Michicz jeszcze raz popatrzył na napastników a potem na marne siły obrońców. Wiedział, że w starciu sabaci szybko padną. Popatrzył na wschód. Tam, daleko, gdzieś za morzami była Mekka.
Nie tak, pomyślał, nie tu. Popatrzył na wozy, na nietęgie miny czeladzi. I nie teraz.
- Przygotować broń! Każdy niech trzyma na podorędziu gizarmę, runkę, drąg nawet. Cokolwiek czym konia zatrzymać się da. - Darmo skóry nie sprzedam.
Wskoczył na dyszel najbliższego wozu. Podparł się jedną ręką o wóz, drugą oparł o szablę.
- Jesteśmy wojsko w służbie pana Janusza Bełzeckiego! - Krzyknął. - Odstąpcie! Albo przekonacie się jak kąsać umiemy! Dragan zerknął na czerwone, wschodzące słońce. Jak dzień ten przeżyję w hadżdż się udam do Mekki. Przysięgam!
- Ałłach agbar. - Szepnął. |