Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2023, 07:46   #20
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
I tak, w jednym momencie, zagrożenie okazało się śmiertelne, a cały plan wziął w łeb…

Rath nie mógł czekać. Może był to boski przymus? Może gniew tańczący w jego umyśle? A może płomienie spalały go od środka i szukał każdej wymówki by dać się im wymknąć na powierzchnię? Nie czekając na dalszy rozwój wypadków zerwał się, przeskoczył kilka kroków w kierunku goblinów, unosząc przy tym święty symbol wysoko w górę. - SARENRAE! WYGŁOŚ SWÓJ SĄD! - ryknął, a wraz z ostatnią sylabą z jego ciała wystrzeliła kolumna śnieżnobiałego ognia paląc wszystko na swojej drodze. Wychwyciwszy to jako sygnał do ostrzału, Burda poprawiła atak kolegi, odpalając bełt z kuszy. Kula ognia rozbryzła się w samym środku kotłowaniny goblinów rozrzucając ich i podpalając. Część z nich zwinnie uskoczyła pomimo zaskoczenia, jednak jeźdźcy na szczurach byli zbyt wolni. Wokół roległ się ich agonalny krzyk gdy spopielone zwłoki padały na ziemie. Tych, którzy próbowali się jeszcze poderwać, ustrzeliła Burda.
Nie udało im się w pełni zaskoczyć goblinów, ale w umyśle orczycy nie oznaczało to porażki, a jedynie zmianę okoliczności - zamiast być częścią haczyka, ona i Rath stali się przynętą i ich zadaniem było teraz zaciągnąć gobliny pod ostrzał reszty ekipy, która pozostała w dogodnej pozycji, niewykryta.
Alrok zbliżył się do krawędzi skarpy, wzywając ponownie totem strachu, jednak na widok wrogów sam też poczuł w sercu jego zimne ukłucie– nie mieli do czynienia z ledwie kilkoma bandytami, zielonoskórych była cała chmara, do tego miał wrażenie, że ich broń i pancerze wyglądały znajomo. Może to tylko złudzenie wywołane adrenaliną i zmęczeniem, ale czy tak samo nie byli uzbrojeni ci, którzy odpowiadali za masakrę jego plemienia? ~Nie teraz!~ szaman zganił się w myślach, koncentrując na tu i teraz, a dokładniej na goblinie, nazywanym Glarrem, którego właśnie ugodził wystrzelony przez Variela bełt. Z pewnością nie był wyszkolony w walce, co biorąc pod uwagę jego przywództwo nad pobratymcami sugerowało jedno: magia. Jeszcze coś zwróciło uwagę szamana – ubrania goblina i sierść jego wilka poznaczona była spalenizną i plamami sadzy, jednak na jego skórze nie widać było świeżych oparzelin czy blizn.
- Rath, płomienie nie będą się imały szamana, skup się na pozostalych - krzyknął, samemu wypuszczając niecelną strzałę w stronę wroga, a następnie szukając osłony za jednym z drzew.

To był moment, w którym szczęście ostatecznie przestało im sprzyjać. Kolejny wystrzelony przez Variela bełt chybił, a płomienie, które siały spustoszenie wśród goblinów, momentalnie zgasły, gdy tylko Glarr wykrzyczał jedno słowo mocy. W tym samym czasie jego wilczy wierzchowiec, prowadząc grupę pokurczy, rzucił się na Ratha, bez trudu wbiegając na skarpę od drugiej strony. Sarenita uskoczył przed zębiskami, ale noży i tasaków zielonoskórych było zwyczajnie zbyt wiele. Tak samo jak strzał wystrzelonych przez łuczników w miejsce, w którym kryli się pozostali. Na nic zdały się ciężkie pancerze i szukanie osłon – grad pocisków i tak poranił całą trójkę. Pierwszy otrząsnął się z tego Velius. Wielokrwisty ułamał wystającą mu z ramienia strzałę i zeskoczył ze skarpy, w locie wyciągając już osadzony na długi drzewcu młot. Nie zaatakował jednak, czekając na reakcję łuczników, którzy nagle znaleźli się tuż pod jego nosem – tą chwilę wykorzystał Hobb, ciskając w wojownika zawiniątkiem, które eksplodowało glutowatą substancją, która niemal zupełnie unieruchomiła Veliusa.
Burda i Rath czym prędzej umknęli od morderczych tasaków, zeskakując na leżący kilka metrów niżej trakt. Alrokowi przeszła przez głowę myśl, że mnich mógł nawet nie zauważyć, jak szamańska magia w ostatniej chwili dodała mu energii, w końcu skupiony był przede wszystkim na przyzwaniu kolejnej kuli ognia. Tym razem jednak gobliny były na nią przygotowane, i rozpierzchły się, przypłacając to tylko osmalonymi pancerzami.

Sytuacja była naprawdę dramatyczna – najrozsądniejszym byłoby brać nogi za pas, ale Alrok nie mógł się do tego zebrać. Znali się krótko, ale walczyli razem, nie mógł stracić kolejnych towarzyszy. Zwinnie zeskoczył ze skarpy, przetaczając się po drodze, by znaleźć się jak najbliżej Ratha. Płomienie kapłana były ich największą nadzieją na zwycięstwo, lub przynajmniej zabicie jak największej ilości goblinów, dlatego wypowiedział słowo mocy i wraz z silnym podmuchem zimnego wiatru dotknął jego ramienia, lecząc rany. To jednak nie zdało się na wiele, na długo.
Gdzieś zza goblińskiej chmary usłyszał inkantację Glarra, po której w ich stronę pomknęła ognista kula, eksplodując i raniąc ich dotkliwie. Jakby tylko na to czekając, pozostałe gobliny skoczyły na nich w szale wrzasków i tasaków. Czując, jak jego skóra płonie, Alrok ujrzał zamachującą się na nie Burdę.
- Buail! - wycharczał, udzielając jej mocy, siły i agresji, dzięki czemu ostatnim, co zobaczył, było ostrze półorczycy dekapitujące dwóch rzucających się na nią zielonoskórych. Potem poczuł już tylko pchnięcie noża, świat przechylił się na bok i zapadła ciemność.
~Wracam do domu~ pomyślał jeszcze, zanim jego świadomość zgasła.

Wokół jednak wciąż toczyła, a raczej kończyła się walka. Łucznicy odskoczyli od Veliusa, który spowolniony przez pokrywającą go maź nie był w stanie trafić żadnego z nich, po czym potraktowali bohaterów kolejną salwą, powalając wszystkich poza wielokrwistym. Niewiele to zmieniło, gdyż zaraz potem dosięgnął go oszczep ciśnięty przez Hobba. Wojownik stał jeszcze przez moment, po czym padł nieprzytomny.

Grupa śmiałków poległa, broniąc napadniętej przez gobliny karawany - czyżby taki miał być koniec ich opowieści?
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem