Zanim Mazzel zdołał zareagować, Zharrmus już był na dole. Nie było kogo poprosić o pomoc przy zejściu. Nie było w sumie też czasu. Klnąc w duchu, ogniste diable chwycił delikatnie linę w swoje sczerniałe dłonie sprawdzając niepewnie wytrzymałość. Ręce zapiekły znanym bólem, jednak każda chwila wahania oznaczała większe problemy Eiry. Krzywiąc się z bólu, mężczyzna przerzucił ostrożnie nogi przez krawędź rozpadliny i zszedł na dół starając się by lina nie ślizgała się między dłońmi. Oznaczało to, że musiał schodzić o wiele wolniej niż inni, ale przynajmniej ręce będzie mieć w miarę funkcjonalne na dole.