Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2023, 12:02   #3
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Galanodel szukał tego miejsca. Lata swojego życia poświęcił na ściganie różnych kultystów i walki z istotami przez nich sprowadzanymi. Nie wybrał sobie tego zajęcia sam. To demony, a w zasadzie piękna córka kapłana uwzięła się na miasto w którym mieszkał. Wszystko to było tak dawno, że równie dobrze mogło to być w innym życiu.

Wedle ludzkiej rachuby czasu Vall miał jakieś trzysta czterdzieści, albo może trzysta czterdzieści pięć lat. Gdy w mieście zobaczył Faravlura uśmiechnął się do siebie. Mógłby przysiądz, że widzi siebie sprzed dwustu lat. Te sztuczki, zabawianie dzieciaków. Gdy o tym myślał to nawet przez chwilę poczuł jej słodki zapach. Pod powiekami miał jej obraz.

Odegnał wspomnienie z innego świata. Tamta drużyna była przeszłością. Przeszłością sprzed setek lat. Teraz był już innym elfem. Doświadczonym.

Nosił szeroką białą koszulę, z rozszerzającymi się przy nadgarstkach rękawami. Na nią założona była skórzana zbroja, z dobrze wyprawionej i barwionej na czarno skóry. Zbroja miała jeden naramiennik, jak u gladiatorów. Nosił dziwną i grubą rękawicę na lewej dłoni. Była bez palców, ale od nadgarstka sprawiała wrażenie ciężkiej. Rękawica znikała w szerokim rękawie, ale zdawała się spełniać kilka zadań, ale póki co nie chwalił się nimi.

Rękawicę za to było bardzo wyraźnie widać, gdy latał z nim jego sokół śnieżny. Gdy zwierze lądowało, to Vall wyciągał i odsłaniał rękawice, a ptak lądując wbijał się w nią szponami. Nie ulegało wątpliwości, że zwierze jest magiczne. W tej pogodzie trudno było uświadczyć jakiegokolwiek innego sokoła śnieżnego. Zresztą… nie było to jedyne magiczne stworzenie w otoczeniu Valla.

Na plecach miał też łuk. Długi łuk kompozytowy, z drewna dębowego połączonego z drewnem wiśniowym przy użyciu ścięgien i kleju z rybich pęcherzy. Siła i elastyczność. Wszystko ozdobione zawijasami w elfim stylu.

Wokół pasa nosił sporo. W pierwszej kolejności zwracał uwagę rapier z eleganckim ażurowym koszem, zakończony kulą z masy perłowej jako przeciwwagą na końcu rękojeści. Obok niego wisiała gruba księga oprawiona w czarną skórę, zamknięta jakimś mechanizmem i przyczepiona do pasa drobnym stalowym łańcuchem. Łańcuch był natłuszczony jakimś łojem i w efekcie nie wydawał żadnego dźwięku przy poruszaniu. Z drugiej strony w dużo mniejszej pochwie znajdowała się czarna różdżka. Zaś od strony pleców do pasa był przytwierdzony kołczan. Rael nie lubił sięgać po strzały nad ramieniem.

Nosił przylegające do ciała skórzane spodnie. Uwydatniły one jego chude nogi i delikatne ruchy. Na stopach miał wysokie skórzane buty, które po obu stronach były zdobione opierzonymi małymi skrzydełkami.

Twarz miał smukłą, włosy śnieżnobiałe i krótko obcięte. Zaczesywane do tyłu. Jego oczy emanowały zielenią, która prawdopodobnie była efektem obcowania z magią w dużo większym stopniu, niż spadkiem po rodzicach. Na twarzy uwagę przykuwał tatuaż, który wydawał się być zupełnie nic nie znaczącym wzorem, a jednak powodował, że trudno było go zapomnieć.

W chłodniejsze dni nosił długi czarny płaszcz z kapturem, jednak teraz ów płaszcz był ukryty plecaku, który ze sobą nosił.

Vall Rael Galadonel nie wyjawił powodu, dla którego chciał iść do wieży, ale ucieszył się, że z taką łatwością zebrał towarzyszy. Z doświadczenia wiedział, że w takich miejscach można znaleźć spore bogactwo. Ale nie wszystko jest warte, żeby je zabierać. A i dużo gorzej, gdy coś zdecyduje się z takiej wieży wyjść.

***


Rael podjechał na swoim wierzchowcu możliwie blisko krawędzi i spojrzał w dół. Koń był jeszcze bardziej nietypowy niż sokół. Kary z grzywą utkaną niby z dymu, a niby z magii.


Nikogo nie dziwiło, że nie pokazywał się na nim w mieście. Jednak tutaj, na uboczu i z dala od zwykłych ludzi nie miał z tym żadnego problemu. Teraz popatrzył w dół przepaści i na wieżę.

- Fred, leć - powiedział do swojego sokoła, a ten poleciał w górę. Galanodel odprowadzał go wzrokiem.

Fred był istotą z Feywild. Naprawdę nazywał się Fr’ediqe ar Kin i w swoim świecie był czymś w rodzaju kota. Jednak czarodziej spętał go magią i umieścił w ciele łasicy. Później sokoła, później były jeszcze wąż, mysz, żaba, sowa… aż w końcu Fred został sokołem śnieżnym.

- Podejdźcie bliżej. Zwiążmy się liną i skaczemy. Mogę spowolnić magicznie nasze spadanie. A ty - zwrócił się do drugiego elfa - pomyśl co z osłem.

Po tych słowach sięgnął po wiszącą przy pasie księgę. Uniósł ją w lewej dłoni, otwartą gdzieś w środku. Jego dziwny koń zbliżył się, jakby miał za chwilę zjadać kolejne strony. I wtedy najpierw jego grzywa a potem reszta ciała zaczęła zmieniać się w dym, który był wsysany do wnętrza księgi. W czasie potrzebnym na dwa oddechy tajemniczy koń z dymu zniknął, jakby nigdy nie istniał.

Vall i Rael są imionami typowo nadawanymi elfim dzieciom. Szlachetny elf, który uznaje siebie za dorosłego już nie stosuje takich imion. Zazwyczaj wybiera imię, które znaczy coś charakterystycznego związanego z jego osobą. W niektórych społecznościach elfów takie nadanie dorosłego imienia wiąże się ze skomplikowanym rytuałem. Imionami dzieci posługują się najczęściej elfy odcięte od elfiej społeczności, lub takie, których znajomi poznali ich pod tymi dziecięcymi imionami.



Galanodel w elfim oznacza: Księżycowy Szept. Był to ród szlachecki, który słynął z wytrawnych szpiegów, zabójców i zwiadowców.




Niektóre gildie złodziei wymagały od swoich zabójców tatuowania twarzy podobnymi symbolami.


 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline