Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2023, 15:58   #20
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Z wolna, szmery uznania i żywa dyskusja, która zawiązała się po pojedynku Laveny i Mauuko ucichała. Elfy, widząc, że chyba rzecz ostatecznie zakończyła się, rozchodziły się w stronę swoich zwykłych obowiązków. Kadija zniknęła gdzieś w tłumie, aby wreszcie na chwilę pojawić się obok jakiegoś drzewa-budynku, za którym wreszcie zniknęła. Mauuko i Senyo także zaczęły odchodzić, świergocząc radośnie na temat odbytej przygody.

Harriet, lwica, która wcześniej siedziała na baobabie, powróciła na niego, bacznie obserwując rozpraszające się zgromadzenie elfów i podróżników, którzy byli opodal.

Wug, który wcześniej wyszedł, niezbyt zainteresowany tańcem, wrócił z powrotem, niosąc swoje oszczepy, a także oręż przypięty do pasa i swoje podróżne sakwy. Zwrócił się do Kateriny:
– Ruszamy dupy? Gdzie oni są?
Jak na zawołanie, w ich stronę zaczął iść Akosa i jego łowczy. Nketiah skinęła głową w stronę elfa o surowym wejrzeniu, a ten odwzajemnił jej gest tym samym. Myśliwi mieli ze sobą łuki i długie noże. Poza Akosą, który wydawał się być zniecierpliwiony, ciemnoskórzy mężczyźni ze spokojem rzucali spojrzenia na grupkę podróżników.
– Jesteś gotowa, jak-ci-tam-znowu-było? - Akosa zapytał Katerinę w języku elfów. – Bierzesz tego wielkiego ze sobą? - tu skinął brodą w kierunku Wuga. – Niech będzie, ale powiedz mu, że nie idziemy do rzeźni, tylko polować. Wy, przybysze z północy, wiecie, czym jest polowanie?
— Nie, elfie-bez-krztyny-kultury, nie wiemy, czym jest polowanie, na północy wszystko jest nam podawane na srebrnych tacach i nikt nie kłopocze się takimi rzeczami — odparła Katerina pozornie beznamiętnie i poważnie, zajmując dłonie sprawdzaniem bełtów o czarno-żółtych lotkach. — Ten wielki „łowca demonów” to Wug z plemienia Cierniowych Kamieni, zwany również „Łamaczem Kości”, treser wargów oraz pogromca pajęczych chmar.
Przypinając kołczan i ręczną kuszę do pasa, szermierka zwróciła się do orka w taldańskim.
— To Akosa, kochany. On z klanu Pantery Gromu. Jego matka z klanu... — zamilkła na chwilę i machnęła wieloznacznie dłonią. — Właściwie to nie wiem, bo nigdy mi się nie przedstawił tym ichnim tradycyjnym powitaniem.
Galtanka przeciągnęła się, ponownie krzyżując spojrzenie z Akosą i wracając w elfickie nuty.
Joresk Strabo, mężny rycerz i wierny sługa Ragathiela — skinęła głową w stronę paladyna — również wyraził chęć towarzyszenia nam podczas polowania. Poprosił mnie również o zapytanie, czy macie może jakąś skórznię na stanie, z której mógłby skorzystać. O rozmiar za małą najlepiej, gdyż lubi przywdziewać obcisłą skórę niczym calistriańscy nałożnicy.
Szelmowski uśmiech wykwitł na twarzy Kateriny.
– Skórznia się znajdzie, a jakże - Akosa skinął głową na jednego ze swoich. Ten obrócił się na pięcie i raźnym krokiem pomaszerował w stronę jednego z elfickich zabudowań. – Dziwne są zwyczaje twoich kochanków, jednak… - tu spojrzał w przestrzeń, jakby przez chwilę zastanawiał się, czy miał ochotę kończyć myśl. Ostatecznie jednak zrezygnował i wzruszył ramionami. Katerina powtórzyła ten gest, bardziej zaabsorbowana oglądaniem końcówek własnych włosów aniżeli urwanym w połowie zdaniem i kryjącą się zań implikacją.
Po paru chwilach łowczy powrócił z jakimś ekwiwalentem lokalnej skórzni. Jej część, w odróżnieniu od isgerskiej, była zrobiona z jakichś wyjątkowo mocnych pędów splecionych ze sobą na poły z wyprawioną skórą. Joresk skinął głową w podziękowaniu i przez chwilę oglądał zbroję z ciekawością. W końcu westchnął ciężko, zdjął koszulę i zaczął ją na siebie wciągać, przeklinając pod nosem, słowami zupełnie nieprzystającymi do świętego męża.
- Pierd… olone… chudzielce - stęknął, w końcu wciskając się w skórznię.
- Chyba twoje obawy mogą się spełnić - spojrzał w stronę Kateriny - Nie mają czegoś większego?
— Poprosiłam, żeby przynieśli ci największy pancerz, jaki posiadali — odparła krótko dziewczyna, opanowawszy nagły atak kaszlu, który zupełnie przypadkiem naszedł ją gdy obserwowała paladyna wciskającego się w za małą skórznię.
- Aż dziwne… - Joresk przeciągał się, wyczuwając ułożenie zbroi i rozciągając ją nieco - …że ich wiatr nie porywa - napiął mięśnie pleców, aż szwy zatrzeszczały - Później będę na pewno potrzebował pomocy w jej ściągnięciu, albo ją potnę na strzępy -
— Myślę, że znajdą się chętni… — stwierdziła niewinnie znajdująca się w pobliżu Lavena, z jakiegoś powodu oblizując delikatnie usta.
Szybko jednak odzyskała dumny fason i pokłoniła się w dworski, oszczędny sposób Akosie.
— Nas chyba sobie nie przedstawiono — przegryzła nieznacznie wargę. — Jestem Lavena Da’naei z Klanu Najpiękniejszej i Najbardziej Utalentowanej Bogini. Miło mi Cię poznać.
Uśmiechnęła się serdecznie.
— Radzę trzymać dystans, mój drogi — Katerina szepnęła półgębkiem w stronę elfa. — Na wypadek gdyby postanowiła rozewrzeć szczękę niczym wąż.
— Cokolwiek rzecze ku tobie ta galtańska osa, przyjacielu, niewarte jest nachylenia doń ucha — zapewniła zaklinaczka. — Jej użądlenie sprowadza jeno obłęd i, co gorsza, niemoc płciową.
— Zadziwiłoby cię, moja droga, jak wielu mężczyzn lekarstwo na niemoc płciową odnajduje właśnie w byciu żądlonym — szermierka ripostowała sugestywnym tonem.
— Zaiste, pełno takowych na cmentarzu — momentalnie skontrowała wiśniowowłosa czarownica. — Niemoc zwalczona na amen.
– Akosa z klanu Kamiennego Jastrzębia, moja matka pochodzi z klanu Nieskończonej Rzeki - wyrecytował Akosa w stronę Laveny. – Czy ty także wybierasz się na łowy?
— Ja? Ach, skądże! — półelfka zachichotała wytwornie, zasłaniając usta eleganckim gestem dłoni i udając zakłopotanie. — W moich stronach, przyjacielu, panują zupełnie inne zwyczaje. Tam kobiety mego stanu nie zajmują się takimi rzeczami jak polowanie na zwierzynę.
Wyjaśniwszy dzikusowi, jak się sprawy miały, kontynuowała.
— Skoroś z klanu, ekhem, „Kamiennego Jastrzębia” — wymawianie prymitywnych plemiennych nazw przy zachowaniu niezbędnej etykiety wielce Lavenę żenowało. — Musisz zatem pochodzić z innej osady. Założę się jednak, że znasz Jahsiego. Wszak wasze matki dzielą ten sam klan. To za jego sprawą się tu znalazłeś?
– Jahsi jest dla mnie jak brat - krótko odparł Akosa. – Jestem tutaj, żeby pomóc pozostałym w walce przeciwko kultowi.
— Tylko ty sam, mój drogi? — dopytała dandyska. — Czy jest tu może więcej twoich braci?
– Elanan i Istari - tu skinął na dwóch milczących myśliwych. – I paru innych - dodał jeszcze. – Co to ma dla ciebie za znaczenie? - zapytał, nagle zniecierpliwiony. – Powinniśmy wyruszyć czym prędzej, jeśli chcecie na ucztę zjeść coś więcej niż orzechy i jagody.
— Ależ nie ma powodu do takiego grubiaństwa… — „ty bezczelny pawianie!” — … mój niecierpliwy przyjacielu. My również przybyliśmy pomóc w walce z kultem. Stąd płynie ma dociekliwość.
„Ograniczeni fizycznie, ograniczeni umysłowo. Czemu muszę cierpieć towarzystwo tych elfich głupców?” wycedziła z irytacją w myślach.
— Ale skoro wam tak spieszno do lasu, to nie śmiem was dłużej zatrzymywać. Bywajcie zatem! — pomachała wszystkim palcami jednej dłoni i ulotniła się, rzucając jeszcze ostatnie, pełne samozadowolenia spojrzenie muszkieterce, na co ta odpowiedziała tylko kpiarskim salutem.
— Postaramy się upolować zwierzynę godną twego szlachetnego podniebienia, moja droga — Katerina obiecała z szerokim uśmiechem.
– Chodźmy - rzekł Akosa, dając znak pozostałym.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem