| Z wolna, szmery uznania i żywa dyskusja, która zawiązała się po pojedynku Laveny i Mauuko ucichała. Elfy, widząc, że chyba rzecz ostatecznie zakończyła się, rozchodziły się w stronę swoich zwykłych obowiązków. Kadija zniknęła gdzieś w tłumie, aby wreszcie na chwilę pojawić się obok jakiegoś drzewa-budynku, za którym wreszcie zniknęła. Mauuko i Senyo także zaczęły odchodzić, świergocząc radośnie na temat odbytej przygody.
Harriet, lwica, która wcześniej siedziała na baobabie, powróciła na niego, bacznie obserwując rozpraszające się zgromadzenie elfów i podróżników, którzy byli opodal. Wug, który wcześniej wyszedł, niezbyt zainteresowany tańcem, wrócił z powrotem, niosąc swoje oszczepy, a także oręż przypięty do pasa i swoje podróżne sakwy. Zwrócił się do Kateriny: – Ruszamy dupy? Gdzie oni są? Jak na zawołanie, w ich stronę zaczął iść Akosa i jego łowczy. Nketiah skinęła głową w stronę elfa o surowym wejrzeniu, a ten odwzajemnił jej gest tym samym. Myśliwi mieli ze sobą łuki i długie noże. Poza Akosą, który wydawał się być zniecierpliwiony, ciemnoskórzy mężczyźni ze spokojem rzucali spojrzenia na grupkę podróżników. – Jesteś gotowa, jak-ci-tam-znowu-było? - Akosa zapytał Katerinę w języku elfów. – Bierzesz tego wielkiego ze sobą? - tu skinął brodą w kierunku Wuga. – Niech będzie, ale powiedz mu, że nie idziemy do rzeźni, tylko polować. Wy, przybysze z północy, wiecie, czym jest polowanie? — Nie, elfie-bez-krztyny-kultury, nie wiemy, czym jest polowanie, na północy wszystko jest nam podawane na srebrnych tacach i nikt nie kłopocze się takimi rzeczami — odparła Katerina pozornie beznamiętnie i poważnie, zajmując dłonie sprawdzaniem bełtów o czarno-żółtych lotkach. — Ten wielki „łowca demonów” to Wug z plemienia Cierniowych Kamieni, zwany również „Łamaczem Kości”, treser wargów oraz pogromca pajęczych chmar. Przypinając kołczan i ręczną kuszę do pasa, szermierka zwróciła się do orka w taldańskim. — To Akosa, kochany. On z klanu Pantery Gromu. Jego matka z klanu... — zamilkła na chwilę i machnęła wieloznacznie dłonią. — Właściwie to nie wiem, bo nigdy mi się nie przedstawił tym ichnim tradycyjnym powitaniem. Galtanka przeciągnęła się, ponownie krzyżując spojrzenie z Akosą i wracając w elfickie nuty. — Joresk Strabo, mężny rycerz i wierny sługa Ragathiela — skinęła głową w stronę paladyna — również wyraził chęć towarzyszenia nam podczas polowania. Poprosił mnie również o zapytanie, czy macie może jakąś skórznię na stanie, z której mógłby skorzystać. O rozmiar za małą najlepiej, gdyż lubi przywdziewać obcisłą skórę niczym calistriańscy nałożnicy. Szelmowski uśmiech wykwitł na twarzy Kateriny. – Skórznia się znajdzie, a jakże - Akosa skinął głową na jednego ze swoich. Ten obrócił się na pięcie i raźnym krokiem pomaszerował w stronę jednego z elfickich zabudowań. – Dziwne są zwyczaje twoich kochanków, jednak… - tu spojrzał w przestrzeń, jakby przez chwilę zastanawiał się, czy miał ochotę kończyć myśl. Ostatecznie jednak zrezygnował i wzruszył ramionami. Katerina powtórzyła ten gest, bardziej zaabsorbowana oglądaniem końcówek własnych włosów aniżeli urwanym w połowie zdaniem i kryjącą się zań implikacją. Po paru chwilach łowczy powrócił z jakimś ekwiwalentem lokalnej skórzni. Jej część, w odróżnieniu od isgerskiej, była zrobiona z jakichś wyjątkowo mocnych pędów splecionych ze sobą na poły z wyprawioną skórą. Joresk skinął głową w podziękowaniu i przez chwilę oglądał zbroję z ciekawością. W końcu westchnął ciężko, zdjął koszulę i zaczął ją na siebie wciągać, przeklinając pod nosem, słowami zupełnie nieprzystającymi do świętego męża.- Pierd… olone… chudzielce - stęknął, w końcu wciskając się w skórznię.
- Chyba twoje obawy mogą się spełnić - spojrzał w stronę Kateriny - Nie mają czegoś większego?
— Poprosiłam, żeby przynieśli ci największy pancerz, jaki posiadali — odparła krótko dziewczyna, opanowawszy nagły atak kaszlu, który zupełnie przypadkiem naszedł ją gdy obserwowała paladyna wciskającego się w za małą skórznię.
- Aż dziwne… - Joresk przeciągał się, wyczuwając ułożenie zbroi i rozciągając ją nieco - …że ich wiatr nie porywa - napiął mięśnie pleców, aż szwy zatrzeszczały - Później będę na pewno potrzebował pomocy w jej ściągnięciu, albo ją potnę na strzępy -
— Myślę, że znajdą się chętni… — stwierdziła niewinnie znajdująca się w pobliżu Lavena, z jakiegoś powodu oblizując delikatnie usta. Szybko jednak odzyskała dumny fason i pokłoniła się w dworski, oszczędny sposób Akosie.— Nas chyba sobie nie przedstawiono — przegryzła nieznacznie wargę. — Jestem Lavena Da’naei z Klanu Najpiękniejszej i Najbardziej Utalentowanej Bogini. Miło mi Cię poznać. Uśmiechnęła się serdecznie.— Radzę trzymać dystans, mój drogi — Katerina szepnęła półgębkiem w stronę elfa. — Na wypadek gdyby postanowiła rozewrzeć szczękę niczym wąż.
— Cokolwiek rzecze ku tobie ta galtańska osa, przyjacielu, niewarte jest nachylenia doń ucha — zapewniła zaklinaczka. — Jej użądlenie sprowadza jeno obłęd i, co gorsza, niemoc płciową.
— Zadziwiłoby cię, moja droga, jak wielu mężczyzn lekarstwo na niemoc płciową odnajduje właśnie w byciu żądlonym — szermierka ripostowała sugestywnym tonem.
— Zaiste, pełno takowych na cmentarzu — momentalnie skontrowała wiśniowowłosa czarownica. — Niemoc zwalczona na amen.
– Akosa z klanu Kamiennego Jastrzębia, moja matka pochodzi z klanu Nieskończonej Rzeki - wyrecytował Akosa w stronę Laveny. – Czy ty także wybierasz się na łowy?
— Ja? Ach, skądże! — półelfka zachichotała wytwornie, zasłaniając usta eleganckim gestem dłoni i udając zakłopotanie. — W moich stronach, przyjacielu, panują zupełnie inne zwyczaje. Tam kobiety mego stanu nie zajmują się takimi rzeczami jak polowanie na zwierzynę. Wyjaśniwszy dzikusowi, jak się sprawy miały, kontynuowała.— Skoroś z klanu, ekhem, „Kamiennego Jastrzębia” — wymawianie prymitywnych plemiennych nazw przy zachowaniu niezbędnej etykiety wielce Lavenę żenowało. — Musisz zatem pochodzić z innej osady. Założę się jednak, że znasz Jahsiego. Wszak wasze matki dzielą ten sam klan. To za jego sprawą się tu znalazłeś?
– Jahsi jest dla mnie jak brat - krótko odparł Akosa. – Jestem tutaj, żeby pomóc pozostałym w walce przeciwko kultowi.
— Tylko ty sam, mój drogi? — dopytała dandyska. — Czy jest tu może więcej twoich braci?
– Elanan i Istari - tu skinął na dwóch milczących myśliwych. – I paru innych - dodał jeszcze. – Co to ma dla ciebie za znaczenie? - zapytał, nagle zniecierpliwiony. – Powinniśmy wyruszyć czym prędzej, jeśli chcecie na ucztę zjeść coś więcej niż orzechy i jagody.
— Ależ nie ma powodu do takiego grubiaństwa… — „ty bezczelny pawianie!” — … mój niecierpliwy przyjacielu. My również przybyliśmy pomóc w walce z kultem. Stąd płynie ma dociekliwość. „Ograniczeni fizycznie, ograniczeni umysłowo. Czemu muszę cierpieć towarzystwo tych elfich głupców?” wycedziła z irytacją w myślach.— Ale skoro wam tak spieszno do lasu, to nie śmiem was dłużej zatrzymywać. Bywajcie zatem! — pomachała wszystkim palcami jednej dłoni i ulotniła się, rzucając jeszcze ostatnie, pełne samozadowolenia spojrzenie muszkieterce, na co ta odpowiedziała tylko kpiarskim salutem.
— Postaramy się upolować zwierzynę godną twego szlachetnego podniebienia, moja droga — Katerina obiecała z szerokim uśmiechem.
– Chodźmy - rzekł Akosa, dając znak pozostałym.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |