Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2007, 23:26   #12
Mortiis
 
Reputacja: 1 Mortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znany
- Poradzę sobie- usłyszał od doktorka.
-To dobrze, że sobie poradzisz.- odpowiedział. „ W końcu nie powiedziałem, że JA chce Ci pomóc.”
-Mam tylko nadzieje, że nie padniesz na zawał dodał, a po tonie głosu można było poznać, że się dobrze bawi rozmową z profesorkiem.

Bardzo lubił sztuczki Rought. Była prawdziwą mistrzynią. Gdy tylko został poproszony o oddanie karty uśmiechnął się. Trzymając kartę w 2 palcach pokazał ją wszystkim zebranym a następnie z rozbawianiem ukłonił się, za co natychmiast oberwał od Rought.
Słuchał jej przemowy. Widać kursy retoryki nie poszły na marne. Trzeba jej przyznać, że umie przemawiać. Kiedyś będzie bardzo dobrą naczelniczką. Gdy on jej słuchał, niektórzy z „wybranych” już nie bardzo. LaBay pewnie rozmyślał jaki to on wspaniały i niezastąpiony jest.Walters pewnie też nie słuchał. W końcu to tylko prosty robol, co on tam może wiedzieć o przemowach.

Ruszył za Rought praktyczni w tym samym momencie, gdy pociągnęła go za rękaw. Szli wolno, żeby każdy mógł nadążyć. Piasek pustynie chrupał pod butami. Nie odwracając się Andy wysłuchał monologu doktora:
-Nazywam się Edmund LaBay, jak prawdopodobnie państwo wiedzą, jestem lekarzem medycyny. Jestem odpowiedzialny za składanie was do kupy, w razie wypadków…
- Tak, tak, wiemy, kim jesteś. Odpowiedział bez entuzjazmu z lekkim znudzenie - Tylko powiedz mi, doktorku, kto poskłada Ciebie „w razie wypadku”? Obrócił się przez ramię i można było zobaczyć ironiczny uśmiech na jego twarzy. – Wiesz… wszystko się może zdarzyć
Oczywiście zaraz potem przyszła pora Waltera żeby się przedstawiać. Koleś konkretny, nie gra ważniaka, ale chyba trochę za dużo bierze czegoś. W końcu ileż można patrzeć się na starą widokówkę no i do tego jeszcze łzy mu lecą jak się na nią patrzy. Pewnie się załamał. Biedaczek. 15 minut poza kryptą a już oczy mu łzawią.
- A wiesz Rought przypomniało mi niecoś. Czy wiesz, kto ZAWSZE ginie jako pierwszy w filmach? Odwrócił się twarzą do przyjaciółki i wyszczerzył zęby w niewinnym uśmiechu.
Rought uśmiechnęła się do niego podejrzliwie.
- Nie wiem, choć na pewno nie kobieta, w końcu ktoś musi podciągać jakość filmu do napisów końcowych. Andy zaśmiał się na głos.
-No tak, racja. Haha. Ale pierwszy ginie czarny. Jego uśmiech się jeszcze bardziej poszerzył - Czarny, jeśli jest w jakieś drużynie, paczce, ZAWSZE ginie jako pierwszy
Jeszcze przez chwilę było słychać śmiech Ande’go i Rought.
Głos Jim’a ich zatrzymał. Gdy Rought się odwróciła zaczął zdawać raport.
-Kapral Jim Vay melduje się na rozkaz …Andy nie znał się na wojskowości, ale raport jego zdaniem był całkiem profesjonalny.

Powiało. Wiatr z piaskiem i chłodem przemknął przez pustynię nie oszczędzając „podróżnych”. Andy zapiął szczelniej kurtkę. Po co ma się przeziębić na samym starcie misji.
Bezkres pustynie rozciągał się aż po sam horyzont. To będzie ciężka przeprawa. Nikt z nich nie był jeszcze w takiej sytuacji. W takim miejscu. No może oprócz Jim’a Vay. Ten to pewnie czuje się jak w domu.

- Ah… Bym zapomniał Andy odwrócił się do towarzyszy ze szczerym uśmiechem na twarzy. Jestem Andy O’Relly. Jestem instruktorem walki. I jestem tu z oczywistych celów. Uśmiechnął się i odwrócił głowę. Oczywistych dla mnie Dodał już suchym tonem. Nie było już w nim tej nuty rozbawienia, jaką do tej pory można było zauważyć…
 
__________________
Give me your soul, give me your black wings
I'm the Devil, I love metal !!
I'm the Devil I can do what I want !!
Mortiis jest offline