elf zaproponował nam również udział w polowaniu, jeśli chciałbyś pokazać nam, że jednak potrafisz lekko stawiać kroki. Zapewne tam będzie ci to łatwiej udowodnić, gdyż nie będzie balastu w postaci całkiem dosłownych kul u nóg.
- Dziękuję za propozycję, chętnie z niej skorzystam. Zawsze też mogę iść w zbroi, żeby dać wam fory - odpowiedział z podobnie poważnym wyrazem twarzy.
— Ty chyba naprawdę gustujesz w cierpieniu, Strabo. Właściwie... to wiele by tłumaczyło — dziewczyna wymownie przeniosła spojrzenie na Lavenę szykującą się do tańców, z cieniem uśmiechu na ustach. — Idąc w zbroi, dałbyś fory zwierzynie i tym samym pewnie zniweczył moje dotychczasowe próby zaprzyjaźnienia się z bezczelnym elfem. Sam Generał Zemsty nie uchroniłby cię przed wendetą w calistriańskim stylu, gdyby tak się stało, zatem... Katerina rozłożyła teatralnie ręce.— Cóż poradzić, pancerz będziesz musiał zostawić! — zaśmiała się.
- A dopiero co go kupiłem - rzucił paladyn z udawanym smutkiem - Nawet nie zdążyłem go poważnie wypróbować, nie licząc tego pieca w portalu - machnął ręką - Może Ekujae pożyczą mi jakąś skórznię, która się na mnie zmieści. Ale nie widziałem, żeby któryś miał na sobie więcej ciala - wyszczerzył się, z przyjemnością zerkając w stronę szykujących się do tańca kobiet.
— Mówisz to tak, jakby widok ciebie w zbyt obcisłej skórzni miał być czymś złym i niepożądanym — Katerina odparła z pozorowanym skonfundowaniem.
- Kwestia gustu, czyż nie? - Joresk uśmiechnął się pod nosem - Gdyby zrobiło się nieco intensywniej, cała by się porwała i zostałbym bez niczego.
— Tak... to... byłoby straszne — Galtanka odparła ze śmiertelną powagą na licu, niesięgającą iskier w oczach. Paladyn nie odpowiedział, spojrzał tylko w stronę szermierki i puścił jej oko z szelmowskim uśmiechem, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił do oglądania widowiska.
Zaczęło się! Nketiah uderzyła w struny swojego instrumentu, a powietrze przeciął wartki rytm bębnów elfki, która stała opodal. Rytm wybijany przez bongosy był akcentowany lutnią Nketiah, a niekiedy i przestawał, aby Nketiah mogła zagrać krótkie solo w tandemie z bębniarką, druga kobieta potrząsała sistrum.
Mauuko skupionym wzrokiem obserwowała scenę, niby wojenny teatr. Kobieta zapląsała swoimi bosymi stopami po drewnianej platformie i wyprowadziła podstępny atak, ale! Jej stopa przecięła tylko powietrze.
Natychmiast zmitygowała się i poprawiła, skupiając się na rytmie.
Taniec Laveny był idealnym odzwierciedleniem jej charakteru. Trącący sztucznością i wyrażający nieskrępowaną pewność siebie, nieprzyzwoicie wyzywający i bezwstydny, pełen temperamentu i niezwykle ostentacyjny. Zwyczajnie nie sposób było przejść wobec niego obojętnie. Co prawda ruchom półelfki brakowało nieco wyrafinowania i techniki, ale nadrabiała wszystko olbrzymią charyzmą. W efekcie dała wyjątkowy w swoim rodzaju pokaz, choć nie udało jej się dosięgnąć bransolet swej tanecznej oponentki.
Muzyka płynęła niczym wartki potok, zataczając meandry, niekiedy zwalniając i rozlewając się w spokojną i przewidywalną sadzawkę, aby znienacka wezbrać i eksplodować w falę, która rozbijała się o drzewa. Nketiah uderzała z wprawą w swoje struny, nigdy nie myląc rytmu, zaś elfka wyposażona w sistrum uderzała nim, niby buzdyganem, wplatając taniec w swój pokaz. Bębniarka niekiedy wyśpiewywała pojedyncze słowo w Mwangi, poczynając od bzyczących i szeleszczących dźwięków, które rozwijały się w jedno płynne glissando, pod którym dźwięczał konsekwentny rytm sistrum i bębnów.
Elfy patrzyły w skupieniu na ten pojedynek, a grupie gapiów narastały szepty i czasem pojawił się pojedynczy okrzyk. Mauuko wyprowadziła serię ciosów w stronę bransolety Laveny, a ta uchylała się z gracją. Półelfka wyprowadziła parę ciosów i – wreszcie – do jej uszu doszedł dźwięk dzwonków oponentki… A także jej własnych! Mauuko natychmiast skontrowała jej atak własnym!
W tym samym czasie Joresk i Katerina wychodzili z siebie, aby dopingować Lavenę. Paladyn dopingował na jedną stronę, muszkieterka na drugą - krzyki i nawoływania od strony tej dwójki rychło przeobraziły się w chaotyczny bełkot, który więcej przeszkadzał, niż pomagał półelfce.
”Jak oni to robili!,” Bonheur jęknęła w duchu, słysząc, jak jej próby rozgrzania skromnego tłumu wokół tancerek rozbijały się dysonansowo wśród muzyki i okrzyków Joreska, bardziej przypominając jazgot zachrypniętej Waryzjanki, aniżeli mistrzowskie techniki Vipenery i Bodargena, twarzy trupy cyrkowej Madame Maxime, które starała się emulować. Nie zamierzała jednak poddać się w swoich wysiłkach, dumnie zadzierając nos i tłamsząc grymas grożący wyrwaniem się na twarz.
Pojedynek trwał. Kiedy jednak przyszło do wystania w szparkim tempie, Lavena poradziła sobie znacznie lepiej niż młodsza od niej Mauuko. Krzyki Kateriny i Joreska, a także wartkie tempo były chyba zbyt dużym wyzwaniem: kolejne parę ciosów, odskoków i figur tanecznych i wreszcie… Mauuko straciła równowagę!
Muzyka urwała się nagle, przerwana gromkim śmiechem elfów. Mauuko zawirowała i odskoczyła, chociaż mało brakowało, aby upadła. Młoda elfka z otwartymi ustami przystanęła, rzucając zdziwione spojrzenia na wszystkich. Wokół rozbrzmiał szmer aprobaty.
Dwie starsze wiekiem kobiety wyłoniły się z tłumu, nagle zaintrygowane. — Ha! Jestem tak dobra, że sama siebie zaskakuję! — powiedziała pełna samozadowolenia czarownica, zdmuchnąwszy po energicznym tańcu niesforny kosmyk włosów sprzed oka. „Powiedziałabym, patrzcie i uczcie się! Ale niestety tego nie możecie się nauczyć”.
— Nie przejmuj się Mauuko — pocieszyła oponentkę. — Zawsze znajdzie się ktoś lepszy. „Tym kimś jestem ja!”
Mauuko skłoniła się. – Tańczysz dobrze! - zawołała. Tu do pary przeciwniczek podeszła starsza elfka, która była ubrana w zdobny strój - zwykła zieleń elfów Ekujae przechodziła w złotawy brąz, zaś tu i ówdzie były krwistoczerwone akcenty. – Jestem Kadija z klanu Pantery Gromu, moja matka pochodzi z klanu Kamiennego Jastrzębia - rzekła Kadija. – Tańczysz dobrze, nieznajoma, ale wiedz, Mauuko i Senyo dopiero rozpoczęły swoją naukę daikady. Czy dasz mi tę satysfakcję i zetrzesz się również ze mną? — Och, jestem przekonana — kąciki ust Kateriny zadrgały w słabo tłumionym uśmiechu — iż moja droga przyjaciółka nie odmówi nam przyjemności dalszego podziwiania jej zmysłowych ruchów godnych Calistrii.
- Chyba że się zmęczyła - wtrącił Khair. Co równie dobrze mogło być powodem do rezygnacji, jak i podpuszczeniem Laveny.
— Zdążyłam zauważyć, że są amatorkami — stwierdziła bez ogródek wiśniowowłosa, kierując słowa w stronę nowoprzybyłej Kadiji. — Dlatego obeszłam się z Mauuko wyjątkowo łagodnie.
— Bardzo chętnie przyjmę twe wyzwanie kochana, a także wpędzę w zawstydzenie samą Calistrię — zerknęła z ukosa na szermierkę. — Ale innym razem. Jak odgadł mój cnotliwy towarzysz. Wielcem strudzona. „Miażdżenie was straszliwie mnie męczy” pomyślała, opadając ciężko na gałąź idealnie nadającą się na siedzisko.— Kontynuujcie swawole, z miłą chęcią popatrzę — wyjaśniła z cichym westchnieniem, wykonując zmanierowany gest ucinający wszelką dyskusję.
- Khair, teraz twoja kolej? - zagadnął Joresk, nieco zawiedziony, że zawody mają się ku końcowi.
— Leć, leć Gołąbeczku, nie krępuj się! — zachęciła półelfka z perfidnym uśmieszkiem.
– Naprawdę…? - elfka, która przedstawiła się jako Kadija, uniosła brwi w geście rozczarowania. – Cóż, jeśli odpoczynek okaże się adekwatny, wypytaj o mnie.
— Nie omieszkam — odparła ruda wiedźma z niewzruszoną pewnością siebie. Mauuko, kręcąc głową, odchodziła w swoją stronę. Wyglądało na to, że Senyo czyniła jej wymówki z powodu swojego wyjątkowo niefortunnego manewru z Laveną. Tłum elfów nie rozproszył się jeszcze: ciekawe spojrzenia były rzucane to na zaklinaczkę, to na jej resztę towarzyszy. — Cóż, z tańcem mi nie po drodze. Poza tym kolacja sama się nie upoluje — Katerina oznajmiła wszystkim i nikomu zarazem, ruszając żwawo w stronę kwater, jakby zupełnie tracąc zainteresowanie daikadą.
— Wyskakuj do tańca Khair, albo Joresk będzie musiał! — zaśmiała się Da’naei. Kapłan pokręcił głową.- Przytarłaś im rogów - odparł - więc nie mam zamiaru poprawiać im humoru.
— No to Joresk! — półelfka klasnęła w dłonie. — Do boju paladynie! No, proooszę! Zrobiła maślane oczy.
Paladyn westchnął i pokręcił głową z rozbawieniem- Tylko nie śmiejcie się. Zbyt głośno - poprosił, wstając. - Przydałoby się coś do zagrzania mnie do walki.-
— O to się nie martw — zapewniła go wiśniowowłosa konfraterka. — Me słowa tchnęłyby życie w rozpadającą się mumię. Jak tylko zacznę w tańcu zawstydzisz samą Ashavę! - Przegrana nie poszła im w smak - stwierdził cicho Khair. - Z jakiegoś powodu chcą nam udowodnić, że jesteśmy och nich gorsi.— Sami sobie wystawiają świadectwo, jeśli tylko do takiej wygranej pretendują — skwitowała Lavena. Senyo, w lot pojąwszy okrzyki i nawoływania Laveny, podskoczyła do paladyna. Wyrzekła do niego parę słów w swoim narzeczu, ale paladyn nie miał pojęcia, co też to takiego było. Zaproszenie do tańca? Zapewne, choć nie dało się wykluczyć niczego.
Nketiah, z drapieżną wprawą ujęła z powrotem swoją lutnię, zaś bębniarka i posiadaczka sistrum skierowały swoją uwagę z powrotem na scenę. Zainteresowanie elfów znowu skupiło się na improwizowanej scenie na tych dwojga. Senyo - młoda elfka, choć zapewne o setkę lat starsza od samego Joreska, wyrzekła w pytającym tonie jedno słowo. Ten uśmiechnął się i spojrzał na Nketiah.- Czy mogę cię prosić o tłumaczenie? Nie poznałem jeszcze waszego języka -
– Senyo pyta się, czy to ty jesteś tym, który przybył w ciężkiej zbroi - przetłumaczyła Nketiah, gładząc palcami swoją lutnię i przesuwając palce po strunach. – Jeśli słowa Laveny są prawdą, brać udział w daikadzie dla ciebie to akt odwagi.
- To ja - paladyn ukłonił się uprzejmie - Nie wiem, co o mnie mówiła, ale z pewnością nie jestem tak zwinny jak wy. Jednak nie zwykłem wycofywać się z wyzwania -
– Zacznijmy zatem! - zawołała Nketiah. Elfka skinęła na pozostałe muzykantki: muzyka rozpoczęła się po raz kolejny, niemalże w tym samym fragmencie, na którym urwała się wtedy, kiedy Mauuko przegrała z Laveną. Wartki, nieprzerwany rytm rozbrzmiał razem z wypełniającym przestrzeń między uderzeniami lutnią i sistrum. — Dwie sztuki złota na elfkę — Da’naei rzuciła zniżonym głosem do towarzyszy uśmiechając się szelmowsko. Potem jak gdyby nigdy nic zaczęła energicznie kibicować towarzyszowi. Paladyn zamaszystymi posunięciami podrygiwał na parkiecie razem ze swoją elfią oponentką. Wyglądało niemal na to, że swój taneczny talent Joresk interpretował w sposób żołnierski: widać było, że ruchy paladyna były podobne do tego, co można było zaobserwować na polu walki. Joresk smagnął parę razy stopą powietrze, i! Udało się, dzwonki Senyo zadzwoniły! Dopingujące Katerina i Lavena wlały wolę walki w serce paladyna.
Ciemnoskóra elfka jednak nie pozostała paladynowi dłużna na zbyt długo: ze zwinnością i gracją, która przypominała czającą się panterę, elfka uderzyła dwa razy i dwa razy Joresk usłyszał uderzenie swoich własnych dzwonków!
Kiedy jednak przyszło do wystania w rytmie, paladyn miał znacznie gorzej: zdecydowanie gubił rytm i z trudem próbował nadążyć za meandrami muzyki, która wiła się niczym wężowisko. Senyo, przeciwnie, wirowała z wprawą, być może nawet jeszcze lepiej, niż pokonana przez Lavenę Mauuko.
Paladyn i elfka zwarli się raz jeszcze, próbując nadążyć za wartkim rytmem i w międzyczasie próbując wyprowadzać ciosy. Trzeba było przyznać, że Joresk robił, co mógł: paladyn systematycznie wyprowadzał ciosy w stronę Senyo, bardziej nadrabiając siłą i szarżując na elfkę, podczas gdy kocie ruchy Senyo bezlitośnie wykorzystywały każdą lukę w osłonie paladyna. Raz po raz, dzwonki przeciwników przecinały powietrze i choć Joresk wyprowadzał swoje ciosy z nie mniejszą wprawą niż Senyo, to jednak gubił rytm i znacznie gorzej nadążał za nieprzewidywalną muzyką.
To okazało się gwoździem do trumny występu. Senyo zdobywała punkty znacznie szybciej, niż paladyn, który tracił je za każdym razem, kiedy próbował nadążyć za muzyką Nketiah. W głowie paladyna, który widział wcześniejsze tańce Laveny i Mauuko powstała myśl, że gdyby nie feralny piruet Mauuko, Lavena także znalazłaby w elfce kompetentnego przeciwnika. Kolejne akcenty dzwonków przecinały powietrze, już jego.
Wreszcie, elfka zwiodła paladyna, zabębniła stopami o drewnianą posadzkę i koniec końców, kiedy jego dzwonek rozbrzmiał po raz ostatni, muzyka umilkła. Senyo wygrała! Tu i ówdzie rozległo się parę śmiechów i parę komentarzy w Mwangi, których ton brzmiał jak uznanie.
Paladyn ukłonił się przeciwniczce, po czym zwrócił się do Nketiah z szerokim uśmiechem.- Proszę, przekaż Senyo moje gratulacje i podziękuj za lekcję pokory. To było wyjątkowe doświadczenie i chciałbym je kiedyś powtórzyć - jego słowa były szczere. Walka, pojedynek, które nie kończyły się śmiercią, ranami czy chociaż upokorzeniem pokonanego? To było coś nowego. Lavena zbliżyła się do Joreska, klaszcząc bardzo powoli, w teatralnym stylu.— Całkiem… interesujący… pokaz, przyjacielu — oceniła, wypowiadając każde słowo z emfazą. — Aczkolwiek zdaje się płynąć z niego dość niepokojący wniosek. Widać bowiem, że o wiele lepiej idzie ci bicie kobiet, niż dotrzymywanie im kroku. Zakończyła bon motem.- Jak dobrze, że oboje wiemy, jak powierzchowne wnioski mogą być mylące, czyż nie? - odparował Joresk.
— Bynajmniej. Jedynie ludzie płytcy nie sądzą wedle powierzchowności.
— Cóż, mój drogi, przynajmniej odważyłeś się podjąć wyzwanie — Katerina skinęła paladynowi z cieniem uznania na licu. — Nawet jeśli nie udało ci się zupełnie zmyć wspomnianej plamy.
- Do tego mi jeszcze daleko! - zaśmiał się mężczyzna. - Ale kto wie, może kiedyś będę się nadawał na partnera do tańca nawet dla ciebie? - rzucił rozbawiony. - Może nawet zanim osiwieję?
— Bodaj ma elfia krew pozwoliła mi dożyć tej wiekopomnej chwili — westchnęła szmaragdowooka czaromiotka. — Po prawdzie to ciekawam, czy pierwej ty opanujesz misteria taneczne, czy Katerina sztukę władania wytrychem i napinaczem. Tak czy inaczej, życzę wam ze wszech miar powodzenia, choć zapowiada się naprawdę długa rywalizacja.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |