Trhein przysłuchiwał się wymianie zdań, pomiędzy Khudanką, a Kerende. Kobieta nie wzbudziła w nim zaufania, ale wiedział, że z pewnością będzie mu potrzebna. Skwasił nieco minę, gdy elf oddał mu "głos", jakby nie było swemu przełożonemu. Owszem, dowodzenie to był jeden z głównych atutów sierżanta, ale tylko w wypadku zdyscyplinowanych osób. Zadawanie się z szumowinami? - no, taka konieczność. A Jadarit kojażyła się Iondhenowi z wieloma osobami, które widywał w lochach. Ulżyło mu nieco zatem, gdy dziewczyna odeszła do barmana, pod pretekstem zapłacenia za piwo.
-Więc, powiem pani o warunkach. Faktycznie, przyda się nam taka osoba jak pani, znająca drogę. Ech... gościńce musimy, z uwarunkowań, związanych... powiedzmy z prawem, omijać. A, jako, że las w noramlych warunkach omijalibyśmy, z uwarunkowań zwanych dziczyzną drapieżną i nieznajomością terenu, potrzebujemy kogoś pośredniego. Zysk może być ogromny, może pani liczyć na przynajmniej czterysta firmali treemlandzkich - wypowiedział misternie układaną w głowie, gdy Jadarit rozmawiała z barmanem, kwestię.
Barman wziął kufel z piwem i podszedł do stolika, stojącego obok "celu".
-Trzymaj przyjacielu! - postawił piwo przed doskonale już upojonym krasnoludem, który traktował ten stolik jak łóżko już od paru miesięcy. Następnie Oglos zaczął powoli zbierać puste kufle, aby jak najwięcej usłyszeć z rozmowy. -Witam. Widzę, że jesteś zainteresowany naszą rozmową. Co cię niby tak ciekawi, co? Po co ci te podsłuchiwanie?
-Lepszym pytaniem byłoby, po co WAM, to moje "podsłuchiwanie", strażniku - dodał cichym szeptem, który dotarł tylko do jego rozmócy. - Jestem pewien, że podczas waszego zadania, będzie wam potrzebny ktoś taki jak ja. Jestem Thalmir Rasir, ale ważniejsze od mojego imienia, rozmó i błahostek, jest ład, możliwy do utrzymania tylko przy silnej władzy dynastii.
__________________ Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P |