Los im sprzyjał - nikt z ich małej grupki nie zginął, w przeciwieństwie do goblinów i ich agresywnych wierzchowców, które pozostały na zawsze na polu walki.
Variel, który przyczynił się do wysłania na tamten świat paru przeciwników, starannie wyczyścił ostrza mieczy z krwi, a potem schował broń. Zabrał kuszę i przez moment mocował się z opornym mechanizmem, który zaciął się w niezbyt odpowiednim momencie.
Dopiero gdy uporał się z kuszą podszedł do przewróconego wozu i zabrał się za naprawę uszkodzonej osi.
Owszem, były sprawy równie ważne, a nawet ważniejsze, ale Variel znał się na zabijaniu, nie na leczeniu, a gdyby wybrał się do lasu w poszukiwaniu koni, to, chociaż był elfem, zapewne skończyłoby się na tym, że kompani musieli szukać jego.
A na mechanizmach się znał, miał też odpowiednie narzędzia, więc po paru minutach można było postawić wóz na kołach.
- Gotowe - powiedział, otrzepawszy ręce.