Yb chwycił klepsydrem (nie była przybita!), poruszał, łobrucił i zauważył, że ona dziwna jakaś. Nawet jak siem jom do góry nogami obróciło, to piasek w środku tego nie zauważył. I siem z dołu do góry przesypywał. Gobelin mu kiedyś opowiadał o takim miejscu, co to siem Anomaliom Grawitacyjnom nazywało. Była to rozpadlina w skale, do której dla zabawy orki snoty wrzucały. A snoty wcale w dół nie spadały, tylko fru... w górem leciały i rozbijały siem o te kolce, co tam z sufitu normalnie zwisajom. Chyba, że który miał szczenście, i miendzy kolce trafił, to mógł bezpiecznie odejść parem kroków, zanim z tego sufitu na łeb i szyjem zleciał już zupełnie tradycyjnie i przewidywalnie... No i chyba ktoś takom Anomaliem schował do tej klepsydry. Nawet na boku jak siem jom położyło, to piasek z jednego boku na drugi siem turlał.
Z tego nietypowego zamyślenia wyrwał go głos Trartexa. Ponieważ, tak jak i inne snoty, nie miał za bardzo innego pomysłu, wnekem obejrzał. A nie widzonc tam nic wiencej dziwnego ani niebezpiecznego napierać na wnekem zaczało.
A i inne zielonoskóre zrobiły tak, jak złodziej polecił i wszystkie drzwi i wszystki wnenki pchniete zostały. Ale nic nie ustompiły.
Przykurcz podejrzewał, że ktoś ich tam podsłuchał i plan Trartexa usłyszał. I wtedy z wszystkich stron do wszystkich drzwi i wnek kołki podparli!
Jeden Snar do stoła podszedł, coby ten przybity świecznik z niego ściongnonć. I może dzienki temu, że siły miał wiencej niż Tfardy, szarpionc stół kawałek przesunoł (choć nieświadomie!). Swiecznik ruszyć z miejsca jednak siem nie dał, wienc aptekarz bez dodatkowego światła stół zaczoł oglondać. A jak zaczoł oglondać to dostrzegł, że pod nogom stołu schowek był w podłodze. A w schowku tym klucz leżał.