Mateusz wciąż był zmęczony wczorajszym wieczorem. Albo zwyczajnie nie zbudził się jeszcze. A najpewniej i się nie zbudził i zmęczon był po wczorajszym. Z mozołem wpatrywał się w obóz gdzie grasanci zdawali się robić swoje. Dość leniwie podrapał się w głowę. Jakby nieobecny wysłuchał zebranych, poczym sam przemówił. Tonem zaskakująco pewnym i zdecydowanym. Jakby słowa były mu w treści oczywiste. - Mości Panowie, to jak? Wczoraj żeśmy przyjmowali gościnę, a dziś będziemy tak stali jak na ziemiach naszego gospodarza gwałty się dzieją?
Poczym spojrzał po społu szukając poparcia, a z sylwetki zdawało się że cokolwiek się stanie gotów nawet samotnie ruszyć rozmówić się z grabieżcami. |