Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2023, 20:18   #108
Morph
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany



Orus
Kenertunu
Dystrykt IV


Podpułkownik uśmiechnął się szeroko i wystudiowanym gestem zdjął okulary. Joel nie miał żadnych wątpliwości, że stary wojskowy musiał wielokrotnie ćwiczyć ten ruch. Jego symbolika i znaczenie, aż nadto były jasne i klarowne. Gdyby jednak Leclerc miał jakiekolwiek wątpliwości, to słowa Ciobanu stanowiły przysłowiową “kropkę nad i”:
- Weteran walk w sektorze Taurus. No, no… przyznam, że prędzej spodziewałbym się śmierci niż tego, że spotkam jakiegoś trepa z tamtej jatki.
Han położył okulary na szklanym stole i wstał ze swego miejsca. Zbliżył się do Joela i w iście ojcowskim geście położył mu dłoń na ramieniu.
- Dobrze się trzymacie, sierżancie. Siadajcie śmiało. Czego się napijecie?
- Obojętnie. Może być whiskey - Joel przyjął pochwały podpułkownika w milczeniu i zajmując miejsce na kanapie, wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Malgoo.
- Nie martw się. Chcesz ochrony dla tej małej, nie ma problemu. Moi ludzie przygotują dla niej jakąś kwaterę. Na luksusy nie ma co liczyć, ale na pewno nikt nie będzie jej niepokoił.
Ciobanu machnął dłonią i już po chwili obok niego pojawił się jeden z jego pomagierów. Leclerc przysiągłby, że znał tę facjatę. Gość zniknął nim szmugler z Eleuterii mógł mu się lepiej przyjrzeć i wygrzebać z pamięci imię lub okoliczności w jakich spotkał tego typa.

Tymczasem podpułkownik rozsiadł się wygodnie na kanapie i rozłożył szeroko ręce opierając ramiona na zagłówku.
- Sytuacja mocno się skomplikowała w naszym ukochanym Kolektywie Szalbierzy, nieprawdaż?
Joel tak dawno nie słyszał tego określenia, że niemal zapomniał o jego istnieniu. Faktycznie na początku, gdy on i Zeke wybierali Pokatunę na swój stały obóz, to w czasie większości rozmów używano właśnie tej nazwy na określenie układu. Wraz ze wzrostem znaczenia Bractwa i umacniania się jego pozycji, ludzie zaczęli mówić, albo Domena Bractwa, Planeta Bractwa lub po prostu Pokatuna. Dawne nazwy obumarły niejako śmiercią naturalną.
- Fakt - potwierdził obserwację podpułkownika Joel - Wielka polityka coraz mocniej rozpycha się łokciami w naszym małym, przestępczym raju.
Ciobanu pokiwał głową na te słowa, ale nic nie odpowiedział. Wzniósł tylko delikatnie swoją szklankę i rzucił toastem:
- Na pohybel wszystkim!
- Na pohybel! - zawtórował mu Joel.
Szkło zadźwięczało pośród panującej w klubie ciszy.
- Przyznam ci się do czegoś sierżancie. Przewidziałem to już wiele lat temu. Wtedy mało kto mi wierzył. Większość myślał, że zazdroszczę Omarowi pozycji i władzy. Możesz mnie nazwać głupcem, ale nie robiłem tego z egoistycznych pobudek. Ja po prostu martwiłem się, jak to pięknie powiedziałeś, o nasz mały, piracki raj. Chciałem, aby pozostał nieskalaną oazą wolności. Jak to się skończyło, to wszyscy wiemy. Nie ma co do tego wracać. Teraz pozostaje się tylko dostosować i ugrać tyle ile się da. Stąd też pomysł na ten nowy biznes. Dlatego ciekawi mnie, jaki ty masz interes w tym, aby pomagać tej taogance?
Joel milczał dłuższą chwilę, by w końcu odpowiedzieć najuczciwiej i najprościej, jak tylko umiał.
- To skomplikowane…
Podpułkownik słysząc te słowa wybuchnął szczerym i nieskrępowanym śmiechem.
- Domyślam się, sierżancie. Domyślam się. Opowiedz mi zatem tę zapewne długą i zawiłą historię.




Pokatuna
Tarlika
Pokład Eleuterii


Goście, a szczególnie ci niezapowiedziani zawsze nastręczają mniejszych i większych kłopotów. Pół biedy, kiedy nawiedzają nas ludzie, których darzymy sympatią. Gorzej, gdy w progu staje…
- Cześć Val - prawdziwie kordialne i tryskające nieukrywanym entuzjazmem powitanie, zaskoczyło Bushe równie mocno, jak szeroki uśmiech Mala stojącego obok wypowiadającej te słowa kobiety.
- Co do chu..
- Niespodzianka - krzyknął Reyes, rozkładając szeroko ramiona - Zaprosiłem koleżankę. Zabieram ją do siebie, ale obiecuję że będziemy grzeczni.
Prześmiewczy ton Malcolma, który silił się na ultralekki styl nastolatka tłumaczącego się matce z wizyty pierwszej sympatii, wcale nie rozbawił pilot.
- Przecież wiesz, co ustaliliśmy o gościach na pokładzie.
- Wiem i to wszystko obowiązuje. Choć Aurora jest moją kumpelą, to jej przybycie tutaj ma charakter czysto biznesowy.
- Ta jasne - mruknęła Val - Jak cię nosi, to trzeba było iść do burdelu.
- Ehheeemm - chrząknęła głośno i niezwykle teatralnie Aurora - Ja tu jestem, psze pani.
- Ej.. hamuj dziewczyno, bo wdupisz. Z tobą na razie nie rozmawiam, więc się nie wtrącaj.
Dziewczyna spojrzała wymownie na Reyesa. Ten rozłożył ręce w przepraszającym geście i nic nie mówiąc odciągnął Valerie na bok.
- Wiem, że jesteś zaskoczona i to niemiło. Tylko po co od razu tak tryskasz jadem.
- Ty chyba jeszcze nie wiesz na co mnie stać.
- Wiem, wiem.. Fakt mogłem cię uprzedzić, ale naprawdę to wszystko w imię nauki i naszego wspólnego interesu. Pokaże Aurorze skany, a ona szepnie słówko tu, słówko tam i na tej całej chryi, co nas spotkała będziemy mogli zarobić więcej i wcale nie trzeba będzie latać na jakieś durne i powtórzę to jeszcze raz bardzo podejrzane spotkania.
- Rób, co musisz. Tylko niech ona się nie kręci po pokładzie Eleuterii, bo nogi połamię. Tobie, albo jej. Będzie mógł wybierać.
- Kocham cię - krzyknął Mal, ściskając mocno pilot i niczym uradowany nastolatek, ruszył w podskokach do swojej przyjaciółki.





- I to coś żyło? - dopytywała Aurora przeglądając skany biobota.
- Jasne. Przecież widzisz dane. Skany biometryczne sugerują nie tylko, że ktoś stworzył droida na bazie ludzkiej tkanki mięśniowej, ale również że poszczególne egzemplarze komunikują się ze sobą. Przypuszczam, że mogą mieć zbiorową świadomość.
- Jak te.. Mrówki, czy termity?
- Coś w ten deseń, choć przypuszczam że to coś bardziej skomplikowanego.
Aurora zwinęła dłonią hologram danych i przez długą chwilę milczała. W pewnym momencie wstała z obrotowego krzesła i zaczęła krążyć po pomieszczeniu.
- Wiesz, co.. te skany mają pewną wartość. Choć grono odbiorców jest raczej wąskie. Rozeznam się w temacie, ale nie przypuszczam, aby ludzie zaczęli się o to bić. Fakt.. to spora ciekawostka, ale nic więcej.
- Tylko ciekawostka - ni to podpytywał, ni to powątpiewał Reyes. Podpuszczał Aurorę, bo doskonale wiedział w jakim kierunku zmierza w tej chwili jej tok myślenia.
- Co innego gdybyś miał jakiś żywy egzemplarz, albo chociaż szczątki - przy tych słowach uśmiechnęła się w porozumiewawczy i jednocześnie prowokujący sposób - W końcu przecież skądś masz te skany.
Malcolm udając zawstydzonego chłopca przyłapanego na kłamstwie wbił wzrok w ziemię.
- Wiesz.. - zaczął nieśmiało - Wyekstrahowałem jej z danych, jakie zebrały czujniki Eleuterii.
- Taaa.. na pewno - syknęła złośliwie Aurora - Bujać to my nie nas, ale niech ci będzie. Na tym poprzestańmy. Pogadam z paroma osobami i zorientuję się, ile będzie można na tym zarobić. Od razu mówię, że trzydzieści procent dla mnie.
- Ej… aż tyle. Wiesz, że nie jestem sam. Dwadzieścia może być?
- Dwadzieścia pięć i mamy deal.
Tradycyjne przyjacielskie handryczenie się i równie standardowy uścisk dłoni, potwierdził zawarcie umowy.
- Zdajesz sobie jednak sprawę, że sama informacja o istnieniu tego typu dziwadła w układzie Taodroom jest prawdopodobnie więcej warta niż te twoje wyekstrahowane skany.
- Kto wie.. Być może - odparł Malcolm wzruszając, niby obojętnie ramionami.
- Omar na pewno byłby zainteresowany wszystkim, co wiecie o tym tałatajstwie. Jak chcesz, to mogę pogadać z kim trzeba i umówić wam spotkanie.
- Eee… taam…
- Wiem, że nie przepadacie za sobą, ale pieniądze nie śmierdzą. Zresztą w obecnej sytuacji, to pieniądze są tu drugorzędne. W tych dniach przysługa dla Omara jest więcej warta niż miliony wolnych kredytów. Słyszałeś przecież co się mówi?
- Niby co? Przecież dopiero co wróciliśmy z nadprzestrzeni, a tam jakoś ploteczki z Pokatuny nie docierając.
- Zabawny jesteś - droczyła się Aurora, dając Malcolmowi lekkiego kuksańca w bok - Szykuje się wojna. Nie wiadomo jeszcze z kim, ale coraz więcej znaków na niebie i ziemi mówi, że szykuje się coś grubego.
- Z kim niby miałby wojować Omar? Kontroluje cały handel w układzie, ma w kieszeni rząd i każdy odpala mu w ten czy inny sposób procent od swojej działalności, to z kim miałby walczyć.
- Nie udawaj, że jesteś taki niekumaty. Omar od dawna mówił tu i ówdzie, że ma szerokie plany. To, co się teraz dzieje ewidentnie pokazuje, że zaczynają one wchodzi w fazę realizacji.
- Masz coś konkretnego na myśli?
Aurora miała już odpowiedzieć, gdy do zajmowanego przez Reyesa kąta zajrzała Val.
- Dobra gołąbeczki kochane. Koniec schadzki. Panienka idzie do domu, a ty Val szoruj na mostek. Musimy pogadać.
- Znowu? - westchnął ciężko Malcolm.
- Taaak znooowuuu! - wycedziła przez zaciśnięte zęby pilot - Wiesz, że mamy pewne plany na najbliższy czas.
- Nie chwaliłeś się Mal, że kręci cię kobieca dominacja.
Reyes machnął lekceważąco dłonią:
- Daj spokój. Znasz to wojskowe powiedzenie. Najebało w kitę prądu. Val w tym tygodniu pełni rolę dowódcy i świruje po prostu - rzucił z szerokim uśmiechem, który zniknął mu natychmiast z twarzy, gdy musiał robić unik przed karcącym kopniakiem pilot.




Orus
Kenertunu
Dystrykt IV


To był długi i męczący wieczór. Mimo wszystko Joel cieszył się ze spotkania z podpułkownika. Zawsze przecież mógł trafić dużo gorzej. Poza tym Ciobanu zdawał się szczery w swoich słowach i trosce o los układu. Na pewno próbował wybadać Leclerca i wszystko wskazywało na to, że wiedział dużo więcej niż sam mówił. Dlatego możliwie największa szczerość na jaką mógł sobie pozwolić w tej chwili Joel, grała niewątpliwie na jego korzyść.
Z Ciobanu opróżnił prawie całą butelkę markowej whiskey z armijnych zapasów Trzeciego Imperium, czym kilkakrotnie nie omieszkał pochwalił się gospodarz. Było już grubo po północy, gdy Joel wszedł do pokoju, który został im przygotowany przez ludzi podpułkownika.
Malgoo bardzo ucieszyła się na jego widok.
- Już myślałem, że nie wrócisz - powiedziała cicho.
- Obiecałem ci przecież, że zapewnię ci bezpieczeństwo. Nie musisz się obawiać.
- Wiesz… ten człowiek, choć wygląda groźnie jest chyba w głębi duszy naprawdę dobry i porządny.
Joel wzruszył ramionami, w życiu widział już zbyt wiele, aby tak łatwo i szybko wydawać tego typu sądy. Kto wie, czym kierował się tak naprawdę podpułkownik. Ważne, że w tej chwili mieli zapewniony dach nad głową i byli w miarę bezpieczni.
- Rozmawiałam z jedną kobietą z moich. Jest tutaj już od kilku dni. Prawie od początku, jak się zaczęła ta cała nagonka. Ona mówi, że ten cały Ciooobanoo ma im zorganizować transport na Taodroom. Musi tylko zebrać większą grupę, bo wysyłanie pojedynczych osób się nie opłaca. Tak sobie pomyślałam, czy ty… to znaczy wy… ty i twoi przyjaciele nie moglibyście dogadać się Cioobannoo i pomóc mu w takim transporcie. Macie przecież w końcu statek.
Joel ponownie wzruszył ramionami. Tego typu zlecenie mogłoby być tak samo opłacalne, jak i ryzykowne.
- Moglibyście to połączyć z transportem, który zlecił wam mój ojciec. Gdybyście przetransportowali uchodźców, to na pewno Wysocy byliby wam bardzo wdzięczni. Każdy w tej sytuacji wygrywa, a wy możecie jeszcze dużo zarobić i to w bezpieczny sposób.
Wizja tak łatwego zarobku, worków wdzięczności, a może i sławy zdobytej w tak banalny sposób brzmiała niezwykle kusząco. Joel bił się z myślami, co powiedzieć taogance. Nie chciał jej okłamywać, ale czysta prawda też nie była tym, czym chciałby uraczyć Malgoo.
- Pomyślimy nad tym jutro. Teraz najwyższa pora się przespać.




Pokatuna
150km od Tarliki
Pokład Eleuterii


- Ruszajcie i bądźcie cholernie ostrożni - Val, niczym matka udzielała Samarze i Zeke ostatnich porad przed wylotem. Eleuteria na autopilocie krążyła na wysokim pułapie w okolicach umówionego miejsca. Choć statek miał zaawansowane systemy maskujące, to okoliczności nie działały na ich korzyść. Stosunkowo duże gabaryty pojazdu, przejrzysta atmosfera i odludne miejsce oraz bardzo prawdopodobna opcja ciągłe tropienie i lokalizowania statku przez ludzi Omara, bardzo utrudniały im ukrycie się.
Mimo to podjęli to ryzyko, tłumacząc je sobie tym, że Eleuteriia to potężne zabezpieczenie i wsparcie dla tych, którzy osobiście stawią się na spotkaniu. Oczywiście jeżeli okaże się ono zasadzką.
- Ludzie! Ja was naprawdę nie rozumiem - komentował w swoim stylu Malcolm - Wszyscy jesteście przekonani, że to pułapka a mimo to pchacie się na to spotkanie, jakby mieli coś rozdawać za darmo. Tych kilka kredytów nie jest tego warte. Ilość komplikacji…
- Mal! Proszę cię! Daj już spokój. - przerwała mu pilot - Omówiliśmy to już i w wszyscy zgodziliśmy się, że nasze dobre imię i piracki honor wymaga tego, abyśmy przynajmniej spróbowali dociągnąć sprawę do końca.
- Piracki honor? Naprawdę? - nieprzerwanie drwił Malcolm.
- Wiesz, że ta dyskusja nie ma sensu - wtrąciła Samara poprawiając pasek od karabinu - Decyzja podjęta. Klamka zapadła.
- Jeszcze nie jest za późno, aby odwieść was od tego głupiego pomysłu.
- Val, otwieraj śluzę - ponaglił Zeke, siadając za sterami Midgejeta.
Niewielki pojazd wypożyczony od Mokeny pod jednym warunkiem:
- Oddajcie go za dwadzieścia cztery godziny, bez żadnej ryski, czy wgniecenia.
Ten model popularnego grawilotu od Hydraflow doskonale nadawał się do ich misji. Kompaktowe rozmiary, pancerz zdolny wytrzymać krótki ostrzał oraz odrzutowy silnik o mocy ponad 3tys. KM i do tego szybkostrzelny karabin maszynowy, kalibru 20mm - to najważniejsze z jego zalet. Silnik miał piorunujące odejście i tylko jedną wadę. Bardzo niewielki zasięg. Nie wybierali się nim w podróż dookoła świata, więc nie stanowiło to w sumie ich zmartwienia.
Samara zajęła miejsce zaraz za de Vriesem i na tym wszelkie dyskusje o zasadności tego spotkania się skończyły.




Pokatuna
150km od Tarliki


Wyrzut z pokładu statku kosmicznego nigdy nie należy do łatwych i przyjemnych. Tak też było i tym razem. Silny powiew wiatru na kilka mrożących krew w żyłach sekund, zachwiał grawilotem. Zeke spiął mięśnie i ustabilizował maszynę, która z niewyjaśnionych przyczyn postanowiła wpaść w wirowanie wokół własnej osi.

Po tym niemiłym incydencie dalszy lot, minął już bez przeszkód. Zeke wleciał w wąski kanion i kierując się współrzędnymi podanymi im przez Chudego zmierzał do punktu, który został wyznaczony na ich małe rendez-vous. Samara siedząc w wieżyce strzelca obserwowała okolicę. Ta zdawała się cicha i wręcz pozbawiona życia. W tego typu miejscach zazwyczaj można było spotkać jakieś dzikie zwierzęta. Kamienisty wąwóz najwyraźniej nie należał do ulubionych miejscówek kóz, czy innych muflonów. Być może wystraszył je gwizd odrzutowego silnika, a może po prostu tutejsze warunki nie sprzyjały faunie i tyle.
Fakt ten jednak jakby potwierdzał towarzyszące im cały czas obawy, że na własne życzenie wchodzą do paszczy lwa.

W końcu dotarli do niecki otoczonej ze wszystkich stron dość wysokimi wzgórzami. Strome, pokryte ostrymi skałami zbocza, faktycznie nie zachęcały do wspinaczki, ani pikników na łonie natury. Oboje rozejrzeli się wokół, szukając jakichkolwiek śladów innych pojazdów. Albo zleceniodawca jeszcze nie przybył, albo z jakiegoś powodu postanowił zamaskować swój trop.

- No to co! - rzucił Zeke - Idziemy nie? - ruchem głowy wskazał jaskinię znajdującą się na końcu niecki.
- W końcu przecież po to tutaj przyszliśmy. Wygląda to tak idiotycznie, że aż mi się płakać chce. Albo ktoś ma nas za idiotów, albo robi sobie z nas niezłe jaja.
- Albo jedno i drugie - podsumował marines i ruszył śmiało przed siebie ściskając w dłoni zawieszony na pasku karabin.

We wnętrzu jaskini panowała niemal absolutna ciemność. Nim oczy przyzwyczaiły się do niej, oboje usłyszeli jakieś dziwne chrobotanie. Coś na kształt trących o siebie kamieni.
Chwilę później Zeke i Samara włączyli latarki znajdujące się na ich karabinach i w ich jasnym świetle zlustrowali cała grotę.
- Kurwa! Nic tu nie ma - warknął wściekle de Vries, po czym dodał - Halo Val! Zwijamy się! Nic tu nie ma.
Cisza jaka panowała w słuchawkach, mocno go zmartwiła.
- Te skały chyba tłumią nas sygnał - wyjaśniła Samara - Pewnie jak wyjdziemy z tego wąwozu, to będziemy mogli się skontaktować z Eleuterią.
- Mam nadzie…
Słowa ugrzęzły Zeke w gardle, gdy usłyszał kolejny, tym razem dużo głośniejszy kamienny chrobot. Odwrócił się natychmiast i w jasnym snopie światła latarki ujrzał, jak jedna ze ścian groty przesuwa się tarasując wyjście.
 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 17-08-2023 o 16:37.
Morph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem