Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2023, 11:01   #644
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
“Przerwij mu…”

Głos w głowie Spoona słabł. On sam czuł bijące ciepło od unoszącego się w kręgu ciała. Krew Camdena zaczynała się gotować. Spoon nie wiedział jak przerywa się tajemnicze rytuały. Nie wiedział, czy powinien kreślić jakieś znaki krwią, albo inkantować coś w niezrozumiałym języku. Nie znał się na tym.

Ale było coś na czym się znał.
Kopnął Brainbridga w kolano, a jego rzepka wyłamała się z trzaskiem. Ciało Camdena opadło na podłogę, a kołek potoczył się gdzieś poza krąg. Spoon stał jak zamurowany. Nagle wszystko zniknęło. Wiatr, uczucie gorąca. Brainbridge próbował wycelować w niego palcem i coś wykrzyczeć, ale wtedy jego własny cień zakrył mu usta dłonią i przycisnął do podłogi. Jego cień go zgniatał. Zdrowe oko było coraz bardziej wytrzeszczone.

Roger de Camden wstał i wykonał dłonią ruch, jakby coś przekręcał.
Kark Brainbridge’a trzasnał skręcony przez cieniste ramię.

Spoon patrzył jednocześnie zdajac sobie sprawę, że on sam również jest ogarniany przez ciemność.

***


Szła powoli jakby każda sekunda miała mieć znaczenie. Szła też z gracją. Z uniesioną głową. Gdy się potkneła na placu budowy i opadła na kolano, to nie było to wynikiem nieuwagi. Nie było to nawet wynikiem tego, że miała wysoko zadarty podbródek. Było to wszystko bardzo dokładnie wyliczone. A gdy podnosząc się zobaczyła, że to Bóg-Słońce idzie w jej stronę z trudem powstrzymała uśmiech, który mógł rozświetlić jej twarz.

Patrzyła na niego i czuła jak ciepło słońca przyjmuje ją w swoje objęcia. Było tak miło. Tak dobrze. Cieszyła się, że już jest na jednym kolanie. Pragnęła paść w błoto i pokłonić się.

I wtedy jeden z ludzi Parr, jakiś wysoki czarnoskóry, którego imie dotąd nie miało znaczenia dla szlachcianki podał jej rękę. Ledwie pamiętała, że ktoś miał ją zabrać. Imię Juliet Parr odpływało gdzieś daleko wymywane falami mocy Boga-Słońca. Ale ten mężczyzna uniósł ją z lekkością na ręce i próbował odejść.

“Nie” wołało coś w kobiecie. Coś, co pragnęło ogrzewać się w świetle Mitry. I wtedy rozległ się odgłos wystrzałów. Dziwnie ciągły i mieszajacy się z warkotem silników helikopterów. Mężczyzna, który nią niósł nie odwracał się, ale ona przez jego ramię zerkała jak słońce gasło.

Standardowy FN Minimi, karabin bojowy belgijskiej konstrukcji może wystrzelić do 1000 nabojów w minutę. Oczywiście to teoria, bo w podręcznym magazynku ma około 60 nabojów. Jednak przy zamontowaniu go stacjonarnie, na przykład podwieszonego na pokładzie helikoptera Antigenu można było zastosować ładowanie taśmowe. Operator takiego karabinu mógł prowadzić ogień ciągły.

I prowadził. Nie wszystkie pociski trafiały w cel. Cath wyraźnie widziała rozchlapywane błoto i wodę wokół Mitry. Ale nawet jeżeli trafiał go tylko co trzeci, to było to pięć pocisków w każdej sekundzie. Jego ciało może i było twarde jak kamień, jego siła pochodziłą z magii starożytnej krwi, ale oto zderzał się z wynalazkiem człowieka. Człowieka, który od wieków polegał jedynie na technologii. I któremu pierwszy raz od wieków udawało się technologią pokonać boga.

Niosący ją wampir nie był tak szybki jak Spoon. Dlatego widziała co działo się dalej. Ciało Mitry padło w błoto. Nie miał już nie tylko jednej dłoni, ale i nogi. W klatce i brzuchu ziały dwie wielkie wyrwy. Do tej w brzuchu mogłaby swobodnie włożyć głowę. Z kolejnych dwóch helikopterów spadły granaty. Natychmiast wydobył się z nich dym. Domyśliła się, że usypiali swoich towarzyszy, którzy nadal byli pod wpływem Mitry.

Wtedy czarnoskóry mężczyzna wyskoczył kilka metrów w górę, a ona straciła na moment pole walki z zasięgu wzroku.

***


Stali w piwnicy. Wokół była masa krwi. Roger de Camden wyszedł powoli z kręgu. Piwnica się zmieniła. Była stara i kiepsko oświetlona.

- Dziękuję.


Powiedział w stronę Spoona. Nie było w nim władczości. Był.. zmęczony. Powłócząc nogami ruszył do wąskich schodów prowadzących w górę, jednak zawahał się na moment.

- Coś jest nie tak… coś z nim… Ty!

Odwrócił się w stronę Spoona i wycelował w niego palcem. Sam Brujah zaś poczuł, jak jego własny cień pochwycił jego stopu i unieruchomił.

- Ty wbiłeś mi ten kołek! Z trucizną!

Spoon czuł jak cień pełznie po jego ciele wspinając się pod koszulką i owijając jego szyję. Zasłonił mu usta nie pozwalając odpowiedzieć. Gdy cienista macka zaczęła się wsuwać pod powieki wampira ten zdążył jedynie sobie przypomnieć jak taki sam cień rozerwał Brainbridge’a.

***


Strzały ucichły. Jeden z helikopterów lądował na placu budowy. Dwa pozostałe nadal kołowały z bronią w pogotowiu. Cath dała znak swemu towarzyszowi, żeby ją postawił. Stali na innym dachu patrząc na rozkopany plac. Tu miał stanąć jakiś bank. Czy inny biurowiec. I prawdopodobnie żaden śmiertelnik nigdy nie dowie się, że to tutaj zmieniono bieg historii. Że to ona tego dokonała.

Mitra jakimś cudem nadal stał. Niczym żywy trup z ochłapami kości sterczącymi w różne strony. Z helikoptera wyszło dwóch mężczyzn. Było im się ciężko ruszać. Wyglądali jakby byli zakuci w jakieś dziwne zbroje. Mieli ze sobą jakieś ogromne karabiny i butle na plecach. Mitra coś wykrzyczał w ich stronę. Ich głowy były osłonięte. Cath była pewna, że go nie słyszeli. Być może widzieli go przez jakieś kamery? Nie mógł ich zdominować. Nie mógł rzucić ich na kolana swoją prezencją. Ruszył więc do walki ciągnąc za sobą miecz Yusufa. I wtedy Catherina zrozumiała czym była broń, jaką miała ta dwójka. Wyglądało to jakby oblewali wampira żywym ogniem. Wielkie fale płomieniu uderzyły w jego ciało, a potem obkleiły je, nie pozwalając mu zgasnąć. Oto pradawny bóg skamlał niczym ranne szczenię. A w jego jęku niosło się coś, co spowodowało, że nawet Cath poczuła zimny dreszcz. Oto człowiek raz na zawsze przestał być zwierzyną. Oto człowiek zabił boga. Ołowiem, prochem, napalmem i swoją liczebnością.

Nie było w Londynie tak potężnego wampira, jakim był Mitra. Nie było też prawdopodobnie takiego wampira nigdzie w europie. Cath ruszyła czym prędzej do Parr. W samochodzie czekał Tony.

***


Spoon myślał o Bru. Robił to wszystko, żeby jej pomóc, a teraz ginie w jakiejś piwnicy po drodze zdradził wszystkich. Widocznie sam zasłużył na swój los. I nagle cały ucisk puścił.

- Nieeeeee.

Roger de Camden, znany też jako Pater Thomas chwytał się za głowę i wył z bólu. A Spoon instynktownie zrozumiał co się stało. Jego miłość umarła. Prawdziwą śmiercią. Tylko wampir mógł zrozumieć ten ból. Camden na oczach Spoona wbił sobie palce w policzki i zaczął rozdzierać skórę. Wtedy do pomieszczenia weszła Juliet Parr z przygotowanym do strzału pistoletem. Wystarczył jej rzut oka, po czym strzeliła w plecy Camdena. Ten tylko się odwrócił i… zapadł w cieniu. Nie blokowany żadnymi rytuałami przepadł. Do Spoona dotarło z siłą uderzającego w niego pociągu, że prawdopodobnie przepadła jego jedyna szansa na odzyskanie Brusili i opadł na kolana. Po chwili w pomieszczeniu pojawiały się inne wampiry, ale dla Brujah to nie miało już znaczenia.

***


Minęła godzina zanim Catherina przybyła do Justycariusz. Jej towarzysz cały czas miał wrażenie, że ktoś ich śledzi. Dlatego jeździł po mieście i mylił tropy. Nie było to łatwe, ponieważ po kilku chwilach miasto zaroiło się od karetek i radiowozów.

Cath dotarła na miejsce tymczasowego dworu Anny gdy panowało tam ogromne poruszenie. Przed budynkiem stało kilkanaście aut. Najwyraźniej trwała przeprowadzka.

Dwie kobiety wymieniały się spostrzeżeniami. Po czym Parr zabrała Cath na stronę i ściszyła głos.

- Nigdy, nikomu nie możesz powiedzieć, że to był Mitra i że zginął- prawdziwą śmiercią zadaną przez człowieka. To się nie wydarzyło. Inni wpadliby w popłoch. Już nazywają to Drugą Inkwizycją. Wyobraź sobie co stałobny się z władzą Camarilli gdyby okazało się, że ta Druga Inkwizycja potrafi zabić kogoś takiego jak Mitra. Dlatego cokolwiek tam miało miejsce, to nigdy nie było tam Mitry. Nigdy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline