Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2023, 12:08   #80
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Bitka miała się już ku końcowi. Krasnoludy nie dawały za wygraną, lecz sprytny obserwator z łatwością mógł dostrzec, że nie walczą z jakąkolwiek zajadłością, zupełnie jakby już stracili nadzieję na zwycięstwo. Kiedy magazynek, gdzie toczył się bój, wypełnił krzyk kolejnego, poparzonego brodacza sytuacja gospodarzy zdawała się już kompletnie beznadziejna.
Druidzi w swych wilczych postaciach zaatakowali jednego z tarczowników, nacierając zespołowo. Zapewne nie raz już stosowali tę taktykę i trzeba było im przyznać, że było to zabójczo skuteczne. Zaatakowany brodacz próbował cofnąć rękę przed wilczą paszczą, kiedy niespodziewanie druga ukąsiła go w łydkę. Silne szarpnięcie sprawiło, że krasnolud runął na podłogę wijąc się w panice.
Kolejny z tarczowników dostał w pierś od Verryna wykreowanym ze Splotu pociskiem. Cios był śmiertelny i brodacz już nie wstał.
Do walki niespodziewanie dołączył się stary magazynier, który dopiero teraz, gdy już dostrzegał ewidentną przewagę postanowił wspomóc znajomków Płomyka. Ostrze jego sztyletu wbiło się pomiędzy łączenie płytek pancerza krasnoluda z młotem. Ten upadł na kolano, lecz rozgrzana do czerwoności zbroja zwiastowała jego rychły koniec w straszliwej agonii.
Na placu boju pozostał jeszcze jeden tarczownik, który mierzył się dotychczas z Itkovianem. Widząc jednak rozwój sytuacji rzucił wąsaczowi topór pod nogi -Litości!- krzyknął, a jego błagania ledwie przebijały się przez przerażające ujadanie skwierczącego od poparzeń oficera.
-Verrynie zwiąż go proszę- wojak wskazał na tarczownika który się poddał. Przypilnował go chwilę aby ten się nie wyrwał i nie uciekł. Następnie podszedł do gotującego się krasnoluda i bez wahania wbił mu ostrze kończąc tym samym jego męki. Wytarł broń z krwi, i popatrzył po pobojowisku. -A nasz inżynier to gdzie się podział?- zapytał w międzyczasie przeszukując krasnoludy.
- No i poszedł sobie... - Verryn starał się nie okazywać niezadowolenia, ale prawdę mówiąc był wściekły na Płomyka, który był bezpośrednią przyczyną całego zamieszania.
Zaczął wiązać krasnoluda, równocześnie zwrócił się do magazyniera.
- O co im poszło? Dlaczego cię zaatakowali? - spytał.
-Zarzucili mi, że z wami spiskowałem…- odparł wściekłym tonem -Powiedział mi, że kiedy z wami skończą, zawisnę obok waszego ścierwa…- dodał po krótkiej chwili -Przecież znają mnie od tylu lat. Dario to mój stary znajomek, ale nigdy bym nie zdradził świadomie klanu czy mych braci… tyle, że teraz to już nie moi bracia…- staruszek spojrzał z wyrzutem na trupa krasnoluda z młotem.
-Spieszcie się. Musimy czym prędzej udać się w okolice windy. Tam odprawimy rytuał oddania twierdzy Wielkiej Matce- ponaglił ich Nów, który już przybrał swą prawdziwą postać.
-A ten to po co wam?- spytał półork, zezując na związanego przez Verryna brodacza -Nikt nie będzie chciał z wami handlować o jego życie…- zasugerował, lecz ich rozmowy przerwała elfka, która ostatnie frazy inkantacji zakończyła podniesionym tonem. Kobieta cisnęła glinianą postać na ziemię, a ta po chwili rozpuściła się i wchłonęła w szpary pomiędzy kostkami brukowymi. Po chwili podłoga w obszarze o średnicy około dwóch metrów zaczęła delikatnie falować, po czym zaczęła przeobrażać się w dziwaczną postać przypominającą coś na kształt golema. Ci, którzy mieli jakieś pojęcie o arkanach magii domyślali się iż przywołanym stworzeniem był żywiołak ziemi.

-Ufff…- odetchnęła z ulgą, gdy stwór stanął przed nią -Przywołanie go trwało długo, ale będzie nieocenioną siłą w kolejnych potyczkach- oznajmiła -Ciii! Ktoś się zbliża!- zaalarmowała towarzyszy. Kompani unieśli broń sposobiąc się do boju, kiedy w progu ujrzeli zdyszanego Płomyka. Krasnolud trzymał w ręku dziwaczne urządzenie przypominające nad wyraz wielką kuszę, z niespotykanym mechanizmem przymocowanym do kolby, od góry.
-Ożesz kurwa…- syknął na widok żywiołaka -Wybaczcie, że was opuściłem ale nie mogłem uciekać bez tego…- spojrzał na kuszę, po czym wręczył ją Verrynowi -Strzelasz jak z każdej innej kuszy, tylko nie musisz za każdym razem ładować bełta. Jest ciężka więc najlepiej strzelać z niej klecząc na jedno kolano- wyjaśnił zaklinaczowi.
- O, dzięki - powiedział Verryn, odbierając prezent. - Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie nie będzie nam potrzebna - dodał. - Zadźganie kogoś, kto się poddał, niezbyt mi odpowiada - udzielił nieco spóźnionej odpowiedzi na pytanie półorka. -
- A skoro musimy się spieszyć, to - spojrzał na magazyniera - weź stąd co ci wpadnie w ręce i uciekamy.
Druidzi milczeli, kiedy Verryn stwierdził w akcie łaski I szlachetności iż nie zabije kogoś kto się poddał. Przez sekundę zapanowała gęsta atmosfera.
-Mam brać co mi wpadnie w ręce? Ale że co? Ja mam tylko dwie ręce. Jeśli coś chcecie przywłaszczyć z tych zasobów to proszę bardzo. Darowaliście mi życie, więc nie będę was powstrzymywał…- odparł stary Kwatermistrz rozkładając ręce w geście zgody na wszystko.
Thulzssa przechylił głowę pierw w lewo a potem w prawo przy głośnym akompaniamencie chrupnięć w jego karku. Zaraz po tym uśmiechnął się perfidnie rozglądając po pobojowisku. Wężowe ślepia spoczęły na ich nowym jeńcu. - Kwatermissstrzu, ja bym pozosstawił tobie decyzję co z nim zrobić. Pytanie tylko co macie zamiar uczynić, druidzi chcą oddać twierdzę naturze, jeśśli reszta waszszych rodaków ma tak ssamo mało oleju w głowie co ci tutaj, to raczej wielu z nich się nie osstanie, kiedy to całe “nieporozumienie” się zakończy. - Przeniósł wzrok na starego krasnoluda. - Żadne z nass go nie zna. - Wskazał ostrzem jeńca. - Nie wiemy, czy pomoże wam w opuszszczeniu twierdzy, czy też wbije wam szsztylet w plecy, przy najbliższszej okazji. - Thulzssa pomasował się po klatce piersiowej krzywiąc się znacząco. Brodaty skurwysyn całkiem mocno mu przyłożył. - Jeśli chodzi o zabieranie rzeczy, to na pewno przydałyby śsię nam mikssstury leczenia i magiczny oręż, o ile taki w ogóle pośśśsiadacie. - Po tych słowach zaczął rozglądać się po półkach magazynku.
Kompani błyskawicznie zajęli się szabrowaniem magazynu.
-Nie ufam mu tak jak oni nie zaufali moim słowom- odparł stary magazynier -Myślę, że ktokolwiek przeżyje z obecnych w twierdzy ruszy za wami w pościg, lub uda się po posiłki do najbliższej warowni. Skurwysyństwo jest tak mówić, ale jeśli ktokolwiek przeżyje z obecnych tu krasnoludów, będzie to oznaczało wasze kłopoty...- dodał szybko.
-Zgadzam się z nim- wtrącił Płomyk.
W tym czasie Verryn dopadł do jednego z kufrów, w których znalazł kilka mikstur. Dwie fiolki kryły błękitny napar leczenia, w kolejnej zaklinacz rozpoznał eliksir lewitacji. Półelf znalazł również dwa inne rodzaje fiolek z kolorowymi substancjami o nieznanej mu zawartości.
Itkovian znalazł pierścień, który mienił się zielonkawą poświatą magii. Wojownik wygrzebał z jednego z kufrów topór wykonany przez krasnoludzkiego kowala, który również sprawiał wrażenie nasączonego magią.
Thulzssa natomiast odnalazł różdżkę, oraz kilka zwojów z frazami modlitw do Moradina.
-Zdecydowaliście co z tym tutaj?- Nów spojrzał na pojmanego krasnoluda -Musimy już ruszać...- syknął kładąc nacisk na słowo już.
- Zginie, jeśli tu zostanie? - spytał Verryn. - Bo jeśli tak, to wolałbym dać mu szansę na przeżycie.
-Raczej nie przeżyje- odparła elfka o złotych włosach.
-Pierdol się elfia dziwko…- burknął ponuro związany krasnolud. Kobieta zmierzyła go chłodnym spojrzeniem ale nic więcej nie powiedziała.
- Nie wygląda na pokojowo nastawionego - powiedział zaklinacz - Chodźmy więc.
Itkovian podszedł do jeńca, związał mu nogi tak żeby nie mógł iść. Odwrócił się odciął kawałek szmaty i zakneblował krasnoludowi usta. -No teraz możemy iść, nie zwlekajmy- odparł wojak.
 
Blackvampire jest offline