Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2023, 18:43   #7
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Kolejna pobudka. Żebrzący o krew ghul. Obrażenia zadane mu ostatnio jeszcze się nie zagoiły. A pigułki przeciwbólowe się skończyły. Przyniósł jednak coś więcej niż swoje błagania. Lukrecja powiadomiła przez swoje ghule, że dziś Miracella wyrusza do Nowego Jorku. I że Ann ma się stawić na parkingu za Różą.
Dobre wieści, mogły wprawić caitifkę w dobry humor, tym bardziej że koszmary z których się wybudziła nie były szczególnie męczące i wpisywały się w dobrze już jej znany zestaw lęków.


Miracella już tam czekała, ubrana na “urzędniczo”, z dużą aktówką pod pachą. Czekała zarówno na przyjazd Ann, jak i na przybycie ich szofera. Clyde przyjechał po nie białym terenowym nissanem.


Zapewne wypożyczonym od Larry’ego. Podobnie jak uzi w schowku na rękawiczki. Był przynajmniej elegancko ubrany i rzeczywiście sprawiał wrażenie wynajętego bodyguarda. Może nie będzie aż tak źle…
Tym bardziej, że jak się okazało, jechali do “Dotyku Dekadencji”. Był to nocny klub dla wybranych. Jedynie ci którzy mieli zaproszenie i byli na liście mogli tam wejść. Ann nie wiedziała jak się je zdobywało. Nie dostała się ani za życia, ani po śmierci. Choć będąc wampirzycą dowiedziała się co nieco o samym klubie i jego właścicielu. Przybytek prowadził Lucien S. Beauregard, Toreador otoczony nimbem tajemnicy. Nie wiadomo było, czy jest członkiem Camarilli, czy anarchem… możliwe że i jednym i drugim, w zależności od tego kto pytał. Na pewno miał mocne plecy, które pozwalały mu prowadzić przybytek będący nieoficjalnym miejscem dla tajnych negocjacji pomiędzy Kainitami Camarilli i… cóż, innymi frakcjami Świata Mroku. Dotyk Dekadencji zapewniał zazwyczaj spokój podczas negocjacji i dyskrecję. Zazwyczaj. Nie było to bowiem Elizjum, a szeryf Nowego Jorku czuwał i pewne pogaduszki nie uchodziły nikomu na sucho. Lucien co prawda zapewniał dyskrecję i bezpieczeństwo, ale tylko do pewnego stopnia. Nie chciał wszak podpaść Księciu i utracić dochodowy interes oraz wygodny stołek na jakim siedział. Tym bardziej że był potrzebny… przybytki takie jak Dotyk Dekadencji były bowiem złym koniecznym, tolerowanym do pewnego stopnia. Niemniej o tym co się działo w tym przybytku krążyły legendy.


Przejazd przez miasto odbywał się spokojnie. Nikt nie zaczepia trójki Kainitów w Nissanie. Gangrele siedzący przy żarniku zignorowali ich obecność na swoim terenie, skoro trójka Kainitów była dosłownie przejazdem. Para Ventrue polująca na posiłek w restauracji spojrzała na nich beznamiętnie przez okna, gdy ich mijali. Podobnie jak gangrel lub wilkołak grzebiący w śmietniku owej restauracji. Wedle Miracelli był to bowiem wilkołak, opierając swoją pewność na wielu likantropach których zdołała zobaczyć. Cóż… nie zatrzymali się by rozstrzygnąć ten spór. Nie zatrzymali się na widok gangu ulicznego obserwującego ich przejazd a dowodzonego przez dwójkę Brujah. Banda szykowała się na jakąś akcję, ważniejszą od nissana pełnego obcych Kainitów. I pewnie dlatego ich zignorowała.

W końcu dojechali na miejsce. Budynek z czarnego granitu ozdobionego czerwonymi żyłkami innego materiału i wybudowany w industrialnym stylu był pełen dyskretnej elegancji.
Z perspektywy ulicy bardziej przypominał klub jazzowy niż prawdziwy nocny klub. Niemniej do drzwi ustawiała się kolejka, a rosły łysy wykidajło był z pewnością Kainitą. Większość osób była odprawiana z kwitkiem. Mężczyzny nie dało się przekupić, a tym bardziej zastraszyć. Ann na moment zwróciła uwagę na pewien element otoczenia. Oldsmobile Thorna stał wśród innych wozów. Pusty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem