„Na pewno dobrze gotuje” – było to pierwsze skojarzenie jakie przeleciało przez rozczochraną łepetynę niziołka. Niemniej wykwitła na jego twarzy konsternacja wynikała z wewnętrznego sporu jaki zaczął prowadzić. „Nie no pewnie żyją o chlebie i wodzie jak to kapłani” – Tych spotkał już w życiu kilku i zwykle podział był dość prosty , ci poszczący i żywiący się okruchami zwykle realnie wierzyli w swoje bóstwo a i widać było po różnych łaskach jakich doświadczali że i owo bóstwo wierzy w nich, inni zaś, opaśli i odziani w purpurę, klejnoty i różne insygnia mające im dodać prestiżu z powołania uczynili zawód i co trzeba im było przyznać całkiem prosperujący i wpływowy. Może gdyby nie rasowa dyskryminacja i sam Tupik szukałby swego miejsca w hierarchii kapłańskiej zamiast piąć się po szlacheckiej drabinie. Cóż pewne rzeczy musiały poczekać a póki ich proszono w gościnę nie należało odmawiać.
Wyraźnie odetchnął z ulgą jednak mieczyk i tarczę postanowił mieć przy sobie na wypadek gdyby urocza starsza kapłanka okazała się przebraną i podstępną kultystką, agentką rewolucji lub Esmeralda wie kim jeszcze. Choć ta to raczej w takimi rzeczami się nie zajmowała , ta to dopiero miała dobrze – Tupik rozmarzył się na wspomnienie opowiadanych mu niegdyś legend i powieści związanych z ich bóstwem opiekuńczym. Miała zresztą całkiem sporo podobieństw do czczonej przez ludzi Shayli niemniej był zbyt rozważny by jakiemukolwiek człowiekowi sugerować że zwyczajnie zgapili bóstwo od starszej halflińskiej rasy.
W ruch poszły wyczulone halflińskie nozdrza liczące na wyłowienie dobiegających z kuchni zapachów pieczonej gęsi ( może ten klasztor jednak nie był o chlebie i wodzie? ) niemniej gdyby wyczuł rozlaną krew lub inne podejrzane zapachy … No cóż Tupik nawet w takim miejscu jak to nie tracił wiele ze swej czujności i podejrzliwości. Życie go już nie jeden raz nauczyło, że jak nie oglądasz się za zwoje plecy to ląduje w nich nóż.