Mal, jak każdy dobrze wychowany mężczyzna i ułożony dżentelmen, odprowadził zaproszoną na pokład Aurorę do drzwi. W niezwykłej jak na niego ciszy, spowodowanej nieco bliższą analizą jej słów na temat Feniksa. Reyes nigdy nie podejrzewał swojej przyjaciółki o ciągoty do sensacjonalizmu czy skłonności do pokładania wiary w teorie spiskowe, zatem musiała dostrzegać w ostatnich wydarzeniach jakichś wzorzec zwiastujący niespokojne czasy dla Pokatuny. Tankayushi wcale nie krył się ze swoimi ambicjami i wielkimi planami zbudowania międzygwiezdnego syndykatu, którym miałby rządzić żelazną ręką i być może zamach w “Vortexie” był zaledwie preludium do mocniejszych manewrów. Reyes wątpił jednak, aby jakikolwiek sukces w tej grze miał trwać długo. Trzymanie jednej planety w garści nie czyniło z Feniksa konkwistadora i im szerzej Tankayushi planował rozwinąć swoje skrzydła, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, że miał pojawić się ktoś chętny do ucięcia mu tych skrzydeł. Jak w tej starej terrańskiej bajce o lataniu zbyt blisko słońca.
—
Dam ci znać, jak wybadam temat — oznajmiła Aurora. —
W międzyczasie uważaj na siebie.
—
Zawsze — odparł Mal, pogrążony w myślach.
Pomimo szczerej niechęci do wchodzenia w konszachty z Feniksami, Malcolm pozostawał jednak realistą i zdawał sobie sprawę z tego, że przysłowiowa przysługa u Tankayushiego znaczyła wiele i mogła okazać się najprędszym sposobem na zniechęcenie kupców zainteresowanych
Eleutherią. Wiedziony tą myślą właśnie Reyes odbił się od kadłuba okrętu i truchtem dogonił Aurorę, która zdążyła już oddalić się o paręnaście metrów.
—
Właściwie to załatw to spotkanie — poprosił, upewniwszy się szybkim zerknięciem wokół że nikt nie nasłuchiwał. —
Na neutralnym gruncie, w cztery oczy. Tylko z kimś konkretnym, a nie jakimś trepem.
—
Coś wam zostawić — Mal skwitował ciszę na łączach, wzdychając ciężko.
Reyes oszczędził hanzie cyniczno-sceptycznych komentarzy podczas lotu na miejsce spotkania, pojawiając się na mostku opancerzony i uzbrojony, do tego zwyczajowego “stroju roboczego” dodając jeszcze -
“na wszelki wypadek” - bandolier z granatami oraz torbę wypchaną narzędziami i środkami pierwszej pomocy. Upust patologicznej wręcz potrzebie sardonicznego komentowania dał tylko pod śluzą, przy pożegnaniu, pozostawiony sam na sam z Val śledząc tylko postęp duetu de Vries & da Silva na czujnikach znad ekranu laptopa, na którym przy asyście pokładowego komputera przesiewał pokatuńską sieć w poszukiwaniu informacji na temat trójki zainteresowanej kupnem
Eleutherii. Nic nie mogło jednak wiecznie trwać i gdy kompani zniknęli z sensorów, Malcolm nie szczędził swoich opinii, przenosząc się na stanowisko Samary.
—
Żadnemu z was nie przyszło do głowy sprawdzić składu skorupy w tych wzgórzach? Serio?
—
Tobie też nie, słówkiem żeś o tym nie pisnął — zauważyła Val.
—
Mam tylko dwie ręce i jedną głowę, nie jestem w stanie wiecznie robić i myśleć za was wszystkich — ripostował Mal. Szybkimi ruchami palców na konsoletach wprowadził odpowiednie komendy do systemu. Zmarszczył brwi, gdy pierwsze analizy zapełniły ekran. —
Sporo ciężkich metali. Blokują sygnały.
—
Dasz radę zaradzić coś na to?
—
Val, kochanie, jestem geniuszem, a nie cudotwórcą. Nie jestem w stanie zmienić fundamentalnych praw fizyki.
Pomimo tego Malcolm po raz kolejny zaczął wbijać ciągi poleceń do systemów operujących czujnikami
Eleutherii, nakierowując te krótkosiężne na formacje skalne wśród których zniknęli Samara i Zeke, w nadziei że przejście w wąskie pasma przesyłu pozwoli na ponowne nawiązanie łączności.
—
Zaczynam myśleć, że to nie pułapka, a jakaś kryjówka — oznajmił krótko, nie odrywając wielobarwnego spojrzenia od monitorów. —
Dajmy im z pół godziny zanim zaczniemy się martwić. W międzyczasie możemy przeskanować sobie okolicę.
W przygotowaniu pod dalsze skany Malcolm kolejnymi ruchami dłoni zamknął część pomieszczeń
Eleutherii, chwilowo im niepotrzebnych, i odciął je od zasilania oraz systemów podtrzymywania życia, pozyskaną dzięki temu nadwyżkę energii przekierowując do systemów wykrywania i legionu czujników.
—
Val, skarbie, obleć okolicę — poprosił pilotkę, szykując się do rozpoczęcia skanów okolicy bliższej i dalszej. —
Wzór Delta-Omikron-Cztery. Tylko bez manewrów w wysokim G, jeśli łaska.