Trartex spał sobiem spokojniem, a w tych snach wielkim Trartexem był. Śnił o tym, że snoty to zamiast Króla Krowulca, to właśnie jego na króla wybrali. W końcu to on powalił jeden, dwa... eee... jeden dwa... mnóstwo mrówek no, przemżył uderzeniem piorunem i innych historii wiele miał, to na króla zasługiwał. Co to jedna krowa przy tylu wyczynach.
Ale z pienknego snu coś go zbudziło. Poczuł zapach smażonych karaluchów. O tak. Smażone karaluchy tuż po pobudce som w sam raz, a nawet w sam dwa, jak się dwa karaluchy trafiom.
Trartex otworzył swe oczy i zobaczył Ciemność. Czyżby jego trawiszcze znów na niego tak mocno działać zaczeło? Jak na niego to i na innych pewno. Czylim Trartex znów zarobić wiencej bendzie mógł. Chociaż lekka obawa była, to takiej ciemności to jego trawiszcze jeszcze nie robiło. - Te Ciemności to je moje zioło. Mówiem wam. Po kamyczku dla mnie siem należy lub co innego. Tfardy może tych karaluchów dać, co je smarzy, głodny jestem. - Powiedział Trartex niuchając i próbując namierzyć lokalnego kucharza wraz z noszącym się z jego smrodkiem zapachem smażonych karaluchów. |