Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2023, 09:23   #99
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Pensjonat nie oferował zbyt wiele prywatności. Nawet w czasach prosperity.
Lecz teraz, w czasach ostatecznej zagłady, to nie miało znaczenia.

Finch poszedł za nią. Zamknęli się w niewielkiej łazience. Bo pierwsza faza każdego związku, zawsze jest najbardziej intensywna. Najbardziej szalona. Najwięcej w niej szaleństwa i pożądania. I Finch i Emma nie stanowili pod tym względem wyjątku, mimo że bez wątpienia moce, które posiadali, czyniły ich dwoje wyjątkowymi.

A potem, na dłuższą chwilę, zapomnieli o świecie i tym, co w nim czyhało. Zatopili się w pieszczotach, w pocałunkach, we własnych oddechach, starając się podzielić sobą. Wtuleni w siebie, starali się nie myśleć o niczym innym, poza swoją bliskością. Bliskością, dla której nie było granic.

Ich ciche jęki i głośniejsze westchnienia stały się pieśnią dwóch artystów. A potem, gdy pieśń ta skończyła się, przyszedł moment rozluźnienia i szczęścia, który pozwolił im na chwilę stać się beztroskimi, szczęśliwymi ludźmi.

Na krótką chwilę, ale to wystarczyło, aby znów nabrali chęci na kolejną pieśń.

Na kolejne pieszczoty, na kolejny taniec ciał, kolejne pocałunki, kolejną grę mięśni, kolejne szukanie granic własnych ciał w czułych objęciach i ruchach bioder: gwałtownych kiedy trzeba, głębokich, kiedy trzeba i powolnych, kiedy trzeba. Szukanie siebie we własnych oczach, zamglonych mgiełką rozkoszy, oddania i pożądania. I znów, gdy osiągnęli szczyty przyjemności, wspinając się na niego wspólnie, pomagając jedno drugiemu, mieli tę magiczną chwilę błogostanu, którą wykorzystali na pobycie razem, blisko siebie, w milczeniu, aż ich oddechy wróciły do spokojnego rytmu.

- Teraz to i ja musze wziąć prysznic – podsumował Finch O’Hara i uśmiechnął się uśmiechem, który był tak cudowny, że zachwyciłby nawet matkę Emmy.

***

Jakiś czas później, ubrani w czyste rzeczy, odprężeni i nadal szczęśliwi w ten leniwy, specyficzny sposób, mogli wrócić do pracy.

Grot wyciągnięty z ciała Emmy leżał dość blisko nich. Przyciągał wzrok. Był ważnym elementem tej całej układanki – wiedzieli o tym oboje, ale ciężko było ułożyć puzzle w których brakowało większości elementów.

Nie dane im jednak było zaznać spokoju.

Do miejsca, w którym siedzieli, weszli Joe i Sofia Brennanowie, właściciele „Radości”. Oboje byli zmęczeni i spoceni. Zarządzanie zatłoczonym pensjonatem w czasach apokalipsy najwyraźniej doprowadzało ich do krawędzi wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Jak każdego z nich.

- Mamy problem – zaczęła Sofia. – Zapasy są na wyczerpaniu. Infrastruktura jest przeciążona. Pompa ledwie jest w stanie oczyszczać wodę, a filtry już jakiś czas temu wymagały wymiany. Zbiornik nieczystości niedługo się przepełni.

- A mówicie nam o tym, bo … ? – Finch postanowił przejąć na siebie ciężar tak trywialnych spraw.

- Bo musimy podjąć jakieś decyzje. Przyjęliśmy za dużo ludzi. Przynajmniej połowa z nich powinna opuścić „Radość”. Zapasy jedzenia już się skończyły. Za kilka dni wszyscy zaczniemy głodować. Wszystko się rozsypie.

- Nie mamy za bardzo pola na manewry – Finch wzruszył ramionami. – Normalnie wysłałbym ludzi na przedmieścia Londynu. Podzielił na grupy zaopatrzeniowe. Niech przynoszą jedzenie. W sumie, to nie jest taka zła myśl.

- Kiedy wyjdą poza bezpieczną strefę, nazioły – tak nazywali Skrzydlatych – rozedrą ich na strzępy.

- Alternatywą jest śmierć z głodu. – Spojrzał na Emmę. – My jutro, pojutrze zaczniemy działać i albo to wszystko odkręcimy, albo nic nie będzie miało znaczenia.

Finch wskazał im ręką krzesła i Joe i Sofia usiedli.

- Jesteście częścią Towarzystwa. Ważną częścią. Sprawy aprowizacji i zarządzania uchodźcami, pozostawiamy na waszej głowie. Poza dziewczynkami z sierocińca. One muszą być chronione za wszelką cenę.
Gemma…

I jakby za sprawą zaklęcia, gdzieś z góry dobiegł ich przeraźliwy, dziewczęcy krzyk. Oboje natychmiast poznali, kto krzyczał.

To była Gemma!

Pieczęć na piersi Emmy zalśniła złocisto-srebrnym blaskiem, a ta, która naznaczyła Fincha dosłownie zapłonęła tej samej barwy płomieniami. Przez chwilę, w jej blasku, Emma ujrzała jak z plecami O’Hary lśnią potężne, złożone skrzydła, a na jego głowie, niczym aureola, zamanifestowała się wielka, świetlista korona. Trwało to przez mgnienie oka i chyba tylko Emma zauważyła ten fenomen. Finch ruszył w stronę wyjścia, a jego intencje były oczywiste. Coś złego działo się Gemmie, a on ruszył na pomoc.

Problemy z przepełnionym szambem i brakiem jedzenia nie miały teraz żadnego znaczenia.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 23-09-2023 o 09:30.
Armiel jest offline