Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2007, 23:54   #91
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Kraków, 11 czerwca 2007, ok. 18.45-21.00 Jacek Kryczyński
Nie bardzo wiedział, co począć z posiadanymi informacjami. Nie znał Lisieckich, nie wiedział, czym jest „Deus Ensis”. Żadnego punktu zaczepienia. Przez pijane widy przebiła się jedna trzeźwa i ostra niczym ostrze brzytwy myśl. Że ma mało czasu, że prędzej czy później znajdą świadków, albo zdobędą namiary kamer i go dorwą. A za zamach na Diakonat… po raz kolejny spocił się ze strachu, tym razem na myśl tortur, których pewnie by mu nie oszczędzono. A potem myśli poczęły mu się mieszać… Zamach… Diakonat na Montelupich… SABO… Walki na Ukrainie… Pełne nienawiści przemówienia Prymasa… I biały krzyż Milicji Bożej przesłaniający wszystko. Wreszcie zapadł w niespokojny sen.

Julia Lisiecka, Antoni Dyszak
Lisiecka mogła tego nie wiedzieć, wszak była cywilem, nienawykłym do takich rozgrywek, ale Dyszak powinien sobie zdawać sprawę z tego, co próbują zrobić. I gdzieś tam pełna niepokoju myśl zakiełkowała, jaki to ma sens? Zamierzali wrócić do bazy wojskowej, o której niczego nie wiedział. W której personel reaguje nerwowo na każdego intruza. I do tego prawdopodobnie brali ze sobą kilkuletniego syna Julii. To przedszkole czy co?
Julia tuliła do siebie chłopca, który z rezerwą spoglądał wielkimi, brązowymi oczyma na Dyszaka. Ten tylko się skrzywił i przyjrzał się dokładniej broni, którą dostał od Julii. No tak, i nawet jej nie użyje, pomyślał ze złością. W mocowaniu pozwalającym strzelać z tej armaty był czytnik. Pewnie na odciski palców czy cholera wie co. Pewnie to spersonalizowana broń. Przy tym poziomie elektroniki blokada na całego. Dla Dyszaka póki co był to ultratechnologiczny śmieć z tworzyw sztucznych i stali. Może ktoś umiałby to odbezpieczyć, pewnie to nie zamek w sejfie, ale teraz nijak się nie dało tego zrobić. Jedyną sztukę broni posiadała Lisiecka, ale po zajściu z gospodynią po dobroci mu jej nie odda. Dyszak powtórnie zaklął w myślach. W sumie błąd za błędem. Upojony zabijaniem pomyślał, że jest jakimś Bondem, a wychodziło, że nawet nie był Borewiczem. Teraz dał się wymanewrować jak dzieciak żonce jakiegoś wysokiego urzędnika. Pewnie innego diakona. Pewien siebie wlazł tu do mieszkania nawet nie myśląc, czy ktoś ich nie obserwuje, czy ochrona już go nie zarejestrowała, a skoro to wszystko w mediach nadają, to cholera wie, czy już tu Wydział V nie jedzie.


Zofia podeszła do Julii i po cichu zamieniła z nią kilka słów. Potem przyklękła przed chłopcem i zaczęła mu coś tłumaczyć. Oczy chłopca zaszkliły się, a potem pierwsze łzy popłynęły po pucułowatych policzkach. Piotr jeszcze mocniej przywarł do matki, lecz Zofia nie kapitulowała. Kilka minut później chłopiec z niechęcią pożegnał się z matką. Dyszak odetchnął z ulgą, przynajmniej tyle. Co prawda zostawiał za sobą żywego świadka, ale po tym, co widział, nie sądził, by Zofia nakapowała na Julię, że zadaje się z „sowieckim szpiegiem”.


Wyszli z domu. Antoni odruchowo rozejrzał się, jednakże nie zauważył niczego podejrzanego. Zresztą wiedział, że jeśli ktoś chce ich obserwować może to robić na setki sposobów, nie będąc zauważonym. Teleobiektyw na podczerwień w UAV na wysokości 800 metrów, wideo pluskwy rozmieszczone na ogrodzeniach (w takich dzielnicach to typowe), czy klasycznie – grupa inwigilująca w wozie. Tanie, proste i skuteczne. Julia wsiadła do poloneza, którym przyjechali tu kilka godzin wcześniej. Co prawda Dyszak sugerował, by jechali wozem męża Julii, ta jednak krótko, nie patrząc na ex-diakona odrzekła, że wozu nie ma. Pewnie mąż zabrał. Antoni czuł narastający niepokój. Kradzionym wozem? Jeśli tamten gość już powiedział Milicji o zajściu, to dane poloneza mają już w osobistych komputerach wszyscy diakoni.


Ruszyli w kierunku „Adama”. W normalnych warunkach na miejsce dojechaliby w kilkanaście minut, ale to nie były normalne warunki. O tej godzinie jeszcze nie zapadł zmierzch. Wciąż było jasno, jednak ulice opustoszały. Wszędzie roiło się od patroli Milicji bożej. Na co drugim skrzyżowaniu stał opancerzony „Herod” z grupą diakonów z Wydziału VI, specjalizującego się w zwalczaniu zamieszek. Nad głowami krążyły helikoptery, niejednokrotnie „Archanioły’ z komandosami Wydziału V. Nawet Lisiecka powoli zaczynała czuć, że to nie jest nawet szaleństwo, lecz zwykłe samobójstwo. Jechała powoli, starając się nie złamać żadnych przepisów. Przed chwilą widziała, jak diakoni wywlekli z zatrzymanego przed blokada opierającego się kierowcę. Teraz wytłukiwali z niego życie długimi, czarnymi pałkami z twardej gumy.


Minęli kolejną blokadę, skręcają w wąską uliczkę. Przebili się dalej, mijając telebim, z którego nadawali komunikat Milicji Bożej. Ogromna twarz Dyszaka patrzyła z ekranu, a z głośników emitowano raz za razem ostrzeżenia przed niebezpiecznym przestępcą. Dojechali do kolejnego skrzyżowania, stojący przy nim diakon machnął ręką. Julia i Antoni momentalnie się spocili, ale… To nie do nich tym razem. Zielona mazda zatrzymała się przy poboczu. Widzieli, jak kierowca nerwowo szuka dokumentów w schowku. Do jego wozu zbliżało się trzech diakonów z karabinkami szturmowymi wycelowanymi w przednią szybę. Lisiecka zauważalnie przyspieszyła. Dyszak widział strach w jej oczach. Przejechali już ponad połowę drogi. Wtedy Dyszak ich zauważył. Trzymali się kilkadziesiąt metrów za nimi. Wielki, czarny Piłat produkowany w Radomiu na licencji land rovera. Opancerzony wóz patrolowy wykorzystywany przez diakonów. A skoro ich widział, to pewnie nie kryli się zanadto i już po chwili wiedział dlaczego. Pułapka!


Nagle z nieba dobiegł ich elektronicznie wzmocniony głos:


- Ciemnozielony polonez. Natychmiast zatrzymać się! Tu Milicja Boża! Ciemnozielony polonez. Natychmiast zatrzymać się! Ręce w widocznym miejscu! Jakkolwiek opór spotka się ze stanowczą odpowiedzią!

'Nindża" - w malowaniu cywilnym

Potworne uderzenie adrenaliny niemal poderwało Dyszaka z siedzenia. To musiało się tak skończyć. Spojrzał przez boczne okno w górę. Nad ich głowami zawisła czarna, drapieżna sylweta śmigłowca bojowego. To nie był „Archanioł”! To jebany „Nindża”, jak diakoni nazywali śmigłowiec klasy stealth „Oko boga”, zakupiony niedawno przez milicję Bożą do inwigilacji i obserwacji. Pieprzony cud techniki nafaszerowany elektroniką niczym bażant śrutem. Z wyciszonym wirnikiem, modułem walki elektronicznej, systemem obserwacji taktycznej oraz kaemem 12,7 mm. Jakby dla poparcia własnych słów pilot śmigłowca pociągnął krótka serią ledwie metr przed maską poloneza, udowadniając precyzji celownika laserowego. Julia mocno nadepnęła hamulec. Stary polonez s piskiem opon zahamował. Na to czekali diakoni w Piłacie. Wyraźnie przyspieszyli, zatrzymując się o metry od ich wozu Julii i Antoniego. Jeszcze w biegu wysiadło z niego czterech komandosów Wydziału V z wycelowanymi w nich karabinkami „Bicz Boży”. Dyszak pomyślał krótko: „Mam przejebane”.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 24-09-2007 o 23:59.
kitsune jest offline