Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2023, 01:16   #160
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Poranny posiłek poprawił humor elfki, a wizja skarbów kupionych za Ruchacza pieniądze skusiła ją do towarzyszenia czarownikowi w zakupach w dzielnicy gnomów. Ten mały ludek też słynął z jubilerskich talentów, a wszak do korony pasowałaby ładna kolia na szyję, czyż nie?

Idąc więc z Thaanekryystem, Eshtelea była zadowolona. Czuła się przy nim bezpiecznie. Wszak jej mężuś nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić, a sam potrafił być groźny dla innych. Więc nawet widok kilku najemników ze srebrnymi jastrzębiami na zbrojach nie wystraszył jej. W razie czego jej mąż się nimi zajmie.
A ona będzie się temu przyglądała. Zza rogu najbliższej kamienicy, na wypadek, gdyby Ruchaczowi nie szło tak dobrze w tej walce i trzeba było uciekać.

Na szczęście owa grupka Srebrnych Jastrzębi wcale nie planowała zaczepiać kuglarki i jej męża. Może dlatego, że nie było wśród nich Marchewy. Swoją drogą, nie widziała go od czasu jego nieudanej próby porwania jej. Co akurat ją nie martwiło. W przeciwieństwie do getta gnomów.
Był bowiem dobry powód dla którego elfka zazwyczaj unikała dzielnicy gnomów. Brid' nie lubił hałasu, a eksplozje w takich miejscach zdarzały się dość często.
Dlatego dzielnice gnomów otaczał zawsze duży i gruby mur. I przejście do niej wymagało przekroczenia bramy.

Za nią zaś panował chaos. Gnomy były z natury bardzo energiczne i głośne i ciekawskie i wszędzie było ich pełno. Podobnie jak ich sklepów, aptek, straganów i innych przybytków tej natury. Oprócz gnomów, kręciło się tu także sporo ludzi. A choć oczy elfki już zdążyły się zaświecić na widok kilku błyskotek, czarownik uciął jej nadzieje słowami:
- Nie tym razem, nie ma w nich magii… a my szukamy czegoś bardziej praktycznego. Może jak wygrasz to wrócimy tutaj świętować zwycięstwo jakimś zakupem.

To trochę zepsuło humor kuglarki, nie lubiła wszak czekać na nowe błyskotki. Przynajmniej jednak czarownik nie przekreślił całkiem możliwości wzbogacenia elfiej szkatułki z biżuterią o nowy egzemplarz.

Eshte zaczęła już planować, do których przybytków siłą zaciągnie Ruchacza gdy już przyjdą świętować jej zwycięstwo, kiedy…
- Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, nieprawdaż? - tymi słowami zwrócił się do niej mężczyzna o pewnym siebie uśmiechu, długich brązowych włosach i niemal elfiej urodzie. Niemal, bo elfem nie był. Był z to tym rzeźbiarzem ognia, który wczoraj zachwycał publiczność. Tym razem jego strój był bardziej mieszczański, a mniej “czarodziejski”. Ubrany był bowiem jak kupiec i kuglarka nie posądziłaby go o władanie magią ognia, gdyby wczoraj nie była tego świadkiem. - Słynna i zachwycająca Nellithiel del Taltauré, która dzisiejszego wieczoru pokaże taką magię, że zapędzi nas wszystkich w kozi róg?

Jak na sławetną artystkę, dla której podobny zachwyt powinien być codziennością, Eshte jakoś wcale nie była przygotowana na to co się wydarzyło. W pierwszym odruchu była gotowa rzucić się do ucieczki, bo nauczona wczorajszymi doświadczeniami spodziewała się, że także Piękniś krył w sobie same złe zamiary.
Kiedy jednak znaczenie jego słów sięgnęło jej uszu, wtedy również zmieniła się cała postawa elfki. W jednej chwili napięta i zalękniona, w kolejnej przepełniona dumą od stóp po koniuszki długich uszu. To uczucie uniosło jej podbródek, wyprostowało plecy i wypchnęło cycki. Cała promieniała.

- To ja! Czyli słyszałeś o mnie? - wypaliła niesiona na skrzydłach tego uradowania. Trochę za dużo zaskoczenia było w jej głosie, więc zaraz szybko machnęła ręką, nim oparła ją na swoim biodrze. - No oczywiście, że słyszałeś. W końcu sława mojej sztuki wyprzedza nawet mnie samą.

- Właściwie usłyszałem o tobie od latającej bardki, która każdemu na kogo się natknęła opowiadała o swojej przyjaciółce. Potężnej czarodziejce i artystce przywołującej ogniste potwory jednym pstryknięciem palca, mordującej trolle bez wysiłku i wzbudzającej zachwyt każdym swoim występem. Jestem ciekaw czy te opowieści okażą się prawdziwe. Nie lubię wygrywać bez wysiłku, a i jestem ciekaw sztuczek koleżanki po fachu
- odparł dumnie mag, a Tancrist spytał - A ty co tu robisz?

- Przypuszczam, że szlachcice nie zdołają jednogłośnie wybrać zwycięzcy, więc szykuje się na wypadek, gdybym musiał zmierzyć się z kimś w dogrywce. Mam już plan, jak ulepszyć moje przedstawienie
- odpowiedział dumnie tkacz ognia, klepiąc dłonią po swojej sakwie.

- Ooooooh, pojedynek artystów? - Ślepia Eshte rozbłysły od wizji tak bezpośredniego okazania swej wyższości nad pozostałymi kuglarzami. Ale równie nagle przygasły, kiedy uświadomiła sobie, że w takim razie będzie musiała mieć przygotowany nie jeden, a DWA olśniewające występy. A każdy z nich całkiem oryginalny, bardziej zachwycający i zaskakujący od poprzedniego. Niezwykła sztukmistrzyni Meryel poczuła jak z nerwów pocą jej się palce oparte na biodrze.
Ale światu pokazywała tylko pewną siebie kuglarkę… którą czekało dużo, dużo pracy przed wieczornym występem.

- Czyżbyś się martwił, że Twoja magia będzie niewystarczająca, więc szukasz pomocy wśród świecidełek gnomów? Pewnie więcej ognistych smoków, co? - Pokiwała głową jak gdyby już w pełni przejrzała plany swego rywala. - Zauważyłam, że są teraz w modzie.

- Może tak… a może coś innego. Przyznaję, ekscytuje mnie myśl, że ktoś mógłby rzucić wyzwanie memu artystycznemu talentowi. O ile oczywiście opowieści tej wróżki są prawdziwe
- odparł z uśmiechem mag i spojrzał znacząco na Ruchacza. - Zakładam też, że swój występ wykonasz solo. I nie będziesz potrzebowała magii męża, by uczynić go bardziej ekscytującym ? Jeśli mam już przegrać, to wolałbym przegrać uczciwie.

Pytanie mężczyzny było tak kuriozalne, że kuglarka najpierw prychnęła, a potem całkiem parsknęła długim, głośnym śmiechem. Brakowało tylko rubasznego poklepania się po brzuchu.

- Potrzebowała magii męża, a to dobre… Nie myślałeś o porzuceniu ognia na rzecz błazeńskich żartów? - Otarła łezkę rozbawienia, a następnie również drugą dłoń wsparła na biodrze, przyjmując zawadiacką pozę. - Jestem Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, słynna artystka, a nie żona! Wszystko co potrafię, całą moją sztukę, zawdzięczam tylko sobie i mojej ciężkiej pracy! - Przymrużyła złośliwie oczy. - Ale z tego co sobie przypominam, to właśnie Ty miałeś wczoraj pomocników.

- Więc z pewnością masz już przygotowane przedstawienia mające zachwycić widzów
- odparł wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi mag ognia. - I nie przyszłaś szukać tu inspiracji? W takim razie pozwólcie, że będę waszym przewodnikiem po tej dzielnicy. Wypada mi jako przedstawicielowi miasta okazać się gościnność w jego imieniu.

Te słowa sprawiły, że Tancrist zaczął przyglądać się podejrzliwie rzeźbiarzowi płomieni.
Również Eshte zmierzyła go czujnym spojrzeniem znawczyni świata.

- Jesteś trochę wysoki jak na gnoma - oceniła w końcu błyskotliwie - Bo to chyba one są gospodarzami w tej dzielnicy, co nie?

- Dzielnicy tak, ale dzielnica jest częścią miasta w którym mieszkam. Ja zaś jestem sekretarzem miejskiej gildii magów i alchemików, do których należy wielu z tutejszych gnomów. A one są, cóż… jeśli wiesz cokolwiek o tej małej rasie, to powinnaś wiedzieć, że nie znajdziesz nikogo kto miałby czas Cię oprowadzać. One zawsze są czymś zajęte - odparł rzeźbiarz płomieni.

- Sekretarzem? - Eshte zerknęła pytająco na swojego mężusia. Nic jej nie mówił ten tytuł, z którego tak dumny wydawał się być długowłosy mężczyzna. Ale za to wiedziała coś innego. I ta wiedza sprawiła, że wydęła wargi w niezadowolonym grymasie. - Czyli… nie jesteś wędrownym artystą, nie żyjesz dla zachwycania świata swoją sztuką. A mimo to walczysz o tytuł Króla Kuglarzy? Jesteś trochę zachłanny, co?

- Jestem wielkim artystą i nie widzę powodu dla którego miałbym rezygnować z walki o tytuł, który z racji talentu mi się należy
- stwierdziła sekretarz dumnie unosząc podbródek. - To że podróżujesz nie czyni twojej sztuki lepszą od mojej. A jeśli uważasz inaczej, to cóż… będziesz miała okazję udowodnić swoje racje. Jeśli jednak przegrasz, to łaskawie nie będę wypominał ci twoich wcześniejszych przechwałek.

Ruchacz milczał najwyraźniej uznając, że kwestia tytułu maga nie ma znaczenia lub uznał wtrącanie się z tłumaczeniami w werbalną rywalizację dwójki artystów, za zbyt groźne dla swojego zdrowia.

- KIEDY wygram turniej i zostanę Królową Kuglarzy, to.. kto wie jaki będzie mój pierwszy kaprys. - Elfka błysnęła ząbkami w krnąbrnym uśmieszku. - Może postanowię zdobyć sobie też i twój tytuł. Sekretarz Eshtelëa ma nie najgorsze brzmienie.

Machała ostrym języczkiem, co jednak nie było podsycane wściekłością czy zazdrością, a jej wyjątkowo pozytywnym rozbawieniem tą kąśliwą wymianą zdań ze swoim rywalem o koronę. Równie dobrze Pan Hrabia mógł już teraz uderzyć w gong na znak rozpoczęcia ich pojedynku, nawet jeśli żadne z nich nie ciskało ogniem. A przynajmniej jeszcze nie.

- Gratuluję pewności siebie. Ale sama pewność nie zapewni ci zwycięstwa, ni przechwałki wróżki - odparł z bezczelnym uśmiechem rywal i dodał śmiejąc się. - Aczkolwiek mój tytuł leży poza twoimi możliwościami.

- Ha ha ha! Jeszcze nic nie wiesz o moich możliwościach!
- sztukmistrzyni parsknęła głośnym, teatralnym śmiechem. Jego docinki skutecznie odbijały się od tarczy dumy i pewności siebie, w którą uzbroiła się Eshte. Ale wyglądało na to, że on też taką posiadał.
Postąpiła jeden krok do przodu i wycelowała palec wskazujący w długowłosego Pięknisia - Ale kiedy już zobaczysz mój występ, kiedy zachwycisz się moją sztuką i uznasz wyższość mojego talentu, to wtedy sam będziesz chciał mi oddać swój tytuł.

- Zastanawiam się czy ty masz jakiś tytuł warty wygrania
- odgryzł się magik, a Ruchacz wtrącił - Dość tych pogaduszek, ty pewnie masz co robić, a my mamy zakupy do zrobienia i nie potrzebujemy przewodnika. - Poprawił złowieszczo okulary i równie złowieszczym tonem dodał - Ro- zu- mie- my się?

- Absolutnie…
- odparł nieco blady rzeźbiarz płomieni, po czym cofnął się zwracając do Eshte. - Życzyłbym ci powodzenia Nellithiel del Taltauré, ale szkoda robić ci nadziei na zwycięstwo.

- E, możesz całą nadzieję zostawić sobie. Mi wystarczy mój talent!
- odcięła się Eshte, ale zamachała mu ręką na pożegnanie pomimo tego ich krótkiego pojedynku na złośliwostki.

Potem odwróciła się i żwawym, wręcz sprężystym krokiem, ruszyła uliczką wraz z Thaaneeekryyystem.
- To teraz chodźmy zobaczyć co ciekawego gnomy mają na sprzedaż - powiedziała zacierając dłonie.

Czarownik zaciągnął żonkę do pobliskiego sklepiku i warsztatu alchemika w jednym. Niski sufit, półki pełne słoi, słoików, fiolek i butelek. Każda wypełniona jakimś organem, rośliną lub małym stworzeniem. Zapachy wypełniały małe pomieszczenie. Zapachy bardzo intensywne i różne. Kuglarce zakręciło się od nich w głowie.

Niemniej Tancrist wydawał się tu czuć jak w domu. Od razu zaczął rozmawiać z jasnobrodym gnomem w zielonym kubraku.




Sprzedawał mu słoik migoczącego pyłu, a sam Ruchacz był szczególnie zainteresowany trzema słoikami, z dziwnymi śluzami i zatopionymi w nich kwiatami. Czarownik i alchemik zajęci targowaniem na moment zapomnieli o najważniejszym.
O Eshte.

Mało powiedzieć, że elfka była zawiedziona wyborem sklepiku przez Thaaneeekryysta. Wystarczyło jedno zerknięcie do środka przez okno, aby domyślić się, że nie znajdzie tutaj ani ładniutkich błyskotek, ani przedmiotów służących do przyzwania smoków. Rośliny były za mało interesujące, stworzenia zbyt martwe, a ten wszechobecny śluz nie tylko paskudny, ale także bezużyteczny w jej oczach. Chociaż nie, nie do końca. Zabawnym byłoby wylać zawartość jednego z tych największych słojów prosto na głowę Paniuni, jednak Eshte nie była błaznem, żeby rozbawiać żartami swoją widownię. Takie rozrywki mogła zostawić dla siebie.

A zatem, zostawiona sama sobie, kręciła się po sklepiku i przyglądała się co ciekawszym okazom zamkniętym w naczyniach. Poruszając ustami próbowała bezgłośnie odczytywać etykiety z fikuśnymi, nic jej nie mówiącymi nazwami. Krzywiła się na widok co bardziej makabrycznych "dzieł" tego gnoma. Aż w końcu postukiwała palcami w słoiki będące domem dla przeróżnych stworzonek, które miały nieszczęście wpaść w ręce tutejszego miłośnika śluzu. Co za paskudny los.

- Aaach… panienka dobrze wybrała, to rzeczywiście pomaga na płodność. - Usłyszała w końcu głos sprzedawcy, gdy przyglądała się kolejnym śluzom zamkniętych w słojach. - To zapewni panience dziecko… odpowiednio stosowane.

W końcu zwrócono na nią uwagę, ale znaczenie słów gnoma było… niepokojące.

- Dz.. dziecko?! - Gnom nawet sobie nie wyobrażał jak wielkie, wielkie miał szczęście, że Eshte nie trzymała w dłoniach tego słoja, bo z zaskoczenia byłaby go upuściła. I ani myślałaby za niego zapłacić.

Póki co poprzestała na gwałtownym odskoczeniu od naczynia, jak gdyby samo patrzenie na jego zawartość mogło zasiać w jej brzuchu jakiegoś pędraka.

- O nie, na pewno nie! - Z rozgrzaną do czerwoności twarzą skrzyżowała ręce na piersi i powiedziała z pretensją. - To ciało jest zbyt cenne, aby miało je zrujnować jakieś dziecko. Wręcz potrzebuję czegoś chroniącego mnie przed płodnością.

- Oooo, to też mam
- odparł z uśmiechem sprzedawca. - Po okazyjnej cenie. Bardzo popularne w wyższych sferach. Zainteresowana panienka?

- Eeee… to zależy
- mruknęła elfka wodząc powątpiewającym spojrzeniem po słojach i innych naczyniach, zdawałoby się że zastawiających każdą powierzchnię sklepiku. - Czy będę musiała zjeść coś paskudnego? Coś…ociekającego śluzem?

- Mamy proszki dosypywane do wina
- powiedział gnom z szerokim uśmiechem, a Ruchacz wtrącił się nagle. - Nie będziemy ich potrzebować. Może masz coś przydatnego do występu?

- Aaaa o jakim występie mówimy?
- zapytał sprzedawca.

- O moim dzisiejszym występie na turnieju o tytuł Królowej Kuglarzy! - powiedziała Eshte znów nadymając się dumą. I nawet w jej oczach obrzydzenie do tutejszych wyborów zostało wypchnięte przez nadzieję, że może, MOŻE, gdzieś w tym całym śluzie odnajdzie spełnienie swoich kaprysów. - Jestem znaną artystką tańczącą z ogniem i rozglądam się za kolejnymi inspiracjami. Masz jakiś specyfik, który przemieni mnie w smoka? Albo dzięki któremu będę mogła przywołać wielkiego, ognistego ptaka?

- W smoka? Raczej nie. Może być jakiś ptak, ale nie za duży i z pewnością nie ognisty. A i nie pokazywałbym samej przemiany tłumowi… nie jest zbyt estetyczna.
- odparł alchemik sięgając ku fiolkom stojącym na niskiej półce znajdującej się blisko Ruchacza. - No i wypadałoby byś znikła z oczu gawiedzi nim mikstura przestanie działać, bo będziesz… goła.

- Może mikstury zionięcia ogniem?
- zapytał czarownik starając się nakierować zainteresowanie elfki, ku bardziej sensownym, wedle niego, wyborom. - Lub zmiany potu w kolorową mgiełkę?

- Mam miksturę do zmiany potu w mgiełkę, ale musiałbym dopiero pokombinować nad kolorami. Zajmie mi to z dwie godziny
- zadumał się alchemik.

Gdyby Eshte nie wiedziała, że czarownik jest skończonym bezguściem artystycznym, to w tym momencie spojrzałaby na niego z wyrazem zniesmaczenia w oczach.
- Mój pot mógłby się mienić wszystkimi kolorami tęczy, a i tak nie byłoby w nim niczego zachwycającego i wartego oklaskiwania - skwitowała poprzestając teraz tylko na pokręceniu głową w reakcji na jego niedorzeczną propozycję. - Toooo…może chociaż napitek, dzięki któremu będę mogła czarować dłużej i potężniej?

- Nie. To niebezpieczne i niepotrzebne. I tak masz spory potencjał. Co najwyżej nie umiesz z niego efektywnie korzystać. A poza tym… nie słuchasz co mówimy.
- Machnął ręką “zawsze wiedzący najlepiej” mężuś. - Nie mówimy o kolorowym pocie, a ciągle otaczającej cię podczas występu migotliwej mgiełce.

- Popraw mnie jeśli się mylę
- Oh, Eshte się nie myliła, inaczej nie otworzyłaby tej pułapki - Ale zdaje się, że jestem tutaj jedyną artystką i tylko ja wiem, co będzie pasowało do mojego występu. Żadna kolorowa mgiełka nie będzie miała sensu, kiedy będę otulona płomieniami - skwitowała mając głęboko po dziurki w nosie tego wymądrzania się czarownika. Tym bardziej, że przecież rozmawiali o jej sztuce. Jej! On nie miał w tym temacie nic do gadania tym swoim aroganckim tonem.

Wraz z westchnieniem wypuściła z siebie nieco poddenerwowania. Ponownie powiodła spojrzeniem po półkach, tym razem już z przygaszoną nadzieją na znalezienie czegoś wartego przyozdobienia swojego występu. - To może jakiś proszek wzbijający obłoki kolorowego, gęstego dymu? Ooooh, najlepiej gdyby jeszcze strzelał iskrami!

- Mam oczywiście proch, który można zmieszać z barwnikami. I podpalone będą dymić kolorowo… zajmie mi to dwie godziny
- zadumał się gnom, podczas, gdy elfka wypatrzyła interesująco wyglądającą fiolkę. Sięgnęła po nią, otworzyła, powąchała. Zapach był mocny, piżmowy… znajomy. Tak pachniały szaty Thaneekryysta. Tak pachniał sam Ruchacz, gdy tuliła się do niego w nocy. Lubiła ten zapach i uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie tych chwil.

Bardzo to kuglarkę rozkojarzyło. Na krótką chwilę zapomniała o cennym czasie, o prochu i nawet o swoim wieczornym występie, który tak wiele znaczył dla jej sławy. Zapach przyjemnie drażnił jej zmysły, przyprawiał nie tylko o głupiutki uśmieszek, ale także o rumieniec na policzkach.
Lekko zakołysała fiolką, pytając - A to? Co to jest? Do czego służy?

- To jest pachnidło. Ino dla mężczyzn, służy by się niewiastom mogli przypodobać.
- Po czym gnom wskazał na półkę przeciwną. - Tam zaś są pachnidła dla dziewcząt.

Z nagle uniesioną wysoko brwią, Eshte odstawiła fiolkę na jej miejsce, po czym podeszła do swojego mężusia. Nachyliła się ku niemu i ostentacyjnie pociągnęła nosem.
- Ty tak pachniesz. Komu próbujesz się przypodobać? - Wyprostowała się i z chytrym błyskiem w oku wskazała siebie palcem. - Tej tutaj niewieście? To już nie wystarczy ci pyłek Trixie?

- Oczywiście, że próbuję się przypodobać… mojej kochanej żonce. Czyż nie jest zjawiskowa, czyż nie jest zachwycająca, czyż nie jest przepiękna, czyż nie jest genialną artystką? Czyż nie jest warta by ją adorować, by jej się przypodobać?
- odparł z bezczelnym uśmiechem Ruchacz, a kuglarka czuła jak żarcik obraca się przeciw niej. Jak jej twarz robi się coraz bardziej czerwona, uszy pewnie już płoną. I to jeszcze przyjemne ciepełko… nie tylko lepkie między udami, ale też i na serduszku, które trzepotało tak mocno w klatce sercowej.

Oczywiście łajdak kłamał, musiał kłamać. Bo jeśliby mówił prawdę… elfka czułaby się jak miękkie masełko. I rozpływała w radości przed nim. Niestety brzmiało to bardzo… szczerze i czuła pokusę, by obdarzyć Thaanekryysta całusem w policzek.

To wyznanie porządnie przytkało Eshte. Pod jego wpływem przetoczyło się przez nią wiele silnych emocji, a że nie była ani subtelna, ani nie potrafiła dobrze ukrywać swoich wewnętrznych sporów, to wszystko dobrze odbijało się na jej twarzy. Nie mogła się zdecydować czy rozchylić usta w słodko-idiotycznym uśmieszku, czy może jednak wykrzywić w grymasie pogardy. Zachichotać głupiutko czy zarzucić mu wygadywanie głupot. Przyciągnąć go do siebie i obdarzyć całusem czy zacisnąć dłoń w piąstkę i uderzyć go w zemście.

Uparty charakter przeciwko temu dziwacznemu trzepotaniu w sercu, cóż to była za ciężka walka. Koniec końców wygrała trzecia strona, czyli…instynkt przetrwania sztukmistrzyni. Był on w niej tak silny, że odzywał się nawet w tych bardzo niezręcznych damsko-męskich sytuacjach.

Obróciła się gwałtownie i zawołała do sklepikarza - Weźmiemy ten proszek, co to ma chronić mnie przed dziećmi!

- Oczywiście… taka młoda parka zakochanych, ma jeszcze czas na dzieci
- odparł wesoło gnom, pakując do torby nie tylko proszki, które zamówiła kuglarka, ale też i kilka innych maści wybranych przez Ruchacza.

Zanim kuglarka zdążyła się oburzyć, na te bezczelne sugestie, czarownik zapłacił za zakupy kilkunastoma monetami. A następnie pochwycił oburzoną elfkę i płócienny wór z miksturami, i pospiesznie wyszedł na zewnątrz.
Tam odetchnął głośno i zwrócił się do Eshte - No i mam ostatni składnik potrzebny do maści na twoje blizny od oparzeń. O ile nadal jesteś zainteresowana odrobiną ulgi?

Eshte potknęła się lekko o własne nogi, tak ją znowu zaskoczył tej łajdak. Tym razem jego bronią nie były ani komplementy, ani ten jego przedziwny urok zapewne pochodzący z wnętrza flakoniku z pachnidłami. Nie, tym razem zaatakował ją swoją troską. Nie spodziewała się, że pamiętał jej narzekania na blizny. A już tym bardziej, że zamierzał jej z nimi pomóc.

- Eee…to nie tak, że codziennie przeżywam katusze z ich powodu. Ale skoro już masz składniki, to wysmaruję się tą twoją maścią. Sama - podkreśliła stanowczym tonem głosu, w razie gdyby był to tylko kolejny sposób tego lubieżnika na zmacanie jej ciała.
Odwróciła się, spojrzała na sklepik i westchnęła z rozżaleniem - Eh, tak szybko mnie stamtąd wyciągnąłeś, że teraz nie wiem które z nas ma wypijać wino z tym proszkiem. I jak często!

- A jak często planujesz figlować ze swoim mężem?
- zapytał czarownik przyglądając się kuglarce. - Bo takie rzeczy bierze się przed lub po zabawie.

- A jak często masz zamiar zmuszać mnie do wdychania pyłku Trixie?
- odgryzła się Eshte szybko, nie pozwalając mu ani na chwilę zapomnieć, że to on był winny tej… zabawie. Pff, zabawa, dobre sobie.

- Zakładasz, że potrzebuję do tego pyłku Trixie. Przecież co mi broni, przycisnąć moją żonkę do ściany… obsypać jej usta i szyję pocałunkami. Szeptać czułe słówka do jej uszka - zamruczał czarownik blisko owego ucha, wywołując purpurę na twarzy kuglarki.
Niestety… nie był to objaw gniewu. Wizja którą roztaczał jej mężuś, znów przyspieszyła bicie jej serca i wywołała dziwne lepkie pragnienia w jej głowie. Co gorsza, pewnie miał rację. Bo jak mu się Eshte oprze, gdy Ruchacz zamknie jej usta pocałunkami i zamąci nimi w jej głowie?
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 24-08-2023 o 01:58.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem