Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2023, 17:59   #16
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Katerina, chociaż nigdy nie przyznałaby się do tego na głos w zasięgu słuchu Laveny, praktycznie od zawsze uważała, że domieszka elfickiej krwi w żyłach dodawała sporo kolorytu i urody osobom nią obdarzonym. Aczkolwiek tak jak wiele poznanych przez lata życia pół-elfów i pół-elfek kategoryzowała jako “przyjemnych dla oczu”, tak w przypadku czystokrwistych elfów sprawa miała się zgoła inaczej. Ciut za długie kończyny, pociągłe sylwetki, symetrycznie wyostrzone rysy twarzy oraz - przede wszystkim - tęczówki wypierające niemalże całą biel spojrzeń czyniły w opinii szermierki elficką urodę po prostu dziwną, wręcz nieziemsko obcą. Nie było zatem nic dziwnego w tym, że niepokój towarzyszący Galtance od chwili pojawienia się komitetu powitalnego nie tyle zniknął zupełnie, gdy Ekujae okazali się być doń pokojowo nastawieni, co zwyczajnie przybrał inną formę.

Rzeczony niepokój owinął również cień zazdrości, gdy opuścili ruiny świątyni Ketephysa i zagłębili się w wilgotną garundzką knieję, sunąc wzdłuż czegoś co tylko nominalnie przypominało ścieżkę. Lekkie ruchy i płynna gracja przychodziły tam elfom irytująco naturalnie i nawet Katerina, ze swoją przeszłością cyrkowej akrobatki i miejskiego dachowca, nie była w stanie dotrzymać im kroku, potykając się co i rusz czy będąc smaganą przez wszędobylskie narośla. Bycie nieprzyzwyczajoną do przedzierania się przez naturalnie zdradziecki podszyt robiło tutaj swoje, podobnie jak rozkojarzenie i chęć oględzin każdej jednej nowości wokół. Narzucone przez Ekujae tempo wyciskało zatem i z niej siódme poty, wobec czego prędko zaczęła marzyć o dotarciu do Akrivel i chwili na odpoczynek we względnie cywilizowanych warunkach. Katerina, odczuwając dyskomfort duchoty i gorąca w lekkim pancerzu, nie chciała nawet myśleć, jak tą wędrówkę musiał odczuwać Joresk zakuty w metalowe płyty.

Nie posądzałabym cię o skłonności do masochizmu, lecz chyba muszę zrewidować tenże osąd — oznajmiła paladynowi w którejś chwili. — Przynajmniej jednak ta łaźnia parowa wytopi z ciebie cały tłuszcz. Podobno to najnowszy sposób na odchudzanie, robiący szał w Absalomie. To jest, o ile w ogóle miałeś jakiś tłuszcz pod tą metalową puszką.

Rozmowy towarzyszące przeprawie przez tropikalny las nie za specjalnie interesowały Kateriną, która więcej uwagi poświęcała obserwacji elfów i próbom naśladowania ich ruchów, uważnie przyglądając się gdzie i jak stawiali kroki. Nie oznaczało to jednak, że zupełnie ignorowała słowne wymiany, aczkolwiek szermierka wykazała się nietypową jak na nią wstrzemięźliwością przed dodawaniem swoich trzech miedziaków. Błysk aprobaty tylko zalśnił w jej jasnym spojrzeniu, gdy obserwowała Lavenę rozpuszczającą swoje macki wokół ich przewodnika Jahsiego.

"Świetnie, tylko tego nam brakowało, zmutowanych małp," Bonheur sarknęła w duchu na słowa o dziwnych charau-ka, z jakimi zmierzył się Ekujae.

Dopiero srogie pomyślunki “doktora” (Galtanka coraz mocniej podawała w wątpliwość autentyczność jego doktoratu) Sidoniusa przełamały jej milczenie.

Miasto elfów! W czym mogą żyć leśne elfy? Drzewach? Norach? Norach w drzewach, czyli dziuplach?

On chyba naprawdę nabawił się udaru — Katerina rzuciła teatralnym szeptem, niby niewinnym tonem, podszytym sardonicznie pozorowaną troską.


Ileż ja bym dała za towarzystwo kyonińskiej “elity” i zobaczenie ich min — Bonheur westchnęła, gdy Akrivel w całkiem dosłownym tego słowa znaczeniu wyrosło przed ich oczami.

Pomimo że fechmistrzyni zdecydowanie preferowała estetykę architektury inspirowanej Wiekiem Przeznaczenia, jaka była rozpowszechniona w galtańskiej stolicy, czy nawet współczesny taldański monumentalizm, nie mogła odmówić miastu elfów Ekujae piękna. Wcześniej rzucone określenie “rustykalny splendor” zdawało jej się pasować tutaj jak ulał, biorąc pod uwagę że zawieszone na wysokości Akrivel było najpewniej uformowane dzięki sporej ilości magii, stawiając na harmonię z naturą, co czyniło zeń naprawdę imponujący widok, którego podziwianie zostało przerwane Katerinie przez Lavenę.

Zwracam honor, Katerino. Gdyby to wszystko spalić i spędzić tu rozjuszony motłoch, całkiem przypominałoby Galt.

Hmmm...

Galtanka zamyśliła się teatralnie, stukając palcem w wydęte usta i przekrzywiając głowę po kociemu. Po raz wtóry omiotła spojrzeniem Akrivel, tym razem przez dłonie złożone w malarskim geście.

Tak, zdecydowanie, kochana — zawyrokowała w końcu. — Hrabiankę już mamy, brakuje tylko Ostrza Ostatecznego i moglibyśmy ochrzcić tą ziemię na galtańską modłę. Rzecz jasna w tym obrządku byłabyś gościem honoru, moja droga, bowiem na ten zaszczyt zasłużyłaś sobie tysiąckroć.

Och, przestań! Wiesz przecież, że wprost uwielbiam niebanalne komplementy — odparła z teatralno-sardonicznym zakłopotaniem czarownica. — Powątpiewam jednak, czy takowa uroczystość doszłaby do skutku. Nie znajdziesz bowiem w całym Galt, a pewnie i wszystkich sferach, stali odpowiednio szlachetnej, by mogła dotknąć mego karku.


Zapowiedziane jeszcze w świątyni Ketephysa spotkanie z Nketiah odbyło się w cieniu rzucanym przez rozgałęziające nad głową Akrivel, stopniowo wydłużanym zachodzącym słońcem. Katerina pozwoliła towarzyszom przedstawić się elfce, nie kryjąc się nawet z zaciekawieniem jej roślinnym ramieniem. Wygładziła swoje odzienie tylko i wyłącznie po to, aby zająć czymś dłonie, bowiem po spotkaniu z widmem Dahaka nie było jej dane doprowadzić stroju do stanu reprezentatywności.

Zapomniała dodać “z klanu Tańczących z Niedźwiedziami” — szermierka wyszeptała po introdukcji wiedźmy, pochylając się w stronę Wuga z iskrami w oczach. Sama ograniczyła się do skromnego powitania, przy którym nieznacznie skinęła lingwistce głową, ściągając kapelusz zamaszystym gestem. — Katerina Bonheur, fechmistrzyni extraordinaire.

Wiesz przecież najdroższa przyjaciółko, iż ze wszech miar nie lubię się chwalić — odparowała egzaltowanym tonem Lavena. — Ale widzę, że tobie chyba również udzieliła się ma wyjątkowa skromność. I chwała Desnie! Myślę bowiem, iż nawet nasi długowieczni gospodarze nie mieliby okazji dożyć końca ekstraordynaryjnego pokazu umiejętności mistrzyni Cechu Ślusarzy.

Uwielbiam, kiedy tak do mnie mówisz — Katerina odparła krótko, z wąskim uśmiechem zdającym się mówić, że nie miała w planach puszczenia tych słów wiedźmy w niepamięć.


Prędko okazało się, że kultura Ekujae nieco inaczej interpretowała pojęcie konwenansów. Elfy nijak nie kryły się z obserwowaniem ich przejścia przez Akrivel, jawnie wpatrując się w nich tymi swoimi nienaturalnymi ślepiami, a miejscami nawet wskazując ich bezczelnie palcami. Katerina nie frasowała się specjalnie tym rażącym brakiem kultury (a tym bardziej byciem w centrum uwagi), bowiem gdy tylko zakończyła podziwianie szmaragdowego oceanu roślinności w dole, równie bezczelnie obserwowała wszystko i wszystkich podczas spaceru drewnianymi pomostami i platformami, chłonąc wszechobecną nowość.

Dlaczego właściwie “łowca demonów”? — Wug rzucił przez ramię w stronę szermierki kroczącej tuż za nim.

Nie mam zielonego pojęcia, mój drogi Łamaczu — odparła, wzruszając ramionami. — Być może twoi tutejsi pobratymcy zajmują się o wiele przydatniejszymi rzeczami niż najazdy i łupienie wiosek. Belkzen mogłoby się od nich uczyć.


Przekroczenie progu kwater im przydzielonych dobitnie potwierdziło prostolinijność kultury Ekujae, podobnie jak wyjaśnienia Nketiah udzielone Lavenie, poświadczające brak wyższego standardu życia w Akrivel. Przyzwyczajona do wygodnictwa Kat mężnie przyjęła tenże fakt, notując go jako kulturową ciekawostkę. Zmęczona starciem ze smoczym widmem we Wrotach i wędrówką przez garundzki las w tej chwili nie narzekałaby nawet na kwaterunek w stodole współdzielonej z bydłem. Szermierka odłożyła torbę podróżną przewieszoną wskroś tułowia w kąt pomieszczenia, na której zaraz też wylądował bandolier, po czym z błogim westchnieniem ulgi usadowiła się przy stole, wyciągając nogi.

Dwie misy wody — rzuciła w stronę elfek, które przyniosły poczęstunek.

Katerina zrezygnowała ze spróbowania parującego naparu po eksperymentalnym niuchnięciu, przy którym tylko zmarszczyła nos i odstawiła kubek na drewniany blat, zajmując się wyswobadzaniem ze skórzanego pancerza. Odpięty z ramion płaszcz wywołał na jej licu głęboki grymas, gdy rozpostarła materiał, obecnie ozdobiony konstelacjami dziurek wypalonymi przez piekielne widmo we Wrotach. Z warknięciem odrzuciła ten element swojego stroju precz, zajmując się oczyszczaniem reszty ekwipunku z sadzy i popiołów, złorzecząc tylko pod nosem. Bezbrzeżne oddanie tej czynności nie sprawiło jednak, że jej uwadze umknęły łuski na ciele Joreska, które złowiła kątem oka zanim zostały zasłonięte materiałem koszuli.

Chybaś nabawił się łuszczycy — Katerina rzuciła zdawkowo, niby od niechcenia, aczkolwiek ton podszyty był oczywistym zaciekawieniem.


Po odświeżeniu się i doprowadzeniu do porządku Bonheur powróciła do wspólnej izby w o wiele lepszym nastroju, wzmocnionym tylko nieobecnością czarownicy, która najwyraźniej postanowiła udać się na spacer po Akrivel. Rozczesując mokre włosy palcami, szermierka z przyjaznym uśmiechem i iskierkami w oczach zbliżyła się do Renali.

Moja droga — zagaiła lekkim tonem — rzeknij mi, czy w tym mieście znajdę może jakichś twoich współplemieńców bądź innych anadi? Byłabym rada zapoznać się z nimi. Najchętniej z takim, który urodą przypomina mężnego Strabo.

Renali milczała przez chwilę, patrząc badawczo na Katerinę.

Cóż, zapewne znalazłoby by się paru - odparła ostrożnie. — Uroda to wszak rzecz względna, wszakże stonoga i niedźwiedź są atrakcyjne dla przedstawicieli ich gatunku. Mogłabym przedstawić cię paru moim przyjaciołom z Akrivel. Itiichka jest w Akrivel, Akeikva mieszka w swoim legowisku na północ od Akrivel.

Doskonale, moja droga — szermierka kiwnęła głową. — Jeśli twoi przyjaciele zjawią się na uczcie, bądź tak miła i zapoznaj nas przy pierwszej sposobności. Na osobności, tak aby czarownica tego nie zauważyła.


Pomimo potwierdzonej już gościnności Ekujae i ich pokojowych zamiarów, w przeciwieństwie do paladyna szermierka nie zrezygnowała zupełnie z pancerza, gdy postanowiła pójść w ślady Laveny i przespacerować się po Akrivel. W kwaterach im przydzielonych pozostawiła tylko swoją torbę podróżną, bandolier i płaszcz, ponownie przywdziewając skórzany pancerz doprowadzony do porządku oraz pas z orężem, pozostając wierną swojej dewizie “wiecznej czujności”. Początkowo Katerina planowała tylko odnaleźć tutejszy odpowiednik rynku i pospacerować między straganami dla zabicia czasu przed ucztą, jednocześnie nadstawiając uszu by poznać nastroje panujące w Akrivel, jak i może wyłowić parę plotek, lecz ten zamiar prędko legł w gruzach, gdy okazało się że takowe miejsce mogło nie istnieć. Fechmistrzyni zaczepiła jednego z licznych łuczników, którzy zdawali się pełnić funkcję czegoś na kształt miejscowej straży, by zapytać go o tenże fakt.

TAR-GO-WIS-KO — powtórzyła powoli, gdy elf zdawał się nie zrozumieć jej pytania. — Miejsce, gdzie się targuje. Handel? Wymiana dóbr?

Nie ma — odparł krótko elf.

Katerina przez dłuższą chwilę trwała w bezruchu, jakby spetryfikowana tą rewelacją, będącą pierwszym poważnym zderzeniem kultur, mrugając tylko miarowo ze spojrzeniem utkwionym w łuczniku, przetrawiając zarówno rzeczową odpowiedź, jak i jej implikacje. Ożywiła się dopiero gdy Ekujae chrząknął znacząco, wyraźnie zaniepokojony bezruchem dziewczyny.

Uroczego prowincjonalizmu ciąg dalszy — fechmistrzyni sarknęła w taldańskim z niezmiennie przyjaznym uśmiechem, zaraz jednak powracając do elfickiego. — Jak zatem nabywacie potrzebne wam dobra? Co jeśli ja i moi towarzysze będziemy potrzebowali uzupełnić nasze zapasy? Bądź dozbroić się? Co jeśli będziemy wymagać leczenia lub...?

Galtanka z żywym zaciekawieniem prowadziła swoje przesłuchanie, zasypując biednego elfa coraz to kolejnymi pytaniami, na które odpowiedzi miały uświadomić ją jak wyglądała gospodarka i ekonomia Akrivel. Biorąc pod uwagę brak targów, a i handlu jako takiego, dziewczyna uznała że wśród Ekujae nie istniał też żaden półświatek, czy choćby jego namiastka, co było dlań nie lada rozczarowaniem. Czas który zamierzała poświęcić na zapoznanie się z miejscowym elementem przestępczym postanowiła jednak spożytkować w inny sposób.

Byłeś naprawdę pomocny, przyjacielu — Katerina pokiwała głową w podzięce, gdy wyczerpała listę pytań. — Rzeknij mi jeszcze, gdzie znajdę jakichś zwiadowców bądź innych myśliwych? Pragnę dowiedzieć się ciut więcej na temat tej prześlicznej dziczy wokół.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 20-08-2023 o 14:03.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem