Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2023, 12:54   #5
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
— Patrzcie tylko chłopaki jaki ładny kawałek mięska się nam nawinął! No chodźże tu moja mała gąsko!
Niemal znieruchomiała ze strachu nastoletnia Ursula skuliła się instynktownie pod obrzydliwym dotykiem włochatej ręki krępego zbira wionącego peszem i trunkiem. Szukanie ojca w najgorszej dzielnicy Elidir i to dwie klepsydry po capstrzyku z pewnością nie było najlepszym pomysłem, czego ponurych konsekwencji właśnie doświadczała. Fakt, może i należało zostać w domu, ale tatko cały dzień wyglądał na bardzo zmartwionego, a przed wyjściem powiedział jeszcze, że idzie załatwić coś niezwykle ważnego. Po czym bardzo długo nie wracał. Nie mając do kogo się zwrócić, pchana desperacją i obawą przed utratą ostatniego rodzica półsierota, sama postanowiła go poszukać. A teraz wpadła w ręce tych ordynusów. Oby Erastil miał ją w swej opiece, bo strach pomyśleć co mogło chodzić po głowie takim typom spod ciemnej gwiazdy. Zwłaszcza że byli odurzeni, krzepcy i bardzo napastliwi.
— Ale się boi, ha, ha! Nie lękaj się ptaszyno, obiecuję, że tatko Mogzus dobrze się tobą zaopiekuje...
— Tak, pokaż jej prawdziwą szkołę tatulku — zarechotał perfidnie jego towarzysz.
— Dobrze więc, zaczniemy od lekcji anatomii...
Powoli wycofująca się rakiem dziewczyna poczuła nagle, jak cała krew odpływa jej z twarzy, a serce podchodzi do gardła, kiedy plecami dotknęła chłodnego, kamiennego muru. Była w pułapce! Karmiące się jej trwogą oblicza paskudnie oblizujących się troglodytów w odpowiedzi wykrzywiły się w pełnych satysfakcji, szyderczych uśmiechach... I raptem coś w otoczeniu uległo zmianie. Drżąca jak osika Ursula słabo widziała przez przysadziste sylwetki osaczającej ją trójki łotrów i dużą odległość dzielącą od najbliższej latarni, ale mogła przysiąc, że przez chwilę w alejce zamigotał jej jakiś mroczny kształt. Posępny cień, który zawisł nad nimi wszystkimi. Mimo skupienia na swej ofierze tamci również zdołali to dostrzec. Drgnęli instynktownie i z niepokojem rozejrzeli się dookoła, poszukując źródła swych obaw. Nocami po tych ulicach niejednokrotnie kroczyły potwory znacznie gorsze od nich...
— A Ty co się gapisz!? — warknął gwałtownie jeden z drabów, nabrawszy szybko odwagi gdy tylko zorientował się, że tym, co zwróciło ich uwagę, był jedynie jakiś człowiek. — Zabieraj rzyć w Absalom!
Siarczyste słowa uleciały ku okrytej czarną opończą rosłej kobiecie o posępnym, pobliźnionym obliczu i przymkniętym oku. Obca najwyraźniej zamierzała go usłuchać, bowiem po chwili ruszyła w swoją stronę.
— Błagam, pomóż mi! — niespodziewanie wyrwało się z gardła zdesperowanej Ursuli. Aż sama zatkała sobie usta do głębi zaskoczona własną brawurą.
Kosztowała ją ona silne uderzenie otwartą dłonią, które aż wykręciło jej drobną głowę, postawiając na jasnym licu wyciskający łzy z oczu, intensywnie czerwony i piekący ślad. Nieznajoma w tym samym momencie nieoczekiwanie przystanęła.
— To nie twa rzecz. Lepiej ruszaj w swoją drogę, jeśli wiesz co dla ciebie dobre — ostrzegł ją jeden z rzezimieszków, kładąc wymownie dłoń na tkwiącym za pasem orężu.
Tamta jednak nie poruszyła się ani o cal. W jej niewzruszonej postawie i kamiennym obliczu było coś... prowokującego.
— Patrzcie no, trafiła nam się chyba dobra Andoranka.
— Nie lubię, jak ktoś mi przeszkadza w zabawie. Jeśli nie po dobroci, to ją ręcznie wyproszę — rzucił najbardziej krewki z towarzystwa, po czym gwałtownie zamachnął się grubą lagą.
Tamta jednak zdążyła wyprzedzić jego ruch i schwycić go za nadgarstek, zamykając go w mocarnym uścisku.
— O ty dziw...
Wtem rozległo się ponure chrupnięcie łamanej kości, malując na pobladłej twarzy oprycha wyraz dojmującego zaskoczenia i cierpienia. Cierpienia, które ułamek chwili później przeistoczyło się w dziki wrzask bólu. Zduszony momentalnie przez wydzierające dech z piersi potężne kopnięcie w żebra, które cisnęło nim jak szmacianą lalką wprost do oddalonego o siedem stóp rynsztoka. Wnet do ataku rzucili się jego dwaj kompani. Jeden z kropaczem, drugi z toporem. W kontrakcji tajemnicza kobieta zgrabnym ruchem wysunęła rękę spod obszernej opończy i wycelowała pierwszemu z drabów prosto w twarz z przymocowanej tam ręcznej kuszy. Rozległ się odgłos zwalnianej cięciwy, po czym zbir odruchowo złapał za sterczący z oczodołu bełt, przed wyzionięciem ducha zatoczywszy się jak pijany. Wszystko działo się tak szybko, że jego towarzysz nie miał czasu na przemyślenie swego zachowania i kontynuował natarcie na zabójczą kobietę, która raptownie zarzuciwszy prawym ramieniem, przyjęła impet jego ciosu na naramiennik, po czym płynnym ruchem wyszarpując zza bandoliera nóż, uderzyła łokciem w jego nos, miażdżąc mu go doszczętnie i nie przerywając sekwencji ruchu, cisnęła nim z przyłożenia w szyję oponenta. Przebiwszy stalowym sztychem kluczową arterię, wydała nań nieuchronny wyrok śmierci.

Dotychczas sparaliżowana gwałtownym i brutalnym obrotem spraw Ursula nagle ocknęła się z marazmu i podbiegła do obcej, która beznamiętnie wyrwała nóż z wykrwawiającego się łotra i bezceremonialnie wytarła pokrywającą broń juchę o jego ubranie.
— Dziękuję pani za ratunek! — z wyraźną ulgą dziewczynka okazała szczerą wdzięczność, w ostatniej chwili powstrzymując się przed emocjonalnym ujęciem owiniętego zwojem bandaży muskularnego przedramienia wybawicielki.
— Nie przyszłam tu by ratować z opresji małolaty — wyjaśniła sucho tamta, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem. — Lepiej wracaj do domu.
— Mimo wszystko mi pomogłaś.
Wysoka kobieta nie odpowiedziała, powiodła tylko wzrokiem po okolicy. Po czym najzwyczajniej w świecie ruszyła w dalszą drogę.
— Też kogoś szukasz? — posłała ku jej plecom zaintrygowana dziewczynka. — Może poszukamy razem?
Tamta nie odpowiedziała. Jednak nie odstraszyło to Ursuli. Bezpieczniej jej było zostać z uzbrojoną nieznajomą, niż wracać samotnie do domu. Kto wie, może przy okazji trafi na ślad ojca?

Było już bardzo późno. Dawno dokonał się dzień, ustępując miejsca nocy. Ta zaś oplotła atramentowymi mackami zaułki wąskich uliczek ciasno uplecionych wokół rzędów zaniedbanych domostw i drewnianych chałup. Chmurne niebios sklepienie, szaro cieniowane, zakryło mrocznym całunem brylanty gwiazd i srebrzysty księżyc, niczym dech odbierając miastu dające nadzieję światło. Mroczną draperię wokoło zabudowań mgła lekka owiewała. Do tego wszechobecny odór, który niczym jad zgniłych trupów ciął nozdrza Ursuli zagłębiającej się w ślad za nieznajomą w najniebezpieczniejszy rejon Elidir. I choć zdawałoby się, że jeno duch stąpa po zlanej nieczystościami, nieubitej drodze chłostanej przez świszczący pomiędzy alejkami wiatr, zupełny brak innych odgłosów budził upiory czarnych myśli, zasiedlając każdy zakątek najgorszymi potwornościami. Mimo to obecność małomównej przewodniczki rozpalał ogień odwagi młodej dziewczyny, pozwalając jej raz za razem odpierać paraliżujący strach. Trzymała się jej kurczowo, nie śmiąc jednak podejść na tyle blisko, by pozostawić swój dech na jej plecach. Mimo szorstkiej powierzchowności stanowiła dlań opokę, na której mogła się wesprzeć w tym mrocznym i niebezpiecznym otoczeniu. Prawdziwą ostoję nadziei pośród wszechobecnego morza ciemności.

W końcu dotarły do tajemniczego zmurszałego domostwa. Mimo swego podupadłego stanu odcinającego się od dzielnicy nędzy niczym antyczne thassilońskie popiersie od prymitywnego totemu mitflitów. Nadgryziona zębem czasu zabytkowa kamieniarka i elegancki fronton przydawały mu nobliwego szyku.
— Zaczekaj — wyrzekła do Ursuli nieznajoma, nieznacznie wskazując głową na niedalekie zejście do sutereny.
Następnie pokonała kilka kroków i weszła po granitowych schodach, by zakołatać do grubych, acz nieco zbutwiałych dębowych drzwi. Przez chwilę chyba coś mignęło przy zamku, po czym prostokątny wizjer odsłonił się ze skrzypnięciem, ukazując parę podejrzliwych oczu.
— Ty kto? Podaj hasło.
— Śmierć.
— Co? To nie jest poprawne has…
Dziwny syk już wcześniej zaniepokoił odźwiernego, lecz olśnienie nastąpiło wraz z ogłuszającym hukiem eksplozji, która rozerwała jego ciało na strzępy i odrzuciła w tył razem z odłamkami drzwi i deszczem drzazg. Przejściowo ogłuchła Ursula, która w tym momencie odważyła się wysunąć głowę ze swego schronienia, ujrzała swą towarzyszkę wybiegającą zza obudowującego schody murku i ciągnącą za sobą jakiś ogromny kawał żelastwa. Chwilę później znikła wewnątrz budynku. Po czym ze środka zaczęły dobiegać okropne odgłosy rzezi. By je zagłuszyć, dziewczynka przesłoniła dłońmi uszy. Modląc się w duchu do Erastila, by kobiecie nie stała się żadna krzywda.

Mdląca woń martwej izby biła złem. Szereg potwornie okaleczonych ciał zaściełał posadzkę, nasączając ją szkarłatem. Wojowniczka dołożyła wszelkich starań, by położyć każdego pomazanego przez diabły kultystę. Lecz nie byli to wszyscy. Dlatego zamierzała sprawdzać komnata po komnacie, trzebiąc diabelską plagę w zarodku.

— Spotykamy się ponownie — przemówił magnetyzujący, nieziemski głos. — I znowu nic nie posiadasz. Fortuna kością się toczy, nieprawdaż? Ty biedny głupcze, co niby możesz zaoferować Królowom Nocy? Kogo tym razem zaprzedasz, rozkoszny nikczemniku?
— J-ja... Ja m-mogę z-zaoferować — petent dukał, wijąc się niczym robak u stóp infernalnego bytu. — Mogę z-zaoferować... d-duszę m-mojej cór... ki. Ur...
Wyłamane drzwi trzasnęły z hukiem. Potem rozległ się głośny świst w intensywności podobny do nagłego podmuchu huraganu, a na koniec ogłuszający trzask rozpadającej się w drzazgi podłogi. Akompaniowało mu soczyste mlaśnięcie, ponury odgłos rozstępującego się na dwie połowy, rozpłatanego na dzwonka ciała diabolisty.
— Ładny pokaz — rzekła niewzruszona erynia, klaszcząc bezgłośnie w wyrazie uznania. Jej wcześniejszy rozmówca natomiast zaskamlał żałośnie i zwinął się w kłębek, nie śmiąc nawet drgnąć.
Diablica stała zamknięta pośród starannie nakreślonego infernalnego kręgu, umieszczonego na środku zlanej karminowym blaskiem świec komnaty rytualnej.
— Hm — odniosła się doń zdawkowo skąpana we krwi i wątpiach czarnowłosa, przez chwilę spoglądając nań krzywo, po czym upewniwszy się, że wewnątrz nie ma innych zagrożeń, zaczęła dokładnie studiować piekielne runy.
— Próżny trud — westchnęło uosobienie furii. — Nie naruszysz kręgu. Ani ja tego nie uczynię. A szkoda. Nasz pojedynek mógłby przejść do legendy.
Intruzka tylko delikatnie zmarszczyła brwi. Jej planarna rozmówczyni zaś pokręciła głową z rozczarowaniem.
— Wygląda na to, że nic tu po mnie.
— Jeszcze nie odchodź, czarcie — zakrwawiona kobieta wskazała głową skulonego na ziemi mężczyznę, dociskając go do podłogi pancernym obcasem. — Ten tu ma pakt do zawarcia.

Kiedy wojowniczka wyszła z budynku, zastała kompletnie zaskoczoną nastoletnią dziewczynę w zbrojnej obstawie i w towarzystwie kogoś wyglądającego na dworskiego urzędnika.
— Prawdziwe boskie błogosławieństwo, żeśmy panienkę znaleźli! — przemówił z wyraźną ulgą strojny mąż. — Strach pomyśleć co mogłoby się jej stać w takim nieprzyjaznym miejscu! Tylko pomyśleć, że cudownie odnaleziona, ostatnia żywa krewna barona Wackellena zostałaby pozbawiona swego dziedzictwa zadzierzgnięta przez jakichś oprychów z pospólstwa w cuchnącym zaułku.
Przez chwilę spojrzenie Ursuli napotkało oczy nieznanej wybawicielki, wyglądało na to, że młoda dziewczyna chce coś wyrzec, jednak czarnowłosa gwałtownie obróciła twarz i ruszyła w swoją stronę. Kiedy się oddaliła, jej usta przeciął jedynie cień niewyraźnego uśmiechu.




Pewnego wieczora w przydrożnym lastwallskim zajeździe pojawiła się mierząca sześć stóp ludzka kobieta o surowym obliczu, przeoranym głębokimi rozpadlinami blizn. Miała jasną, delikatnie muśniętą słońcem cerę i kruczoczarne włosy spływające luźnymi pasmami aż do łopatek.


Jej odkryte ramię znaczyły doskonale wyrzeźbione węzły twardych niczym hartowana stal mięśni, lecz ruchy miały w sobie więcej z polującej pantery niźli masywnego niedźwiedzia. Pod zamkniętą powieką ukrywała brak prawego oka, a lewe przedramię zastępowała jej metalowa proteza. Na szyi, tuż za lewym uchem wykonany miała karminowy tatuaż. Okrywała ją czarna opończa z kapturem, pod którą nosiła tego samego koloru pancerz, na który składał się napierśnik, folgowane naramienniki i nagolenniki, narzucone na znoszoną skórznię. Przez opancerzoną pierś biegł szeroki bandolier z wetkniętymi weń nożami do rzucania i przypiętą pojedynczą bombą. Do sztucznej ręki przymocowaną miała samopowtarzalną kuszę, natomiast zdrowe przedramię szczelnie zawinięte w bandaż. Na plecach zawiesiła sobie pokaźny, niemal przerastający ją pakunek, który po odwinięciu okazał się dwuręcznym mieczem o ułamanej głowni. Właściwie to coś było za duże, żeby nazwać je mieczem. Masywne, grube, ciężkie i zdecydowanie zbyt toporne. W istocie był to wielki kawał surowego żelastwa.


Czymś takim można by bez trudu przepołowić wołu. Choć zdrowy rozsądek zdawał się podpowiadać, że żaden zbrojny nie byłby w stanie go podnieść, a co dopiero dzierżyć w walce. Tymczasem kobieta zdołała zdjąć go z pleców przy użyciu zaledwie jednej ręki, wprawiwszy tym w osłupienie wszystkich obserwatorów.

Okazała się typem małomównego odludka o szorstkiej powierzchowności. Mimo to dużo wypytywała szynkarza o diabelskie sekty i widywania infernalnych pomiotów, jakby zapomniała, że jest daleko od granic Starego Cheliax. Jej ciekawość została jednak zaspokojona, gdy przekazano jej pogłoskę na temat przygranicznego, górskiego miasteczka Arwyll Stead. Tym samym zyskała również uwagę garstki awanturników, która także zamierzała się tam udać.

Banda dziwaków ubzdurała sobie, że z nimi podróżuje tylko dlatego, że zmierzała w tym samym kierunku. Nie chciało jej się jednak stanowczo odwodzić ich od tej myśli, dopóki nie wchodzili jej w drogę. Właściwie to praktycznie nie zamieniła z nikim słowa. Aczkolwiek raz miała okazję zagrać w kości z wielbiącym hazard elfem. Po drodze napotkani Lastwallczycy opowiadali, jak to źle się dzieje, co z ust hardego ludu musiało zwiastować coś naprawdę paskudnego. Kat jednak wzruszała na to ramionami. Większy czy mniejszy, stojący na drodze kamień wciąż stanowił przeszkodę, którą należało pokonać i przeć dalej.

Pół klepsydry po minięciu widniejącej na horyzoncie panoramy z fortem Everstand, niespodziewanie z lasu wycwałowały dwa kare konie. Wojowniczka zwinnie uskoczyła przed nacierającymi na nią zwierzętami, posyłając w ich stronę beznamiętne spojrzenie. Zaraz potem zza zakrętu dobiegły jej uszu odgłosy starcia, w tym głosy należące do jakiejś kobiety i nieludzi. Sytuacja wydawała się na tyle naglącą, że nie zamierzała bawić się w podkradanie, tylko udała się prosto w kierunku rozgorzałej walki.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 01-10-2023 o 18:32.
Alex Tyler jest offline