Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2023, 13:16   #22
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Po przygotowaniach, Akosa, Katerina, Joresk i Wug, a także dwóch elfów wyposażonych w łuki, rozpoczęli marsz w stronę znanych tylko elfom Ekujae, terenów łowieckich. W przeciwieństwie jednak od ostatniego razu, Akosa nie skierował się z powrotem do koszy zawieszonych na linach, a wybrał zupełnie inną drogę: za drzewem, które wyrastało z drewnianej platformy, znajdowała się zmyślnie ukryta - ni to kotara, ni to klapa, raczej, jakaś zasłona utkana z liści, słomy i korzeni, która prowadziła na niebezpiecznie ciasną, zawieszoną nad przepaścią ścieżyną wyżłobioną w korzeniach potężnego baobabu.


Elfy kroczyły w milczeniu, zręcznie stawiając kroki na znanym terenie, Akosa zaś co pewien czas spoglądał na Wuga, Katerinę i Joreska, którzy podążali za nimi. Rzeczywiście, skórznia, którą elfy użyczyły Joreskowi była ciasna i niewygodna, opinająca muskularny tors paladyna niczym gorset. Joresk miał wrażenie, że choć jego ruchy nie były krępowane per se, to jednak sztywny pancerz przydawał wysiłku w poruszaniu się. Paladyn nie miał wątpliwości, że wolał swój własny pancerz płytowy!
— Widzisz, Strabo, czyż w lżejszym pancerzu spacer nie jest milszy? — szermierka zagaiła, z wielkim trudem tłamsząc szeroki uśmiech, ilekroć zerkała w stronę rycerza. — Nie dość, że wyglądasz zjawiskowo, to i gorąc aż tak nie dokucza.
Paladyn prychnął z mieszaniną rozbawienia i irytacji.
- Cieszę się, że przynajmniej ty znajdujesz w tym przyjemność. Tylko czekam, aż to draństwo się rozerwie…
— Dramatyzujesz, mój drogi. Skórzane pancerze są wytrzymałe — Katerina zaśmiała się przy odpowiedzi, stukając wymownie palcem o własny rynsztunek. — Sam widziałeś, jak często mnie dźgano, cięto i przypalano w cytadeli, a skórznia jakoś dalej się trzyma.
- Nie kwestionuję jej jakości - Joresk uśmiechnął się. - Ale z radością odetchnąłbym pełną piersią. Teraz już dobrze rozumiem kobiety narzekające na obcisłe suknie - dodał ze śmiechem.
— Powinieneś spróbować pochodzić trochę w gorsecie. Dopiero byś docenił zdolność oddychania pełną piersią i zrozumiał znaczenie słowa „dyskomfort”!
- Myślę, że to jest co najmniej podobne - westchnął mężczyzna. - I pewnie nie wyglądam nawet w połowie tak zjawiskowo, jak ty w gorsecie - puścił oko szermierce.
— Zawsze możemy sprawdzić w praktyce, które z nas lepiej wygląda w tym narzędziu tortur — Katerina zaśmiała się z błyskiem w oku. — Przypomnij mi o tym, gdy wrócimy do Rozgórza. Nasi towarzysze zapewne chętnie podjęliby rolę sędziów.
Po mniej więcej pół godzinie schodzenia z wielkiego drzewa wijąca ścieżka zaczęła niknąć we mgle, która zalegała bezpośrednio pod drzewami-metropolią Ekujae. Katerina zauważyła, że mgła nie była do końca naturalna; czy był to jakiś rodzaj ochrony, którą elfy roztoczyły nad swoim miastem?
— Pewne ciągoty to jednak pozostają niezmienne — dziewczyna skomentowała tenże widok, przywodzący na myśl artystyczne wyobrażenia kyonińskiej Iadary, skrytej pod podobną osłoną splecioną z eterycznych kłębów.
Zszedłszy wreszcie aż na sam dół, Joresk, Katerina i Wug znaleźli się u stóp drzewa, którego wielkie korzenie znaczyły grunt.
– Opodal jest strumyk. Tam, gdzie woda jest wartka, zbierają się koby, a obok nich są groty, gdzie są nietoperze. Nieco dalej jest moczar, a przy nim krokodyle i żółwie - głos Akosy był skupiony jak zawsze, jednak elf chyba miał lepszy humor niż wcześniej.
Pytające spojrzenie Akosy spoczęło na Joresku, Katerinie i Wugu. Szermierka odwzajemniła ten gest, unosząc lekko brew i przekładając słowa elfa na taldański.
— Planujesz oddać wodze tego polowania nam, mój drogi? — zapytała się, a paladyn oparł się o drzewce gizarmy.
- Czy macie tu też większą zwierzynę? - dodał pytanie od siebie, gdyż niespecjalnie ekscytowało go łapanie nietoperzy czy żółwi.
– Krokodyle i dziki, nieco dalej przy potoku - odparł Akosa w nieco topornym, acz funkcjonalnym wspólnym. – Czy zamierzam oddać? Chciałem zobaczyć, czy stać was na coś więcej, niż stanie i patrzenie.
Wug, który usłyszał te słowa, fuknął:
– Złowi się, co trzeba będzie.
– Zatem? - zapytał elf.
– Trza najpierw poszukać śladów, inaczej gówno złowimy - sapnął Wug, jednak pohamował zapalczywość. Jego wzrok powędrował od Akosy w stronę Kateriny i Joreska. Barbarzyńca znał się na łowach, jednak chyba wahał się, co zrobić z obcesowym elfem.
— Mój drogi, to dosyć oczywiste, że zamierzaliśmy jeno stać i ładnie wyglądać — szermierka parsknęła pod nosem w odpowiedzi.
Pomimo tych słów Katerina ruszyła ze swojego miejsca powolnym krokiem, machnięciem dłoni zapraszając Wuga, by dołączył do niej na czele grupy.
— Muszę przyznać, iż potrafisz zaskoczyć — rzuciła przez ramię w stronę Akosy, przezornie zniżając głos do półszeptu. — Pomimo jawnej niechęci do naszych osób, sprawnie operujesz naszą mową. Ciekawam zatem, dlaczego właściwie zdecydowałeś się nauczyć taldańskiego? Nie wydaje mi się, aby był aż tak przydatny w głębinach tej przeuroczej dziczy.
– Szybko można się nauczyć, kiedy straż więzienna wrzeszczy na ciebie w tym języku - odparł Akosa na słowa Kateriny, która mruknęła tylko wieloznacznie i zamilkła na parę chwil, jakby ważąc swoją odpowiedź.
— Równie szybko można się nauczyć różnych zwrotów mających na celu wybłaganie łaski, odpłacając takim osobnikom pięknym za nadobne — oznajmiła w końcu. W jej spojrzeniu zalśniło coś drapieżnego na uderzenie serca. — Co, mam szczerą nadzieję, zdołałeś uczynić.
- Znaj język swego wroga - wtrącił się paladyn. - To zawsze dobra taktyka. Tak samo jak trzymanie kart przy sobie. Rozumiem, że stwierdzenie, iż masz z ludźmi kiepskie doświadczenia, jest wielkim niedopowiedzeniem?
– Przyczółek Biały Most - rzucił Akosa w stronę Joreska
Rzecz niewiele powiedziała paladynowi, jednak Katerina, która z cyrkiem Lady Maxime zwiedziła wiele krain i wiele usłyszała opowieści z dalekich lądów, przypomniała sobie, że miejsce, o którym wspomniał Akosa, należało kiedyś do Aspis Consortium, które pojmało elfy (tego, że były to elfy Ekujae plotka nie nadmieniała) i używało jako niewolników w kopalni złota. Od paru długich lat jednak wieści stamtąd przestały napływać.
– Zabiliśmy ich wszystkich - rzekł elf, nagle spoglądając w przestrzeń, zatopiony we wspomnieniach. – Wszystkich. Chudego draba, który doglądał klatek, tego z maczugą nabijaną gwoździami, a także grubą babę i synalka, którzy wtedy wizytowali tą obrzydliwą dziurę.
— Dostali zatem to, na co sobie zasłużyli po wielokroć — Katerina skwitowała z wyraźną aprobatą, która zastąpiła odrazę jaka wykwitła na jej twarzy na wspomnienie Białego Mostu. — To również wiele wyjaśnia, Akoso, aczkolwiek warto chyba nadmienić, iż żadne z nas nie sympatyzuje z Piekielnym Cheliax i nie uznaje procederów przezeń wielbionych. Ja sama, mój drogi, uznaję ich za plagę, którą należy wypalić. Ma ojczyzna przed laty zrzuciła cheliańskie jarzmo i wyplewiła szlachecki zamordyzm, stając się ostoją prawdziwej wolności w Avistanie.
Galtanka zapewne byłaby gotowa snuć kolejne patriotyczne frazesy niczym jeden z rewolucyjnych demagogów, gdyby nie zdradziecki korzeń pod stopą. Zadzierając nosa, nie zauważyła tejże przeszkody i tylko naturalny refleks uratował ją przed spotkaniem z ziemią. Zmitygowała się jednak prędko, odchrząkując i podciągając pas z orężem.
— Jeśli to cię nie przekonuje co do naszych szczerych intencji, mój drogi — kontynuowała — to powinieneś również wiedzieć, iż moja serdeczna przyjaciółka Lavena uleczyła swą płomienną magią ranę Jahsiego, której nabawił się podczas starcia z naszymi wspólnymi wrogami.
Akosa na jej uwagę jednak wzruszył ramionami.
– Przyjąłem - rzekł tylko.
~

Impreza myśliwska posuwała się naprzód. Joresk trzymał się z tyłu, zaś Akosa pozwolił Wugowi i Katerinie wyjść przed grupę i poszukać śladów. Akosa ze swoimi ludźmi jako jedna grupa metodycznie szukali śladów zwierząt, robiąc całą rzecz z łatwością i wprawą, acz bez większego entuzjazmu. Wyglądało na to, że elfy złapały jakiś trop już wcześniej, jednak chyba mitygowały się przed zaproponowaniem swojej rzeczy, próbując wybadać to, co zaproponują nowoprzybyli.

Jak się okazało, zarówno Wug jak i Katerina znaleźli ślady wyjątkowo dużej, ale i prawdopodobnie niebezpiecznej zwierzyny. Gdzieś niedaleko, nie dalej niż pół godziny przed nimi, musiało znajdować się stado dzikanów rzecznych - sądząc po śladach, zajadłych, silnych i o rogach ostrych, niby ostrza fauchardów. Dodatkowo wyglądało na to, że było tutaj parę kobów, które poiły się przy potoku: złowienie tych było znacznie prostszym zadaniem, niż ryzykowanie starcia ze stadem wielkich dzików rzecznych.

Pozostawało wybrać, w którą stronę chcieli się udać.

Katerina przez parę chwil wodziła spojrzeniem nad ramieniem kucającego Wuga po wypatrzonych tropach pozostawionych przez zwierzynę.
— Obawiam się, Strabo, że Desna tym razem nie pobłogosławiła nas szczęściem — odezwała się w stronę paladyna — i nie mamy co liczyć na twą ulubioną zwierzynę, zdradziecko piękne drapieżniki plujące jadem oraz płomieniami. Są tylko rzeczne dziki i koby. Co preferujecie, panowie?
- Takie też szybko się nudzą - paladyn wzruszył ramionami z uśmiechem. - Dziki będą niezłą rozgrzewką.
– Świnie rzeczne mogą być dobre - rzekł Wug.
– I niebezpieczne - dodał Akosa.
– To chcemy to dobre żarcie, czy jemy nietoperze? - zawołał ork. – Jak polować, to kurwa polować!
Akosa uśmiechnął się na słowa Wuga, zaś Joresk rzekł:
– Wy zasadźcie się pierwsi, ja pójdę w odwodzie.
— Ach, zamarzyło ci się bycie „piękną ariergardą”? Szkoda, że nie ma z nami Piba i Zarfa, byliby wniebowzięci! — Katerina rzuciła w stronę paladyna z szerokim uśmiechem. — Niechaj będą i świnie. Wszak jak głosi stare galtańskie przysłowie: „kto nie ryzykuje, ten nie pije musującego wina”.
Szermierka odczepiła podręczną kuszę z pasa na lędźwiach i naciągnęła nań bełt. Potoczyła również ramionami, szykując się do opadnięcia w stąpanie lekkimi krokami, by nie spłoszyć zwierzyny.
— Aczkolwiek jeśli starczy nam czasu, upolowałabym też parę nietoperzy. Naprawdę chciałabym zobaczyć, jak takowe mięso posmakowałoby pewnemu taldańskiemu podniebieniu — oznajmiła niby-niewinnym tonem.


Joresk, jak ustalono, ustawił się mniej więcej o dystans rzutu oszczepem z tyłu. Paladyn, który raczej był świadomy tego, że w zasadzaniu się na ofiarę miał nikłe szanse, z wolna kroczył na samym końcu. Co innego elfy, Wug i Katerina - Akosa wysunął się na lewo, pozostali dwaj myśliwi na prawe skrzydło, zaś Wug i Katerina zmierzali przodem.

Wkrótce, do ich uszu dotarł dźwięk potoku, który zagłuszał szelest stóp po leśnym runie, grząskim i mokrym od deszczu.

Opodal, na tle ciemniejącego nieba, zobaczyli małe stado rzecznych dzikanów, których nie było więcej niż półtora tuzina: sporej wielkości knury pomrukiwały cicho wokół miejsca, gdzie potok przechodził w małe rozlewisko. Bestie miały złotorude umaszczenie, a podłużne ryje były czarne i upaćkane rzecznym błotem. Jeden z nich, wielki knur, miał wielkie, podobne bagnetom kły.

Na ten moment, zwierzęta nie zauważyły ich jeszcze. Katerina przez parę chwil obserwowała nieświadome zagrożenia stado z miejsca, w których przycupnęła, gestem przywołując do siebie Akosę.
— Rozstaw swoich łowczych po półokręgu, w równych odstępach, tak aby otoczyć te świnie — zakomenderowała szeptem, nachylając się w stronę elfa. — Niechaj będą gotowi do zwolnienia cięciw na mój sygnał.
Odgarniając kasztanowy kosmyk za ucho, szermierka nachyliła się następnie w stronę Wuga.
— Zostań blisko, Łamaczu. Prędzej zatrzymasz wściekle nacierającą świnię oszczepem niż ja rapierem. Ty i ja, mój drogi, skupimy się na tym największym knurze. Zwierzyna w sam raz dla nas, czyż nie?
Katerina cierpliwie odczekała, aż wszyscy zajmą wyznaczone im pozycje, zaciskając tym samym pętlę wokół stada dzików, zanim wycelowała swoją kuszę w wielkiego knura. Odetchnęła głęboko, wymierzając strzał mający być sygnałem dla reszty i pociągnęła za spust. Gdy zwolniony bełt zafurkotał w powietrzu, druga dłoń szermierki już odnajdywała i repetowała kolejny pocisk.

Akosa z taką samą, zwyczajną nonszalancją wzruszył ramionami i skinął głową, zgadzając się. Zaraz potem wykonał parę gestów w stronę pierwszego, a potem drugiego elfickiego wojownika. Ciemnoskórzy myśliwi w całkowitej ciszy zniknęli za drzewami, aby pojawić się w pewnym dystansie nieco dalej.

Zatem zaczęło się! Katerina wystrzeliła z kuszy pierwszy bełt, który pomknął w powietrzu. Niestety! Choć bełt zagłębił się w ciało wielkiego odyńca, wydawało się, że drasnął go tylko. Głośny ryk potoczył się po puszczy, a pozostałe zwierzęta, szybko, niczym błyskawica, zaczęły rozbiegać się we wszystkie strony. Akosa i elfy, zapewne powodowani większym doświadczeniem, po prostu uderzali w mniejsze dziki, niemal całkowicie ignorując wielkiego odyńca.

Wielki wieprz zaszarżował bezpośrednio na Katerinę i Wuga. Wug najpierw uderzył swoim oszczepem, jednak ten chybił! Ork już wyciągał kolejny, jednak nie zdążył - wielki dzikan staranował orka, który z krzykiem uniósł się, podniesiony przez wielki pysk, dźgający wściekle potężnymi kłami. Wug został przeszyty, popłynęła krew.


Katerina kątem oka zauważyła, jak wojownicy Akosy paroma sprawnymi strzałami położyli cztery mniejsze dzikany, niewątpliwie przez samą przewagę zaskoczenia. Jeden z nich, bliżej Akosy, uniósł łuk w stronę wielkiego odyńca, jednak Akosa pojedynczym, ostrym słowem krzyknął na niego, a ten zniżył łuk i zmienił cel. Spojrzenie Akosy skupiło się na Katerinie, Wugu i Joresku, który był opodal.

Część dzikanów uciekała, parę z nich już leżało martwych. W tym samym czasie Wug mocował się z wielką bestią. Joresk, usłyszawszy rumor, już nabiegał.
— Przestań się z nim głaskać, Wug, i przyszpil do ziemi! Po coś masz te mięśnie! — krzyknęła Katerina z zacięciem na twarzy.
Odskoczywszy już wcześniej na bezpieczną odległość, szermierka wypuściła z dłoni kuszę, zastępując ją swoim wiernym rapierem. Palce drugiej ręki z kolei ściągnęły z pasa bicz, rozwijając go jednym sprawnym ruchem. Grubo pleciony sznur zatoczył koło nad głową Kateriny, gdy ta wedle wykrzyczanej przez nadciągającego Joreska komendy zaczęła zachodzić bestię od tyłu. Uprzednio szybkim ruchem trzaskając biczem przy uchu knura, w nadziei na spłoszenie i rozkojarzenie wściekłego zwierzęcia.

Złota tarcza paladyna rozbłysła nad orkiem, który w ostatniej chwili sięgnął za oszczep w kołczanie na swoich plecach. Wielka bestia ryczała i pohukiwała dziko. Katerina trzasnęła biczem, a wielki łeb odwrócił się w jej stronę, aby dać nieco wolnego miejsca Wugowi. Ork także stracił równowagę i jak długi runął w rzeczne błoto, tylko po to, aby powstać z niego i naprzeć raz jeszcze.

Nagle, Joresk włączył się do akcji. Paladyn zaszarżował na wielką bestię i wyprowadził ją z równowagi, równocześnie dźgając swoją bronią. Kiedy tylko odyniec upadł, potem poszło już łatwo: rapier chlasnął parę razy, krzyżując się z oszczepem i gizarmą paladyna. Jeszcze tylko chwila i… Było po wszystkim. Odyniec znieruchomiał, a pozostałe niedobitki czmychnęły w dżunglę.
– Dobrze, dobrze! - zawołał Akosa. – Nie jesteście tak bezużyteczni, jak myślałem. Wystarczy nam mięsa na ucztę i poza nią! Wszak tniecie jak rzeźnicy, ale umiecie załatwić rzecz!
— Cóż, elfie — odparła Katerina butnym tonem — ostatnimi czasy nie było nam dane praktykować czegokolwiek ponad rzeźnickie cięcia. Popielne Pazury o to zadbały. Podobnie jak ich kolorowa bojowa menażeria, tępi najemnicy i zmutowany nietoperz.
Szermierka wsunęła rapier do pochwy przy pasie i zwinęła bicz. Podniosła też porzuconą chwilę wcześniej kuszę i zaczęła oczyszczać ją rękawem z drobinek ziemi.
— Mam nadzieję że knur nie rozerwał ci niczego ważnego swoimi kłami — rzuciła lekkodusznie w stronę Wuga. — Ktoś przecież będzie musiał donieść truchło tego bydlaka do Akrivel.
– Weźcie wielkiego ze sobą - rzekł Akosa. – My poniesiemy resztę, Katerino.
— "Katerino", hm? — powtórzyła Galtanka z cieniem uśmiechu na twarzy. — Wiedziałam, iż twa niechęć nie wytrzyma długo w starciu z mym urokiem i przekonasz się do nas, Akoso.
Wug tymczasem rozmasowywał i sprawdzał rany. Potężny taran odyńca sprawił, że brzuch orka był poharatany w wyjątkowo paskudny sposób, zaś jego ramiona i pierś były pocięte i poznaczone całkiem poważnymi ranami. Nie było to chyba jednak nic, czego już wcześniej kiedyś nie dokonał Ralldar.
– Przeżyję - machnął ręką Wug. – I poniosę. To niedaleko.
W tym samym czasie, paladyn, odmawiając modlitwy, zaleczył rany orka. Elfy podniosły upolowane dzikany, Wug wziął na swe barki potężnego odyńca.

Pozostawało udać się w podróż powrotną.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem