Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2023, 18:17   #9
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Powrót do domu po triumfalnym boju, był cichy i ponury. Ann była rozdrażniona faktem, że Lukrecja nie wtajemniczyła jej w swoje intrygi. A Miracella opanowała sztukę dyskrecji. Sama początkująca Ventrue była zamyślona i się nie odzywała. A Ann była obrażona na nie i na świat. Jedynie Clyde wydawał się zadowolony z tej wycieczki. Która niestety się skończyła. I dla Ann była to ostatnia wyprawa do Nowego Jorku w tym tygodniu. Było coraz zimniej gdy jechali w głąb lądu ku Stillwater.


Noc była piękna i cicha. Gwiazdy wypełniały cały nieboskłon. A droga ciągnęła się w nieskończoność. Caitiffka miała więc czas na przemyślenia. A miała nad czym myśleć. Mogła się obrażać i na Miracellę i na Lukrecję. Ale było to bezcelowe. Foch Ann nie obchodził młodej wampirzycy i tym bardziej nie przejmie się nim jej stwórczyni.
Podczas jatki w klubie, Ann pokazała swoją użyteczność i zaliczyła kilka punktów u szeryfa Nowego Jorku. A przynajmniej u jego podwładnej i starła nieco kiepskie pierwsze wrażenie jakie wywarła na Rose, przy ich pierwszym spotkaniu.
Niemniej… teraz czekała ją zima Stillwater, nudna i monotonna. Bowiem miasteczko i okolice, pomimo licznych “atrakcji” które poznała, było ciche i spokojne. Mimo upiornej natury szpital, nawet w księżycowe noce, nie sprawiał kłopotów. Upiorna piramida, była tylko straszakiem… mało skutecznym, bo groźnym jedynie dla głupców którzy tam weszli. A wilkołaki… trzymały się swoich ziem.



Nagły pisk hamulców, nagły wstrząs, pasy bezpieczeństwa napięły się gdy Ann szarpnęło do przodu. To nagłe hamowanie wyrwało Ann z rozmyślań. Powód tego nagłego zatrzymania leżał na środku ulicy. Ciało. Bezgłowe ciało, poszarpane… przysypane śniegiem. Męskie zwłoki. Clyde wysiadł pierwszy, z uzi w dłoni rozglądając się dookoła. Niewątpliwie podejrzewał, że trup… może być przynętą w pułapce na nich. Tylko kto ją zastawił?
Ann na jego polecenie usiadła za kółkiem… ot, tak na wszelki wypadek. By ruszyć z kopyta, gdyby kłopoty się pojawiły. Ale nic nie wyłaniało się zza drzew. I Clyde przyglądając się ciału dał znać dziewczynom, że można podejść. Co uczyniły.
Z blisko łatwo było ocenić, że ciało należało do motocyklisty… członka jakiegoś gangu. Głowa została… urwana z wielką siłą. A samo ciało nosiło ślady głębokich cięć pazurów.
I nie zbyt wielu było śladów krwi.
No i był tatuaż na ramieniu. Głowa psa w wojskowym hełmie.
- Psy wojny.- mruknął Clyde.
- Psy wojny. -potwierdziła Miracella.
Nagły pisk hamulców, nagły wstrząs, pasy bezpieczeństwa napięły się gdy Ann szarpnęło do przodu. To nagłe hamowanie wyrwało Ann z rozmyślań. Powód tego nagłego zatrzymania leżał na środku ulicy. Ciało. Bezgłowe ciało, poszarpane… przysypane śniegiem. Męskie zwłoki. Clyde wysiadł pierwszy, z uzi w dłoni rozglądając się dookoła. Niewątpliwie podejrzewał, że trup… może być przynętą w pułapce na nich. Tylko kto ją zastawił?
Ann na jego polecenie usiadła za kółkiem… ot, tak na wszelki wypadek. By ruszyć z kopyta, gdyby kłopoty się pojawiły. Ale nic nie wyłaniało się zza drzew. I Clyde przyglądając się ciału dał znać dziewczynom, że można podejść. Co uczyniły.
Z blisko łatwo było ocenić, że ciało należało do motocyklisty… członka jakiegoś gangu. Głowa została… urwana z wielką siłą. A samo ciało nosiło ślady głębokich cięć pazurów.
I nie zbyt wielu było śladów krwi.
No i był tatuaż na ramieniu. Głowa psa w wojskowym hełmie.
- Psy wojny.- mruknął Clyde.
- Psy wojny. -potwierdziła Miracella.
Ann spojrzała na oboje pytająco.
- Psy wojny?
- Gang Brujah i jego ghule. Anarchy mieszkające na południe od nas. Sąsiedzi w zasadzie.- wyjaśniła Miracella.- Nie ma z nimi kłopotów. Trzymają się swojego terytorium i jeśli już tłuką, to z innymi gangami motocyklowymi.
- Wygląda na psią robotę. - stwierdziła Ann.
- Ktoś go załatwił. I to brutalnie. Tzimisce może?- zapytał retorycznie Clyde.
- Po co Tzimisce miał go zabijać. Nie mają oni sporu z nimi, ani Sabat. Przynajmniej nic poważnego.- odparła Miracella oglądając zwłoki.
- Może ten czarny wilkołak, co go z Nadią widziałyśmy…
- Może…- stwierdziła Miracella spoglądając w górę. - a może… księżyc jest w pełni… a szpital bisko.-
- To jednak nie zmienia faktu, że jego tu być nie powinno. To nie ich teren, tylko nasz.- obruszył się Clyde.- Trzeba będzie dać cynk szeryfowi.-
I sięgnął po komórkę.
Ann przysunęła się do Miracelli.
- Na pewno nic o spotkaniu nie powiesz mi? - zapytała błagalnie.
- Nie mogę. Lukrecja może, jeśli uzna że powinnaś wiedzieć. Ja nie mogę.- odparła Ventrue, podczas gdy Clyde dzwonił.
- Daj spokój, no... Lukrecja jest wredna. Tylko z tego powodu nie powie. - mruknęła rozżalona Ann.
- A mnie wiąże krew i polecenia… więc sama rozumiesz.- wzruszyła ramionami Ventrue.
Ann burknęła tylko coś i spojrzała na dzwoniącego Brujah.


Joshua przyjechał z całą ekipą śledczą. Koroner zgarnął trupa, a policjanci zabrali się za zabezpieczanie nielicznych śladów. Tych nie było zbyt wiele, zadymka śnieżna sprzed kilku godzin zatarła większość z nich. A i sami Kainici nie mieli zbyt wiele czasu. Noc się kończyła i trzeba było się ukryć przed promiennym zabójcą. Nie było więc wiele czasu na badania, sprowadzenie Larry’ego z jego zwierzęcymi pomocnikami czy Williama z jego pieskami.
To niestety musiało poczekać na następną noc.
Ann więc wróciła z Clydem i Miracellą, do siedziby Lukrecji. I tam spoczęła na dzień w jednym z pokoi tego “hotelu”.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem