Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2023, 13:12   #21
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wug, Katerina, Joresk i grupa Akosy żwawym krokiem ruszyła po linowym moście w stronę platformy znajdującej się nieco na dole. Sidonius pokręcił się nieco wokół wyjścia z kwater i wreszcie także zniknął, zajęty własnymi myślami i badaniami. Przez parę chwil kapłan i czarownica znaleźli się sami.

Z wolna ściemniało się: elfy niewiele przejmowały się półmrokiem, który nagle zaległ nad Akrivel, jednak tu i ówdzie rozbłyskały światła, które, jak się okazało, pochodziły od pąków kwiatów, które świeciły w ciemności. Jedna po drugiej, rośliny rozpościerały swoje liście, a czerwonawy, łagodny blask jarzył się w regularnych odstępach u krańcach każdej z platform.
— Całkiem romantycznie — orzekła na ten widok Lavena, po czym odwróciła się do towarzysza. — Kapłanie, zbałamuciłeś ty kiedy jakąś siostrę w wierze?
Gwałtowana zmiana tematu i obcesowość zadanego pytania, podkreślona dodatkowo buńczucznym uśmieszkiem i mrugnięciem okiem, doskonale oddawały nietuzinkowość jej charakteru.
— Pytam, bowiem pragnę wierzyć, iż pod tą powściągliwą zasłoną kryje się jednak człowiek. A nie jakiś golem zmajstrowany przez Ligę Techników. Wyświadczysz mi tę przyjemność i raczysz rozwiać me wątpliwości?
- Sarenrae nie wymaga celibatu od tych, co głoszą jej sławę - odpowiedział Khair z lekkim uśmiechem. - I mogę cię zapewnić, że jeśli mnie ktoś... zmajstrował... to nie byli to członkowie wspomnianej Ligi.
— Zatem uczniowska robota… — skomentowała półgębkiem sybarytka. — Cóż, skoro cały romantyczny nastrój prysł i momentalnie przeszliśmy na tak przyziemny poziom, to tak po prawdzie celibat wcale nie musi być nakazany z góry — oznajmiła lektorskim tonem. — Może być nałożony z własnej, nieprzymuszonej woli. Albo odwrotnie, wynikać z braku woli całej reszty świata – to tak zwany celibat mimowolny.
- Ani jedno, ani drugie - odparł, kryjąc uśmiech, Khair. - Ale dokładnej liczby ci nie podam. A ty? Może tylko dużo mówisz i pięknie wyglądasz... i nic więcej? - Bacznym spojrzeniem zlustrował rozmówczynię.
— A to mało? — zapytała prowokacyjnie. — Większość nawet tyle nie ma.
Białogłowa spojrzała nań podejrzliwie.
— Wyczuwam w twych słowach drwinę, kleryku. Wszak doskonale wiesz, że nie mam sobie równych i posiadam rozliczne talenta.
- Wiem, że posiadasz rozliczne talenta - zacytował rozmówczynię - ale, jak sama wiesz, nie warto oceniać książki po okładce. Nie wszystko, co ładnie wygląda, odpowiednio się spisze... pewnych dziedzinach życia.
— Ach, wiem? — zapytała niezwykle sarkastycznie Da’naei. — Nigdy takiej opinii nie wyraziłam. W zasadzie to całkiem niedawno skorygowałam Joreska gdy imputował mi dokładnie to samo bzdurne twierdzenie. Niemniej powtórzę: Tylko płytcy ludzie nie sądzą wedle pozorów. To, co widoczne wydaje najlepsze możliwe świadectwo człowiekowi. Uroda tylko zdaje się pozbawiona głębi, co innego myśl, która stroni od zewnętrznej oceny, strojąc się w piórka moralności lub udawanego intelektualizmu. Nie ulega wątpliwości, że piękno stanowi cud nad cudami, stąd tylko człowiek płytki i pozbawiony wrażliwości stroni od oceniania po wyglądzie. Prawdziwe misteria świata są naoczne, trzeba tylko umieć je dostrzec.
- Brawo... - Khair z uznaniem skinął głową. - Dawno nie słyszałem takich głupot wypowiedzianych z takim przekonaniem.
— Myśl jak chcesz — sarknęła lekceważąco wiśniowowłosa. — Paradoksalnie wierni bogini światłości nie słyną z błyskotliwych umysłów.
- Taaa... Na zewnątrz blichtr, a w środku pusto... - odparł niezrażony Khair, rozbawionym spojrzeniem obdarzając rozmówczynię.
— Cieszę się, że się ze mną zgadzasz — skwitowała niewiasta. — Ta odrobina samokrytyki na pewno ci nie zaszkodzi.
Khair uśmiechnął się lekko.
- Nie zgodzimy się w żadnej kwestii, bo sama sobie zaprzeczasz. Typowa kobieca logika - powiedział.
— Paradoksy, mój drogi, to najlepszy sposób na odzwierciedlenie uniwersalnej prawdy na temat rzeczywistości — wyeksplikowała Lavena. — Tylko sprzeczność pozwala uchwycić istotę abstrakcyjnego, subiektywnego i nieskończenie skomplikowanego wieloświata.
A przynajmniej tak kiedyś usłyszała od jednego ze swoich licznych kochanków, młodego filozofa, wagabundy, okultysty i uwodziciela z Cheliax, który wielce lubował się w galtańskiej sztuce miłosnej.
- A już się bałem, że ty na poważnie opowiadasz te wszystkie bzdury. - Khair odetchnął z udawaną ulga.
— Życia nie należy brać na poważnie, Skarbie — wyjaśniła czaromiotka. — Jakże inaczej zaakceptowałabym twoje towarzystwo w naszej wesołej kompanii?
- I wzajemnie, moja piękna - odparł.
Harriet, lwica leżąca na baobabie, drzemała spokojnie, z czasem tylko rzucając spojrzenie w stronę dwójki.

Obok Nketiah, której magiczna lutnia rozpłynęła się w powietrzu, pojawił się Jahsi. Ciemnoskóry wojownik pozbył się swojego zwykłego rynsztunku, na który składał się długi łuk i długie, podobne maczetom sztylety i poprzestał na drobnym nożu ukrytym za pasem. Miał także przy sobie jakiś podłużny przedmiot zawinięty w materiał, zapewne jedwab. Dwójka wymieniała uwagi między sobą w Mwangi, czasem spoglądając na Khaira i Lavenę.
— Kici, kici. Taś, taś — półelfka po pewnym czasie zwróciła się przymilnym głosem do wylegującej wielkiej kocicy, licząc na choćby cień pozytywnej reakcji z jej strony. Wykonała nawet mały krok w jej kierunku, zmniejszając dzielący je dystans. Zatrzymała się jednak wkrótce potem i westchnęła. — Wiesz, obie pasujemy tutaj jak korona na Galtańczyka. Albo lepiej: Alak Stagram do zamtuza. Ale jakoś musimy sobie radzić.
Czaromiotka przysiadła na pobliskiej gałęzi, momentalnie otulona przez łagodny blask kwiecia.
— To chyba świadczy o naszej niewątpliwej sile. Umiejętność adaptacji mimo przechlapanych warunków, nieprawdaż? — zerknęła na lwicę, jakby szukała w jej odblaskowych oczach czegoś na kształt zrozumienia. — Pewnie nie uwierzysz, ale kiedyś miałam bliskiego kociego przyjaciela. Może nie był tak okazały jak ty, ale też nie kruszynka. Nazywał się Pan Noyes. Kawał irytującego i niewdzięcznego kociska. Ale miał też swój nieodparty urok, szary pchlarz! Ha! Nasze losy splotły się chyba w najmarniejszym dla obu momencie, ale mając siebie, jakoś udało nam się wygrzebać z najgorszego bagna. To zdumiewające jak czasami niewiele potrzeba, by… Cóż, w każdym razie potem już całkiem nieźle nam się żyło… A przynajmniej do chwili gdy źli ludzie postanowili zemścić się na nim za to, co ja im uczyniłam...
Umilkła na dłuższą chwilę przyglądając się znikającemu za horyzontem słońcu.
— Sprawiedliwe, czy nie, czasami zostajemy ofiarami okoliczności i niewiele możemy na to poradzić. Pozostaje nam tylko przeć do przodu. Fakt, może i pewne rzeczy już nie wrócą, ale co począć? Zalać łzami i pomstować ku niebiosom? A może położyć się i umrzeć? Ja tam zamierzam żyć całą piersią. Chcę mieć pewność, że jeśli stanę przed Pharasmą, będzie miała za co mnie podliczać!
Khair przez chwilę przyglądał się Lavenie, a jego wiara w to, że wiedźmie uda się cokolwiek osiągnąć, stale i uparcie trzymała się w okolicach zera. W końcu podszedł.
- Jeśli mnie pamięć nie myli - powiedział, to ktoś coś wspomniał o mowie ciała - zwrócił uwagę Lavenie. - A to by znaczyło, że się źle zabrałaś do dzieła. Może jednak skorzystałabyś z czyjejś pomocy?
Zerknął w stronę Nketiah i Josiego.
— Ech, mój drogi nic nierozumiejący przyjacielu… Jeśli to jakiś ich głupi test, to lepiej byśmy go zaliczyli bez niczyjej pomocy — wyjaśniła zaklinaczka. — Nie, żebym narzekała. Ale odkąd tu jesteśmy, tubylcy tylko się w nas wgapiają.
- Zdolna jesteś w... mowie ciała... ale Harriet może mieć inne spojrzenie na świat. - Khair był pełen wątpliwości.
Wyglądało na to, że słowa Laveny jednak podziałały na lwa - być może nie była to ich treść, ostatecznie, lwica, mimo że nie znajdowała się w swoim naturalnym środowisku, wyglądała ostatecznie na zwykłe zwierzę. Po dłuższej wypowiedzi półelfki lwica, która dotychczas patrzyła na nią z niepokojem i niemalże wrogością, westchnęła i rozluźniła się, położywszy swoją wielką głowę na potężnych łapach. Rzecz, niby jakiś omen, została odnotowana przez elfy Ekujae, z których Jahsi uśmiechnął się szeroko, zaś pozostali gapiowie, którzy czasem przystawali, by obserwować scenę lub bezczelnie gapić się na przybyszów, rozluźnili się także. Czy wyglądało na to, że lwica zaakceptowała Lavenę?
— Tss! — uciszyła kapłana i wskazała na lwicę. — Patrz!
- Może znalazłyście wspólny język? - powiedział cicho kapłan.
— Niewątpliwie — stwierdziła półelfka. — Wszak wiele nas łączy… Dwie silne kobiety zawsze znajdą drogę do porozumienia ponad barierami.
Widząc zaangażowanie Laveny i Khaira przy Harriet, Jahsi skinął głową i przybliżył się, a za nim kroczyła Nketiah.
– Harriet mówi, że możecie zostać - rzekł Jahsi, uśmiechając się szeroko. – Jeśli masz odwagę, możesz zbliżyć się do niej, jednak strzeż się, Harriet lubi gryźć do zabawy.
Jahsi roześmiał się.
- Nie ona pierwsza, nie ostatnia - odparł Khair. - Różne panienki mają różne... zainteresowania... Nic dziwnego, że się zdołały dogadać...
— Zaiste, znam i ja takie zabawy — wyszczerzyła się czarownica. — W tej chwili jednak nie reflektuję na tak bliskie zapoznanie. Dziękuję, może innym razem…
„Dość tej farsy! Zbyt mocno jestem przywiązana do mego wspaniałego ciała, by je narażać na szwank dla uciechy garstki dzikusów” pomyślała.
– Dobrze - rzekł Jahsi. – Przyszedłem podziękować raz jeszcze za twoją pomoc z raną - tu sięgnął do zawiniątka na swoich plecach, jednak przerwał w pół gestu, słysząc Nketiah.
– Wychyl się raz jeszcze, ojcze, a głowa zostanie tam, gdzie ją wetknąłeś - sarknęła Nketiah z uśmiechem, a Jahsi uśmiechnął się przepraszająco. – Laveno, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, rzekłaś, że jesteś mistrzynią magii iluzji, dziedzina, która interesuje i mnie samego. Kto pierwszy nauczył cię tej trudnej sztuki?
— Nikt mnie nie uczył. Jestem naturalnie i ponadprzeciętnie uzdolniona — oświadczyła otwarcie i z butą pełnym afektacji głosem. — A dlaczego pytasz, przyjacielu?
Khair tylko ciężko westchnął. Ciekaw był, czy kiedyś ktoś zdoła przebić ten balonik samouwielbienia... Ale wątpił, że kiedykolwiek coś takiego nastąpi.
– Jahsi mówi, że smoczy kultyści chcieli wznieść wielki filar obok świątyni boga Ketephysa - rzekła Nketiah. – Jak mówisz, znasz magię lepiej niż ja. Dlaczego kultyści mieliby wznosić filar?
— Dla mnie to oczywiste — oznajmiła z przekonaniem Da’naei. — Filar to obiekt kultu, znacznik terytorium i repozytorium potężnej magii jaszczurzego pokraki. Po wygranej walce małpoludy uznały teren świątyni za zajęty, więc wzniosły ten toporny i barbarzyński totem, by zaznaczyć strefę swych wpływów, mieć gdzie składać modły do swego paskudnego bożka i skąd czerpać nieczystą moc.
– Istnieje pewna możliwość - powiedziała Nketiah – że filary to coś więcej niż tylko miejsce oddawania kultu mrocznemu bóstwu, jednak część jakiegoś rytuału lub zaklęcia. Jahsi mówi, że runy mogą być częścią czegoś więcej niż jedno zaklęcie.
— Właśnie miałam do tego przejść, moja droga — wcięła się półelfka.
– Nasi wojownicy nie mogą więcej przemierzać lasów na wschód i południowy wschód od Akrivel - rzekł Jahsi bez ogródek. – Każdy, kto wypuści się na wschód od Ponurego Boru, nie wraca lub wraca oślepiony przez jakąś dziwną magię. Wojownicy Ekujae, którzy powrócili, mówili, że niebo i ziemia pokryły się całkowicie wirującym popiołem i nie mogą widzieć niczego.
— Sugerujecie, że filarów jest więcej i rozsiewają jakąś szkodliwą magię w swojej okolicy? — zapytała retorycznie. — Cóż, słuszna hipoteza. Należałoby w tym wypadku znaleźć jakieś i sprawdzić co się stanie po ich unieszkodliwieniu.
- Trzeba będzie sprawdzić, czy ta magia skierowana jest tylko przeciwko elfom Ekujae - powiedział Khair, gdy Lavena przerwała. - Zaklęcie przy tamtej świątyni skierowane było właśnie przeciwko wam. Gdyby zostało dokończone... Kto wie, może kolejny kawałek lasów stałby się dla was niedostępny.
— A przy okazji…
Zwinna dziewka błyskawicznie zniknęła wszystkim z oczu, by powrócić po chwili ze sztabką zielonego złota wyrwanego kilka godzin wcześniej z wyrzeźbionej paszczy smoczego fetysza.
— Wiecie, co to może być? — zapytała elfy. — Jakaś lokalna odmiana szlachetnego metalu?
Jahsi spojrzał na zielonkawe złoto i sapnął gniewem.
– Pokazywanie złota nie przysporzy tobie przyjaciół w tym miejscu - Nketiah pospieszyła z wyjaśnieniem, szybko zbliżywszy się do Laveny i zasłaniając widok grudki.
Nketiah rozejrzała się wokół, jak gdyby Lavena właśnie pokazała fiolkę Dreszczu.
– Złoto w tym mieście może być tylko na piersi nieskalanych keledi - wyjaśniła.
– Zło mieszka w tym kamieniu - rzekł Jahsi, chyba wreszcie biorąc na poprawkę to, że Lavena nie była tutejsza.
— Co masz na myśli przez zło? — zapytała nieco zdumiona łotrzyca. — Sztabka jest przeklęta magicznie? A jeśli tak, to czy można to jakoś odczynić?
– Nie, nie - rzekła Nketiah. – My, Ekujae, wierzymy… Nie, wiemy, że złoto to zakrzepła krew smoczego boga, tak zła, jak ten, który nim krwawił. Tylko keledi, którzy nie mogą zostać skalani, noszą złoto na znak tego, że ich dusze są czyste i nawet złoto nie może ich splugawić. Nigdy nie pokazuj złota w Akrivel, Laveno. Napytasz sobie tylko kłopotów.
– Nketiah opowie dziś na uczcie o tym - dodał Jahsi.
— Chyba sobie ze mnie dworujecie — powiedziała skonfundowana Lavena. — Co niby ma znaczyć to ostrzeżenie? Chcecie powiedzieć, że nadal nie zauważyliście tego, że jestem wręcz obwieszona złotem? Jakimś cudem umknął wam i innym ten złoty kołnierzyk, dekolt, epolet, naszyjnik, pierścienie, kolczyki i cała reszta ozdób oraz wykończeń? Wyjaśnijcie, bo gotowam przysiąc, że wszystkich was przygnało z terenów na wschód od tego całego Ponurego Boru.
– Złoto tej ziemi - uściśliła Nketiah. – W tym zielonkawym kolorze.
— Ach, doprawdy? — zapytała sarkastycznie dzierlatka. — No cóż, wiecie zatem, skąd się ono bierze? Kto je wydobywa? I dlaczego ozdoby Jahsiego nie mają tej skazy?
– Czy chcesz powiedzieć, że złoto na twoim ubraniu pochodzi stąd? - ton Nketiah nabrał powagi.
„W ten sam sposób, w jaki uważam, że jesteś bardzo inteligentną kobietą, ty skretyniała małpo!”.
— Nie — odparła Da’naei. — Czy bylibyście uprzejmi odpowiedzieć na moje pytania?
– Odpowiem wszystkie po uczcie - skinęła głową Nketiah. – Sądzę, że opowieść rozjaśni więcej, dlaczego złoto jest czymś niebezpiecznym w Akrivel.
Zaraz potem, Jahsi wyciągnął zawinięty, podłużny przedmiot, odgarnął jedwab i zaprezentował go Lavenie. Była to drewniana laska, której zwieńczenie było rzeźbione w roślinne motywy. Lavena rozpoznała, że jest to jakiś rodzaj laski zaklętej ochronną magią.


– Niech ten dar będzie dobrym początkiem wspólnej walki przeciwko kultowi - rzekł Jahsi.
— Ach, dziękuję uprzejmie miły przyjacielu za ten piękny dar — powiedziała z wdzięcznością dandyska, przyjmując od elfa kostur. — Niechaj to będzie symbol naszego wspaniałego przymierza i przyjaźni!
Nketiah zwróciła się do Khaira:
– Kawałek po kawałku, zaklęty teren rozszerza się.
- Mapa by się przydała - powiedział kapłan. - Moglibyśmy zobaczyć, gdzie wszystko się zaczęło. Być może stawiają kolejne filary, rzucają zaklęcie po zaklęciu i w ten sposób kradną ziemię. Musimy więc spróbować znaleźć i zniszczyć taki filar.
— Takoż wcześniej rzekłam… — wtrąciła się z westchnieniem ruda hedonistka.
– Nakreślę mapę po uczcie - zaproponowała Nketiah.
— Dobrze, a przydzielicie nam swoich wojowników do pomocy? — spytała półelfka.
"Sama wszystko ogarniesz, po co ci pomoc", Khair stłumił uśmiech.
- Tak, jakiś przewodnik się przyda - powiedział.
– Możemy zaprowadzić was aż na sam brzeg Boru - rzekł Jahsi. – Wojownicy jednak nie zdają się na nic. Klątwa kultystów sprawi, że zostaniemy oślepieni.
— Nic to — wiśniowowłosa machnęła nonszalancko ręką. — Wspaniali bohaterowie i ich wyjątkowo piękna i mądra przywódczyni są na miejscu, by was uratować!
- Bez wątpienia jedyna w swoim rodzaju... - Khair skinął głową, ani nie zaprzeczając, ani nie potwierdzając słów Laveny.
— To fakt!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-09-2023, 13:16   #22
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Po przygotowaniach, Akosa, Katerina, Joresk i Wug, a także dwóch elfów wyposażonych w łuki, rozpoczęli marsz w stronę znanych tylko elfom Ekujae, terenów łowieckich. W przeciwieństwie jednak od ostatniego razu, Akosa nie skierował się z powrotem do koszy zawieszonych na linach, a wybrał zupełnie inną drogę: za drzewem, które wyrastało z drewnianej platformy, znajdowała się zmyślnie ukryta - ni to kotara, ni to klapa, raczej, jakaś zasłona utkana z liści, słomy i korzeni, która prowadziła na niebezpiecznie ciasną, zawieszoną nad przepaścią ścieżyną wyżłobioną w korzeniach potężnego baobabu.


Elfy kroczyły w milczeniu, zręcznie stawiając kroki na znanym terenie, Akosa zaś co pewien czas spoglądał na Wuga, Katerinę i Joreska, którzy podążali za nimi. Rzeczywiście, skórznia, którą elfy użyczyły Joreskowi była ciasna i niewygodna, opinająca muskularny tors paladyna niczym gorset. Joresk miał wrażenie, że choć jego ruchy nie były krępowane per se, to jednak sztywny pancerz przydawał wysiłku w poruszaniu się. Paladyn nie miał wątpliwości, że wolał swój własny pancerz płytowy!
— Widzisz, Strabo, czyż w lżejszym pancerzu spacer nie jest milszy? — szermierka zagaiła, z wielkim trudem tłamsząc szeroki uśmiech, ilekroć zerkała w stronę rycerza. — Nie dość, że wyglądasz zjawiskowo, to i gorąc aż tak nie dokucza.
Paladyn prychnął z mieszaniną rozbawienia i irytacji.
- Cieszę się, że przynajmniej ty znajdujesz w tym przyjemność. Tylko czekam, aż to draństwo się rozerwie…
— Dramatyzujesz, mój drogi. Skórzane pancerze są wytrzymałe — Katerina zaśmiała się przy odpowiedzi, stukając wymownie palcem o własny rynsztunek. — Sam widziałeś, jak często mnie dźgano, cięto i przypalano w cytadeli, a skórznia jakoś dalej się trzyma.
- Nie kwestionuję jej jakości - Joresk uśmiechnął się. - Ale z radością odetchnąłbym pełną piersią. Teraz już dobrze rozumiem kobiety narzekające na obcisłe suknie - dodał ze śmiechem.
— Powinieneś spróbować pochodzić trochę w gorsecie. Dopiero byś docenił zdolność oddychania pełną piersią i zrozumiał znaczenie słowa „dyskomfort”!
- Myślę, że to jest co najmniej podobne - westchnął mężczyzna. - I pewnie nie wyglądam nawet w połowie tak zjawiskowo, jak ty w gorsecie - puścił oko szermierce.
— Zawsze możemy sprawdzić w praktyce, które z nas lepiej wygląda w tym narzędziu tortur — Katerina zaśmiała się z błyskiem w oku. — Przypomnij mi o tym, gdy wrócimy do Rozgórza. Nasi towarzysze zapewne chętnie podjęliby rolę sędziów.
Po mniej więcej pół godzinie schodzenia z wielkiego drzewa wijąca ścieżka zaczęła niknąć we mgle, która zalegała bezpośrednio pod drzewami-metropolią Ekujae. Katerina zauważyła, że mgła nie była do końca naturalna; czy był to jakiś rodzaj ochrony, którą elfy roztoczyły nad swoim miastem?
— Pewne ciągoty to jednak pozostają niezmienne — dziewczyna skomentowała tenże widok, przywodzący na myśl artystyczne wyobrażenia kyonińskiej Iadary, skrytej pod podobną osłoną splecioną z eterycznych kłębów.
Zszedłszy wreszcie aż na sam dół, Joresk, Katerina i Wug znaleźli się u stóp drzewa, którego wielkie korzenie znaczyły grunt.
– Opodal jest strumyk. Tam, gdzie woda jest wartka, zbierają się koby, a obok nich są groty, gdzie są nietoperze. Nieco dalej jest moczar, a przy nim krokodyle i żółwie - głos Akosy był skupiony jak zawsze, jednak elf chyba miał lepszy humor niż wcześniej.
Pytające spojrzenie Akosy spoczęło na Joresku, Katerinie i Wugu. Szermierka odwzajemniła ten gest, unosząc lekko brew i przekładając słowa elfa na taldański.
— Planujesz oddać wodze tego polowania nam, mój drogi? — zapytała się, a paladyn oparł się o drzewce gizarmy.
- Czy macie tu też większą zwierzynę? - dodał pytanie od siebie, gdyż niespecjalnie ekscytowało go łapanie nietoperzy czy żółwi.
– Krokodyle i dziki, nieco dalej przy potoku - odparł Akosa w nieco topornym, acz funkcjonalnym wspólnym. – Czy zamierzam oddać? Chciałem zobaczyć, czy stać was na coś więcej, niż stanie i patrzenie.
Wug, który usłyszał te słowa, fuknął:
– Złowi się, co trzeba będzie.
– Zatem? - zapytał elf.
– Trza najpierw poszukać śladów, inaczej gówno złowimy - sapnął Wug, jednak pohamował zapalczywość. Jego wzrok powędrował od Akosy w stronę Kateriny i Joreska. Barbarzyńca znał się na łowach, jednak chyba wahał się, co zrobić z obcesowym elfem.
— Mój drogi, to dosyć oczywiste, że zamierzaliśmy jeno stać i ładnie wyglądać — szermierka parsknęła pod nosem w odpowiedzi.
Pomimo tych słów Katerina ruszyła ze swojego miejsca powolnym krokiem, machnięciem dłoni zapraszając Wuga, by dołączył do niej na czele grupy.
— Muszę przyznać, iż potrafisz zaskoczyć — rzuciła przez ramię w stronę Akosy, przezornie zniżając głos do półszeptu. — Pomimo jawnej niechęci do naszych osób, sprawnie operujesz naszą mową. Ciekawam zatem, dlaczego właściwie zdecydowałeś się nauczyć taldańskiego? Nie wydaje mi się, aby był aż tak przydatny w głębinach tej przeuroczej dziczy.
– Szybko można się nauczyć, kiedy straż więzienna wrzeszczy na ciebie w tym języku - odparł Akosa na słowa Kateriny, która mruknęła tylko wieloznacznie i zamilkła na parę chwil, jakby ważąc swoją odpowiedź.
— Równie szybko można się nauczyć różnych zwrotów mających na celu wybłaganie łaski, odpłacając takim osobnikom pięknym za nadobne — oznajmiła w końcu. W jej spojrzeniu zalśniło coś drapieżnego na uderzenie serca. — Co, mam szczerą nadzieję, zdołałeś uczynić.
- Znaj język swego wroga - wtrącił się paladyn. - To zawsze dobra taktyka. Tak samo jak trzymanie kart przy sobie. Rozumiem, że stwierdzenie, iż masz z ludźmi kiepskie doświadczenia, jest wielkim niedopowiedzeniem?
– Przyczółek Biały Most - rzucił Akosa w stronę Joreska
Rzecz niewiele powiedziała paladynowi, jednak Katerina, która z cyrkiem Lady Maxime zwiedziła wiele krain i wiele usłyszała opowieści z dalekich lądów, przypomniała sobie, że miejsce, o którym wspomniał Akosa, należało kiedyś do Aspis Consortium, które pojmało elfy (tego, że były to elfy Ekujae plotka nie nadmieniała) i używało jako niewolników w kopalni złota. Od paru długich lat jednak wieści stamtąd przestały napływać.
– Zabiliśmy ich wszystkich - rzekł elf, nagle spoglądając w przestrzeń, zatopiony we wspomnieniach. – Wszystkich. Chudego draba, który doglądał klatek, tego z maczugą nabijaną gwoździami, a także grubą babę i synalka, którzy wtedy wizytowali tą obrzydliwą dziurę.
— Dostali zatem to, na co sobie zasłużyli po wielokroć — Katerina skwitowała z wyraźną aprobatą, która zastąpiła odrazę jaka wykwitła na jej twarzy na wspomnienie Białego Mostu. — To również wiele wyjaśnia, Akoso, aczkolwiek warto chyba nadmienić, iż żadne z nas nie sympatyzuje z Piekielnym Cheliax i nie uznaje procederów przezeń wielbionych. Ja sama, mój drogi, uznaję ich za plagę, którą należy wypalić. Ma ojczyzna przed laty zrzuciła cheliańskie jarzmo i wyplewiła szlachecki zamordyzm, stając się ostoją prawdziwej wolności w Avistanie.
Galtanka zapewne byłaby gotowa snuć kolejne patriotyczne frazesy niczym jeden z rewolucyjnych demagogów, gdyby nie zdradziecki korzeń pod stopą. Zadzierając nosa, nie zauważyła tejże przeszkody i tylko naturalny refleks uratował ją przed spotkaniem z ziemią. Zmitygowała się jednak prędko, odchrząkując i podciągając pas z orężem.
— Jeśli to cię nie przekonuje co do naszych szczerych intencji, mój drogi — kontynuowała — to powinieneś również wiedzieć, iż moja serdeczna przyjaciółka Lavena uleczyła swą płomienną magią ranę Jahsiego, której nabawił się podczas starcia z naszymi wspólnymi wrogami.
Akosa na jej uwagę jednak wzruszył ramionami.
– Przyjąłem - rzekł tylko.
~

Impreza myśliwska posuwała się naprzód. Joresk trzymał się z tyłu, zaś Akosa pozwolił Wugowi i Katerinie wyjść przed grupę i poszukać śladów. Akosa ze swoimi ludźmi jako jedna grupa metodycznie szukali śladów zwierząt, robiąc całą rzecz z łatwością i wprawą, acz bez większego entuzjazmu. Wyglądało na to, że elfy złapały jakiś trop już wcześniej, jednak chyba mitygowały się przed zaproponowaniem swojej rzeczy, próbując wybadać to, co zaproponują nowoprzybyli.

Jak się okazało, zarówno Wug jak i Katerina znaleźli ślady wyjątkowo dużej, ale i prawdopodobnie niebezpiecznej zwierzyny. Gdzieś niedaleko, nie dalej niż pół godziny przed nimi, musiało znajdować się stado dzikanów rzecznych - sądząc po śladach, zajadłych, silnych i o rogach ostrych, niby ostrza fauchardów. Dodatkowo wyglądało na to, że było tutaj parę kobów, które poiły się przy potoku: złowienie tych było znacznie prostszym zadaniem, niż ryzykowanie starcia ze stadem wielkich dzików rzecznych.

Pozostawało wybrać, w którą stronę chcieli się udać.

Katerina przez parę chwil wodziła spojrzeniem nad ramieniem kucającego Wuga po wypatrzonych tropach pozostawionych przez zwierzynę.
— Obawiam się, Strabo, że Desna tym razem nie pobłogosławiła nas szczęściem — odezwała się w stronę paladyna — i nie mamy co liczyć na twą ulubioną zwierzynę, zdradziecko piękne drapieżniki plujące jadem oraz płomieniami. Są tylko rzeczne dziki i koby. Co preferujecie, panowie?
- Takie też szybko się nudzą - paladyn wzruszył ramionami z uśmiechem. - Dziki będą niezłą rozgrzewką.
– Świnie rzeczne mogą być dobre - rzekł Wug.
– I niebezpieczne - dodał Akosa.
– To chcemy to dobre żarcie, czy jemy nietoperze? - zawołał ork. – Jak polować, to kurwa polować!
Akosa uśmiechnął się na słowa Wuga, zaś Joresk rzekł:
– Wy zasadźcie się pierwsi, ja pójdę w odwodzie.
— Ach, zamarzyło ci się bycie „piękną ariergardą”? Szkoda, że nie ma z nami Piba i Zarfa, byliby wniebowzięci! — Katerina rzuciła w stronę paladyna z szerokim uśmiechem. — Niechaj będą i świnie. Wszak jak głosi stare galtańskie przysłowie: „kto nie ryzykuje, ten nie pije musującego wina”.
Szermierka odczepiła podręczną kuszę z pasa na lędźwiach i naciągnęła nań bełt. Potoczyła również ramionami, szykując się do opadnięcia w stąpanie lekkimi krokami, by nie spłoszyć zwierzyny.
— Aczkolwiek jeśli starczy nam czasu, upolowałabym też parę nietoperzy. Naprawdę chciałabym zobaczyć, jak takowe mięso posmakowałoby pewnemu taldańskiemu podniebieniu — oznajmiła niby-niewinnym tonem.


Joresk, jak ustalono, ustawił się mniej więcej o dystans rzutu oszczepem z tyłu. Paladyn, który raczej był świadomy tego, że w zasadzaniu się na ofiarę miał nikłe szanse, z wolna kroczył na samym końcu. Co innego elfy, Wug i Katerina - Akosa wysunął się na lewo, pozostali dwaj myśliwi na prawe skrzydło, zaś Wug i Katerina zmierzali przodem.

Wkrótce, do ich uszu dotarł dźwięk potoku, który zagłuszał szelest stóp po leśnym runie, grząskim i mokrym od deszczu.

Opodal, na tle ciemniejącego nieba, zobaczyli małe stado rzecznych dzikanów, których nie było więcej niż półtora tuzina: sporej wielkości knury pomrukiwały cicho wokół miejsca, gdzie potok przechodził w małe rozlewisko. Bestie miały złotorude umaszczenie, a podłużne ryje były czarne i upaćkane rzecznym błotem. Jeden z nich, wielki knur, miał wielkie, podobne bagnetom kły.

Na ten moment, zwierzęta nie zauważyły ich jeszcze. Katerina przez parę chwil obserwowała nieświadome zagrożenia stado z miejsca, w których przycupnęła, gestem przywołując do siebie Akosę.
— Rozstaw swoich łowczych po półokręgu, w równych odstępach, tak aby otoczyć te świnie — zakomenderowała szeptem, nachylając się w stronę elfa. — Niechaj będą gotowi do zwolnienia cięciw na mój sygnał.
Odgarniając kasztanowy kosmyk za ucho, szermierka nachyliła się następnie w stronę Wuga.
— Zostań blisko, Łamaczu. Prędzej zatrzymasz wściekle nacierającą świnię oszczepem niż ja rapierem. Ty i ja, mój drogi, skupimy się na tym największym knurze. Zwierzyna w sam raz dla nas, czyż nie?
Katerina cierpliwie odczekała, aż wszyscy zajmą wyznaczone im pozycje, zaciskając tym samym pętlę wokół stada dzików, zanim wycelowała swoją kuszę w wielkiego knura. Odetchnęła głęboko, wymierzając strzał mający być sygnałem dla reszty i pociągnęła za spust. Gdy zwolniony bełt zafurkotał w powietrzu, druga dłoń szermierki już odnajdywała i repetowała kolejny pocisk.

Akosa z taką samą, zwyczajną nonszalancją wzruszył ramionami i skinął głową, zgadzając się. Zaraz potem wykonał parę gestów w stronę pierwszego, a potem drugiego elfickiego wojownika. Ciemnoskórzy myśliwi w całkowitej ciszy zniknęli za drzewami, aby pojawić się w pewnym dystansie nieco dalej.

Zatem zaczęło się! Katerina wystrzeliła z kuszy pierwszy bełt, który pomknął w powietrzu. Niestety! Choć bełt zagłębił się w ciało wielkiego odyńca, wydawało się, że drasnął go tylko. Głośny ryk potoczył się po puszczy, a pozostałe zwierzęta, szybko, niczym błyskawica, zaczęły rozbiegać się we wszystkie strony. Akosa i elfy, zapewne powodowani większym doświadczeniem, po prostu uderzali w mniejsze dziki, niemal całkowicie ignorując wielkiego odyńca.

Wielki wieprz zaszarżował bezpośrednio na Katerinę i Wuga. Wug najpierw uderzył swoim oszczepem, jednak ten chybił! Ork już wyciągał kolejny, jednak nie zdążył - wielki dzikan staranował orka, który z krzykiem uniósł się, podniesiony przez wielki pysk, dźgający wściekle potężnymi kłami. Wug został przeszyty, popłynęła krew.


Katerina kątem oka zauważyła, jak wojownicy Akosy paroma sprawnymi strzałami położyli cztery mniejsze dzikany, niewątpliwie przez samą przewagę zaskoczenia. Jeden z nich, bliżej Akosy, uniósł łuk w stronę wielkiego odyńca, jednak Akosa pojedynczym, ostrym słowem krzyknął na niego, a ten zniżył łuk i zmienił cel. Spojrzenie Akosy skupiło się na Katerinie, Wugu i Joresku, który był opodal.

Część dzikanów uciekała, parę z nich już leżało martwych. W tym samym czasie Wug mocował się z wielką bestią. Joresk, usłyszawszy rumor, już nabiegał.
— Przestań się z nim głaskać, Wug, i przyszpil do ziemi! Po coś masz te mięśnie! — krzyknęła Katerina z zacięciem na twarzy.
Odskoczywszy już wcześniej na bezpieczną odległość, szermierka wypuściła z dłoni kuszę, zastępując ją swoim wiernym rapierem. Palce drugiej ręki z kolei ściągnęły z pasa bicz, rozwijając go jednym sprawnym ruchem. Grubo pleciony sznur zatoczył koło nad głową Kateriny, gdy ta wedle wykrzyczanej przez nadciągającego Joreska komendy zaczęła zachodzić bestię od tyłu. Uprzednio szybkim ruchem trzaskając biczem przy uchu knura, w nadziei na spłoszenie i rozkojarzenie wściekłego zwierzęcia.

Złota tarcza paladyna rozbłysła nad orkiem, który w ostatniej chwili sięgnął za oszczep w kołczanie na swoich plecach. Wielka bestia ryczała i pohukiwała dziko. Katerina trzasnęła biczem, a wielki łeb odwrócił się w jej stronę, aby dać nieco wolnego miejsca Wugowi. Ork także stracił równowagę i jak długi runął w rzeczne błoto, tylko po to, aby powstać z niego i naprzeć raz jeszcze.

Nagle, Joresk włączył się do akcji. Paladyn zaszarżował na wielką bestię i wyprowadził ją z równowagi, równocześnie dźgając swoją bronią. Kiedy tylko odyniec upadł, potem poszło już łatwo: rapier chlasnął parę razy, krzyżując się z oszczepem i gizarmą paladyna. Jeszcze tylko chwila i… Było po wszystkim. Odyniec znieruchomiał, a pozostałe niedobitki czmychnęły w dżunglę.
– Dobrze, dobrze! - zawołał Akosa. – Nie jesteście tak bezużyteczni, jak myślałem. Wystarczy nam mięsa na ucztę i poza nią! Wszak tniecie jak rzeźnicy, ale umiecie załatwić rzecz!
— Cóż, elfie — odparła Katerina butnym tonem — ostatnimi czasy nie było nam dane praktykować czegokolwiek ponad rzeźnickie cięcia. Popielne Pazury o to zadbały. Podobnie jak ich kolorowa bojowa menażeria, tępi najemnicy i zmutowany nietoperz.
Szermierka wsunęła rapier do pochwy przy pasie i zwinęła bicz. Podniosła też porzuconą chwilę wcześniej kuszę i zaczęła oczyszczać ją rękawem z drobinek ziemi.
— Mam nadzieję że knur nie rozerwał ci niczego ważnego swoimi kłami — rzuciła lekkodusznie w stronę Wuga. — Ktoś przecież będzie musiał donieść truchło tego bydlaka do Akrivel.
– Weźcie wielkiego ze sobą - rzekł Akosa. – My poniesiemy resztę, Katerino.
— "Katerino", hm? — powtórzyła Galtanka z cieniem uśmiechu na twarzy. — Wiedziałam, iż twa niechęć nie wytrzyma długo w starciu z mym urokiem i przekonasz się do nas, Akoso.
Wug tymczasem rozmasowywał i sprawdzał rany. Potężny taran odyńca sprawił, że brzuch orka był poharatany w wyjątkowo paskudny sposób, zaś jego ramiona i pierś były pocięte i poznaczone całkiem poważnymi ranami. Nie było to chyba jednak nic, czego już wcześniej kiedyś nie dokonał Ralldar.
– Przeżyję - machnął ręką Wug. – I poniosę. To niedaleko.
W tym samym czasie, paladyn, odmawiając modlitwy, zaleczył rany orka. Elfy podniosły upolowane dzikany, Wug wziął na swe barki potężnego odyńca.

Pozostawało udać się w podróż powrotną.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172