Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2023, 19:02   #79
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Jeden z tarczowników został kompletnie wyeliminowany z potyczki. Pozostała jeszcze czwórka na pierwszej linii ataku, oraz ten z młotem, stojący za plecami swych druhów.
Krasnoludy były w tarapatach, ale nie miały zamiaru tanio sprzedać skóry. Cała czwórka, zdolnych do walki na pierwszej linii skupiła się na Itkovianie ale staruszek z łatwością uniknął trzech z czterech ciosów toporów. Pnącza pod nogami wojaków były solidnym atutem na korzyść awanturników i reprezentującego ich wąsacza. Niestety Tymora to kapryśna suka i w końcu odwróciła swój wzrok od człowieka. Toporek gwardzisty potężnie huknął w bark Itkoviana, przysparzając mu niemało bólu.
-Trzymaj się Itkovianie!- krzyknął Płomyk, po czym wyjął zza pazuchy święty symbol Gonda i uniósł go nad głowę -Ojcze wszech wynalazków! Opiekunie wynalazców! Patronie inżynierów! Bądź mi łaskaw i ześlij na moich wrogów swój gniew! Ześlij na nich zgubę!- wypowiedział słowa modlitwy. Święty symbol zalśnił blado pomarańczowym blaskiem a o efektach tego czaru mieli niebawem przekonać się tarczownicy.
Itkovian spojrzał na krasnoluda gotującego się w zbroi, nie pozazdrościł mu losu. Spojrzał przez ramię na krótką chwilę w stronę towarzyszy. Upewnił się że sobie radzą i ruszył w dalszy bój wyprowadzając cios za ciosem. Na zaprawionych w boju tarczownikach nie zrobiło to wrażenia, toteż odbijali każdy cios.

Thulzssa ruszył do przodu aby wspomóc Itkoviana w walce na pierwszej linii. Wykorzystując to, że tarczownicy byli skupieni na jego towarzyszu wparował w jednego z nich robiąc półpiruet, z którego wyprowadził cięcie po skosie, z góry na dół. Jednocześnie część swojego skupienia wykorzystał aby podtrzymać palące zaklęcie na gotowanym żywcem brodaczu. Cios sejmitara wślizgnął się między przerwy w pancerzu krasnoluda powołując do życia strużkę czerwonej posoki. Yuan-ti wyszczerzył się krwiożerczo widząc skuteczność swojej techniki, a kolejny wrzask przypalanego zaklęciem tarczownika tylko ten uśmiech poszerzył. Obserwujący go kompani mogli słusznie, lub też nie, wywnioskować, że tancerz mieczy ma chyba jakieś sadystyczne skłonności. Ostrza sejmitarów znów zaczęły wirować w hipnotyzującym tańcu, który miał za zadanie zdezorientować przeciwników.
Druidzi zaniechali dalszego korzystania z magii (poza złotowłosą elfką, która nadal koncentrowała się na zaklęciu przywołania, wciąż lepiąc małą postać z gliny). Półork i gnom wymienili porozumiewawcze spojrzenia i w ciągu krótkiej chwili oboje przybrali postaci przerośniętych wilków o ciemnoszarej maści, szczerząc przy tym wielgachne zębiska.
Verryn po raz kolejny skorzystał z mocy. Tym razem w stronę jednego z krasnoludów, tego przypalonego. Zakuty w zbroję wojak padł i już nie wstał.
Krasnoludy miały coraz trudniejszą sytuację. Do stawiającego im czoła Itkoviana dołączył Thulzssa, który od razu wziął się do roboty wymachując zakrzywionymi ostrzami. Bystry wzrok czystokriwstego odnalazł w pancerzu krasnoluda odpowiednie miejsce, po czym wykonał precyzyjne cięcie nie myląc się ani trochę. Parująca krew tarczownika chlapnęła na posadzkę. Krasnoludy nie miały wyjścia ani nawet pola do negocjacji. Tu już nie było odwrotu. Zaatakowali jak jeden mąż. Dwoje naparło na Itkowiana, dwoje na Thulzssę, lecz najwyraźniej w swoich głowach już byli przegranymi a to przeniosło się na ich skuteczność w boju. Żaden z krasnoludów nie trafił swego celu.
Ostatniego słowa nie powiedział również Płomyk. Inżynier nie tracił czasu i korzystając z przygotowanego już symbolu Gonda wypowiedział frazę kolejnego zaklęcia. Zakończył inkantację i wycelował palcem w jednego z współplemieńców a ten po krótkiej chwili rzucił topór i tarczę Thulzssie pod nogi, wrzeszcząc panicznie i łapiąc się skrytej pod hełmem twarzy. Wyglądał jakby oślepł.

Itkovian wywijał mieczem ale żaden cios nie był w stanie przebić się przez osłonę krasnoludów.
Tancerz mieczy zignorował oślepionego i natarł na kolejnego brodacza stojącego nieopodal. Sejmitary przecięły ze świstem powietrze pędząc ku swemu celowi z krwiożerczą gracją. Jeden z nich ewidentnie zranił krasnoludzkiego wojownika, drugi niestety ześlizgnął się po po murze z tarcz, który wznieśli brodaci żołnierze. Yuan-ti zaklął pod nosem szpetnie widząc sprawność z jaką tarczownicy przeszkadzali mu w atakach. Jedno trzeba było im oddać, byli wyszkoleni.
Podczas gdy elfia druidka, skupiona na odprawianiu rytuału przywołania była zajęta koncentrowaniem mocy żywiołów, Borg i Nów w postaci wyrośniętych basiorów rzucili się do bezpośredniego starcia. Ich celem padł oślepiony chwilę wcześniej krasnolud. Wilki nawet nie musiały zbytnio się wysilać. Ich ofiara była ślepa, leżała na plecach a ciężki pancerz ograniczał możliwości ruchów. Podczas gdy jeden wilk szarpał krasnoluda za rękę, którą brodacz próbował się zasłaniać drugi od razu rzucił mu się do gardła, rozszarpując je na krwawe strzępy.
Verryn, jak przystało na maga, ponownie skorzystał z zaklęć. Tym razem nie był zbyt oryginalny - ponownie użył magicznych pocisków, a ich celem stał się ten krasnolud, którego na początku starcia potraktował tym samym czarem.
Rażony zaklęciem Verryna gwardzista zachwiał się delikatnie na nogach. Brodacz pobladł, skulił się lekko, lecz po sekundzie uniósł swój topór w górę patrząc swój oręż, niczym w obrazek -Moradinie! Daj mi sił!- krzyknął a na jego twarzy pojawiła się determinacja, której wcześniej nie było. Krasnolud od razu rzucił się w kierunku Itkoviana, lecz wąsacz z łatwością sparował cios topora. Drugi tarczownik również zamierzył się na Itkoviana ale i jemu nie udało się go zaskoczyć. Trzeci zaatakował jednego z druidów w wilczej formie ale nie trafił celu z powodu pnączy, oplatających jego łydkę.
Wtedy do akcji wkroczył oficer z bojowym młotem.
-Za Moradina! Za Lirę!- krzyknął, po czym niespodziewanie wskoczył na miejsce martwego towarzysza. Jego młot uderzył celnie i sromotnie, prosto w środek piersi Thulzssy odbierając mu dech na krótką chwilę. Żaden z wplątanych w bój towarzyszy nie dostrzegł, kiedy Płomyk niespodziewanie wymknął się z komnaty potajemnie.

Wojakowi w końcu udało się znaleźć lukę w obronie i to wykorzystał. Dźgnął krasnoluda boleśnie, odwdzięczając mu się za swoją ranę. Chciał poprawić cios ale za bardzo się pośpieszył, miecz zazgrzytał tylko o pancerz zostawiając na nim jedynie rysę.
Czystokrwisty syknął głośno, wlepiając mściwe spojrzenie żmijowych ślepi w krasnoludzkiego oficera. Jak ten śmieć śmiał śmieć go trafić? - Zaraz tego pożałujeszsz sssskurwysssynu! - Chwilę po tych słowach szarpnął ostrzem nici Splotu i wysyczał słowa tego samego zaklęcia, którym potraktował jednego z kompanów brodacza. Blachy zbroi poczęły się błyskawicznie nagrzewać i już za chwilę do uszu osób w pobliżu doszedł dźwięk skwierczenia. Thulzssa nie miał, jednak zamiaru na tym poprzestać i wyprowadził szybkie cięcie od dołu ostrzem trzymanym w jego lewej ręce.
 
Halwill jest offline