30-09-2023, 15:13
|
#10 |
| Przystaliście na propozycję Valla i obwiązaliście się linami, by być w zasięgu czaru pieśniarza klingi, po czym w jednym tempie zeskoczyliście w przepaść. Osioł pociągnięty przez Faravlura zarżał z przerażeniem, ale nieprzygotowany na taki obrót wydarzeń nie miał możliwości nie podążyć za swym właścicielem. W międzyczasie Vall już zdążył wymówić krótką formułę czaru pozwalającego opadać wam powoli, niczym piórko na wietrze, a gdy po jakimś czasie przyspieszyliście, zrobił to ponownie, dzięki czemu ostatecznie wszyscy wylądowaliście na dnie wąwozu bezpiecznie i bez problemów.
Rozejrzeliście się.
Na wschodniej ścianie za waszymi plecami dostrzegając coś w rodzaju wąskiej ścieżki umieszczonej kilkanaście metrów nad ściętym kawałkiem skały, której gruzy leżały teraz na ziemi. Wyglądało na to, że prowadził tu z góry kamienny szlak, którego ostatni odcinek zawalił się z jakiegoś powodu. Z miejsca, w którym jeszcze niedawno staliście nie byliście w stanie tego dojrzeć, gdyż miejsce zasłaniał naturalny kawałek wąwozu, jednak teraz doszliście do wniosku, że przy użyciu lin można byłoby dostać się na kamienną ścieżynkę, by opuścić wąwóz. Zanotowaliście to w pamięci.
W końcu zbliżyliście się do samej wieży. Z bliska kamienne maszkary umieszczone na jej ścianach wyglądały jeszcze bardziej złowieszczo - mieliście wrażenie, że powykręcane w przeróżnych grymasach twarze obserwują każdy wasz ruch, ale musiało to być wynikiem współgrającego ze sobą w tym miejscu światłocienia. A może nie?
W każdym razie przy zachodniej ścianie iglicy wznosił się niski, otynkowany budynek. Parterowa budowla wyglądała na dość starą i nie wykonano jej z równą starannością, co samą wieżę. Właściwie odnosiliście wrażenie, że ktoś tę przybudówkę postawił długo po tym, jak stanęła tu sama wieża. Widniało w niej pojedyncze, wysokie na jakieś dwa metry, skryte woalem ciemności wejście.
Nad dachem przybudówki umieszczono duże, wyrzeźbione w skale oblicze jakiegoś humanoidalnego stwora, który rozszerzał swą upstrzoną ostrymi zębiskami paszczę, jakby chciał połknąć mały budyneczek.
Ze środka przybudówki nie dochodziły was żadne odgłosy. |
| |