Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2023, 00:15   #161
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie cofnęła się przed nim. Z twarzą płonącą od rumieńca oraz wargami drżącymi od wciąganego w płuca niespokojnego oddechu, Eshte odważnie próbowała przetrwać to drażnienie się czarownika. Stanęła w lekkim rozkroku, aby nie zostać zmiecioną jego czarem, dłonie wsparła na biodrach i jeszcze podbródek wysoko uniosła.

- Coś za bardzo ci się spodobało to małżeństwo. - Jej syknięcia, chociaż przeznaczone tylko dla uszu mężusia, nie były tak przyjemne w brzmieniu jak jego pomruki. - Mam ci przypomnieć, jak to po usłyszeniu plotek o naszym narzeczeństwie byłeś tak wściekły, że bezczelnie przerwałeś mi kąpiel i domagałeś się, abym wszystko wyjaśniła Hrabiemu? Może powinieneś bardziej się skupić na obmyślaniu sposobów uwolnienia nas od tego kłamstewka, a mniej na… - Zmierzyła go spojrzeniem, dodając - …na tym co teraz robisz. Na tym co ostatnio cały czas robisz.

- Dlaczego muszę zawsze rozwiązywać problemy, w które się pakujesz? Owo kłamstewko urosło za bardzo, bym nawet próbował
- odparł czarownik splatając razem ramiona niczym rozczarowany rodzic . - I co niby takiego robię, co? To nie moje palce wczoraj bezczelnie macały moją męskość, tylko twoje. I to nie ja teraz uroczo się czerwienię - westchnął ciężko. - Poza tym moja droga małżonko… gdybym naprawdę był taki chciwy twoich krągłości, to czy rozmawialibyśmy na ulicy… czy może nadzy w łóżku raczej? Gdybym był takim lubieżnikiem za jakiego mnie uważasz… czyż nie powinienem częściej spełniać moich… gróźb względem twojej cnoty?
Łajdak uśmiechnął się bezczelnie, dodając żartem - Jeśli powinnaś mnie za coś łajać, to za to że nie dorastam do twoich oczekiwań. Za mało cię obłapiam, za mało całuję, za mało tulę bym mógł zasłużyć na tytuł jakim mnie obdarowałaś.

- Za mało?!
- Gdyby sztukmistrzyni Meryel miała w sobie zadatki na wydelikaconą panieneczkę, to taka śmiała sugestia przyprawiłaby ją o omdlenie. Zamiast tego prychnęła głośno, dając ujście swojemu niedowierzaniu.
- Niedorzeczność. I nie sądzę, aby kłamstewko aż tak bardzo się utuczyło. Wystarczy jedno zerknięcie na moje palce, aby ktoś poddał je w wątpliwość. - Uniosła jedną rękę i rozcapierzając szeroko palce, poruszyła nimi przed szkiełkami mężczyzny, żeby mógł się im dobrze przyjrzeć. - Czegoś tutaj brakuje, prawda? Czegoś błyszczącego złotem i srebrem, zdobionego dużym barwnym kamieniem… och, albo kilkoma.

Czegoś drogiego, to miała na myśli.

- Czyżbyś oczekiwała pierścienia? Ze wszystkimi tego konsekwencjami? Myślałem, że to małżeństwo miało być udawane - zapytał ironicznie czarownik, przyglądając się palcom kuglarki. - Zakładając taki pierścień na palec kobiecie, uczyniłbym ją… moją jedyną prawdziwą… małżonką. Zwłaszcza tak drogi pierścień jakiego ty oczekujesz.

- No patrz, a ja myślałam, że do zawarcia małżeństwa potrzebny jest kapłan, nie świecidełko…
- Kuglarka własną ironią odparowała jego całkiem absurdalny pomysł. Więcej sensu słyszała w słowach szaleńców zwiastujących koniec świata przy okazji każdego chudnięcia księżyca.

Wzruszyła ramionami, po czym przyjęła ton głosu taki… taki od niechcenia, jak gdyby to wcale nie na błyskotce jej zależało. Jak gdyby była ona jedynie przyjemnym ciężarem, który Eshte była gotowa przyjąć na swe paluszki. - Po prostu wyobrażam sobie, że takie świecidełko w końcu zamknęłoby usteczka Paniuni, a więc i ja już nie musiałabym się z nią wykłócać. Pierścień z największym, nawet najdroższym kamieniem chyba nie jest zbyt wysoką ceną za spokój, co?

- Z pewnością. Dlatego nie będziesz miała problemu z zapłaceniem jej?
- zapytał czarownik z szerokim uśmiechem na obliczu. - W końcu… bardzo cenisz spokój?
Dając wyraźnie do zrozumienia, że nie ufunduje jej żadnego pierścienia.

- To ty się ze mną wykłócałeś, żebym podwinęła pod siebie ogon i potulnie kiwała głową na każdą zniewagę padającą z usteczek Paniuni. Och, jakież byłoby to łatwiejsze, gdybym miała na palcu pierścień odwracający moją uwagę od gadania tamtej… - westchnęła elfka głośno, w równie teatralny sposób przyglądając się swoim palcom. Smutnym i gołym palcom, na których jednak oczami wyobraźni widziała świecidełko lśniące wyjątkowo mocnym blaskiem drogocennych kamieni.

- Z pewnością byłoby ci łatwiej. Ale też wymachiwanie jej przed twarzą takim drogocennym dowodem mojej... miłości, działało by na nią jak płachta na byka - westchnął Ruchacz i wzruszył ramionami. - Niemniej jeśli się nadarzy okazja kupię ci srebrną obrączkę. A dokładnie to kupię pierścień zbroi umysłu. Tyle, że to musi być okazja… bowiem są rzadko dostępne do nabycia i jeszcze rzadziej tanie. Prawdopodobnie będziemy się musieli obejść smakiem.

Było to ogromne obniżenie oczekiwań sztukmistrzyni, niemniej ta propozycja Thaaneeekryyysta przyprawiła jej usta o rozdziawienie się nie tyle w zwykłe „o”, co w naprawdę pokaźne „O”. A potem o rozchylenie się w łakomym uśmiechu.

- A mocno błyszczy taka obrączka? - pytała ruszając uliczką razem z czarownikiem, który nagle zyskał na jej zainteresowaniu. W swoich pytaniach skupiała się na tym, co było dla niej najważniejsze, w tyle zostawiając niezwykłe właściwości świecidełka. - I naprawdę jest aż taka droga? Ile wozów można za nią kupić?

- Myślę, że… całą karawanę nawet
- stwierdził mężuś, gdy oboje mijali sklepik miejscowego kapelusznika, sądząc po asortymencie towarów prezentowanych na wystawie. Typowe kapelusze gnomów.

Elfka zatrzymała się w pół kroku, odwróciła i, niczym pies idący za swoim nosem prowadzący go do kuszącego zapachu, zbliżyła się do okien sklepiku. Tam przyjrzała się kapeluszowi.

- Nienajgorszy. Ładne ozdoby. Ale zdecydowanie zbyt czarny jak dla mnie - oceniła krytycznie, jak przystało na znawczynię oraz kolekcjonerkę akurat tego elementu garderoby. Spróbowała zajrzeć przez okno do środka. - Zwykle wolę sama tworzyć moje kapelusze, aaaaale może akurat sklepikarz będzie miał jakiś zdobiony dużymi, barwnymi piórami? O! Albo mieniącymi się smoczymi łuskami? Chodźmy zobaczyć!

Nie czekając na reakcję mężczyzny, tak jak i on nie pytał ją o zdanie przed wejściem do poprzedniego sklepiku, Eshte chwyciła go za rękę i wciągnęła do środka.

- Albo… magicz.. nymi…- wydusił z siebie czarownik wciągany do sklepiku z niespodziewaną siłą jak na tak drobną elfkę. Ta już wypatrzyła pierwszą potencjalną zdobycz: kolorowy kapelusz z pawim piórem i zatkniętą kartą.


Krzykliwy w mało gustowny sposób, jako że gnomy lubowały się w krzykliwości aż do przesady. I ten kapelusz był tego przykładem.

- Ach… doskonały wybór, jestem z niego szczególnie dumny. - Usłyszeli za sobą. Z ust małego wąsatego gnoma, którego ciemnoniebieska czupryna, jak i końcówki wąsów, były zabarwione na kolor szafranowy. Skórzany i mało kolorowy strój, z dużym fartuchem sugerował, że nie tylko sprzedawał kapelusze, ale i je robił. W kieszeni jego fartucha tkwiło kilka różdżek zdobionych drobnymi półszlachetnymi kamieniami.

- Rzeczywiście wspaniały! Mogę przymierzyć? - zapytała Eshte wyciągając łapki ku przepięknemu i jakże stylowemu (przynajmniej w jej oczach) kapelusikowi. Oczywiście była zbyt niecierpliwa i zbyt chciwa, aby czekać na pozwolenie, więc po prostu ujęła dzieło gnoma w dłonie i usadziła na swojej głowie. Szybko wypatrzyła lustro i wpatrzyła się w swoje odbicie.

- Wprawdzie te kolory nie będą pasowały do stroju, który przygotowałam sobie na dzisiejszy występ, ale na szczęście nigdy nie można mieć za dużo kapeluszy, co nie? - mówiła przekręcając głowę, niczym barwny ptaszek przyglądający się swoim ozdobnym piórkom.

- Ten coś potrafi? - Jej mężuś skupił się na innych detalach.

Gnom pokiwał głową, wyjaśniając dumnie - O tak, wystarczy wyjąć kartę i zacznie błyskać tęczowymi kolorami. Ci którzy są blisko niego, poza właścicielem oczywiście, ulegną oślepieniu na kilka chwil. Po czymś takim potrzebuje poleżeć dzień na słońcu, by magia w nim się odnowiła. I włożyć oczywiście kartę na miejsce.

- Interesujące
- podsumował zamyślony Ruchacz.

Eshte opuściła rękę, która unosiła się ku kapeluszowi wraz ze słowami wypowiadanymi przez gnoma. Chętnie zobaczyłaby sobie tę tęczę, ale nie kosztem oślepienia tego małego geniusza potrafiącego połączyć magię z jej ulubionym elementem garderoby. Wszak to właśnie on otworzył właśnie przed nią całkiem nowy, jakże zachwycający świat magicznych kapeluszy. I ona, sztukmistrzyni Meryel, zamierzała go dokładnie zwiedzić.

Roziskrzonym spojrzeniem spróbowała objąć wszystkie nakrycia głowy wystawione w sklepiku.
- A czy któryś z nich strzela fajerwerkami? Albo wypuszcza ze środka ogniste ptaki? Och! - Przyklasnęła dłońmi w porywie własnej wyobraźni - Albo małe, ogniste smoki?

- Nie… nie wydaje mi się. Jest jeden, który ryczy jak osioł, gdy zostaje skradziony
- zastanowił się głośno gnom. - Mam jeden, do którego można włożyć małe przedmioty i wyjąć, gdy są potrzebne… ale nic z ognistymi ptakami czy smokami.

Jakże drastycznie odmienne w brzmieniu było kolejne „och” padające z usteczek kuglarki, kiedy musiała się zderzyć z rzeczywistością, która nie była tak magiczna, jak sobie wymarzyła w pstrokatej głowie.

- Czyli… żaden z nich nie strzela fontanną wielokolorowych fajerwerków? Żaden nie wypluje z siebie migoczącej chmury motyli? - dopytywała się z nadzieją, że gnom nagle jej przerwie i wskaże kapelusz, najlepiej zdobiony pióropuszem piór lub figurką małego smoka, spełniający jej wymagania. - Z żadnego nie wyleci skrzydlaty prosiak w koronie?

- Noo… nie… ale za to wyrabiam też i rękawiczki. Taka robota na boku, monotonia pracy przy kapeluszach bowiem zabiłaby bowiem inwencję
- Gnom podszedł i otworzył szafkę odsłaniając jej zawartość. Czarne pazurzaste rękawice z czerwonymi akcentami.
- Rękawice smoczego oddechu… iluzyjne - wyjaśnił dumnie. - Kierujesz dłoń w rękawicy w kierunku wroga wypowiadasz słowo i dłoń zmienia ci się w smoczą paszczę ziejącą ogniem. Wszystko to jest iluzja, ale łotrzyki w ciemnej alejce portowej narobią w gacie ze strachu na ten widok. Zasilane kryształem. Jedno ładowanie starcza na jeden strzał.

- Smoczą paszczę, co?
- Te słowa ponownie rozbudziły zainteresowanie Eshte, więc zbliżyła się i zajrzała do szafki. Tam uważnym spojrzeniem przyjrzała się rękawicom, aż w końcu wydała nad nimi swój wyrok. - Trochę za ciężkie, abym miała je nosić na co dzień. I tylko zawadzałyby w trakcie moich występów…

Wyprostowała się i westchnęła ciężkawo.

- Wygląda na to, że weźmiemy tylko ten kapelusz co mam głowie. O, i ten, co to można w nim ukrywać różne rzeczy. - Lisi uśmieszkiem wymalował się na jej wargach, zdradzając zamiary związane ze sztuką znikania cennych przedmiotów. - Ten na pewno mi się przyda.

- Wolę nie wiedzieć do czego ci się przyda. Masz talent do pakowania się w kłopoty
- podsumował jej wybór Ruchacz, po czym zabrał się za płacenie i pakowanie zakupionego towaru wraz z gnomem. I innymi sprawami będącymi poniżej zainteresowań, coraz bardziej zadowolonej z sytuacji artystki. Pójście na zakupy z koch… mężusiem okazało się wspaniałym pomysłem.

- Ja nie szukam kłopotów, to one jakoś zawsze mnie znajdują - skwitowała Eshte, zbyt zadowolona z zakupów (opłacanych przez mężusia, co też miało duży wpływ na jej dobry nastrój), aby oburzyć się sugestią czarownika. Ale mimo to jego słowa podsunęły jej nowy pomysł.
- To może któryś z tych kapeluszy potrafiłby uczynić mnie niewidzialną? Albo mógłby sprawić, że zniknie ktoś inny? - dopytywała się podekscytowana na samą myśl. Posiadała całą listę osób, których zniknięcie uczyniłoby jej życie cudownie łatwiejszym i przyjemniejszym. Zadziwiająco to wcale nie Pierworodny znajdował się na jej szczycie.

- Takie uroki wplata się raczej w płaszcze lub inne duże elementy garderoby. Nie kapelusze. Elementy ubrania, które ukrywają przed spojrzeniem, muszą okryć całe twoje ciało i twarz - odparł gnom.

Czarownik zapłacił za zakupy i wyszedł wraz z kuglarką ze sklepu, po czym ruszył w kierunku, którego Esthe nie spodziewała się po nim. Sklepu z biżuterią.
Serce elfki zabiło nagle gwałtowniej niż powinno, a policzki zaczerwieniły. Co jeśli da jej pierścionek zaręczynowy, co jeśli… rzeczywiście staną parą małżeńską? Była to wizja całkowicie niedorzeczna, ale… Ruchacz potrafił ją nieraz zaskoczyć swoim zachowaniem.

Sztukmistrzyni nigdy się nad tym nie zastanawiała (bo i po co?), ale czy ślubne świecidełka miały w sobie jakąś przedziwną magię? Taką co to wiązała ze sobą dwójkę osób, nawet wbrew chęci jednej z nich, najczęściej tej młodszej i ładniejszej? Och, niedoczekanie tego łajdaka! Przejrzała jego plan i nie pozwoli mu się zaobrączkować, niczym jakiś byle gołąb!

Eshte była sprytna, ale nie głupia. Nie miała zamiaru przepuścić takiej okazji do pooglądania sobie biżuterii. Szczególnie, że obecność szlachciurskiego mężusia chroniła ją przed zostaniem wyrzuconą ze sklepiku.

- Dobrze pomyślane. Będę mogła wypróbować ten kapelusz do ukrywania w nim rzeczy - pochwaliła go półgębkiem. Ze wspomnianym kapeluszem obejmowanym dłońmi, a drugim dumnie zdobiącym jej głowę, żwawym krokiem ruszyła, żeby wejść do środka.

- Nie próbowałbym okradać gnoma. Specjalizują się w wybuchowych pułapkach na złodziei. Dosłownie - wtrącił sceptycznie Ruchacz, gdy nagle elfka stanęła. Bo jej uwagę przyciągnęły pierścionki na wystawie. Nie tak wyrafinowane jak elfie, nie tak kanciaste jak krasnoludzkie.
Po prostu… ładne. Błyszczące.




Eshte zagwizdała cicho, po czym doskoczyła bliżej i prawie przykleiła twarz do okna, żeby lepiej przyjrzeć się świecidełkom.

- Chcę ten z dużym, niebieskim kamieniem. I ten fikuśny z zielonym. I jeszcze ten ze ślepiami i skrzydłami, wygląda trochę jak smok albo inna gadzina. Ten ze skrzydlatym mieczem też jest nie najgorszy. - W swej chytrej naturze upodabniającej ją do sroki, kuglarka nie tyle wybierała pomiędzy pierścieniami, co po prostu chciała je wszystkie. WSZYSTKIE. Ciekawym było, że sama na co dzień nie nosiła żadnej biżuterii oprócz kolczyków.
Na moment odkleiła się od okna, przestała też stukać w nie palcem wskazującym, i podekscytowana zerknęła na Thaaneeekryysta - Myślisz, że one też są magiczne?

- Oczywiście mój dziubasku…
- odparł przesadnie słodko i głośno czarownik, nagle chwytając kuglarkę za pośladek i władczo przyciągając do siebie. Publicznie macając jej zadek łajdak zaczął cmokać jej ucho, szepcząc przy tym cicho. - Śledzi nas szpieg Henrietty, postaraj się zostać w roli.

Lubieżny pomruk, który wyrwał się z ust elfki, nie był aktorskim popisem kuglarki, ale można go było temu przypisać. Niestety Eshte nie musiała udawać przyjemności, gdy czuła jego pieszczoty na swoim uchu. No i dłoń na pośladku… ona też była… przyjemna. Ale wszystko to na widoku!
Niemniej obecność szpicla Paniuni oznaczała, że ten wredny babsztyl dowie się o „wielkiej miłości” jej wybranka do kuglarki właśnie.

- Szpieg, co? - burknęła Eshte od razu podejrzewając, że mężuś zwyczajnie chciał ją sobie pomacać, a ten cały pupilek hrabianeczki był tylko mało przekonującym wytłumaczeniem do chwycenia jej za tyłek. Zawstydzona, płonąca na twarzy od rumieńców oraz bardzo, bardzo udręczona dziwnie lepkimi pragnieniami związanymi z bliskością mężczyzny, kuglarka dobrze wiedziała co powinna zrobić. Wykorzystać tę sytuację, ot co.

- W takim razie drogi pierścionek będzie rekwizytem idealnie dopełniającym nasz mały występ. - Zmusiła się do rozchylenia warg w uśmiechu słodziutkim jak te lubiane przez nią ciasta z kremem. Nawet pogładziła czarownika po torsie w niby to czułym geście. - Tylko musi mieć duży kamień, aby szpiegulek zobaczył go z daleka, wiesz?

- Powinnaś wiedzieć, że prawdziwe potężne przedmioty są maskowane niepozornym wyglądem.
- Cmoknął ją pieszczotliwie w ucho i wymruczał smutno. - Naprawdę chcesz taaaak podpaść swojej konkurentce do mnie. Naprawdę chcesz ją tak rozwścieczyć?
Pytając łajdak śmiało poczynał sobie palcami na jej pośladku, a ustami na jej uchu. A jedyną recenzją tych niecnych działań był uśmiech zadowolenia elfki.

Eshte wydała z siebie głośne prychnięcie, które w jej wyobrażeniu miało wykpić jego słowa. Oczywistym było, że chciała rozwścieczyć Paniunię aż do granic jej wytrzymałości. Chciała wypełnić ją gniewem tak wielkim, że zapali jej włosy i rozerwie wiązania gorsetu. Eh, Thaaneeekryyyst w ogóle nie znał pragnień swojej fałszywej żonki.

Nie, jednak coś tam wiedział. Pod wpływem dotyku jego dłoni i ust, jej kpiące prychnięcie nabrało też takiego głupiutkiego brzmienia zawstydzonego dziewczątka.

- Noooo… to w takim razie będziesz musiał kupić mi jeden zwyczajny pierścień, ale z tak dużym kamieniem, że kiedy zamacham nim w słońcu to oślepi tego szpiega. I jeszcze jeden magiczny. - Pewne uczucie na pośladkach sprawiło, że rumieniec sięgnął dekoltu elfki. Poprawiła się szybko - Albo ze trzy, żeby wynagrodzić mi to co teraz robisz.

- Nie tylko ty potrafisz się targować. Za tak duży pierścień z wielkim kamieniem musiałbym sobie pozwolić na więcej… o wiele więcej niż namiętne pocałunki na twoich usteczkach, szyi, dekolcie… o wiele więcej i o wiele lubieżniej
- odparł ironicznie czarownik, a następnie dodał pojednawczo. - Niemniej te moje obecne obmacywanie mogę ci wynagrodzić założeniem na twój paluszek pierścienia z dużym kamyczkiem, jeśli się zgodzisz.

- Za to co wczoraj zrobiłeś, powinieneś mi kupić wszystkie świecidełka z tego sklepiku. Albo i z całego miasteczka
- syknęła kuglarka przez zęby nieprzerwanie wyszczerzone w uśmiechu, który według niej miał pasować do żonki szaleńczo zakochanej w swoim, uh, cudownym mężusiu. Cóż, przynajmniej to „szaleńczo" dobrze odgrywała, bo rzeczywiście wyglądała trochę jak opętana.

- Za to co wczoraj… ja…? Chciałbym ci przypomnieć, że to nie moje paluszki sięgały do moich spodni i zaciskały się na… wiesz… czym - mruknął Ruchacz uśmiechając się równie szaleńczo i sycząc poirytowany. - Nie zrzucaj na mnie winy za swój apetycik.

- Dobrze wiedziałeś, że nawdychałam się pyłku wróżki, i zdecydowałeś się to wykorzystać.
- Zgrzytnęła elfka zębami. Jako akrobatka była przyzwyczajona do bólu mięśni, również tych o których istnieniu nie wiedziało wydelikacone jasniepaństwo, ale to wyszczerzanie się przyprawiało ją o całkiem nową bolesność twarzy.

- Ten pierścień to lepiej niech też będzie magiczny, Czarusiu - dodała półgębkiem, a gładzenie jego torsu zmieniło się gwałtownie w klepnięcie go kuglarskimi dłońmi. Zdecydowanie zbyt mocno, aby naprawdę miała to być zaledwie pieszczotliwa zaczepka pomiędzy małżonkami. Eshte włożyła w ten gest część swojej frustracji związanej z czarownikiem. Ale zrobiła to z uśmiechem i zatrzepotaniem rzęs.

- Wolałabyś się ocknąć przy kimś innym, po nawdychaniu pyłkiem?-
zapytał czarownik wywołując zmieszanie u elfki. - Przy kimś… konkretnym? Wolałabyś… tulić się naga do kogoś innego niż ja? Kogo... na przykład?

- Do nikogo. Ha! O tym jakoś nie pomyślałeś, co? - parsknęła Eshte nie mając zamiaru dać się wciągnąć w dalsze gierki tego lubieżnika. Już i tak pozwoliła mu na zbyt długą zabawę swoimi emocjami oraz, uh, ciałem. A to wszystko w imię wyższego celu, jakim było rozjuszenie dumnej hrabianeczki.
Powiodła tęsknym spojrzeniem za pierścionkami wołającymi do niej z wystawy. Każdy jeden z nich pragnął należeć tylko do niej. - To idziemy obejrzeć te świecidełka? Bo pamiętasz, że mam dzisiaj turniej do wygrania?

- No to chyba lepiej, że spoczęłaś otulona moimi ramionami, niż w objęciach zupełnie obcego kochanka, przed którym potem musiałabyś świecić oczami, gdy miłosna mgiełka zeszła by ci z oczu
- stwierdził mężczyzna dwornie otwierając drzwi przed kuglarką. - Ty przodem kochanie.

Och, nie musiał jej dwa razy powtarzać! Ani tego całego "kochanie", od którego zabiło jej mocniej serce, ani zaproszenia do przekroczenia progu sklepu, co uczyniła z podekscytowaniem rozświetlającym jej oczy.

 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 07-10-2023 o 00:18.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem