Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-10-2023, 00:15   #161
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie cofnęła się przed nim. Z twarzą płonącą od rumieńca oraz wargami drżącymi od wciąganego w płuca niespokojnego oddechu, Eshte odważnie próbowała przetrwać to drażnienie się czarownika. Stanęła w lekkim rozkroku, aby nie zostać zmiecioną jego czarem, dłonie wsparła na biodrach i jeszcze podbródek wysoko uniosła.

- Coś za bardzo ci się spodobało to małżeństwo. - Jej syknięcia, chociaż przeznaczone tylko dla uszu mężusia, nie były tak przyjemne w brzmieniu jak jego pomruki. - Mam ci przypomnieć, jak to po usłyszeniu plotek o naszym narzeczeństwie byłeś tak wściekły, że bezczelnie przerwałeś mi kąpiel i domagałeś się, abym wszystko wyjaśniła Hrabiemu? Może powinieneś bardziej się skupić na obmyślaniu sposobów uwolnienia nas od tego kłamstewka, a mniej na… - Zmierzyła go spojrzeniem, dodając - …na tym co teraz robisz. Na tym co ostatnio cały czas robisz.

- Dlaczego muszę zawsze rozwiązywać problemy, w które się pakujesz? Owo kłamstewko urosło za bardzo, bym nawet próbował
- odparł czarownik splatając razem ramiona niczym rozczarowany rodzic . - I co niby takiego robię, co? To nie moje palce wczoraj bezczelnie macały moją męskość, tylko twoje. I to nie ja teraz uroczo się czerwienię - westchnął ciężko. - Poza tym moja droga małżonko… gdybym naprawdę był taki chciwy twoich krągłości, to czy rozmawialibyśmy na ulicy… czy może nadzy w łóżku raczej? Gdybym był takim lubieżnikiem za jakiego mnie uważasz… czyż nie powinienem częściej spełniać moich… gróźb względem twojej cnoty?
Łajdak uśmiechnął się bezczelnie, dodając żartem - Jeśli powinnaś mnie za coś łajać, to za to że nie dorastam do twoich oczekiwań. Za mało cię obłapiam, za mało całuję, za mało tulę bym mógł zasłużyć na tytuł jakim mnie obdarowałaś.

- Za mało?!
- Gdyby sztukmistrzyni Meryel miała w sobie zadatki na wydelikaconą panieneczkę, to taka śmiała sugestia przyprawiłaby ją o omdlenie. Zamiast tego prychnęła głośno, dając ujście swojemu niedowierzaniu.
- Niedorzeczność. I nie sądzę, aby kłamstewko aż tak bardzo się utuczyło. Wystarczy jedno zerknięcie na moje palce, aby ktoś poddał je w wątpliwość. - Uniosła jedną rękę i rozcapierzając szeroko palce, poruszyła nimi przed szkiełkami mężczyzny, żeby mógł się im dobrze przyjrzeć. - Czegoś tutaj brakuje, prawda? Czegoś błyszczącego złotem i srebrem, zdobionego dużym barwnym kamieniem… och, albo kilkoma.

Czegoś drogiego, to miała na myśli.

- Czyżbyś oczekiwała pierścienia? Ze wszystkimi tego konsekwencjami? Myślałem, że to małżeństwo miało być udawane - zapytał ironicznie czarownik, przyglądając się palcom kuglarki. - Zakładając taki pierścień na palec kobiecie, uczyniłbym ją… moją jedyną prawdziwą… małżonką. Zwłaszcza tak drogi pierścień jakiego ty oczekujesz.

- No patrz, a ja myślałam, że do zawarcia małżeństwa potrzebny jest kapłan, nie świecidełko…
- Kuglarka własną ironią odparowała jego całkiem absurdalny pomysł. Więcej sensu słyszała w słowach szaleńców zwiastujących koniec świata przy okazji każdego chudnięcia księżyca.

Wzruszyła ramionami, po czym przyjęła ton głosu taki… taki od niechcenia, jak gdyby to wcale nie na błyskotce jej zależało. Jak gdyby była ona jedynie przyjemnym ciężarem, który Eshte była gotowa przyjąć na swe paluszki. - Po prostu wyobrażam sobie, że takie świecidełko w końcu zamknęłoby usteczka Paniuni, a więc i ja już nie musiałabym się z nią wykłócać. Pierścień z największym, nawet najdroższym kamieniem chyba nie jest zbyt wysoką ceną za spokój, co?

- Z pewnością. Dlatego nie będziesz miała problemu z zapłaceniem jej?
- zapytał czarownik z szerokim uśmiechem na obliczu. - W końcu… bardzo cenisz spokój?
Dając wyraźnie do zrozumienia, że nie ufunduje jej żadnego pierścienia.

- To ty się ze mną wykłócałeś, żebym podwinęła pod siebie ogon i potulnie kiwała głową na każdą zniewagę padającą z usteczek Paniuni. Och, jakież byłoby to łatwiejsze, gdybym miała na palcu pierścień odwracający moją uwagę od gadania tamtej… - westchnęła elfka głośno, w równie teatralny sposób przyglądając się swoim palcom. Smutnym i gołym palcom, na których jednak oczami wyobraźni widziała świecidełko lśniące wyjątkowo mocnym blaskiem drogocennych kamieni.

- Z pewnością byłoby ci łatwiej. Ale też wymachiwanie jej przed twarzą takim drogocennym dowodem mojej... miłości, działało by na nią jak płachta na byka - westchnął Ruchacz i wzruszył ramionami. - Niemniej jeśli się nadarzy okazja kupię ci srebrną obrączkę. A dokładnie to kupię pierścień zbroi umysłu. Tyle, że to musi być okazja… bowiem są rzadko dostępne do nabycia i jeszcze rzadziej tanie. Prawdopodobnie będziemy się musieli obejść smakiem.

Było to ogromne obniżenie oczekiwań sztukmistrzyni, niemniej ta propozycja Thaaneeekryyysta przyprawiła jej usta o rozdziawienie się nie tyle w zwykłe „o”, co w naprawdę pokaźne „O”. A potem o rozchylenie się w łakomym uśmiechu.

- A mocno błyszczy taka obrączka? - pytała ruszając uliczką razem z czarownikiem, który nagle zyskał na jej zainteresowaniu. W swoich pytaniach skupiała się na tym, co było dla niej najważniejsze, w tyle zostawiając niezwykłe właściwości świecidełka. - I naprawdę jest aż taka droga? Ile wozów można za nią kupić?

- Myślę, że… całą karawanę nawet
- stwierdził mężuś, gdy oboje mijali sklepik miejscowego kapelusznika, sądząc po asortymencie towarów prezentowanych na wystawie. Typowe kapelusze gnomów.

Elfka zatrzymała się w pół kroku, odwróciła i, niczym pies idący za swoim nosem prowadzący go do kuszącego zapachu, zbliżyła się do okien sklepiku. Tam przyjrzała się kapeluszowi.

- Nienajgorszy. Ładne ozdoby. Ale zdecydowanie zbyt czarny jak dla mnie - oceniła krytycznie, jak przystało na znawczynię oraz kolekcjonerkę akurat tego elementu garderoby. Spróbowała zajrzeć przez okno do środka. - Zwykle wolę sama tworzyć moje kapelusze, aaaaale może akurat sklepikarz będzie miał jakiś zdobiony dużymi, barwnymi piórami? O! Albo mieniącymi się smoczymi łuskami? Chodźmy zobaczyć!

Nie czekając na reakcję mężczyzny, tak jak i on nie pytał ją o zdanie przed wejściem do poprzedniego sklepiku, Eshte chwyciła go za rękę i wciągnęła do środka.

- Albo… magicz.. nymi…- wydusił z siebie czarownik wciągany do sklepiku z niespodziewaną siłą jak na tak drobną elfkę. Ta już wypatrzyła pierwszą potencjalną zdobycz: kolorowy kapelusz z pawim piórem i zatkniętą kartą.


Krzykliwy w mało gustowny sposób, jako że gnomy lubowały się w krzykliwości aż do przesady. I ten kapelusz był tego przykładem.

- Ach… doskonały wybór, jestem z niego szczególnie dumny. - Usłyszeli za sobą. Z ust małego wąsatego gnoma, którego ciemnoniebieska czupryna, jak i końcówki wąsów, były zabarwione na kolor szafranowy. Skórzany i mało kolorowy strój, z dużym fartuchem sugerował, że nie tylko sprzedawał kapelusze, ale i je robił. W kieszeni jego fartucha tkwiło kilka różdżek zdobionych drobnymi półszlachetnymi kamieniami.

- Rzeczywiście wspaniały! Mogę przymierzyć? - zapytała Eshte wyciągając łapki ku przepięknemu i jakże stylowemu (przynajmniej w jej oczach) kapelusikowi. Oczywiście była zbyt niecierpliwa i zbyt chciwa, aby czekać na pozwolenie, więc po prostu ujęła dzieło gnoma w dłonie i usadziła na swojej głowie. Szybko wypatrzyła lustro i wpatrzyła się w swoje odbicie.

- Wprawdzie te kolory nie będą pasowały do stroju, który przygotowałam sobie na dzisiejszy występ, ale na szczęście nigdy nie można mieć za dużo kapeluszy, co nie? - mówiła przekręcając głowę, niczym barwny ptaszek przyglądający się swoim ozdobnym piórkom.

- Ten coś potrafi? - Jej mężuś skupił się na innych detalach.

Gnom pokiwał głową, wyjaśniając dumnie - O tak, wystarczy wyjąć kartę i zacznie błyskać tęczowymi kolorami. Ci którzy są blisko niego, poza właścicielem oczywiście, ulegną oślepieniu na kilka chwil. Po czymś takim potrzebuje poleżeć dzień na słońcu, by magia w nim się odnowiła. I włożyć oczywiście kartę na miejsce.

- Interesujące
- podsumował zamyślony Ruchacz.

Eshte opuściła rękę, która unosiła się ku kapeluszowi wraz ze słowami wypowiadanymi przez gnoma. Chętnie zobaczyłaby sobie tę tęczę, ale nie kosztem oślepienia tego małego geniusza potrafiącego połączyć magię z jej ulubionym elementem garderoby. Wszak to właśnie on otworzył właśnie przed nią całkiem nowy, jakże zachwycający świat magicznych kapeluszy. I ona, sztukmistrzyni Meryel, zamierzała go dokładnie zwiedzić.

Roziskrzonym spojrzeniem spróbowała objąć wszystkie nakrycia głowy wystawione w sklepiku.
- A czy któryś z nich strzela fajerwerkami? Albo wypuszcza ze środka ogniste ptaki? Och! - Przyklasnęła dłońmi w porywie własnej wyobraźni - Albo małe, ogniste smoki?

- Nie… nie wydaje mi się. Jest jeden, który ryczy jak osioł, gdy zostaje skradziony
- zastanowił się głośno gnom. - Mam jeden, do którego można włożyć małe przedmioty i wyjąć, gdy są potrzebne… ale nic z ognistymi ptakami czy smokami.

Jakże drastycznie odmienne w brzmieniu było kolejne „och” padające z usteczek kuglarki, kiedy musiała się zderzyć z rzeczywistością, która nie była tak magiczna, jak sobie wymarzyła w pstrokatej głowie.

- Czyli… żaden z nich nie strzela fontanną wielokolorowych fajerwerków? Żaden nie wypluje z siebie migoczącej chmury motyli? - dopytywała się z nadzieją, że gnom nagle jej przerwie i wskaże kapelusz, najlepiej zdobiony pióropuszem piór lub figurką małego smoka, spełniający jej wymagania. - Z żadnego nie wyleci skrzydlaty prosiak w koronie?

- Noo… nie… ale za to wyrabiam też i rękawiczki. Taka robota na boku, monotonia pracy przy kapeluszach bowiem zabiłaby bowiem inwencję
- Gnom podszedł i otworzył szafkę odsłaniając jej zawartość. Czarne pazurzaste rękawice z czerwonymi akcentami.
- Rękawice smoczego oddechu… iluzyjne - wyjaśnił dumnie. - Kierujesz dłoń w rękawicy w kierunku wroga wypowiadasz słowo i dłoń zmienia ci się w smoczą paszczę ziejącą ogniem. Wszystko to jest iluzja, ale łotrzyki w ciemnej alejce portowej narobią w gacie ze strachu na ten widok. Zasilane kryształem. Jedno ładowanie starcza na jeden strzał.

- Smoczą paszczę, co?
- Te słowa ponownie rozbudziły zainteresowanie Eshte, więc zbliżyła się i zajrzała do szafki. Tam uważnym spojrzeniem przyjrzała się rękawicom, aż w końcu wydała nad nimi swój wyrok. - Trochę za ciężkie, abym miała je nosić na co dzień. I tylko zawadzałyby w trakcie moich występów…

Wyprostowała się i westchnęła ciężkawo.

- Wygląda na to, że weźmiemy tylko ten kapelusz co mam głowie. O, i ten, co to można w nim ukrywać różne rzeczy. - Lisi uśmieszkiem wymalował się na jej wargach, zdradzając zamiary związane ze sztuką znikania cennych przedmiotów. - Ten na pewno mi się przyda.

- Wolę nie wiedzieć do czego ci się przyda. Masz talent do pakowania się w kłopoty
- podsumował jej wybór Ruchacz, po czym zabrał się za płacenie i pakowanie zakupionego towaru wraz z gnomem. I innymi sprawami będącymi poniżej zainteresowań, coraz bardziej zadowolonej z sytuacji artystki. Pójście na zakupy z koch… mężusiem okazało się wspaniałym pomysłem.

- Ja nie szukam kłopotów, to one jakoś zawsze mnie znajdują - skwitowała Eshte, zbyt zadowolona z zakupów (opłacanych przez mężusia, co też miało duży wpływ na jej dobry nastrój), aby oburzyć się sugestią czarownika. Ale mimo to jego słowa podsunęły jej nowy pomysł.
- To może któryś z tych kapeluszy potrafiłby uczynić mnie niewidzialną? Albo mógłby sprawić, że zniknie ktoś inny? - dopytywała się podekscytowana na samą myśl. Posiadała całą listę osób, których zniknięcie uczyniłoby jej życie cudownie łatwiejszym i przyjemniejszym. Zadziwiająco to wcale nie Pierworodny znajdował się na jej szczycie.

- Takie uroki wplata się raczej w płaszcze lub inne duże elementy garderoby. Nie kapelusze. Elementy ubrania, które ukrywają przed spojrzeniem, muszą okryć całe twoje ciało i twarz - odparł gnom.

Czarownik zapłacił za zakupy i wyszedł wraz z kuglarką ze sklepu, po czym ruszył w kierunku, którego Esthe nie spodziewała się po nim. Sklepu z biżuterią.
Serce elfki zabiło nagle gwałtowniej niż powinno, a policzki zaczerwieniły. Co jeśli da jej pierścionek zaręczynowy, co jeśli… rzeczywiście staną parą małżeńską? Była to wizja całkowicie niedorzeczna, ale… Ruchacz potrafił ją nieraz zaskoczyć swoim zachowaniem.

Sztukmistrzyni nigdy się nad tym nie zastanawiała (bo i po co?), ale czy ślubne świecidełka miały w sobie jakąś przedziwną magię? Taką co to wiązała ze sobą dwójkę osób, nawet wbrew chęci jednej z nich, najczęściej tej młodszej i ładniejszej? Och, niedoczekanie tego łajdaka! Przejrzała jego plan i nie pozwoli mu się zaobrączkować, niczym jakiś byle gołąb!

Eshte była sprytna, ale nie głupia. Nie miała zamiaru przepuścić takiej okazji do pooglądania sobie biżuterii. Szczególnie, że obecność szlachciurskiego mężusia chroniła ją przed zostaniem wyrzuconą ze sklepiku.

- Dobrze pomyślane. Będę mogła wypróbować ten kapelusz do ukrywania w nim rzeczy - pochwaliła go półgębkiem. Ze wspomnianym kapeluszem obejmowanym dłońmi, a drugim dumnie zdobiącym jej głowę, żwawym krokiem ruszyła, żeby wejść do środka.

- Nie próbowałbym okradać gnoma. Specjalizują się w wybuchowych pułapkach na złodziei. Dosłownie - wtrącił sceptycznie Ruchacz, gdy nagle elfka stanęła. Bo jej uwagę przyciągnęły pierścionki na wystawie. Nie tak wyrafinowane jak elfie, nie tak kanciaste jak krasnoludzkie.
Po prostu… ładne. Błyszczące.




Eshte zagwizdała cicho, po czym doskoczyła bliżej i prawie przykleiła twarz do okna, żeby lepiej przyjrzeć się świecidełkom.

- Chcę ten z dużym, niebieskim kamieniem. I ten fikuśny z zielonym. I jeszcze ten ze ślepiami i skrzydłami, wygląda trochę jak smok albo inna gadzina. Ten ze skrzydlatym mieczem też jest nie najgorszy. - W swej chytrej naturze upodabniającej ją do sroki, kuglarka nie tyle wybierała pomiędzy pierścieniami, co po prostu chciała je wszystkie. WSZYSTKIE. Ciekawym było, że sama na co dzień nie nosiła żadnej biżuterii oprócz kolczyków.
Na moment odkleiła się od okna, przestała też stukać w nie palcem wskazującym, i podekscytowana zerknęła na Thaaneeekryysta - Myślisz, że one też są magiczne?

- Oczywiście mój dziubasku…
- odparł przesadnie słodko i głośno czarownik, nagle chwytając kuglarkę za pośladek i władczo przyciągając do siebie. Publicznie macając jej zadek łajdak zaczął cmokać jej ucho, szepcząc przy tym cicho. - Śledzi nas szpieg Henrietty, postaraj się zostać w roli.

Lubieżny pomruk, który wyrwał się z ust elfki, nie był aktorskim popisem kuglarki, ale można go było temu przypisać. Niestety Eshte nie musiała udawać przyjemności, gdy czuła jego pieszczoty na swoim uchu. No i dłoń na pośladku… ona też była… przyjemna. Ale wszystko to na widoku!
Niemniej obecność szpicla Paniuni oznaczała, że ten wredny babsztyl dowie się o „wielkiej miłości” jej wybranka do kuglarki właśnie.

- Szpieg, co? - burknęła Eshte od razu podejrzewając, że mężuś zwyczajnie chciał ją sobie pomacać, a ten cały pupilek hrabianeczki był tylko mało przekonującym wytłumaczeniem do chwycenia jej za tyłek. Zawstydzona, płonąca na twarzy od rumieńców oraz bardzo, bardzo udręczona dziwnie lepkimi pragnieniami związanymi z bliskością mężczyzny, kuglarka dobrze wiedziała co powinna zrobić. Wykorzystać tę sytuację, ot co.

- W takim razie drogi pierścionek będzie rekwizytem idealnie dopełniającym nasz mały występ. - Zmusiła się do rozchylenia warg w uśmiechu słodziutkim jak te lubiane przez nią ciasta z kremem. Nawet pogładziła czarownika po torsie w niby to czułym geście. - Tylko musi mieć duży kamień, aby szpiegulek zobaczył go z daleka, wiesz?

- Powinnaś wiedzieć, że prawdziwe potężne przedmioty są maskowane niepozornym wyglądem.
- Cmoknął ją pieszczotliwie w ucho i wymruczał smutno. - Naprawdę chcesz taaaak podpaść swojej konkurentce do mnie. Naprawdę chcesz ją tak rozwścieczyć?
Pytając łajdak śmiało poczynał sobie palcami na jej pośladku, a ustami na jej uchu. A jedyną recenzją tych niecnych działań był uśmiech zadowolenia elfki.

Eshte wydała z siebie głośne prychnięcie, które w jej wyobrażeniu miało wykpić jego słowa. Oczywistym było, że chciała rozwścieczyć Paniunię aż do granic jej wytrzymałości. Chciała wypełnić ją gniewem tak wielkim, że zapali jej włosy i rozerwie wiązania gorsetu. Eh, Thaaneeekryyyst w ogóle nie znał pragnień swojej fałszywej żonki.

Nie, jednak coś tam wiedział. Pod wpływem dotyku jego dłoni i ust, jej kpiące prychnięcie nabrało też takiego głupiutkiego brzmienia zawstydzonego dziewczątka.

- Noooo… to w takim razie będziesz musiał kupić mi jeden zwyczajny pierścień, ale z tak dużym kamieniem, że kiedy zamacham nim w słońcu to oślepi tego szpiega. I jeszcze jeden magiczny. - Pewne uczucie na pośladkach sprawiło, że rumieniec sięgnął dekoltu elfki. Poprawiła się szybko - Albo ze trzy, żeby wynagrodzić mi to co teraz robisz.

- Nie tylko ty potrafisz się targować. Za tak duży pierścień z wielkim kamieniem musiałbym sobie pozwolić na więcej… o wiele więcej niż namiętne pocałunki na twoich usteczkach, szyi, dekolcie… o wiele więcej i o wiele lubieżniej
- odparł ironicznie czarownik, a następnie dodał pojednawczo. - Niemniej te moje obecne obmacywanie mogę ci wynagrodzić założeniem na twój paluszek pierścienia z dużym kamyczkiem, jeśli się zgodzisz.

- Za to co wczoraj zrobiłeś, powinieneś mi kupić wszystkie świecidełka z tego sklepiku. Albo i z całego miasteczka
- syknęła kuglarka przez zęby nieprzerwanie wyszczerzone w uśmiechu, który według niej miał pasować do żonki szaleńczo zakochanej w swoim, uh, cudownym mężusiu. Cóż, przynajmniej to „szaleńczo" dobrze odgrywała, bo rzeczywiście wyglądała trochę jak opętana.

- Za to co wczoraj… ja…? Chciałbym ci przypomnieć, że to nie moje paluszki sięgały do moich spodni i zaciskały się na… wiesz… czym - mruknął Ruchacz uśmiechając się równie szaleńczo i sycząc poirytowany. - Nie zrzucaj na mnie winy za swój apetycik.

- Dobrze wiedziałeś, że nawdychałam się pyłku wróżki, i zdecydowałeś się to wykorzystać.
- Zgrzytnęła elfka zębami. Jako akrobatka była przyzwyczajona do bólu mięśni, również tych o których istnieniu nie wiedziało wydelikacone jasniepaństwo, ale to wyszczerzanie się przyprawiało ją o całkiem nową bolesność twarzy.

- Ten pierścień to lepiej niech też będzie magiczny, Czarusiu - dodała półgębkiem, a gładzenie jego torsu zmieniło się gwałtownie w klepnięcie go kuglarskimi dłońmi. Zdecydowanie zbyt mocno, aby naprawdę miała to być zaledwie pieszczotliwa zaczepka pomiędzy małżonkami. Eshte włożyła w ten gest część swojej frustracji związanej z czarownikiem. Ale zrobiła to z uśmiechem i zatrzepotaniem rzęs.

- Wolałabyś się ocknąć przy kimś innym, po nawdychaniu pyłkiem?-
zapytał czarownik wywołując zmieszanie u elfki. - Przy kimś… konkretnym? Wolałabyś… tulić się naga do kogoś innego niż ja? Kogo... na przykład?

- Do nikogo. Ha! O tym jakoś nie pomyślałeś, co? - parsknęła Eshte nie mając zamiaru dać się wciągnąć w dalsze gierki tego lubieżnika. Już i tak pozwoliła mu na zbyt długą zabawę swoimi emocjami oraz, uh, ciałem. A to wszystko w imię wyższego celu, jakim było rozjuszenie dumnej hrabianeczki.
Powiodła tęsknym spojrzeniem za pierścionkami wołającymi do niej z wystawy. Każdy jeden z nich pragnął należeć tylko do niej. - To idziemy obejrzeć te świecidełka? Bo pamiętasz, że mam dzisiaj turniej do wygrania?

- No to chyba lepiej, że spoczęłaś otulona moimi ramionami, niż w objęciach zupełnie obcego kochanka, przed którym potem musiałabyś świecić oczami, gdy miłosna mgiełka zeszła by ci z oczu
- stwierdził mężczyzna dwornie otwierając drzwi przed kuglarką. - Ty przodem kochanie.

Och, nie musiał jej dwa razy powtarzać! Ani tego całego "kochanie", od którego zabiło jej mocniej serce, ani zaproszenia do przekroczenia progu sklepu, co uczyniła z podekscytowaniem rozświetlającym jej oczy.

 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 07-10-2023 o 00:18.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-10-2023, 02:33   #162
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
W środku od razu przystąpiła do działania, czyli czujnie zaczęła się rozglądać za największym i najmocniej błyszczącym świecidełkiem.
I zauważyła złoty pierścionek z dużym zielonym szmaragdem.





Cudeńko po prostu. Co prawda nie tak subtelny jak dzieła elfich złotników, ale przynajmniej nie tak ciężki jak pierścienie krasnoludów.

Bardzo ładny… ale co z tego, skoro Thaaanekryst zabrał uwagę gnomiej złotniczki rozmawiając z nią o biżuterii.
- Pierścienia energii szukam, nie musi być bardzo pojemny… dla nowicjusza do ćwiczeń - tłumaczył jej, sprawiając że kuglarka z jednej strony czuła się ignorowana, z drugiej… tak deczko… zazdrosna. Coś się ta gnomka za bardzo wpatrywała w okolice krocza Thanekrysta. Co niby można było wytłumaczyć jej wzrostem…

Będąc zbyt niecierpliwą, aby czekać na zostanie zauważoną przez czarownika lub gnomkę, Eshte bezceremonialnie chwyciła za pierścień i nałożyła go sobie na jeden ze smukłych palców. Och, jakiż rozkoszny to był ciężar! Ale czy na pewno wystarczająco duży? Wystarczająco lśniący? Miała wyjątkową okazję, żeby wydusić z mężusia kupno tak cennego świecidełka, a zatem musiało być ono i- de- al- ne.

Uniosła dłoń na wysokość oczu, żeby przyjrzeć się dokładnie błyskotce, a także… przejrzeć się w zielonym szkiełku. Bo czyż idealny pierścień nie powinien być ozdobiony kamieniem tak dużym, aby mógł zastępować lustro? Na pewno powinien taki być w bogatych wyobrażeniach elfki.
Kamień był taki duży, taki lśniący, taki… zielony, zielony… bardzo zielony…




Świat zniknął, zawirował w zieloności. Kuglarka zatraciła się całkowicie w tej spirali koloru.
Zielono jej było i spokojnie. Zielono jej, bo dłonie ma jak konwalie.
A noc pachnie tam jak ten młody las, Szmaragdowej pełen mgły…
Zielono jej…

- Nie zakładaj biżuterii w sklepie… - Usłyszała po tym, jak nagle została wyrwana z tego błogostanu, przez czarownika oczywiście. Pierścienia nie było już na jej palcu, tylko w dłoni mężusia. - Nie zakładaj, nie chowaj, nie rób niczego co może być uznane za akt złodziejski, nawet jeśli nim nie jest. Magiczne przedmioty sprzedawana przez gnomy, mają zawsze małe klątwy wplecione w siebie. Klątwy usuwana transakcją jest sprzedaży. A ty właśnie padłaś ofiarą jednej z nich.

Elfka potrząsnęła głową rozwiewając do końca te zielone mgły przesłaniające jej świat. Potem zamrugała mocno na widok czarownika, którego jeszcze widziała w zielonkawych barwach, co było dość… zaskakujące. Dotąd widywała go tylko w czerniach.

Wydęła lekko wargi na jego słowa, jak zawsze wypowiedziane przemądrzałym tonem.
- To jak w takim razie mam je mierzyć? A jeśli kupisz dla mnie pierścień, a on okaże się za duży na moje palce, to co wtedy? - dopytywała się uparcie.

- To magiczne pierścienie, dopasowują się rozmiarem do palców właścicieli - stwierdził spokojnie mężuś, po czym rzekł - Już kupiliśmy co mieliśmy kupić. Wychodzimy.

- Kupiliśmy? A ten?
- Elfka wskazała palcem błyskotkę z zielonym kamieniem. Ale nagle przyklasnęła głośno dłońmi, bo swoim przenikliwym rozumem dostrzegła drugie dno ukryte za słowami mężusia. Spojrzała na niego niespodziewanie wielkimi, lśniącymi oczami, a przecież nawet nie była pod wpływem żadnego pyłku. - Och! Jak nie patrzyłam to znalazłeś dla mnie pierścień z jeszcze większym kamieniem? Pokaż, pokaż!

I pokazał. Był to pierścień z zielonkawego metalu, z pięcioma drobnymi kamyczkami. Ten sam, który widziała na wystawie.

Podał go jej, a następnie odłożył na miejsce ten ze szmaragdem.
- Pierścień szmaragdowej tarczy to coś dla rycerzy potrafiących go nakarmić mocą. Tobie się nie przyda - komentował przy okazji. - Ten tutaj tak. To pierścień energii, taki w którym magazynuje się energię magiczną, do późniejszego użycia.

Oczarowana kuglarka pośpiesznie założyła świecidełko na środkowy palec swojej prawej dłoni. Przekręcając ją w każdą stronę przyglądała się dokładnie pierścieniowi, największą uwagę poświęcając ilości światła odbijającemu się w drobnych kamyczkach.

- Nie byłby to mój pierwszy wybór, ale… jest całkiem ładniutki - powiedziała z nietypową dla siebie pochwałą wycelowaną w Thaaneeekryyysta. Następnie wyciągnęła rękę daleko przed siebie, po czym także wysoko nad siebie. Przymrużyła przy tym ostentacyjnie oczy, wyraźnie mając problem z dostrzeżeniem czegoś z takiej odległości.

- Nikogo nie oślepię tymi drobnymi kamyczkami. A zatem musimy kupić jeszcze jeden, aby mogła pochwalić się nim Paniuni i jej szpiegowi, co? - stwierdziła, nawet nie starając się ukryć chciwego uśmieszku zakradającego się na jej wargi.

- Tamten pierścionek założę ci na paluszek już poza sklepem, żeby wszyscy dobrze widzieli. A co do tego… nauczyć cię teraz jak się nim posługiwać? - zapytał Tancrist ignorując jej uśmieszek.

- No pokaż co takiego potrafi - odparła Eshte z nutką zniecierpliwienia w głosie. Prawda była taka, że bardziej interesowała ją wielkość kamienia w drugim zakupionym przez niego pierścieniu, niż magiczne właściwości tego tutaj świecidełka. Ale wiedziała jak uparty był jej mężuś, kiedy przyjmował rolę nauczyciela. I pomimo swej niechęci, jego nauka i tak jakoś zawsze zostawała w jej głowie, zamiast zwyczajnie wylecieć uszami.

- Ten pierścień służy do magazynowania energii magicznej, którą potem możesz wykorzystać gdy sił do rzucania czarów ci braknie. Te klejnociki świecą, gdy jest w nich magiczna moc. Obecnie są martwe i musisz je nasycić. Wystarczy położyć palce na klejnotach i skupić się na przesłaniu mocy do nich. Połóż więc palce i spróbuj wypchnąć ciepło z siebie do klejnotów. - Poprawił okulary, dodając. - Muszę cię ostrzec. Ładowanie pierścienia nie będzie przyjemne. Niemniej odzyskiwanie energii już tak. A posiadanie w zanadrzu dodatkowego źródła magii, nawet przy twoim obfitym potencjale… jest zawsze przydatne.
Po tych wyjaśnieniach mężuś zażądał - No… teraz naładuj ten pierścień.

- Położyć… palce?
- powtórzyła niepewnie Eshte, ale zrobiła to co powiedział czarownik i dotknęła palcami chłodnego pierścienia. Skupiła się na przelaniu do niego energii… a raczej na próbie zrobienia tego, bo przecież nigdy nie musiała do niczego przelewać swojej magii, więc właściwie nie wiedziała co zrobić. Ale mocne przymarszczenie brwi wydawało się dobrym pierwszym krokiem.
Jednocześnie sporo tego skupienia poświęciła przygotowywaniu się na to mało przyjemne wrażenie, które wedle czarownika miało zaraz w nią uderzyć. Skrzywiła się oczekując najgorszego.

Z początku nic się nie działo… potem jednak pojawiło się zimno. Najpierw mróz szczypiący opuszki, stopniowo rozprzestrzeniający się coraz wyżej po palcach. Zimno przenikające aż do kości. Miała wrażenie, że sama przenosi ciepło z ciała do przedmiotu, ale teraz… czuła jakby ciepło z niej uchodziło. Było to nieprzyjemne i nieco przerażające uczucie, ale palce zdołała odsunąć dopiero, gdy klejnoty w pierścieniu lekko się świeciły. I choć spodziewała się szronu na zziębniętych palcach, to jednak go tam nie było.

- Brawo, udało ci się za pierwszym razem. Teraz masz pierścień naładowany magią i jak zabraknie ci mocy, możesz z niego zaczerpnąć energii. Nie martw się… odzyskiwanie mocy jest przyjemnym doznaniem - pocieszył ją czarownik wyraźnie dumny z jej sukcesu, co wywołało przyjemne uczucie i mimowolny uśmieszek na twarzy Eshte. Lubiła, gdy ją chwalił.

- Rzeczywiście może się okazać całkiem przydatny - odparła kuglarka spoglądając na pierścień z nowo odkrytym uznaniem, które wyjątkowo nie miało nic wspólnego z drogocennością tego świecidełka.
- A jak mam odzyskać energię? Znowu go dotknąć palcami? - zapytała, ale nie poczekała na odpowiedź. Podbudowana ostatnim sukcesem zapragnęła raz jeszcze zabłysnąć swoją bystrością, więc ponownie przesłoniła kamyczki opuszkami swoich palców.

- Tak… ale tym razem pociągnąć energię do ciebie. Magia przepłynie z klejnotów do ciała - potwierdził jej domysły czarownik, uśmiechając się do niej. Wyraźnie był dumny ze swojej “żonki”. To też było… miłe.

Zarumieniła się pod tym jego uśmiechem. Poczuła także rozlewające się po jej ciele przyjemne ciepełko, którego gorące źródełko wcale nie znajdowało się w spodniach czarownika. Och, nie tym razem. Z zaskoczeniem odkryła, że to przyjemne uczucie płynęło z jego pochwał. Był to inny rodzaj zadowolenia niż ten, który czerpała z widowni zachwycającej się jej występy. Teraz z trudem powstrzymywała własne wargi przed rozchyleniem się w głupiutkim uśmiechu.

- To musi być dla ciebie miła odmiana, co? Uczyć w końcu kogoś z prawdziwym talentem do magii. - Uniesienie się dumą uratowało Eshte przed własnymi wargami, które niewiele brakowało, a rozchyliłyby się w głupiutkim uśmieszku.
Jeszcze raz mocniej przyłożyła palce do lśniących kamyczków, żeby przekonać się o prawdziwości słów Thaaneeekryyysta.

- Cóż… tak. Szybko pojmujesz to co ci pokazuję. Masz talent, masz potencjał, gdybyś miała jeszcze tylko chęci… - mówił mag i to… też było miłe. Podobnie jak przyjemne ciepełko przepływające z matowiejących klejnotów wprost do kuglarki, rozgrzewające ciało i przynoszący przyjemny dreszczyk. Trochę… znajomy. Chyba raz czarownik coś zrobił takiego Eshte, przelał własną magiczną energię do jej ciała, by wspomóc jej magię.

- Może powinieneś wybierać dla mnie ciekawsze nauki, jak choćby więcej gadzin i fajerwerków. - To powiedziawszy, elfka wzdrygnęła się mocno, bo kolejne dotknięcie pierścienia prawie zmieniło jej palce w sopelki lodu, a resztę ciała przeszyło straszliwym zimnem. Wiedziała już czego się spodziewać, ale za drugim razem wcale nie było przyjemniej.

- Pamiętasz tamte rękawice z poprzedniego sklepiku? - zapytała, przyglądając się rozbłysłym na nowo kamyczkom osadzonym w pierścieniu. - Pff, jestem pewna, że mogłabym się szybko nauczyć tworzenia iluzji takiej smoczej paszczy ziejącej ogniem.

- Przypuszczam, że potrafisz taką iluzję sama zrobić
- przyznał czarownik. - I to bez mojej pomocy. Wszak robiłaś przy mnie o wiele bardziej skomplikowane sztuczki. Natomiast póki co uczę, rzeczy może mało efektownych… ale bardzo użytecznych.

Zrobiło się dziwnie. Tak jakoś miło… tak jak wtedy, gdy budziła się rankiem otulona Ruchaczem jak kołderką. Tak jakoś bardzo przyjemnie w jego obecności, aż kusiło ją, by zażądać przytulenia… w ramach maskarady oczywiście. Co by Paniuni uwiędły uszy, gdy usłyszy od swojego szpiega, jak to kuglarka i jej mężuś sobie miłośnie szczebioczą.

Zdecydowanie te czułostki marnowały się w sklepiku, gdzie co najwyżej mogła ich posłuchać tylko tutejsza złotniczka. A o ile nie była kolejnym szpiegiem, to żadna z tych pochwał czarownika, żadne słodkie słówka, spojrzenia i uśmieszki wymieniane pomiędzy "małżonkami", nie sięgną uszu ciekawskiej Paniuni. Jakaż szkoda, gdyby te wszystkie rumieńce sztukmistrzyni poszły na marne!

W końcu oderwała spojrzenie od lśniących kamyczków, zaplotła dłonie za plecami i zgrabnie zakołysała się na piętach. Patrząc na mężczyznę wielkimi, wyczekującymi oczami, zagadnęła - No to nauczyłeś mnie czegoś użytecznego, więęęęęęc…teraz czas, żebyś pokazał mi coś błyszczącego, hę? Idziemy?

- Tak. Czas bym pokazał ci coś błyszczącego
- przyznał czarownik i ruszył wraz z zadowoloną żonką ku wyjściu ze sklepu.

Pożegnali się na progu z jubilerką, a następnie Tancrist spoglądał na swoją dłoń, mrucząc coś pod nosem. Wykonał jakiś gest i pokazał kuglarce pierścień iskrzący się od diamentów.

- Wystarczająco błyszczący? Na który paluszek ci go założyć? - zapytał po chwili.

- Och… ojej - wyrwało się z ust pozytywnie i mocno zaskoczonej kuglarki. Nie spodziewała się, że "mężuś" tak dobrze wysłucha jej życzeń!

Pierścień, który pewnie wiele kobiet, nawet tych wysoko urodzonych, oceniłoby na zbyt ciężki i ostentacyjny, dla sztukmistrzyni Meryel był arcydziełem sztuki złotniczej. Wyglądał na drogi oraz błyszczał. BARDZO błyszczał. Aż musiała przymrużyć ślepia patrząc na te wszystkie lśniące kamyczki.

Spojrzała też na swoje palce, zastanawiając się nad słowami czarownika. Magiczny pierścień zdobił już jeden z palców jej prawej dłoni, a zatem wyciągnęła przed siebie drugą rękę.
- Może na środkowy? Będę miała dobry powód, aby machać nim przed oczkami Paniuni - zaproponowała głosem drżącym od podekscytowania.

- Miejmy nadzieję, że szybko będziesz miała na to okazję - odparł enigmatycznie mężuś, wsuwając ciężki pierścień na palec kuglarki. I to też było bardzo miłe, bardzo romantyczne, bardzo przyspieszające bicie serca Eshte.

Elfkę tak przytkało pod ciężarem pierścienia, że zupełnie zignorowała słowa Czarusia. Pewnie gdyby go uważniej słuchała, to teraz w przypływie podejrzliwości domagałaby się wyjaśnień, zamiast… z rozdziawionymi usteczkami wpatrywać się w świecidełko. Całkiem ją pochłonęły te kamyczki, które nie tylko błyszczały, ale także wielokrotnie odbijały w sobie jej twarzyczkę. Dała się złapać w wyjątkowo piękną pułapkę. I wcale tego nie żałowała.

Uniosła rękę, i bardzo dobrze, że nie była jakimś chuderlakiem, bo wtedy taki ruch mógłby grozić połamaniem się jej palca pod ciężarem błyskotki. A tymczasem bez większego trudu udało jej się unieść rękę hen wysoko nad swoją głowę. Poruszając dłonią próbowała złapać w kamyczki jak najwięcej promieni słonecznych, coby przypadkiem szpiegowi nie umknął pierścień sprezentowany jej przez "mężusia".

- Pozostały jeszcze dwa miejsca, które warto obejrzeć. Sklepik z ubraniami i może sklepiki z magicznymi przedmiotami… choć gnomy mają na nie własną nazwę. Gadżety - rozważał tymczasem głośno czarownik.

- Jesteś dzisiaj przyjemnie rozrzutny - zauważyła Eshte cały czas zadzierając głowę ku słońcu, które teraz nosiła na palcu. - Ale chyba nie umierasz, co?

- Nie wyciągaj błędnych wniosków, moja droga żonko
- westchnął mężuś rozglądając się dookoła. - Nie bez powodu przyszliśmy na zakupy właśnie tutaj. Wynalazki gnomów są tańsze od zwyczajnych przedmiotów magicznych w związku ich… eeem… niesławą. A magii potrzebujemy, skoro twój szpiczastouchy wielbiciel nie odpuścił pościgu za tobą, mimo że dostał ognistą odmowę prosto w twarz. Może i kupimy tu dla ciebie sukienkę, ale tak jak pierścień i kapelutek, będą nie tylko zdobiły twoją osóbkę, ale być może w przyszłości zdołają ocalić twoją skórę. Przed nim i przed innymi jego rodzaju.

- Oooooooch, sukienkę?
- Zainteresowała się kuglarka, chociaż nie na tyle, aby oderwać spojrzenie od błyskotki lśniącej mocno w jej oczach. Ale za to drugą ręką wykonała co najmniej zaskakujący ruch, bo ujęła nią czarownika pod ramię w przypływie nagłego… ciepła względem niego. Cóż, względem jego hojnego sięgania po monety i kupowania dla niej prezentów.

- Może znajdziemy jakąś pasującą do pierścienia? Najlepiej też całą wysadzaną błyszczącymi kamieniami, żeby całkiem oślepić tamtego Gównojada - marzyła sobie, pozwalając mężczyźnie prowadzić się do kolejnego sklepiku.


 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 21-10-2023 o 02:24.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-10-2023, 02:24   #163
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
À propos Gównojada


Ty??! Co TY tu robisz?!


Te słowa padły niemal unisono z pary kobiecych usteczek. Jedne należały do Eshte wchodzącej wraz z mężusiem do sklepu. Drugie do Paniuni, która wraz ze skromną świtą dwórek przymierzała opalizujący płaszcz w tym właśnie sklepie.
Słowa te padły, przy jednoczesnym oskarżycielskim wskazywaniu się palcami. Że ten babsztyl musiał wybrać sobie ten sam czas na zakupy i to samo miejsce co kuglarka.

Elfka zdołała po kilku chwilach otrząsnąć się z pierwszego szoku oraz wstrętu na widok Paniuni. Wprawdzie nie było łatwo, ale także zgasiła w sobie przemożną chęć ciśnięcia w nią ognistą kulą. Albo dwoma. Powstrzymała się, bo przecież znała o wiele lepsze sposoby na utarcie tego zadartego nosa hrabianki.

- Oooooch, mój drogi… pomyliłeś sklepy - odezwała się głosem słodziutkim aż do porzygu. A jako że nie była naprawdę jedną z tych świergoczących żoneczek unoszących się na różowych chmurkach miłości, to pod tą całą słodyczą ukrywała się złośliwość bardziej pasująca jej charakterkowi.
Chwyciła mężusia mocniej za rękę, wręcz nieopatrznie wpychając ją sobie między piersi, i całkiem się na nim uwiesiła, mówiąc przy tym - Skoro ten przyciąga taką klientelę, to pewnie sprzedają tu tylko wyleniałe peruki i suknie dla starych panien. Chodźmy poszukać innego krawca.

- Zgadza się. Sklep dla pozbawionych dobrego gustu z biustem płaskim jak u desek jest pewnie w jakimś brudnym zaułku
- odparła z głośnym, wręcz fałszywym śmiechem Henrietta, starając się nie zgrzytać zębami zbyt ostentacyjnie. Dumnie wypieła piersiątka, które choć niezbyt imponujących rozmiarów, były większe od tego, co mężuś zdołał wymacać u kuglarki. - Na pewno kupisz tam jakieś kolorowe szmaty, które pozszywasz w parodię stroju.

- Masz rację. Tak zrobię. - Eshte zgodziła się z nią niespodziewanie. Jednak nim Thaaneeekryyyst zaczął się cieszyć, że nareszcie jego żoneczka poznała sztukę trzymanie języka za zębami, jej oczy rozbłysły wrednymi iskierkami.
- I nawet w zwykłej szmatce będę wyglądała lepiej niż ty w swoich kosztownych gorsetach. Bo wiesz, zdradzę ci sekret… - Wolną dłoń przyłożyła do ust, w geście ściśle związanym z wyszeptywaniem tajemnic lub ploteczek. Ale elfka nie była znana ze swojej subtelności, więc co się dziwić, że kolejne słowa wypowiedziała teatralnym szeptem - Nie kupisz sobie urody nawet największą górą monet tatusia.

- Nic więc dziwnego, że z ciebie jest takie patykowate dziwactwo, które musi sięgać do magicznych uroków by związać ze sobą mężczyznę
- odparła z głośnym śmiechem hrabianka. - Urody nie da się kupić, czego jesteś przykładem. Tak jak wyczucia stylu, czego również jesteś dowodem w tych, pożalcie się bogowie, łachmanach… - warknęła gniewnie. - A jak tylko złamię urok, który niewątpliwie rzuciłaś na biednego Tancrista

- Nie jestem pod żadnym urokiem
- wtrącił czarownik, co jednak nie przerwało gniewnej tyrady szlachcianki. - …to będziesz bez urody, bez gustu, bez pieniędzy i w końcu… bez… męża.

- Czyyyli…
- Sztukmistrzyni bardzo powoli przesunęła powątpiewającym spojrzeniem po sylwetce Paniuni. Po dotarciu z powrotem do jej twarzy, zapytała - …będę prawie taka jak ty?

Zamiast wybuchnąć bezczelnym śmiechem, elfka nagle wciągnęła głośno powietrze w płuca i byłaby się zachwiała, a może nawet i omdlała, gdyby nie chwyciła czarownika jeszcze mocniej za rękę. Wsparła się o niego w tym niespodziewanym momencie słabości.

- Och! Przytul mnie mój mężu, pierwszy raz słyszę coś równie przerażającego! - załkała, a wisienką na torcie tego dramatycznego aktu było przyłożenie przez nią dłoni do piersi w rzewnym geście. Tej dłoni, która akurat była uzbrojona w ciężki pierścień wysadzany lśniącymi kamieniami. Cóż za przypadek.

- Nie wciągaj mnie w swoje gierki - burknął czarownik, co nie zmieniło faktu, że jednak przytulił ją do siebie. Jednakże to co miało zrobić największe wrażenie na Paniuni, owa błyskotka, przeszła bez echa. Henrietta nie zwróciła na nią uwagi.

Eh, ależ nieudolnym aktorem był ten jej mężuś! I dlaczego ta lalunia nie wzburzyła się cała na widok pierścienia?! Przecież był ogrooomny, i błyszczał, i…no tak, zapewne wewnątrz sklepiku nie robił aż tak wielkiego wrażenia. Gdyby cała ta kłótnia odbywała się na zewnątrz, to sztukmistrzyni mogłaby odbić słońce w kamykach i już hrabianka nie byłaby w stanie zignorować tego świecidełka.

- Ty chciałabyś być taka ja. Bogata, piękna, z dobrym gustem i dobrym urodzeniem - stwierdziła dumnie szlachcianka. - Dlatego mnie małpujesz, dlatego przyszłaś tu i dlatego porwałaś mi narzeczonego.

- Nie jestem niczyim narzeczonym. Henrietto
- próbował przywołać ją do rzeczywistości czarownik, ale niewielkim skutkiem.

- Może i bogata, ale za to jaka straszliwie sfrustrowana - skwitowała Eshte całą tę litanię wydobywającą się z ust Paniuni. Zaś nagłe pstryknięcie palcami oznajmiło kolejny już dzisiaj przebłysk geniuszu elfki.
- Wiesz, gdybyś mniej czasu spędzała uganiając się za MOIM mężem, a więcej na poszukiwaniach własnego mężczyzny, to może byś w końcu przestała ciągle skrzeczeć i trochę popuściła te ciasne wiązania gorsetu - doradziła jej nie do końca z dobra swego chytrego serduszka. Mrużąc oczy przyjrzała się jej dokładniej, po czym dodała - Dotyk dobrego kochanka wygładziłby też te wszystkie zmarszczki, co to ci się porobiły od wrzasków.

- Sama coś o tym wiesz? I o wrzaskach, i zmarszczkach, co?
- odpowiedziała złośliwie Paniunia i dodała władczo - I kradzieży cudzych mężczyzn za pomocą wiedźmich czarów.
Zaśmiała się, mówiąc sarkastycznie - Bo nie uwierzę, że taki… patyczak potrafiłby uwieść mężczyznę nie sięgając po uroki magiczne. Nie ma w tobie nic atrakcyjnego.

- W takim razie uważasz Thaaneeekryyysta za marnego czarownika, który nie potrafiłby się oprzeć byle urokowi?
- upewniła się Eshte uczepiając się tej logiki (a raczej jej braku) w rozumowaniu hrabianki. Powoli, powolutku jej wargi rozciągnęły się w lisim uśmieszku, bo kolejne pytanie miało być jeszcze bardziej smakowite - Oh, albo mnie za tak potężną wiedźmę, że mogłabym go omamić byle zaklęciem? Jak to w końcu jest, co?

- Pewnie kryje się za tym jakimś wiedźmi podstęp
- fuknęła gniewnie Paniunia, wykazując obsesyjny upór. - Jakiś napar osłabiający wolę, albo coś innego… wykorzystałaś jego chwilę słabości.

Czarownik tymczasem westchnął, a potem objął mocniej kuglarkę, bezczelnie macając ją po zadku. Zaczął wargami skubać jej szpiczaste uszko, szepcząc głośno - Pocałuj mnie, kochanie.

Sam dotyk jego warg na jej uchu wywoływał u elfki rumieńce, także takie publiczne pieszczoty sprawiły, że zrobiła się czerwona jak burak. I jeszcze oczekiwał, że go pocałuje… przy wszystkich!
Serce kuglarki przyspieszyło tak mocno, że wyraźnie słyszała jego rytm.

- Eh?! - Paniunia mogła obrzucać elfkę swoimi mało wymyślnymi obelgami, ale dopiero czarownik był w stanie całkiem wytrącić z równowagi swoją żonkę. I to nie krzykami, a przyjemnym szeptem i…dotykiem warg. Jak dotąd na ich słowną utarczkę reagował tylko burknięciami, więc taka zmiana zachowania była tym bardziej zaskakująca. Czyżby…w końcu i sam zapragnął utrzeć nosa tej skrzekliwej harpii? Oh, sztukmistrzyni mogła się poświęcić dla takiego planu!

- Teraz rzeczywiście brzmisz, jakbym trzymała cię w mocy mojego uroku… - zamruczała Eshte siląc się znowu na ten przesadnie słodki głosik. Ignorując Paniunię zwróciła twarzy ku mężczyźnie i cmoknęła go w usta. Odruchowo zrobiła to trochę od niechcenia, zdecydowanie zbyt szybko, aby przekonać publiczność o ich wielkiej "miłości".

Zatem pocałowała go jeszcze raz.
I jeszcze raz, wolniej.
I jeszcze.
I…eee…

Kiedy te czułostki, mające być tylko kolejną grą aktorską przed hrabianką i jej świtą, zmieniły się w namiętne pocałunki odbierające kuglarce dech w piersiach? Nierozważnie zatonęła w tej przyjemności. Zapomniała się tak bardzo, że zamiast machać pierścieniem przed szlachcianką, zacisnęła dłoń kurczowo na szacie Thaaneeekryyysta, przyciągając go ku sobie i pogłębiając pocałunki.

Łapczywie łączyła swoje usta z jego spragniona kolejnych i kolejnych muśnięć. Świat dookoła niej… przestał istnieć, rozpłynął się w migotliwych barwach. Paniunia i jej wrzaski… kim była Paniunia… czy miało to znaczenie? Nie potrafiła sobie przypomnieć. Nie próbowała nawet, złakniona czegoś innego, wtulała się w kochanka drżąc rozpalonym ciałem. Rozkoszowała się tańcem języków nie zważając na nic.

Długo jej zajął powrót z tego stanu zauroczenia, gdy w końcu zdołała oderwać usta od ust mężczyzny, oblizując łakomie wargi i opierając gorącym czołem o jego czoło. Oddech nadal był przyspieszony, serce waliło mocno jak dzwon, wzrok roziskrzony… takoż i jego. Miło było wiedzieć, że gorąc który opanował ciało Eshte nie był tylko jej udziałem. Powrót do… otaczającej ją rzeczywistości nie zdusił pragnienia, które pocałunki tylko podsyciły.

Pobieżne rozejrzenie się przez kuglarkę pozwoliło jej stwierdzić, że Paniuni już nie ma w sklepie. Pewnikiem wyniosła się jak niepyszna na widok tego… pokazu. Niemniej piąstki elfki wciąż zaciskały się mocno na ubraniu Ruchacza, a ciało jej ocierało się o niego w niemej prośbie o więcej.
Ehm… ciężko będzie się teraz Eshte odsunąć od niego. Raz otwarte wrota niełatwo było zawrzeć z powrotem.

- Noooo… i co zrobiłeś? Poszła sobie… - zamarudziła sztukmistrzyni cichym, dość mocno rozkojarzonym głosem. - A chciałam, żeby jeszcze posłuchała jak opowiadasz co jest we mnie atrakcyjnego.

Otulona cały czas silnymi ramionami mężczyzny, elfka miała wrażenie, że dobrze wie, który kawałek jej ciała stałby się głównym celem jego opowieści. Jeszcze trochę, a na jej skórze zostaną ślady po tych jego łapczywie zaciskających się dłoniach.

- Mój tyłek, prawda? - zadała pytanie, które nie miało na celu potwierdzić jej podejrzeń, a zaspokoić chęć usłyszenia odpowiedzi z ust Thaaneekryyysta.

- I pupa, i usta… i uszka… - mruknął czarownik ustami, sięgając do jej szpiczastego ucha, by obdarzyć je pieszczotą. Kuglarka mimowolnie przygryzła wargę dusząc pomruki aprobaty.
- ... zgrabne nóżki… rozkoszne piersi… łabędzia szyjka… - mężczyzna kontynuował wyliczankę, schodząc po uchu, policzku, na szyję. - ... i oczka, ognisty temperamencik… jesteś wyjątkowo zjawiskowa.

Elfka mogła Ruchaczowi wiele zarzucić, ale musiała przyznać… wiedział jak sprawić jej przyjemność. Znał jej ciało lepiej niż ona sama. Pod wpływem tych pieszczot stawała się niczym glina w dłoniach rzeźbiarza, pod wpływem tych komplementów rozpływałą się jak masełko. Dobrze, że znajdowali się w sklepie i mężuś się hamował, bo… gdyby byli… w jej wozie teraz, z pewnością przełamałby jej opór. I sam nie miał wszak oporów przed wielbieniem czynami jej ciała. Niemniej… był w tym świetny, nieprawdaż?

Eshte zaskoczyła samą siebie, gdyż wszystko co robiły te jego przeklęte usta, zarówno wypowiadane przez nie słowa, jak i ich dotyk na jej skórze, wyrwały z niej chichot. I to ten najgorszego rodzaju, bo pasujący słodkim idiotkom wpatrzonych cielęcych wzrokiem w obiekt swój westchnień. A przecież ona nie była jedną z nich! No, może kiedy zdarzało jej się nawdychać pyłku wróżki, ale później stanowczo wypierała się swojego udziału we wszystkim, co się wydarzyło za różową mgłą.

- Ba-aaa-aardzo dobrze. Za…zapamiętaj to i powiedz dokładnie w taki sposób, kiedy znowu spotkamy Paniunię. - Elfka miała problem z odnalezieniem swojej łajdackiej natury pośród tych czułostek, przytuleń i słodkich słówek. Nie pomagał też ten odurzający zapach perfum Thaaneeekryysta, uh.

Dlatego zamiast odepchnąć go od siebie oraz wyśmiać te jego komplementy, ona tylko mało stanowczo obróciła głowę w kierunku drzwi i powiedziała z lekkim zająknięciem - Aaaaa… może jeśli się pospieszymy, to jeszcze ją znajdziemy z tym całym jej stadem przytakujących kwoczek, co?

- I znów… zaczniemy się całować? Chyba nie potrzebujemy do tego… towarzystwa Henrietty?
- zapytałRuchacz, ponownie sięgając ustami do jej szpiczastego ucha. Zamruczała w odpowiedzi niczym kotka, rozpieszczana kotka, gdy czuła owe muśnięcia. Zdecydowanie… bardziej wolała, gdy jej mężuś używał języka do czynów zamiast do słów. I nawet trochę żałowała, że jej obecny strój nie ma dużego dekoltu. Aż kusiło by chwycić za tę czuprynę i pokierować jego ustami do miejsc pragnących jego pieszczoty. A tych na ciele elfki było wiele.

- Oczywiście, że nie! - odpowiedziała Eshte zdecydowanie zbyt szybko i bez większego namysłu… bo i przecież rozsądne myślenie przychodziło jej z trudem w tak ciężkich, bardzo ciężkich okolicznościach.
Co właściwie chciała powiedzieć? Że nie… potrzebują hrabianki? Że nie… zaczną się znowu całować? Eh, biedna nie wiedziała, którą elfką teraz była - tą jedynie w jakże wyrafinowany sposób wykorzystującą czarownika do własnych celów, w tym także utarcia nosa Paniuni? A może jednak tą drugą, która tak właściwie to… czerpała… przyjemność z tego dotyku jego warg, dłoni i przyciśniętego do niej ciała? Była wyjątkowo rozdarta, a ten łajdak, cóż za zaskoczenie, w niczym nie pomagał!

Jej ciało i myśli nie wiedziały co ze sobą począć, ale serce sztukmistrzyni, och, ono już dobrze wiedziało jaka pasja przyprawiała je o mocniejsze bicie.
- Ty się z nią zgadałeś czy co? Nie uda wam się odwrócić mojej uwagi od turnieju! - Elfka znalazła w sobie na tyle sił, żeby prychnąć już bardziej stanowczo. Nikt nie mógł bruździć w jej planach zdobycia sobie sławy i zachwytów. Ale pokusa rzeczywiście wygrała i elfka pochwyciła Thaaneeekryyysta za włosy, ale tylko po to, żeby pociągnąć go karcąco za te jego łajdackie pukle. Wszystko w nim było łajdackie… przyjemnie łajdackie.

- Dlaczego miałbym ci bruździć w tym turnieju? - zapytał czarownik nadal trzymając ją zaborczo w ramionach jakby była jego… skarbem. Tak, elfce podobała się ta myśl. Podobała się zachłanność czarownika względem niej. Owszem, było to oburzające… ale przyjemnie łechtało miłość własną kuglarki. - Nie mam wszak nic przeciwko temu byś wygrała. Słoneczko ty moje.
Nie przejmował się, tym że ciągnęła go za włosy.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-10-2023, 00:25   #164
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Nowożeńcy bywają tacy uroczy… - odezwała się stara gnomka o szpakowatych włosach, ułożonych w kok przebity dziesiątkami zdobionych szpil, tak że wyglądało jakby nosiła na głowie poduszkę na szpilki. - Ale przyszliście tu kupować, prawda?Mam piękne półprzeźroczyste halki, które urozmaicą wam noce…

- Może kupimy taką, co?
- zażartował Ruchacz, ale następnie szybko dopowiedział. - Szukamy sukni, lub strojów na występ.
Zapewne by uniknąć kuksańca u czerwieniejącej już na twarzy elfki, po części z gniewu, po części z pożądliwych wizji jaką ta sugestia halki wywołała.

- A jaki to ma być występ, panienko?- dopytała się gnomka.

- Mój dzisiejszy taniec z ogniem, którym wygram turniej kuglarzy - powiedziała Eshte, nadymając się cała ze zdecydowanie przedwczesnej dumy. - Więc na pewno nie suknia. Za dużo falban i materiału, w który mogłabym się zaplątać, upaść i narobić sobie wstydu przed wszystkimi. Raczej potrzebuję czegoś… - Rozglądając po sklepiku, elfka jedną dłonią przesunęła po wcięciu swej talii, aż w końcu oparła ją na biodrze. - … przylegającego.

- I mężowi też spodoba się jak podkreśli on panienki krągłości
- stwierdziła po zastanowieniu gnomka, choć akurat kuglarce nigdy nie zależało, aby podobać się Ruchaczowi. O nie… co najwyżej lubiła, jak pożerał ją wzrokiem.

- Może ten? - spytała krawcowa, wskazując na kwiecisty gorset wiszący na uboczu.




Wyciągnęła jedną ze szpil z włosów i z niezwykłą wprawą cisnęła ją w manekina, na którym prezentowała swoje dzieło. Wykonała gest dłonią i manekin wraz gorsetem, lewitując przybliżył się do sprzedawczyni i potencjalnych klientów.

- Zrobiłam go dla pewnej linoskoczki. Niestety straże miejskie zgarnęły ją pod zarzutem udziału w okradzeniu domu pewnego radnego. I nigdy go nie odebrała. Pozwala szybować na szkarłatnych skrzydłach jastrzębia. Są utkane z magii, więc niepalne… tylko należy pamiętać, że gorset służy do szybowania, a nie latania - stwierdziła machając palcem. - Zadziwiająco wiele klientek myli te kwestie za sobą, a potem wracają oburzone, że nie uniosły się w powietrze.

- Oooooooch
- Dobrze, że gnomka wytłumaczyła tę drobną różnicę, bo w pierwszej chwili oczy kuglarki rozbłysły zachwytem na myśl o lataniu na ptasich skrzydłach. Przygasły tylko odrobinę, bowiem szybowanie nadal było bardziej ekscytujące od zwykłego chodzenia. A i powinno ułatwić uciekanie przed zbójami.

- Tak, tak, oczywiście, że to coś zupełnie innego. Pff - zgodziła się z krawcową co do głupoty innych klientek, po czym łapczywymi rączkami sięgnęła ku gorsetowi. Dotknęła materiału, który sprawiał wrażenie przyjemnie drogiego, takiego nadającego się do obicia jednej z tych leżanek lubianych przez jaśniepaństwo. Palcami przesunęła kilka razy po zawiłych ozdobnikach, które przypominały jej własne płomienie. Pokiwała głową z uznaniem, mówiąc - Naprawdę prześliczny. Na tyle, żeby mnie ozdobić, ale nie odwrócić uwagi od mojej magicznej sztuki. Mogę przymierzyć?

- Oczywiście… tam mam przymierzalnię. Jestem pewna, że mąż pomoże panience przy przebieraniu.
- Gnomka wskazała wąskie drzwiczki w głębi sklepiku.

- O nie, nie trzeba. Samasobieporadzę! - wypaliła elfka, zanim Thaaneeekryyyst zdążył zgodzić się z krawcową i zaproponować swoją, ekhm, pomoc.

Pośpiesznie rozebrała manekina z gorsetu, aby zaraz potem w podskokach czmychnąć do przebieralni. Tam upewniła się, że dobrze zamknęła za sobą drzwi i dopiero wtedy zaczęła ściągać z siebie własną koszulinę. Niecierpliwie, bo chciała jak najszybciej zobaczyć siebie w tym cudeńku. No i skrzydła! Je też chciała sobie obejrzeć.

I po kilku dłuższych chwilach, spędzonych głównie na wiązaniu gorsetu, Eshte wyszła z przymierzalni. Może i nowy fatałaszek nie do końca pasował do spodni, które akurat miała na sobie, ale za to na jej ciało pasował wprost IDEALNIE. Podkreślał talię, wypychał piersi ku górze, a jednocześnie trzymał je mocno w ryzach, aby nie przeszkadzały sztukmistrzyni w artystycznych wygibasach.

- I jak? Trochę jak moja druga skóra, co nie? - zapytała, oczekując komplementów wprost wylewających się z ust czarownika. Podeszła bliżej do niego i gnomki, po czym obróciła się w zgrabnym piruecie, aby mogli przyjrzeć się jej z każdej strony.

- Wyglądasz prześlicznie… uroczo… zachwycająco, jak nimfa leśna… - odparł ciepło mężuś, przyglądając kuglarce w jej nowym stroju. Wodził wzrokiem po gorsecie podkreślającym gibką sylwetkę, a nawet uwidaczniając drobniutki biust. No i pupę… może nie dużą, ale krąglutką. Tu cycata Paniunia nie miała żadnej przewagi nad Eshte, czego zresztą sam Ruchacz był dowodem, często chwytając za pośladki artystki.

- Wspaniale panienka wygląda - zgodziła się gnomka z uśmiechem. - Gorset już się dopasował do ciała i leży jak ulał.

- Tak. To kupujemy, co?
- zapytał na koniec czarownik.

Zwykle Eshte całkiem nieźle radziła sobie z powstrzymywaniem tych wszystkich głupiutkich chichotów i uśmieszków, jakie wpychały się na jej wargi pod wpływem słów i czynów czarownika. Ale tym razem, pod wpływem tego istnego potoku komplementów, przegrała z własną krnąbrnością i uśmiechnęła się szeroko. Aż policzki ją rozbolały. Wykonała jeszcze jeden piruet, w razie gdyby Thaaneekryyyst nie przyjrzał się jeszcze wszystkiemu dokładnie.

Potem zatrzymała się i zerkając przez ramię, zapytała krawcowej - A skrzydła? Co mam zrobić, żeby się pojawiły?

- Wyskakują same jeśli znajdujesz się na odpowiedniej wysokości i rozkładają same
- wyjaśniła gnomka i potarła swój podbródek. - Niemniej na wypadek, gdyby nie wyskoczyły to… pomacaj się mocno po biuście. Wtedy wyskakują same.

- A czemu właśnie tam?
- zapytał zaciekawiony czarownik.

- Bo przecież dobrze wychowana młoda dama nie da sobie macać biustu - stwierdziła dumnie krawcowa.

- Nawet mężowi? - zapytał Ruchacz.

- Nawet eee.. no tak.. ale linoskoczka, która zamówiła gorset… ona męża nie miała. - Zamyśliła się gnomka.

Nie było żadnej walki pomiędzy ciekawością sztukmistrzyni, a jej wstydem. Pierwsze było zdecydowanie silniejsze, więc dłonie elfki bez żadnego zawahania chwyciły za jej własne piersi i ścisnęły je mocno.
Aż podskoczyła w miejscu, kiedy gwałtownie z jej pleców wystrzeliła parka dużych, czerwonych skrzydeł, których nie powstydziłby się żaden jastrząb. Och, albo papuga! Porównanie, które w zamiarze czarownika zapewne miało urazić pstrokatą Eshte, tak naprawdę bardzo jej się spodobało. Tak jak i te skrzydła – zachwycająco pierzaste, przy rozkładaniu aż posypały piórami po podłodze sklepiku.




Czy mogła wykorzystać je do ozdobienia swoich strojów? A może znikną wraz ze złożeniem się skrzydeł? I w jaki w ogóle sposób ma je złożyć?

Eh, nie zaprzątała sobie teraz głowy takimi sprawami! Obróciła się kilka razy wokół siebie samej, w próbie przyjrzenia się dobrze swoim skrzydłom. Potem w podskokach ruszyła ku wyjściu, a mijając czarownika rzuciła szybko - Ty zapłać, a ja pójdę znaleźć jakiś dobry dach do zeskooczeeeniaaa…!

- Chyba sobie żartujesz…
- zaczął czarownik, ale elfka nie żartowała, już dobiegając do drzwi. Kątem oka zerknęła jeszcze na pióra które wypadły z jej skrzydeł, przekonując się niestety że są mniej trwałe od magicznych tworów mężusia. Bo już znikały.

Skrzydlata elfka oczywiście przyciągała uwagę, gdy wypadła na ulicę w poszukiwaniu odpowiednio wysokiego dachu. Tych było akurat sporo, każda kamienica gnomów miała dwa pięterka. Pozostało tylko znaleźć sposób, by się tak wysoko wspiąć.
No i dopchać się do jakiegoś, bo przyciągała uwagę ciekawskich gnomów, a zwłaszcza dzieciarni. Wspinaczka byłaby jakoś tak bardzo czasochłonna… szkoda że nie miała do dyspozycji gryfa, który by od razu wyniósł ją na odpowiednią wysokość. Tak jak jej małżonek.

Stojąc przed sklepem elfka uświadomiła sobie, jak wiele wpatruje się w nią oczu. Oczywiście była przyzwyczajona do przyciągania zainteresowania i zachwycania sobą, ale ta sytuacja była inna.
Jakieś dziecko pokazywało ją palcem, inne próbowało sięgnąć i dotknąć skrzydeł. Ktoś tam szturchnął łokciem swojego kompana, aby pokazać mu jakie dziwadło stoi na ulicy. No i jeszcze szpieg Paniuni, on też mógł ciągle mieć ją na oku. Jeśli rozpowie wszystkim o jej skrzydłach, to całkiem odbierze jej ten cenny moment zaskoczenia! Och, niedoczekanie jego!

Nie było łatwo porzucić wizję o szybowaniu z dachu, najlepiej najwyższego dachu w okolicy, ale Eshte stawiała swoją sztukę nawet ponad takie przyjemności. Z trudem obróciła się na pięcie i z powrotem wepchnęła się do środka sklepu krawcowej. Zadziwiająco nie miała większego problemu ze zmieszczeniem się w drzwiach ze rozłożonymi skrzydłami.

- E, lepiej tak od razu nie zdradzać moich tajemnic i nie pokazywać wszystkim tych cudeniek. Zostawię je jako niespodziankę na wieczór - powiedziała czarownikowi i krawcowej. - Ale może na mój występ powinnam zlecieć z dachu? Albo z twojego gryfa! Pożyczysz mi swojego pieszczocha, co?

- Mój gryf to nie jest zwierzątko ułożone do przejażdżki. Wymaga stanowczego jeźdźca, którego będzie szanował. I źle może zareagować ogień, nieważne czy będzie to płomień iluzyjny czy prawdziwy
- ocenił Ruchacz, płacący kobiecinie za gorset.

- Oj tam! Tylko bym z niego zeskoczyła i poszybowała w dół, nie zobaczyłby nawet jednego płomyka! - żachnęła się Eshte, nic sobie nie robiąc z jego paplaniny. Za bardzo skupiła się na swoim odbiciu w lustrze. Obracała się przed nim, rozsypując wokół jeszcze więcej piór oraz przyglądając się sobie z każdej strony.

- A co mam zrobić, żeby z powrotem je schować? Znowu chwycić się za cycki…? - zapytała, ale chyba głównie po to, aby usłyszeć własny głos, bo tradycyjnie nie czekała na potwierdzenie swoich podejrzeń. Nawet nie skończyła mówić, a dłonie już zacisnęła na własnym biuście.
Kiedyś ta niecierpliwość stanie się zgubą sztukmistrzyni Meryel.
Niemniej tym razem pomogła schować skrzydła, które znikły po pomacaniu biustu.

- Działa tylko, gdy nie jesteś w powietrzu. O wszystkim pomyślałam - rzekła dumne gnomka, a czarownik dodał sceptycznie. - Po pierwsze… nie wzbijesz się w powietrze na gryfie. Razorbeak wymaga stanowczego jeźdźca, inaczej poniesie cię tam gdzie sam będzie chciał. Prawdopodobnie do najbliższej stajni.

Również i na to Eshte miała przygotowaną odpowiedź.
- W takim razie sam możesz nim pokierować, a ja tylko z niego zeskoczę. - Nie dała mu czasu ani na wypowiedzenie "po drugie", ani na znalezienie kolejnego wytłumaczenia, według którego nie mogłaby wykorzystać jego gryfa do czegoś dobrego. I pięknego, bo przecież to o jej występ chodziło! A nie pozwoliła mu się odezwać, bo zaraz szybko zawołała - Idę się przebrać!

I w podskokach ruszyła do przymierzalni, a każdym swoim krokiem próbowała wyskoczyć jak najwyżej, żeby posmakować szybowania przynajmniej z tak niewielkiej wysokości.

Wróciła już przebrana w swoją koszulinę pozbawioną choćby jednej iskierki magii. Wprawdzie nie miała już skrzydeł, a trzymany w ręce gorset już nie podkreślał kształtów jej ciała, ale ząbki cały czas szczerzyła w zadowolonym uśmiechu.

- Będziemy musieli jutro tutaj wrócić, żeby kupić coś pasującego do diademu - stwierdziła podchodząc do Czarusia. - Może rzeczywiście sukienkę? Oh, albo pelerynę!

- Skoro będę uczestniczył w twoim przedstawieniu… to ile mi zapłacisz za moją pomoc? Jaki będzie mój udział w zyskach?
- zapytał po zastanowieniu Ruchacz, przyglądając się kuglarce i poprawiając okulary.

- Z tego co wiem, to nikt mi nie płaci za ten występ. A przecież diademu nie połamiemy na dwie części, tym bardziej, że na mojej głowie i tak będzie lepiej wyglądał - skwitowała elfka, nawet nie zaszczycając pytań mężczyzny dłuższą chwilą zastanowienia. Podział zysków, dobre sobie!
- Ale może zostawię gryfa jako niespodziankę, w razie gdybym musiała się pojedynkować z innym artystą - snuła dalej swoją artystyczną strategię działania. - Nie powinnam tak od razu pokazywać wszystkich moich sztuczek, co nie?

- Można wydłubać parę kamyczek z niego
- zadumał się Thaanekryst i podrapał się po karku. - No i może masz rację… gryfa zostaw na później. Bądź co bądź trzeba nad tym pomysłem popracować.

- A tak mało zostało czasu na przygotowania!
- Lekkie ukłucie paniki dotknęło kuglarkę, która mocniej zacisnęła dłonie na gorsecie i na kapeluszach, przy okazji błyskając dwoma pierścieniami. Każde z nich było cennym skarbem tych zakupów z niespodziewanie hojnym mężusiem, ale nic - nawet skrzydlaty ciuszek i lśniąca błyskotka - nie mogłyby osłodzić porażki w turnieju.

- Musimy iść! - zadecydowała i ruszyła ku wyjściu ze sklepiku. Jednak w połowie drogi się zatrzymała, odwróciła i rzuciła wesoło do krawcowej - A ty powinnaś przyjść wieczorem, zobaczyć jak będzie wyglądał twój gorset w trakcie mojego występu.

- Z pewnością zobaczę
- odparła sprzedawczyni zanim oboje wypadli ze sklepiku. Kuglarka stanowczo pociągnęła mężusia za sobą.

Czas zakupów się skończył. Zaczął się czas przygotowań.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-10-2023, 00:43   #165
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Płomiennostopa Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré nie była jakąś szarlatanką czytającą przyszłość z kart albo dopatrującą się miłości w liniach na wnętrzu dłoni. Nie śpiewała ballad, ani nie pisała, tfu, poezji. Ona tańczyła, ale znów – nie w ten powolny i ponętny sposób, jaki prezentowały co poniektóre tancerki w skąpych fatałaszkach. Jej sztuka była unikalnym połączeniem akrobatyki z tańcem, ognistej magii z wirującymi obręczami. Oznaczało to, że wymagała odpowiednio dużej przestrzeni do swoich treningów. A wóz, chociaż był jej uroczym domkiem na kołach, jedynym bezpiecznym miejscem w jej życiu, nie posiadał tej przestrzeni. Tym bardziej teraz, kiedy czarownik wprowadził się ze swoimi gratami.

W wozie szyła swoje stroje, rozgrzewała ciało przed występami, dopracowywała magiczne sztuczki, ale szczegóły swoich tańców z obręczami mogła obmyślać tylko w głowie. Swoją choreografię (co oczywiście było zbyt dużym słowem dla kuglarki), wszak nieraz wymagającą skakania, przerzucania nóg nad własnym ciałem i innych ewolucji sprawdzających gibkość jej ciała, zwykle dopieszczała na zewnątrz. Jednakże teraz takie przygotowania niosły za sobą ryzyko, że zobaczyłby ją któryś z jej konkurentów do diademu i tytułu. Mógłby wtedy skraść jej sekrety i wykorzystać tę wiedzę przeciwko niej! Nie miała zamiaru na to pozwolić.

A zatem ukryła się w wozie i pozasłaniała okna zasłonkami. Jedynie wróżka i fajkowy lisek mieli zaszczyt zostać w środku z nią i jej cennymi pomysłami.
Przebrała się w nowy gorset i, powiedzmy że tak na rozgrzewkę, kilka razy otworzyła i złożyła jego magiczne skrzydła. Każde ich wyskoczenie i rozrzucenie na około piór przyprawiało ją o podobną chwilę radości. Ale nie wystarczyło, aby ten magiczny ciuszek tylko dobrze wyglądał i zaskakiwał. Musiał spełniać także jej inne, jakże wygórowane wymagania.

Czy nie będzie za bardzo ograniczał jej ruchów? Czy fiszbiny, które tak przyjemnie podkreślają jej sylwetkę, nie będą wżynać się w jej skórę podczas wykonywania akrobatycznych figur? Wprawdzie gnomka mówiła, że uszyła gorset dla linoskoczki, a zatem także dla artystki pracującej ciałem, ale jednak sztukmistrzyni musiała mieć całkowitą pewność. Nie mogła ryzykować, że mocniejsze wyginanie się zaowocuje wypadnięciem jej cycków z dekoltu. Jej występy nie były TEGO rodzaju.

Na początek porozciągała się nieco. Uniosła ręce i splotła ze sobą dłonie wysoko nad głową. Odchyliła się, wyginając plecy w zgrabny łuk, aż wyrwał się z niej koci pomruk zadowolenia. Nic specjalnego, fiszbiny gorsetu nawet nie zatrzeszczały.

Potem zaczęła wyginać się mocniej, w różne strony. Jej ciało przypominało giętką trzcinę, która wygina się i znowu prostuje w płynnych ruchach. Cóż, jak trzcina intensywnie przygniatana mocnym wiatrem albo upartymi falami wody, bowiem Eshte wyginała się głęboko w tył, dłońmi w końcu dotykając podłogi. Powała wozu była na tyle wysoko, że elfka mogła całkiem przenieść swój ciężar na ręce i zakołysać wysoko nogami. A po chwili z gracją i lekkością, niby to bez większego wysiłku, znowu opuścić je na ziemię i stanąć wyprostowana.
Ha! Nawet jeden cycek jej nie wypadł z gorsetu! Krawcowa rzeczywiście wykonała niezwykle dobrą robotę. Widać, że znała się na szyciu ciuchów dla akrobatów.

Sztukmistrzyni była zadowolona. Nie był to jednak koniec jej przygotowań. Wprawdzie nie miała w wozie miejsca na taniec z obręczami, ale mogła przynajmniej wykonać swój układ na sucho i dopracować jego szczegóły.

Drobne paluszki Trixie wygrywały na lutni melodię, która wypełniała wnętrze domku na kołach i inspirowała sztukmistrzynię do poruszania ciałem.
Co jakiś czas, przy co bardziej skomplikowanej pozie, Eshte zatrzymywała się na dłużej i spoglądała w kierunku lustra. Wprawnym okiem oceniała każdy detal swojej postawy – ułożenie rąk, uniesienie nóg, płomienie prześlizgujące się po jej skórze. Czy wyglądała odpowiednio imponująco? Czy wyginała swoje ciało w sposób, o jakim sztywne szlachciurstwo mogło tylko pomarzyć? Czy swymi ruchami przypominała giętkiego węża albo zwinnego kota?

Bezczelny czarownik mógł sobie żartować, mógł sobie lekceważyć jej sztukę i w pogardliwym tonie określać ją "byle kuglarstwem", ale nawet sobie nie wyobrażał, jak wiele trudu wkładała w dopracowanie każdego swojego występu. I nie miał się dowiedzieć. Gdyby pozwoliła mu zostać w wozie, to przeszkadzałby jej tym swoim lubieżnym spojrzeniem wędrującym za każdym ruchem jej ciała. Albo co gorsze miałby czelność komentować i, brrr, doradzać jej tym swoim przemądrzałym tonem. A przecież on nic, NIC, nie wiedział o zachwycaniu widowni swoim talentem! Ona nie grzebała (za bardzo) w jego w księgach, to i on powinien trzymać się daleko od jej sztuki. I trzymał się, nawet jeśli musiała sama go wypychać za drzwi swego wozu.
Ale przynajmniej mogła ćwiczyć w spokoju.

Cóż, do czasu. Spokój był ulotnym luksusem w życiu Eshte.

Nagle poczuła na skórze powiew wiatru, który przyniósł ze sobą zapach wina i sosny. A także szept wprost do jej ucha. Kobiecy szept. Znajomy i nieznajomy zarazem. Władczy i stanowczy… już go gdzieś słyszała. We śnie może?


Musimy porozmawiać. Podążaj za zapachem.
Gwarantuję, że jeśli przyjdziesz sama to wrócisz z powrotem bezpiecznie i nietknięta.
Chcę tylko pomówić.



Przymarszczyła brwi w rozdrażnieniu, że coś miało czelność zakłócić jej ten cenny czas przed występem. Wiatr nie miał cienia szacunku do jej sztuki.

- Mówiliście coś? - zwróciła się do Skel'kela i Trixie, którzy towarzyszyli jej w przygotowaniach. Zdecydowanie wolałaby, aby ten głos dobiegł z jego pyszczka niż należał do kolejnego intruza w jej już i tak mocno zatłoczonej głowie. A i widownia też chętniej płaciłaby za rozmowy z fajkowym liskiem, niż z opętaną elfką.

- Mówiłam, że masz podążyć za zapachem… - Wiatr znowu przywiódł znajome zapachy i ten głos, tym razem lekko poirytowany. - Pożałujesz jeśli tego nie uczynisz. Jeśli nie teraz, to prędzej czy później. Nie wyciągnę ku tobie więcej ręki z pomocą.

Po ucieczce przed najemnikami, po podsłuchaniu rozmowy tamtych dwóch kobiet otoczonych smrodem i widokiem śmierci, nawet po nawdychaniu się, z winy czarownika, sporych ilości pyłku wróżki, Eshte już wiedziała, że gadający wiatr może oznaczać tylko kolejne kłopoty. To miasteczko było naszpikowane pułapkami zastawionymi specjalnie na nią.

Podeszła do otwartego okna, przez które do wozu wpadał wiatr razem z zapachami i szeptem, ale zamiast zatrzasnąć je mocno, elfka prawie cała się przez nie wychyliła.
- Thaaneeeekryyyyyst! - ryknęła, rozglądając się za swoim fałszywym mężem. W końcu czasem, CZASEM, do czegoś się przydawał.

Mężuś pojawił się po boleśnie długim okresie. Poprawiając okulary na nosie spojrzał na spanikowaną elfkę spytał beznamiętnie. - O co chodzi? Czyż nie wypędziłaś mnie z wozu, bo tu cytuję: “Weź idź znajdź sobie jakieś zajęcie, żebyś mi tu tylko nie przeszkadzał swoim gadaniem"?

Eshte bacznym spojrzeniem obrzuciła zamknięte okna wozu oraz drzwi za plecami czarownika.
- No i bym się dalej skupiała na moim występie, ale wiatr zaczął do mnie gadać! Mówił, że mam za nim iść, oczywiście sama, bo ktoś chce sobie ze mną pogawędzić - streściła pokrótce, bardziej rozdrażnionym tonem głosu niż zaniepokojonym. - Brzmi jak pułapka, nie? Pewno któryś z artystów chce mnie wylem… wyelele… - Język jej się zaplątał na tym trudnym słowie, więc w końcu tylko machnęła na nie ręką. - No, pozbyć się mnie, żebym nie mogła wystąpić na turnieju!

Ruchacz zastanowił się i podrapał po podbródku, zgadzając się z nią. - Tak. To brzmi jak pułapka. A zważywszy jak wielu wrogów zdołałaś zyskać, trudno zgadnąć czyja to sprawka.

Kuglarka pokiwała głową w zadowoleniu, że jej przeczucie okazało się trafne. To nie tak, że potrzebowała czarownika do potwierdzenia jej podejrzeń, ale musiało coś w tym być, skoro również według niego było to JAWNĄ pułapką.

- Głos brzmiał raczej kobieco, więc może to Paniunia zdołała się nauczyć nowej sztuczki. - Skrzyżowała ręce na piersi i fuknęła głośno - Co ona myśli, że ja jestem jakaś naiwna? Że po prostu pójdę za jakimś szeptem i pozwolę się złapać jej bandytom? I to tuż przed moim występem?!

- To nie brzmi jak coś, co by Henrietta zaplanowała. Osobiste brudzenie sobie rąk to nie jest w jej stylu
- zastanowił się Ruchacz pocierając kciukiem podbródek. - Jakiej jeszcze niewieście podpadłaś?

- Żadnej!
- Eshte aż tupnęła mocno butem o podłogę wozu. - Skoro ona tak brzydzi się pobrudzić, to pewnie po prostu zapłaciła jakiejś innej babie, żeby mnie wywabiła z wozu. Chyba że… - Nagle spojrzała spode łba na mężczyznę, a jego widok przyprawił ją też o wykrzywienie warg w grymasie. - … więcej kobiet podtyka Ci pod nos swoje cycki, co? Często gdzieś znikasz, więc może sam sprowadzasz na mnie kłopoty.

- Nie mów mi, że robisz się zazdrosna o mnie?
- zapytał ironicznie Tancrist, po czym poważniej dodał - Rozniosło się wszędzie, że żonaty jestem… więc straciłem wielce na popularności. Zwłaszcza że publicznie wiele razy okazywałem ci czułość… co oznacza żem w tobie zakochany. Muszę przyznać, że zaczynam aktorsko przewyższać twoje talenty. Dopiero ostatnio zaczęłaś być wiarygodna jako młoda żonka.

- Och, weźże się skup!
- prychnęła Eshte, ale ten krótki wybuch złości nie pomógł w ukryciu jej zarumienionych policzków. Wręcz przeciwnie, tylko mocniej podkreślił ich czerwoność. - Nie rozmawiamy o tym, co MY robimy, a o tym, że zaczaiła się na mnie jakaś kolejna zołza!
Westchnęła ciężko i z rozmarzeniem dotknęła swojego gorącego policzka, kontynuując - Ach, nie mogę się doczekać dnia, kiedy to o mnie będzie zazdrosny jakiś gorliwy miłośnik mojej sztuki. Przynajmniej wtedy to na Ciebie ktoś będzie posyłał najemników i na Ciebie rzucał przekleństwami.

- Już szukasz nowego kochanka? Ja ci nie wystarczam? Doprawdy, twój apetyt na łóżkowe figle rozrósł do olbrzymich rozmiarów
- zadrwił żartobliwie czarownik i pomyślał głośno. - Sam nie wiem. Możemy spróbować złapać tą twoją wielbicielkę…

- Nie próbujcie…
- Usłyszała nagle elfka, znów czując zapachy, które oceniła jako… leśne. - … nie złapiecie mnie, a krzywdy sobie napytacie. Zapraszam na rozmowę, tylko ja i ty… bez żadnych bandytów czy mężczyzn wtykających wiesz co, tam gdzie nie trzeba.

- ... ty podążysz przodem, a ja będę cię pilnował z dachów. Albo możesz zignorować ją. W końcu siłą cię nie zaciągnie. Albo… co najmniej rozsądne. Możesz się zgodzić na tą rozmowę.
- tymczasem Thaaneekryst , nieświadom tego co kuglarka usłyszała, rozważał różne możliwości.

- Śmierdzi lasem - mruknęła Eshte pociągając nosem. Z wyrzutem zerknęła w kierunku okien, które najwyraźniej będzie musiała wymienić na bardziej szczelne.

Zdecydowanie już głęboko po dziurki w nosie miała tego… tego… no, tego! Tego, kurde, przeszkadzania i podsłuchiwania! Pewno była to jakaś szlachciurska plotkara, skoro tak wścibiała się do cudzego domu.

- Nie mam teraz na to czasu, muszę się przygotować do występu! Weź tę swoją pułapkę i ustaw się z nią w kolejce! - zawołała niecierpliwym głosem. Pokiwała głową, usatysfakcjonowana swoją bystrością, dzięki której przejrzała plany kolejnego babska. A przynajmniej tak sądziła, ale nagle nowa myśl zaiskrzyła w jej głowie, więc szybko dodała - Chyba, że chcesz prywatny występ, to musisz zapłacić, tak jak wszyscy! Możesz podesłać monety wiatrem!

- Pożałujesz tego… może nie dziś, może nie jutro… ale kiedyś na pewno.
- Usłyszała wraz z powiewem wiatru, który całkiem ustał.

- Dla bezpieczeństwa… - zastanowił się czarownik rozważając sytuację. - Może lepiej nie oddalaj się sama poza obszar obozu hrabiego, dobrze?

- Diadem jest gdzieś w obozie, co nie? No to ja się nigdzie stąd nie ruszam
- stwierdziła Eshte, rozglądając się jeszcze podejrzliwie. Pociągnęła nosem i zastrzygła uszami, upewniając się, że leśna baba rzeczywiście jej dyszeć na kark swoim szeptem.

- A Ty możesz w takim razie już iść… eee… - Wcześniej chętnie go wyganiała ze swojego wozu, wręcz go wypychała za drzwi, by móc w spokoju pracować nad swoją sztuką, a teraz jakoś tak, z lekką niepewnością przestąpiła z jednej nogi na drugą.
Odkaszlnęła sobie cicho, po czym powiedziała mu na odchodne - Tylko może nie odchodź za daleko, co?

- Nie martw się… będę czuwał i pilnował cię
- odpowiedział ciepło Ruchacz. - Będę blisko.

A kuglarka przyłapała się na tym, że ostatnio coraz bardziej przyzwyczajała się do jego bliskości, w różnym znaczeniu jego słowa. Ale nie na tyle, aby pozwolić mu zostać razem z nią w wozie. Dlatego czarownik szybko poczuł na swych plecach jej dłonie, wypychające go uparcie na zewnątrz i zatrzaskujące za nim drzwi.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-12-2023, 14:00   #166
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Nachodził wczesny wieczór. Główny rynek miasta Haenstradt zapełniał się mieszkańcami. Bądź co bądź czekało ich widowisko pełne cudów. I to za darmo. Trzeba przyznać że tłumek zebrał się spory, różnych stanów i ras. Młodzi i starzy. Wpatrywali się w “arenę”... środek rynku na kształt okręgu, który miał być miejscem występowania kolejnych artystów. Eshte miała zaś występować na końcu. Możliwe, że Paniunia chciała ją w ten sposób upokorzyć, ale tak naprawdę uczyniła kuglarce przysługę. Dzięki temu elfka przyjrzy się konkurencji i będzie finałem tego pokazu. Bo jej występ będzie zachwycający, tego była pewna.
Spojrzenie artystki uciekło ku zbudowanej dla możnych trybunie. Tam siedzieli którzy mieli oceniać jej występ. Tam siedziała Paniunia, zdecydowanie za blisko Ruchacza. Oj będzie mu musiała pokazać co sądzi o tej bliskości jak wrócą do jej wozu. Wtedy mu pokaże, wtedy go zwiąże i… uszy zaczęły się gorące, policzki czerwienić i ogólnie robiło się kuglarce lepko i ciepło gdy pomysły… podsyłane przez Panią Ognia pojawiały się w postaci wizji w jej głowie. Pomysły tej lubieżnej bestii sprawiały, że ich dotychczasowe sekscesy wydawały się przy nich niewinnymi igraszkami. Skąd się brały takie pomysły?! I czy były w ogóle możliwe do zrealizowania?
- Wszystko w porządku? - zapytała wróżka, a elfka potrząsnęła głową energicznie. Oczywiście że wszystko było w porządku. Absolutnym! Po prostu za ciepło jej było pod płaszczem. To wszystko! Nie było innych powodów!

Rozejrzała się więc po widowni by znaleźć cokolwiek co odciągnie ją od lepkich myśli, związanych z Ruchaczem i sznurami. Z wróżką na ramieniu zauważyła go. Uśmiechał się bezczelnie będąc po drugiej stronie wianuszka gapiów otaczających obszar występów artystów. Samozwańczy mistrz ognia, sekretarz i coś tam jeszcze… czego nie zapamiętała. Podobnie jak jego imienia.
Dumny jak paw w bogato zdobionej szacie spoglądał na kuglarkę z pobłażliwym uśmiechem. Będzie patrzył, będzie oceniał i jeśli będzie miał okazję… wytknie każde niedociągnięcie jej występu. Jej konkurent do tytułu zwycięzcy.

Sztukmistrzyni także się uśmiechnęła, ale było to krzywe i dość… parszywe wykrzywienie warg.
Ten udawany elf mógł sobie podbierać jej żywioł i popisywać się swoim tytułem, ale mimo to nie uważała go za jakiegoś wyjątkowo groźnego rywala w turnieju. Bardziej za… o! za utrapienie. Utrapienie, które musiała pokonać zanim któryś szlachciurek założy jej tiarę na głowę i nazwie Królową Kuglarzy. Ha, ciekawe w jaki sposób wtedy będzie na nią spoglądał.

Występy tradycyjnie zaczęły się od występu wokalnego. Kolejny bard, tym razem romantyczny przystojniak… z lutnią. Jego występ był przeciętny. Pieśń łatwo wpadała w ucho, była melodyjna i przyjemnie się tego słuchało. Nie zmieniało to faktu, że wpadając jednym uchem wypadała drugim. Nic w tym występie nie zapisało się w pamięci tak bardzo, jak urokliwe oblicze barda. I piski zachwyconych nim fanek. Zdecydowanie robił wrażenie, zwłaszcza na niewieściej części widowni. Większe niż jego piosenka.
- Może ja mogłabym się zgłosić co? Jestem równie dobra jak on… oooo… a może dałby się namówić na duet. Uuuu… albo mogłabym go śledzić, z pewnością jest wysłannikiem Pierworodnego. - pomysły wpadały do głowy Trixie i wypadały jej ustami. Lubieżny uśmieszek świadczył jednak o tym, iż nie bierze owego artysty za agenta wielkiego złego elfa, a raczej za doświadczonego uwodziciela. I że liczy na przyłapaniu go na małym tete-a-tete z którąś z fanek. Bezwstydna podglądaczka.
Eshte nabawiła się tymczasowej głuchoty podczas występu barda, ale mimo to słowa wróżki zdołały się przedrzeć do jej spiczastych uszu. Miały talent do wyłapywania banialuk.
- Och! Duet?! Naprawdę, Trixie? - oburzyła się, wprost nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. - Naprawdę zostawiłabyś mnie dla tego… tego… - Przymrużyła ślepia, przez krótką chwilę zastanawiając się do czego przyrównać tego ckliwego grajka. - Szczurzego wąsika?
- Nie zostawiłabym… ale umie grać i przyciągać spojrzenia. Mogłabym u ciebie grać i z nim potem… nie tutaj… za duże tłumy. Nie lubię przyciągać za bardzo uwagi.-
zaczęła się tłumaczyć wróżka. - Ale może po tym całym konkursie?
- Cóż, jeśli naprawdę wolisz występować z takim gogusiem, zamiast z Królową Kuglarzy… -
powiedziała Eshte, zawieszając przy tym dramatycznie głos. Duma nie pozwalała jej tego przyznać otwarcie, ale było dla niej oczywistym, że chciała, aby Trixie wybrała występy z nią i tylko z nią.

Kolejny występ należał do grupy akrobatów. Dwójki artystów i dwójki młodzieży asystujących tej parze. Ubrani pstrokate stroje, weseli, szybcy, zwinni.


Nieźli, całkiem nieźli. Nawet bardzo dobrzy. Oczywiście nie potrafili niczego, czego by elfka nie potrafiła odtworzyć. Ona również była tak zwinna, ale… ich była dwójka, a w porywach i czworo. Dobrze wyćwiczonych, dobrze zgranych ze sobą. Dzięki czemu czasami potrafili się niemal spleść w jeden czteroręki, czteronogi organizm. Dzięki przewadze liczebnej mogli zrobić to czego kuglarka nie była w stanie… będąc tylko jedną akrobatką.

Ich przewaga liczebna oznaczała również, że w razie wygranej (która oczywiście nie miała nastąpić) będą musieli się podzielić i tytułem, i tiarą także. A raczej nie byli na tyle zwinni, aby wszyscy jednocześnie mieli zmieścić pod nią swoje głowy.
Zresztą, w oczach Eshte nawet nie robili niczego wyjątkowego. Sama potrafiła wykonać wiele z tych akrobatycznych figur i to przy jednoczesnym używaniu magii, aby wprawić publikę w jeszcze większy zachwyt. Pewnie te ich podskoki, wygibasy i rzucanie sobą nawzajem nadal mogły zadziwić sztywne szlachciurstwo, ale na sztukmistrzyni nie robiły większego wrażenia. Widywała już wcześniej podobne grupki, nie raz będące całymi akrobatycznymi rodzinami.

- Oooo… może powinnaś włączyć do swojej sztuki swojego męża. W końcu wspólne zapasy ostatnio wam nieźle wychodzą. - skomentowała to Trixie. Jej tylko jedno w głowie.

- No ja jednak mam nadzieję, że nie jest to turniej, w którym nagradzają tego rodzaju… występy - odburknęła elfka, jakoś tak wcale nie podzielając entuzjazmu małej bardki. Wprawdzie rumieniec bezczelnie zakradł się na jej policzki, ale nie było to spowodowane wizjami o nich, żonie i mężu, popisującymi się akrobatycznymi figurami, które przecież wymagały dużej, dużej bliskości obu ciał. Eshte nie dopuściła do siebie takich myśli. O wiele bardziej zaczęła ją niepokoić myśl o tym, jak często Trixie była świadkiem tych ich wspólnych… zapasów. Sztukmistrzyni uwielbiała mieć widownię, ale nie w takich… takich wielce wstydliwych dla siebie sytuacjach.

Zanim pojawił się kolejny konkurent do diademu, powietrze zrobiło się dziwne. Tak jakby nabrało metalicznego posmaku. Jak przed… burzą z piorunami.
Nim jednak zjawił się sam artysta, jego pomocnicy zaczęli rozsypywać na arenie opiłki żelaza i metalowe płytki. Dziwne.
Potem pojawiły iskierki… na ciele elfki, na pancerzach rycerzy, na włóczniach. Na wszystkim co metalowe. Niegroźne iskierki, acz niepokojące.
W końcu wkroczył on. W otoczeniu błyskawic i piorunów. Mały łysawy siwy gnom.


Bardzo stary i targający coś co wyglądało trochę jak runiczny kostur, trochę jak… szczypce kowalskie. Jarzyły się magią jak i błyskawicami.
- Oto przyszłość… oto potęga rozumu! Potęga elektromagnetyzmu! - wrzasnął głośno i zakręcił nimi nad głową. Metalowe opiłki uniosły się z ziemi i zawirowały wokół niego wraz z lewitującymi kawałkami metalu. Pomiędzy nimi przeskakiwały błyskawice.
A po chwili dyrygowania ich “tańcem”, stary gnom zaczął z pomocą swojego kostura tworzyć z nich różne twory. A to stado ptaków szybujące na niebie, a to gigantyczną metalową pięść, a to wir metalowych elementów w chmurze błyskawic (to mu wychodziło najczęściej), a to zamek… a to…
… wrzask. Jednej niewieście stojącej zbyt blisko tego artysty urwało wszystkie guzy, spinki, szpile… wszystkie metalowe elementy utrzymujące jej strój i fryzurę w całości odfrunęły do chmary metalowych opiłków starca i biedaczka jedynie dłońmi podtrzymywała rozpadającą się suknię. Także i rycerze stojący blisko występującego artysty, a zakuci w zbroje, musieli wyraźnie starać, aby nie zbliżyć się do gnoma… ciągnięci jakąś niewidzialną siłą. Podobnie i Eshte… odruchowo chwyciła za kapelusz. Tak na wszelki wypadek.

Czy ten… czy ten łysawy gnom, pod swoimi krzykami i machaniem dziwacznym narzędziem, był także zwykłym złodziejaszkiem? Cóż, nie byłoby to aż tak zaskakujące dla elfki. Spotkała w życiu niejednego kuglarza, który zręcznymi ruchami dłoni, ślicznym uśmiechem czy magicznymi sztuczkami odwracał uwagę publiki od umykających im drogocenności. Jednak żaden z nich nie robił tego z podobnym… szaleństwem.
Eshte na wszelki wypadek wolną ręką przytrzymała mocno przy sobie swoje obręcze. Też tak na wszelki wypadek, gdyby ten wąsacz sobie ubzdurał, że je porwie i zaszkodzi występowi sztukmistrzyni. Ha, dobre sobie!

Potem gnom uniósł swój kostur w górę i zaczął ściągać błyskawice z nieba, wprost na siebie. Uderzały z olbrzymią siłą… jednakże zamiast spopielić śmiałka rzucającego
im wyzwanie, spływały do ziemi, przeskakując po otaczających go tańczącym wirem kawałków metalu niczym woda w górskim wodospadzie.

Występ ten zakończył się… ciszą. Publiczność oszołomiona i zszokowana tym pokazem potęgi, po prostu wpatrywała się w starego gnoma z zachwytem. Nawet gadatliwa Trixie zamarła z otwartymi ustami. Dopiero po chwili ciszy jego występ publika skwitowała burzą oklasków.

Cały ten gwar, zdecydowanie zbyt głośny jak na gust zazdrosnej elfki, zagłuszył jej cmoknięcie przez zaciśnięte zęby. A także przekleństwo, które padło w następnej chwili.
Och, ten gnom był dobry. Nawet ZA dobry. Pewność tego, że swoimi akrobacjami i ogniem wygra ten turniej, że przyćmi swą sztuką każdego z pozostałych artystów, nieco przygasła pod każdą błyskawicą spektakularnie uderzającą w małego wąsacza. Nie byłoby dla niej problemem, gdyby rzeczywiście go spopieliły, ale zdawał się nad nimi panować w niezwykły sposób. Wprawdzie jej mężuś też coś tam czasem błyskał, ale nigdy nie robiło to aż takiego wrażenia.
- I co, tiarę założoną na ten łysy łeb? - burknęła kpiąco pod nosem i wśród całych tych oklasków mogła ją co najwyżej usłyszeć mała Trixie. Sama Eshte zaczęła się trochę jakby… pocić, chociaż własny występ dopiero miała przed sobą.

Minęła chwila nim publiczność ochłonęła po tak intensywnym widowisku. Bądź co bądź występ gnoma był dosłownie wstrząsający. I wzbudził szczególne zainteresowanie niektórych rycerzy.
Kolejny zaś występ zaczął się od mgiełki, zielonkawych kłębów mgły rozlewającej się po placu przeznaczonym na występy. Ścieliła po ziemi wypełniając cały plac i gdy scena była gotowa… weszła ona. Bladoskóra, ciemnowłosa… ubrana w zielone szatki ledwo okrywające wydatny biust i spódnicę nie zasłaniającą kształtnych nóg. I zaczęła tańczyć i śpiewać do egzotycznej muzyki granej gdzieś z tłumu. O ile wyuzdane wyginanie ciała można było nazwać tańcem.
Jej ciało wiło się, jej dłonie wodziły po krągłościach zmysłowo i wyuzdanie. Cóż… Eshte przecież nie zniżyłaby się do czegoś… takiego.

Elfka splotła ręce na piersi i fuknęła sobie pod nosem, może i cicho, ale włożyła w ten odgłos wiele swego oburzenia.
Czy aby jej mężuś się nie przesłyszał? Czy to na pewno jest turniej o tytuł króla albo królowej KUGLARZY? Bo pojawienie się tej tutaj laluni sprawiło, że całość bardziej zaczęła przypominać jakiś pokaz talentów wszystkich i żadnych! Kto będzie kolejny? Jakaś elfeczka, której niezwykłą sztuką będzie znikanie swoich fatałaszków? Och, a może jedna z tych kobiet, co to potrafią na własnym tyłku balansować kieliszkiem, jednocześnie napełniając go trunkiem z butelki? Pfff, doprawdy, teraz każda byle kręcidupa nazywała się kuglarzem.

Ów taniec robił się dla Eshte… kłopotliwy. To jak tancerka dotykała swojego ciała, przypominało kuglarce dłonie Ruchacza wodzące po jej ciele. Budziło rumieniec na policzkach. Niemniej ten występ, choć z pewnością spodoba się męskiej gawiedzi nie powinien być konku…
Trixie pisnęła ze strachu i w pośpiechu schowała się za plecami kuglarki. W zielonej mgle pojawiły się węże… duże, zielone i wijące wśród oparów. To one tak przestraszyły wróżkę.
Było w nich coś nienaturalnego. Z początku kuglarka wzięła je za iluzję… ale później nie była tego tak pewna. Węże otaczały tancerkę, jak drapieżniki ofiarę. Było ich trzy, pięć, dziewięć.
Ta jednak się tym nie przejmowała nie przerywając ni śpiewu ni tańca. W końcu zaczęły się po niej wspinać ujawniając swoją widmową naturę.


A kobieta nadal tańczyła na wpół nimi opleciona, traktując ich jak swoich przyjaciół i wykorzystując w tańcu… ba same gady zaczęły wić i splatać się ze sobą, niby tańcując. Spoglądały na widownię, w tym kuglarkę swoimi zimnymi oczami… o nie… to nie była iluzja.
Te dziwne mgliste gady były prawdziwe… i były niebezpieczne. Tego elfka była pewna.
Węże przyprawiły ją nie tylko o zimne dreszcze, ale również o odrobinę… ekhm… pokory. Ale naprawdę zaledwie odrobinę! Wyglądało bowiem na to, że jednak ta tutaj kręcidupa potrafiła nieco więcej niż tylko wić się i macać w wyuzdanym tańcu. Może jednak należało jej się miejsce pośród rywali Eshte do korony i tytułu. Tylko miejsce. W końcu jakieś byle widmowe padalce nie mogły się równać z prawdziwym talentem sztukmistrzyni Meryel!

Mgła gęstniała, gady wiły się w coraz większej liczbie wokół tancerki. Coraz trudniej było dostrzec wijące się jej ciało. Coraz bardziej zdawało się ono równie gadzie, jak węże które ją otaczały. A może to tylko było złudzenie? Trudno powiedzieć. Niemniej gdy czasem spojrzenia elfki i tancerki się spotykały, Eshte mogłaby przysiąc że kobieta miała gadzie oczy.
W końcu tancerki nie było widać w ogóle. Otaczał ją żywy mur wijących się węży. Nagle muzyka zamilkła… Węże zaczęły znikać, podobnie jak mgła. Rozpływały się. Niemniej gdy znikły węże i rozwiała się mgła, tancerki już nie było.
Odnalazła się w tłumie obserwującym, zdecydowanie zadowolona ze swojego występu i wrażenia jakie zrobiła na widowni.

Kolejnym konkurentem do tytułu i tiary był elfka, ubrana w błazeński strój i noszącą upiorny makijaż. Żonglerka noży. Zaczęła swój występ normalnie, skacząc zwinnie i wykonując proste akrobacje… jednocześnie żonglując zakrzywionymi ostrzami. Prosty występ z pozoru. Trudny w praktyce… żonglerka ostrzami połączona z akrobacjami wymagała sporych umiejętności. Nawet jeśli nie była tak widowiskowa jak poprzednie występy.
Potem… kobieta zaczęła… połykać noże. Jeden po drugim. Eshte oczywiście słyszała o takiej sztuce, ale w jej rodzinnej trupie cyrkowej nikt tego nie potrafił. Kuglarka po raz pierwszy widziała słynny numer z połykaniem noży.
Przyglądała się temu z niemałym i dość… upiornym zafascynowaniem, jak w oczekiwaniu na zbliżające się nieszczęście. A przecież w tym przypadku nawet jedna pomyłka zakończyłaby się wyjątkowo makabrycznie. Byłby to występ, który z pewnością na długo wypaliłby się w pamięci zebranych. I zadziwiająco Eshte nie miałaby nic przeciwko – w końcu to nie tak, że ktoś założyłby tiarę na głowę zakrwawionej pożeraczki noży.
- Uuu… a to ją nie boli?- zapytała zaciekawiona wróżka.- Czy to jest zdrowe? Czy my nie powinnyśmy spróbować?
- I co potem? Będziemy występować z takim samym talentem jak ta tutaj? -
zapytała sztukmistrzyni powątpiewającym tonem. Skrzywiła się jednocześnie, obserwując kolejne ostrze powoli znikające w ustach żonglerki. - Zresztą, wolałabym nie być znana z posiadania tak głębokiego gardła…

Kolejna osoba samą swoją obecnością, wzbudziła oburzenie i złowrogi szmer. Kuglarka znała te spojrzenia. Znała tą wrogość. Zazwyczaj spodziewała się jej w małych wioskach i karczmach ukrytych w dziczy. Tym razem to jednak nie kuglarka była obiektem tej wrogości. I tym razem… elfka mogła nawet zgodzić się z tłuszczą. Rogi, czerwona skóra, ogon długi i wijący. Diablęta zdarzały się rzadko… rodziły się po prostu. Ponoć ta skaza wynikała z zetknięcia matki lub ojca z demoniczną magią. Tak mówili uczeni. Magia naznaczyła ich i objawiała się w och potomku. Lud miał na ten temat inne zdanie. To były demonie bękarty i rzadko dożywały dorosłości. Ginęły na stosach, od sztyletów lub w “wypadkach”. Jednakże jeśli im się udało dożyć… to budziły lęk. Bo zawsze posiadały potężne moce i potrafiły się bronić.

I ta kobieta z pewnością potrafiła radzić sobie z zagrożeniami. Szła dumnie ignorując wrogie spojrzenia i kąśliwe komentarze.
Stanęła na przed hrabią i jego gośćmi. Skłoniła się, uniosła skrzypce i zaczęła grać.


Szybko i energicznie wodziła po smyczku wywołując melodię. Brzmiało to nawet nieźle, widać że diabliczka zna się na muzykowaniu. Ale co w tym wszystkim było warte występowania tutaj?
Świat nagle zaczął zmieniać się wokół kuglarki. Gdy diabliczka grała, kolory robiły się jakby żywsze. Pojawiły się kolorowe cienie i sylwetki. Kryły się pomiędzy gawiedzią, zasłuchaną w muzykę graną przez skrzypaczkę. Kuglarki strój zaczął zmieniać kolory migotać, nogi wyrwały ją z szeregu i rzuciły elfkę ku skrzypaczce… przebierały szybko w pląsach zupełnie ignorując wolę samej elfki. Nie tylko ona miała ten problem… także inni ludzie dołączali do szalonego tańca.
Miasto się rozmyło, znikło… tańczyła wraz z innymi mistycznymi istotami w takt szalonej nerwowej melodii. Tańczyła z kolorowymi satyrami, nimfami, najadami, elfami obojga płci, w kolorowych kanionie z którego ścian wystrzeliwały kolorowe płomienie i gejzery. Tańczyła do melodii wokół… tańczyła właściwie wokół niczego. Skrzypaczka znikła, pozostała tylko jej melodia rozbrzmiewająca w powietrzu.
Kuglarka mogła fukać i narzekać, ale nie mogła nic zrobić… uwięziona w iluzji i podskakująca i tańcząca w dzikim tańcu jak jakaś dzikuska. Jedynym pocieszeniem był fakt, że nie była jedynym więźniem diabliczki. Niewielkim co prawda.
W końcu… muzyka umilkła i kuglarka zorientowała się, że stoi w kręgu osób wokół mistrzyni smyczka. Równie zakłopotanych i zdezorientowanych co ona.
Pewną niewielką satysfakcję sprawił Eshte fakt, że jednym z tancerzy w kręgu był ten samozwańczy rywal do jej tiary, ognisty sekretarz… nieudolnie próbujący ukryć swoje zawstydzenie pod zadziorną miną.

Oj, nie spodobał się elfce ten występ. I nie miało to nic wspólnego z niechęcią wobec rogatej rasy tej bardki. Mogła być najprzystojniejszym elfem, a sztukmistrzyni i tak nie pochwaliłaby tego całego skrzypienia.
Krytykowała już wcześniejszych artystów, bo ich popisy były banalne, bo co poniektórzy za mocno polegali na rozbieraniu się ku uciesze widowni, bo jeden z drugą sprawiali wrażenie zbyt dużego zagrożenia do tiary i tytułu. Ale tym razem powód, przez który skrzyżowała ręce na piersi i wydęła wargi w niezadowoleniu, był zgoła inny. W ostatnich tygodniach zbyt często była manipulowana do działania wbrew samej sobie. A chociaż taniec był czymś niewinnym w porównaniu do tego, co robił z nią pyłek wróżki, byle uśmiech Gównojada albo podszepty Ognistego Pasożyta, to pewnie wystarczyła jedna zmiana w nutach, aby muzyka zmusiła wszystkich do rzucenia się sobie do gardeł… albo co gorsza – do majtek! Pan Hrabia powinien rozkazać swoim ludziom połamanie tych skrzypiec, zanim tamtej przyjdą do głowy podobne pomysły!

Podobnie zaskoczona i skonfundowana była i widownia, więc nic dziwnego że i diabliczkę i jej przymusową grupkę tancerzy jedynie niewiele oklasków pożegnało.
Kuglarka więc bez kłopotów wróciła na swoje miejsce. Potem zaś przyglądała się jak kilka gnomów rozmieszczało podłużne tuby z metalu dookoła areny na której występowali artyści. Trixie przyleciała i wylądowała na ramieniu i zaczęła gadać o diabliczce, ale złowrogie spojrzenie kuglarki szybko ją uciszyło. Artystka wcale nie miała ochoty rozpamiętywać chwili podczas której była kukiełką. Zdecydowanie tych chwil było ostatnimi czasy zbyt wiele. I biedna jakoś wcale nie nabierała doświadczenia w obronie przed tymi ciągłymi napaściami manipulacji.

Wszystkie te przygotowania były związane z przybyciem kolejnego “artysty”. Choć trudno to było nazwać artystą… czymkolwiek było.
Zakuty w potężną ciężką zbroję rycerz przypominał bardziej stalowego ogra niż człowieka.” Uzbrojony” był w dziwną rurę i trzymał małą tarczą w drugiej dłoni.
- Czy to na pewno jest bezpieczne?- ów rycerz-ogr spytał swoich małych pomocników. Gnomy zaś zapewniały iż jest to całkowicie bezpieczne. Ale tłumek dookoła cofnął się. Także i Trixie schowała się za plecami Eshte, która spoglądała podejrzliwie na te dziwaczne tuby i na wszelki wypadek też wykonała kilka kroków w tył. Wynalazki gnomów słynęły z wybuchowych awarii.

I eksplozje rzeczywiście nastąpiły. Jedna po drugiej eksplodowały wyrzucając z siebie kule kolorowych fajerwerków w powietrze. A rycerz zaczął w nie strzelać własnymi… fajerwerkami. Tuba rycerza niczym metalowy smok, przy każdym strzale dymiła parą i dymem przez co obszar wypełniła szara mgiełka na której tel wybuchające fajerwerki robiły


Kolorowe iskierki, huk i dym wypełniły okolicę, a rycerz stał się niemal mosiężnym golemem poruszającym się pośród tych eksplozji i kolorowego chaosu.
W który to tłumek był wpatrzony jak w obrazek. A gdy ostatnia tuba eksplodowała i ostatni fajerwerk zestrzelony przez rycerza wybuchł kolorową fontanną tęczowych iskierek publika eksplodowała brawami.

Niewiele brakowało, a także sztukmistrzyni Meryel zareagowałaby na ten występ z trochę zbyt dużym entuzjazmem. Lubiła fajerwerki. Lubiła to, że głośno wybuchały i zakrywały niebo wysypem rozmigotanych kolorów. Niestety jej samej umykała sztuka tworzenia takich pióropuszy barw. Dlatego na ten popis spoglądała po trochu z zachwytem w oczach, a po nieco większym trochu z zazdrością. Być może też powinna kupić u gnomów takie tuby zamiast kolejnych kapeluszy. Ha! Cóż za szalona myśl!

- Nooo… było to… wybuchowe. Ale my ich pobijemy, prawda?- krzyczała podekscytowana Trixie, bo wszak nadchodził czas występu kuglarki.

- Oczywiście, że tak! - oświadczyła Eshte bez cienia wątpliwości w głosie. Wprawdzie niektórzy kuglarze rzeczywiście okazali się godnymi rywalami jej sztuki, ale nie zaliczała do nich tego tutaj gadającego garnka. - Było to dość widowiskowe, ale brakowało temu występowi oryginalności i fantazji. Nawet Thaaneeekryyyst potrafi strzelić fajerwerkami, a nie jest żadnym artystą, co nie?

- Acha…- więcej wróżka nie powiedziała, bo już sprzątnięto po poprzednim występie i czas był na Eshte.

Elfka więc wyszła na środek areny. Okryta ciężkim męskim płaszczem z czarnego aksamitu ozdobionego złotymi lamówkami i subtelnie wijącym się złotym haftem nadającym płaszczowi nutki mistycyzmu. Występ czas zacząć!


 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-12-2023 o 14:04.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-04-2024, 01:39   #167
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie było to najbardziej ekscytujące wkroczenie na scenę. Sztukmistrzyni Meryel nie pojawiła się w wybuchu ognia, nie zleciała na skrzydłach wywerny ani gryfa, nie wbiegła przy akompaniamencie muzyki i okrzyków zachwytu. Ona po prostu weszła na arenę, tak zwyczajnie, na własnych nogach. A przynajmniej tak można byłoby podejrzewać, bowiem nie było widać tych nóg spod długiego i ciężkiego płaszcza okrywającego ją od czubka głowy po same stopy. Czarny, o złotych zdobieniach, a także za duży na drobne ciałko elfki i zdecydowanie zbyt elegancki jak na jej gust – musiał zatem należeć do Thaaaneeekryyysta i ona po prostu pogrzebała sobie w jego garderobie. Ta część publiczności, która już wcześniej miała przyjemność podziwiać jej kuglarskie popisy, musiała poczuć się zaskoczona i może nawet zawiedziona takim widokiem. Dla pozostałych musiała być tylko kolejną artystką lubiącą się w mrooooku, cieniach i w ogóle wszystkim co czarne i niepokojące.

Rozłożyła na ziemi cztery obręcze, a potem ustawiła się plecami do widowni i bez pośpiechu zsunęła kaptur, odsłaniając burzę pstrokatych włosów. Następnie zaczęła zdejmować płaszcz, który na koniec załopotał niczym wielkie kruczysko, kiedy kuglarka odrzuciła go od siebie teatralnym ruchem. Stała teraz prezentując swoje… ciało. Nie, nie. Nie była naga, nie była nawet półnaga. Nadal miała na sobie więcej fatałaszków niż inne tancereczki biorące udziału w turnieju, ale jak na siebie była wyjątkowo skąpo ubrana. I wyjątkowo mało pstrokato.
Kunsztownie wykonany gorset podkreślał jej sylwetkę, chociaż Eshte nie ścisnęła jego wiązań do granic możliwości swych żeber. Musiał na tyle przylegać do ciała, aby w żaden sposób nie zawadzał jej podczas występu, ale jednocześnie nie mógł być tak ciasny, aby ograniczać jej ruchy. W swojej bezdennej skrzyni skarbów odnalazła spodenki wygodne, acz tak krótkie, że sięgały zaledwie do połowy jej ud. Do stroju dobrała jeszcze mięciutkie buciki wiązane nisko na łydkach. I tyle. Z pewnością sporo osób na widowni już zaczęło się cieszyć i zacierać ręce na obrzydliwą myśl, że oto weszła na arenę kolejna skąpo ubrana tancereczka, która będzie się przed nimi wyginała w lubieżnych pozach.

Trixie pobrzdąkiwała sobie nieśpiesznie na strunach lutni równie małej, co ona sama. A Eshte powolnym i płynnym ruchem uniosła ręce nad głowę, jak najmocniej napinając swoje ciało i wyciągając je ku górze. Przypominało to krótkie rozruszanie kończyn przed tanecznym występem. I może nawet częściowo właśnie tym było.
Jednym pstryknięciem palcami odróżniła siebie od byle tancereczek. Nagle wszyscy zebrani poznali przyczynę tak nienaturalnego dla niej odsłonięcia ciała, bowiem w jednej chwili każdy kawałeczek jej skóry… zalśnił mocno w wieczornych ciemnościach.






Pooparzeniowe blizny, tak wstydliwa pamiątka z jej przeszłości, całkiem zniknęły pod płomiennymi zawijasami, które wiły się po jej gołych nogach, rękach, plecach, szyi i nawet twarzy. Wyglądały, jak gdyby ktoś wziął rozgrzane żelazo o różnych kształtach i przykładał je kawałek po kawałku do skóry elfki. Bądź, co już brzmiało zdecydowanie przyjemniej, jak gdyby ona cała wprost żarzyła się swoim wewnętrznym ogniem. Magiczne tatuaże płonęły najróżniejszymi esami floresami i sprawiały mistyczne wrażenie, ale tak naprawdę były tylko fantazyjnymi… bazgrołami. Niczym więcej. I nie, nie, wcale nie zainspirował jej Thaaaneeekryyyst ze swoimi malunkami na ciele! W końcu jego tatuaże były błękitne, a jej czerwonawe i ogniste! Czyli zupełnie inne!

Muzyka wygrywana przez Trixie zaczęła nabierać charakteru. Pod jej wpływem Eshte rozłożyła szeroko ręce i zaczęła nim delikatnie poruszać, niczym smukłe drzewko falujące swymi gałęziami na wietrze. Tym sposobem lepiej zaprezentowała zebranym to płótno, w jakie dzisiejszego wieczoru przemieniła swoje ciało. Ale prawdziwe popisywanie się zwinnością rozpoczęła od jednej ze swoich ulubionych figur. Odchyliła się w tył, bardzo mocno wyginając plecy, aż dłońmi wsparła się o ziemię. Zastygła na chwilę w tym ostrym łuku, aby znów widownia przyjrzała się dobrze jej giętkiemu ciału i temu kształtowi, którego większość z nich nie była w stanie osiągnąć swoimi zesztywniałymi mięśniami. Zamiarem sztukmistrzyni było, aby ogniste tatuaże odwracały uwagę zebranych lubieżników od jej skąpego ubioru – ale czy naprawdę udało jej się to osiągnąć? A może właśnie tym mocniej jej lśniące ciało zaczęło przyciągać ich spojrzenia? Możliwe, że nie przemyślała tego zbyt dobrze. Ale nie było to teraz ważne.

Ogniste tatuaże ukrywały linie mięśni na ciele elfki, więc publiczność mogła tylko się domyślać, jak bardzo napięły się jej ramiona i ręce, kiedy przeniosła ciężar swego ciała na dłonie. Wsparła się o nie mocno, odrywając stopy od ziemi i na krótki moment zastygając z nogami wysoko nad sobą. Potem przeniosła je do przodu, tuż nad swoją głową, po czym stawiając stopy z powrotem na ziemi, podniosła się, niczym trzcina prostująca się po tym, jak wcześniej wiatr zmusił ją do mocnego pochylenia. Wszystko to wykonała z wdziękiem i bez większego wysiłku, zupełnie jakby łokcie i kolana były tylko wymysłem medyków i nie dotyczyły jej zwinnego ciała.

Dzięki temu popisowi własnej zręczności Eshte wylądowała w samym środku jednej z czterech obręczy leżących na ziemi. Podnoszenie ich dłońmi było dla amatorów bądź dzieci, a przecież ona nie była ani jednym, ani drugim, więc ze śmieszną łatwością podrzuciła obręcz stopą obutą w miękką skórę bucika. Zaczęła wykonywać ruchy nogami i biodrami, wprowadzając ją w wirowanie wokół swojego ciała. Początkowo obręcz falowała z lekkością wokół jej łydek i kolan, ale szybko nabierała impetu, kiedy elfka przyspieszała tempo. Z każdym zawirowaniem obręcz zdawała się znajdować coraz to nowe położenie na jej ciele, unosząc się stopniowo w rytm jej ruchów. Z kolan przewędrowała na uda, biodra, aż w końcu na talię, gdzie zatrzymała się na chwilę dłużej. A potem, posłusznie reagując na ruchy jej subtelnie zarysowanych mięśni, obręcz znowu zaczęła się unosić i odnajdywać nowe miejsca na ciele kuglarki.

Stojąc przed zgromadzoną publicznością, spojrzeniem obrzuciła podest, na którym siedzieli możni. To na nich musiała przede wszystkim zrobić wrażenie, jeśli chciała uzyskać tiarę i tytuł dla siebie. Przyglądała się ich reakcjom, ale nagle zacisnęła zęby w gniewie, gdy dotarła wzrokiem do mężusia i Paniuni. Blondynka zdecydowanie za bardzo kleiła się do Thaaaneekryyysta.
Obraz ten wypalił się w myślach artystki, niczym te wszystkie kształty na jej skórze. Także uczucie zazdrości sprawiało wrażenie równie ognistego. Jedno i drugie towarzyszyło jej, gdy własna sztuka zniżyła ją do ziemi. Nie obawiała się ubrudzić i nieco poobcierać w imię wygrania tego turnieju.

Co dopiero zaprezentowała, że potrafi kręcić obręczami na prawie każdym kawałku swojego ciała. A teraz pokazywała, że potrafi to również robić w pozycji… leżącej. Wprawdzie wykorzystywała do tego tylko jedną ze swych nóg, ale robiła to wijąc się na ziemi. Raz leżała na brzuchu, bez większego wysiłku kręcąc obręczą na stopie wysoko uniesionej nogi. A potem, nawet przez jedno mrugnięcie nie tracąc kontroli nad przedmiotem, przekręciła się wygodnie na plecy, jak gdyby zaraz tu się miała zacząć opalać w blasku wschodzącego księżyca.
W pewnym momencie ciało kuglarki mimowolnie się naprężyło, prezentując swą gibkość nazbyt lubieżnie, kiedy akurat uniosła biodra w ruchu tak samo zgrabnym, co i sugestywnym. Niemniej efekt był oczekiwany. Eshte jeszcze mocniej przyciągnęła spojrzenia możnych do siebie, w tym i czarownika. Uśmiechnęła się triumfująco, czując ogień w piersi i podbrzuszu. Tak. Miał na nią patrzeć, miał pożerać ją wzrokiem. Wszak należał do niej… także jego pożądanie było jej. Tylko jej miał pragnąć.

Ech, najwyraźniej nie był to w pełni solowy występ. Elfka każdego dnia musiała się zmagać z podszeptami Pani Ognia, która najczęściej wybierała ku temu najmniej odpowiednie momenty - a zatem także najbardziej wstydliwe dla samej kuglarki. Naiwnie sądziła, że ten pasożyt przynajmniej od jej popisów będzie trzymał się z daleka. Ale nie, ona musiała manipulować nią nawet w tak ważnym momencie!
Wyglądało jednak na to, że tym razem Babsztylowi nie udało się ośmieszyć artystki. Nie słyszała śmiechów, wulgarnych zawołań ani głośnych gwizdów. Dla widowni musiał to być tylko kolejny element występu, co było dla Eshte dość zabawne i także nieco drażniące, bowiem nie uważała, aby w jej sztuce znajdował się choćby cień lubieżności.

Tak samo jak łatwo i płynnie opadła na ziemię, tak samo znów się podniosła i stanęła wyprostowana. Dała sobie kilka chwil na odetchnięcie i wyczucie tempa grającej Trixie, a zgromadzonym pozwoliła nasycić oczy oczy tatuażami pulsującymi ogniście na skórze w rytm jej bijącego serca. Potem, trzymając obręcz w dłoni, zaczęła zataczać nią koła w powietrzu. Nie marnowała czasu na łagodność i powolność, od razu przyjęła zawrotne tempo. Zdawało się, że naprawdę niewiele brakuje, aby przedmiot wyślizgnął się elfce z palców i opadł smętnie na ziemię w akompaniamencie śmiechów publiczności. Ale nie, na razie nic takiego się nie wydarzyło, zapewne ku niezadowoleniu napuszonej Paniuni.

Obręcz wirowała szybko, ciężko było za nią nadążyć wzrokiem, ale Eshte cały czas miała nad nią pełną kontrolę. W każdym momencie dobrze wiedziała, gdzie się znajduje, w której dłoni akurat ją trzyma i do której przerzuci w następnej sekundzie, a także jaka będzie kolejna wykonywana nią sztuczka. W jej rękach nie był to zwykły przedmiot, a przedłużenie gibkiego ciała artystki, posłusznie podążające za każdym jej gestem. Robiło to tym większe wrażenie, że ona też wirowała - kręciła się w piruetach, wyginała się i podrzucała obręcz wysoko w powietrze. A wszystko to z niebywałą zwinnością i finezją.
Ta część występu rzeczywiście przypominała bardziej taniec niż akrobatyczne popisy. Wszak nie mogła pokazywać publiczności ciągle tego samego, co nie? Musiała ich zaskakiwać, cały czas trzymać w napięciu.

I właśnie ten taniec zaprowadził ją do drugiej obręczy leżącej na ziemi. Również i ją podniosła bez pomocy rąk, zaledwie z pomocą stopy, po czym wprowadziła ją w ruch wokół jednej ze swych łydek. Zaś drugą nogę ostrożnie zaczęła zadzierać coraz wyżej. I jeszcze wyżej. I hen, jeszcze wyżej, za nic sobie mając ograniczenia kolana i bioder, aż jej stopa znalazła się sporo wyżej niż burza barwnych włosów.




Tak, to co możnym mogło się zdawać przypadkowo narzuconymi na siebie fatałaszkami, było tak naprawdę dokładnie przemyślanym strojem doświadczonej akrobatki. Krótkie spodeneczki, których nie założyłaby na siebie żadna szlachcianka, skutecznie chroniły elfkę przed zaprezentowaniem widowni… zbyt wiele. To nie był tego rodzaju turniej, a przynajmniej taką miała nadzieję. Zebrani mogli jednak teraz lepiej obejrzeć sobie ogniste tatuaże wijące się i migoczące po jej caluteńkich udach. Ech, a pewnie i tak jeden z drugim, zamiast docenić jej giętkość, lubieżnie zamyśli się dłużej nad tym, jak głęboko sięgają one pod tą niewielką ilość ubrań sztukmistrzyni.

Dla wygody podtrzymała uniesioną nogę jedną ręką, jednocześnie drugą narzuciła obręcz na stopę i również ją wprowadziła w kolejne zawirowania. Nie była to najłatwiejsza ze sztuk Eshte. Musiała w tym samym czasie balansować dwoma przedmiotami oraz swym ciałem wyciągniętym w tak wymagającej pozie, a przy tym jeszcze podtrzymywać magię tworzącą jej efektowne tatuaże. A czarownik miał czelność nazywać jej występy "tylko" kuglarstwami! To niech sobie spróbuje powtórzyć jej popis - ona z chęcią sobie popatrzy!

Tamta gadziooka tancerka mogła popisywać się swoimi magicznymi wężami, ale to Eshte poruszała się z podobną im giętkością i zadziwiającą jak na siebie… gracją. Na co dzień nie miała w sobie takiego wdzięku. Łatwo się rozkojarzała, zdarzało jej się potknąć i ogólnie chodziła bardziej męskim krokiem. Ale teraz była skupiona tylko na sobie i swojej sztuce. Każdy zginający się staw, każde rozprostowanie nóg, było wyrazem nie tylko zwinności, ale również precyzji i kontroli nad każdym fragmentem jej ciała. W trakcie występu nie było miejsca na pomyłki. Nie mogła sobie pozwolić na…

Nagle spojrzenie kuglarki skrzyżowało się z innym spojrzeniem. Złowrogim i mściwym. Nie była to Paniunia, o nie. Ona była tylko rozkapryszoną i rozkrzyczaną dziewczynką w porównaniu do tego tutaj blondwłosego babsztyla, którego elfka widziała wczoraj w magazynie. Strzyga! W najlepsze stała sobie pośród tłumu widzów i przyglądała się artystce. Nagle wbiła kiełki w szyję stojącego przed nią mężczyzny, a on zadrżał i zbladł. Występ Eshte był jednak tak zjawiskowy, że wpatrzeni w nią widzowie nawet nie zauważyli tego ataku. Ale jej ten widok przypomniał o upiornym strychu tamtego magazynu, a także o jej ucieczce w zamku w Grauburgu i późniejszej walce z podobną strzygą. Ciało elfki nieprzerwanie złociło się ogniem, lecz mimo to poczuła lodowaty dreszcz na karku.

Co ta strzyga tutaj robiła?! Czy nie powinna leżeć gdzieś martwa, najlepiej z oderżniętą głową?! Toż Thaaneeekryyyst mówił, że została upolowana przez ludzi hrabiego!

Zaskoczona i oblana strachem sztukmistrzyni Meryel wykazała się w tym momencie nadzwyczajną jak na siebie… dyscypliną. Nie potknęła się, nie straciła równowagi, nawet nie upadła żadna z dwóch obręczy obracających się na jej nogach. Pomyłka w takim momencie ryzykowałaby dotkliwym urazem albo co gorsza - ośmieszeniem się przed wszystkimi zgromadzonymi! Szczęśliwie dla niej cały ten lęk sprawił, że po prostu zastygła na dłużej w miejscu, niczym przestraszone zwierzątko na widok zagrożenia, które tutaj było bardzo prawdziwe i bardzo drapieżne. Nikt innych oprócz niej nie wiedział, bo i właściwie skąd, że ten moment jej występu trwał dłużej, niż zaplanowała podczas treningów. Zakończył się dopiero, kiedy sztukmistrzyni odruchowo odszukała spojrzeniem Thaaaneeekryyysta i w przedziwny sposób jego obecność dodała jej… uch, otuchy. W końcu on już pokazał, że jest odporny na mamienie tych harpii, więc w razie potrzeby będzie gotowy dokończyć to, czego najwyraźniej nie potrafili zrobić ludzie hrabiego.

Wyrwała się z tego bezruchu, który tak naprawdę bezruchem nie był, bo przecież przez cały ten czas kręciła obręczami na swoich nogach. Ale teraz poruszyła się gwałtowniej, pochwyciła w dłonie swoje narzędzia pracy i zaczęła nimi podrzucać wysoko w powietrze, jednocześnie z lekkością przemieszczając się po arenie. Było to tylko przejście pomiędzy jednym imponującym popisem jej umiejętności a kolejnym, który miał pozostawić jej widownię oczarowaną, zaskoczoną, zachwyconą i oniemiałą. I jeszcze kilka innych słów, które według Eshte idealnie opisywały reakcje na jej występy.

Ciągle się ruszała - w piruetach, podskokach, a obręcze wirowały prowadzone dłońmi albo migotały podrzucane wysoko ponad jej głowę. Tym sposobem znalazła się w samym środku kolejnej, już trzeciej, którą ponownie uniosłą z ziemi stopą i wprawiła w ruch wokół swoich łydek, kolan, ud i wreszcie talii. Dołączyła do niej jedną z trzymanych obręczy, aby wirowały w zgodnym tandemie. Tym razem nie stała tylko w miejscu, a stawiała ostrożne kroki, aż dotarła do czwartego i ostatniego koła czekającego na nią na ziemi. Również i ono dołączyło szybko do pozostałych. Każda z obręczy odnalazła własne miejsce na ciele sztukmistrzyni: jedna na łydkach, druga w talii, trzecia tuż ponad biustem, a czwarta na nadgarstku uniesionej ręki.

Ale czy Eshte na pewno obracała wokół siebie tylko cztery obręcze? A może osiem? Albo… czternaście? Sztukmistrzyni kręciła nimi z taką prędkością, że oglądającym już ciężko było się rozeznać w ich ilości. Jednocześnie wykonywała ostrożne piruety, w których jej tatuaże zdawały się przemieniać w prawdziwe płomienie, zachłannie oblizujące jej nagą skórę. Nadal miała pełną kontrolę nad swoim ciałem, choć straciła na gracji, jej ruchy stały się bardziej… dzikie, szaleńcze. Tak samo muzyka Trixie niebezpiecznie nabierała coraz to szybszego tempa.

Kiedy zaś zdawało się, że elfka zaraz cała stanie w ogniu, a mała bardka straci palce na strunach lutni, nagle wszystko się gwałtownie skończyło. Tylko widzowie o najbardziej bystrych spojrzeniach mogli dostrzec opadające na ziemię obręcze, bowiem w mgnieniu oka Eshte zniknęła w nagłym wybuchu gęstego i ciemnego dymu. Jego chmury kłębiły się leniwie, dając poczucie, a może nawet nadzieję, że może to jednak nie koniec tego zjawiskowego występu. To wrażenie podsycała jeszcze Trixie, znów powracając do cichego i niespiesznego pobrzękiwania na swoim instrumencie, nadając całości ton… oczekiwania. Ale niezbyt długiego. I rzeczywiście powoli, powolutku znowu zaczęło się coś dziać. Mały płomyczek żarzył się nieśmiało w wewnątrz tych ciemnych kłębów dymu.

Po kilku uderzeniach serca, wraz z którymi pulsował także ten mały ogienek, w jednym niespodziewanym momencie cały gęsty dym rozwiał się w wybuchu blasku i gorąca, ustępując miejsca ognistemu ptakowi, istnemu feniksowi powstałemu z popiołów.





Ten widok w pierwszej chwili zaparł dech w piersiach, gdzieniegdzie wśród publiczności wywołał też rozkoszne dla elfiego ucha "ochy" i "achy". Jednak po tym pierwszym oszałamiającym wrażeniu okazało się, że to nie Eshte nagle odkryła w sobie zdolność do zamiany w tego legendarnego ptaka. A szkoda! Musiała więc poprzestać na własnych iluzjach i magicznym gorsecie dodającym jej skrzydeł.
Tamten niby-elf mógł sobie rzeźbić w ogniach przynoszonych mu przez zgraję pomocników, ale to ona, ONA, była prawdziwym ucieleśnieniem tego pięknego i groźnego żywiołu! A że była to tylko bardzo przekonująca iluzja, a nie prawdziwy ogień? Widownia o tym nie wiedziała, a najważniejsze było to, co mieli okazję właśnie podziwiać – skrzydlatą kuglarkę spowitą płomieniami od stóp po czubek głowy, a nawet po końcówki piór. Widok tak samo zachwycający, co i nieco niepokojący.

Skrzydła uniemożliwiały jej wykonywanie efektownych wygibasów, więc była zmuszona tylko prezentować, cóż, siebie. Ruszyła w kierunku widowni, stawiając stopy na ziemi z lekkością, choć jednocześnie każdy jej krok emanował niewiarygodną potęgą. Wprawdzie nie była Ognistym Babsztylem, który byle pstryknięciem palcami przywoływał niszczycielską siłę płomieni, ale mimo to teraz, w pełni stając się jednym ze swoją magią i sztuką oraz przyciągając tak wiele spojrzeń, sztukmistrzyni czuła się potężna, nawet jeśli jednocześnie dotykało ją już zmęczenie tym wyczerpującym występem. Można było powiedzieć, że Eshte stała się swoim ŻYWIOŁEM. A nawet dwoma! Ogniem! Akrobatką! Ogniem! Akrobatką! Och, jakimż była cudownym wynaturzeniem, że w jednym ciele, i to takim całkiem przyjemnym do oglądania, miała tak wiele talentów!

Obracała się już w leniwych piruetach, w których jeszcze mocniej upodabniała się do żywego płomienia poruszanego delikatnymi powiewami wiatru. Dziki żywioł, tak samo niszczycielski, jak i piękny, podążał za każdym podniesieniem rąk i nóg, a ognista grzywa unosiła się za nią albo wirowała wokół ciała w ślad tanecznych ruchów. Cała emanowała magią i nie pozwalała na dłużej odwrócić od siebie spojrzenia.




Wcześniej pokazywała dużo swej nagiej skóry, aby zebrana publiczności mogła mieć dobry widok na każdy przyjmowaną przez nią akrobatyczną figurę. A teraz wprost przeciwnie, jej sylwetka rozmywała się pośród falujących płomieni. Wykorzystała to podczas jednego ze swoich obrotów, kiedy akurat opuszczała ręce i pochwyciła dłońmi za swój biust ściśnięty fiszbinami gorsetu. Skrzydła zniknęły w jednym mrugnięciu, a Eshte po kilku krokach zatrzymała się zgrabnie przed swoją widownią.
Tym razem rozłożyła ręce szeroko, prawie tak szeroko jak magiczne skrzydła, które co dopiero jeszcze wyrastały jej z pleców, po czym skłoniła się głęboko przed zebranymi. Potem z powrotem się wyprostowała, a na jej twarzy pierwszy raz zamigotał uśmieszek zadowolenia.

I tak jak rozpoczęła swój występ, tak samo go kończyła - głośnym pstryknięciem palcami. Ale o ile na początku dał on życie tatuażom ogniście palącym się na jej skórze, o tyle teraz sprawił on, że nagle… zgasła. Tak po prostu, jak zdmuchnięta dechem kreatury sporo większej od siebie. I towarzyszyło temu nawet jej własne życzenie wypowiedziane w duchu, bo przecież na głos by się nie spełniło. Marzyła o tym tytule Królowej Kuglarzy, o tej tiarze na swojej głowie. Rozmyślnie nie przywołała dzisiaj żadnego ze swoich pstrokatych kapeluszy, właśnie po to, aby Pan Jaśniehrabia miał miejsce na założenie korony na jej czuprynę.

Okazywało się, że nawet teraz, wygaszona jak zapałka, bez tatuaży na skórze, ubrana tylko w swoje ciuchy, oszałamiająca Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré nadal cała promieniała. Tak, można to było zrzucić na jej ciało lśniące od potu, ale w rzeczywistości promieniowała dumą z siebie, ze swojego talentu, z udanego występu. Może i tiara jeszcze nie zdobiła jej czupiradła na głowie, jednak elfka i tak już się czuła królową. Zmęczoną i łapiącą urywane oddechy królową.

Ale ogień nadal był obecny. Migotał wyraźnie w jej oczach, kiedy raz jeszcze zgięła się w pokłonie przed swoją, jak miała nadzieję, bardzo dzisiaj hojną widownią.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-04-2024 o 01:44.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-04-2024, 14:46   #168
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


I oczekiwała na oklaski. A jej oczekiwania zostały spełnione. Ze wszystkich stron słyszała oklaski, głośne i liczne. I upewniające ją co do czekającej ją chwili triumfu. Bo przecież wiadomym było, że tiara może spocząć tylko na jej czole. Przecież tylko dlatego jej głowy nie zdobił kapelusz. Z gracją podniosła płaszcz i zakryła nim swoje ciało. Pokornie stanęła w pobliżu pozostałych kuglarzy… zarówno tych występujących wczoraj, jak i tych występujących dziś. W pobliżu, ale nie z nimi. Wszak lepsza od nich była, nieprawdaż?

Nieprawdaż? Nieprawdaż?! Nieprawdaż?!!

Czemu to do licha tak długo trwało? Zamiast ogłosić zwycięstwo Eshte tatuś Paniuni nadal obradował z możnymi. Przecież nie mogli wybrać kogoś innego. Nikt nie był lepszy od Eshte. Nikt nawet nie zbliżył się do poziomu jej kunsztu. Więc czemu to tak długo to trwało?

Elfka zaczęła się lekko niepokoić. Nie bać. Ale już nie była taka pewna siebie… oczywiście znała wartość swojego kunsztu. Wszak wiedziała dobrze, że nikt jej tu nie mógł dorównać. To była obiektywna prawda.
Niestety nie mogła oczekiwać takiego poziomu obiektywizmu po szlachciurach. Te zapijaczone tępe młotki nie rozpoznały artyzmu, nawet gdyby ten walnął ich prosto w twarz. No i była tam jej nemezis… Paniunia. Kuglarka była pewna, że hrabianka z czystej zazdrości sączy swój jad w uszy sędziów. Że nakłania ich do wybrania tego drugiego maga ognia, czarodziejki zajmującą się cieniami, tego magnetycznego gnoma… ba, nawet chodzącą puszkę z fajerwerkami. Każdego.. byle nie Esthe.

I z każdą chwilą zwycięstwo przestawało być takie pewne. Z każdą chwilą lęk rósł, a serce trzepotało szybciej. I nie był to przyjemny trzepot.


W końcu. W końcu… tatuś Paniuni raczył opuścić trybunę na której przebywał i z której to oglądał przedstawienie.
Schodził powoli i zapewne w jego mniemaniu, schodził dostojnie krocząc. Bzdura, człapał niepotrzebnie wydłużając czekanie kuglarki.
Wreszcie stanął na środku, wreszcie ogłosi, że Eshtelëa wygrała, wreszcie…
- Tylu wspaniałych artystów wystąpiło dzisiaj…- wspaniałych, może. Ale nie tak zjawiskowych jak Eshtelëa.-... tyle wspaniałych występów, że ciężko było wybrać triumfatora. - Bzdura. Eshte wszak przebiła ich wszystkich. - Dlatego tak długo trwało i z pewnością wystawiło waszą cierpliwość na próbę.- Cierpliwość kuglarki z pewnością wystawiał. Jak długo jeszcze zajmie mu wydukanie, że Eshte wygrała ?! - I dlatego… zwycięzca lub zwyciężczyni zostanie ogłoszony na wieczornym balu na który to wszyscy artyści są zaproszeni. - Nieeee! Więcej czekania. Czemu jeszcze będzie musiała… acz, hmm… Eshte rozważyła sytuację. Przyjęcie to darmowe napitki, darmowe jedzenie. Przyjęcie bogaczy to to samo, tylko trunki i posiłki są z wyższej półki. Elfka oczywiście uczestniczyła w wielu takich przyjęciach, głównie tych ślubnych. Niemniej uczestniczyła nie jako gość, tylko rozrywka. I jedyne co mogła robić to prezentować swoje talenty w ramach zabawiania gości i przyglądać jak się dobrze bawią, jak jedzą i piją. I oblizywać usta.
Teraz przynajmniej będzie mogła sama skorzystać z jedzenia i trunków i pograć z Paniunią, bo zjawi się tam jako żona Thaanekrrysta. Sam widok jej zawiedzionej twarzyczki, osłodzi poświęcenie jakie wymagała ta sytuacja.

Eshte… żona Ruchacza. Ta myśl wywoływała różne dreszcze w ciele kuglarki.



Oczywiście musiała się odpowiednio ubrać na tę okazję. Znów musiała też pominąć kapelusze. W końcu z tego przyjęcia wyjdzie ubrana w sławę i tiarę. Dość szybko wyszukała skrzynię ze swoimi najlepszymi sukniami. Niestety numer jeden nigdy nie wyszedł poza szkic. Pozostały więc do wyboru numer dwa i numer trzy.

Ostatecznie zdecydowała na czerwoną suknię z koronkami i falbanami tylko trochę odsłaniającą jej lewe ramię. Numer trzeci wyglądał zbyt egzotycznie. A poza tym jego zakładanie było prawdziwym wrzodem na tyłku bez pomocy osoby trzeciej. A że do tej roli mogła zaangażować jedynie Ruchacza (Trixie była za mała), to musiała sobie projekt numer trzy odpuścić. Wizja czarownika widzącego ją w bieliźnie budziła zbyt wiele przeciwstawnych emocji.

Po ubraniu zaś sukni pozostało dobranie biżuterii. Odpowiednio zjawiskowej, nawet jeśli inni nazwaliby ją krzykliwą. Konieczny był pierścionek podarowany przez Ruchacza który oczywiście kuglarka planowała wepchnąć Paniuni w oko. Być może nawet dosłownie. Były też i inne błyskotki. Niemniej dość szybko elfka przeszła do pomysłu by poszukać dodatkowych ozdóbek wśród pakunków mężusia. W końcu jemu powinno zależeć na tym, by wyglądała zjawiskowo, nieprawdaż?

Z tym przekonaniem kuglarka zabrała się za przeszukiwanie jego zapasów, ale dość szybko natknęła się na nią. Ową straszliwą broszę łypiącą na nią podejrzliwie. Wyrwał się jej wtedy z ust mimowolny pisk strachu i… czarownik wpadł do środka jej wozu. Zerknął na jej pośladki wypięte podczas przeszukiwania jego rzeczy i rzekł z rezygnacją.
- Ładnie to tak szperać w moich rzeczach?
Jak dobrze, że jeszcze nie założyła balowych bucików, bo z tego całego zaskoczenia byłaby straciła równowagę na wysokich obcasach. Jedynie broszka wypadła jej z dłoni i spadła na ziemię, ale nie przejęła się tym jakoś szczególnie. Ma za swoje, podglądacz jeden.
- W Twoich? Jesteś peeewieeeeen? - zapytała Eshte, od razu przyjmując powątpiewający ton i podejście pod tytułem "ja nic nie wiem, niczego nie zrobiłam, głupoty gadasz". Całkiem często tak reagowała na jego oskarżenia. Wyprostowała się strategicznie, żeby nie dać mu okazji do gapienia się na jej tyłek. - Bo ja myślę, że to wygląda trochę jak góra moich gratów.
- Doprawdy?-
czarownik podniósł broszkę.- Zauważyłem też, że giną mi ubrania. Też nic o tym nie wiesz?
Spojrzał na kuglarkę poprawiając okulary na nosie.
- Może cię bawi pożyczanie moich rzeczy, ale nie powinnaś brać ich bez pytania. Nie wszystko co wygląda niegroźnie, jest bezpieczne. Możesz narobić sobie kłopotów zakładając magiczne przedmioty, nie wiedząc jak i kiedy je używać. A przy twojej niechęci do nauki… nie umiesz ich rozpoznawać.-
Następnie podszedł do swoich klamotów mówiąc.
- No dobra… mam chyba coś ślicznego i błyszczącego dla ciebie. Coś co w razie kłopotów ci pomoże. Siadaj na łóżku.-
I zaczął grzebać w swoich rzeczach.

Eshte, jak można się było spodziewać, nie posłuchała nakazu swojego mężusia. Wiedziała już z doświadczenia, że siadanie przy nim na łóżku zwykle kończyło się… ekhm, źle. Dlatego nadal stała i ręce skrzyżowała na piersi, czemu towarzyszyło głośne podzwanianie licznej biżuterii, którą już wcześniej zdążyła się obwiesić. Łańcuszki, wisiorki, bransoletki, pierścienie i pierścionki, czyli wszystko, co tylko mogła znaleźć w swoim sroczym gnieździe. A i tak ciągle jej było mało.
- Nie musi mi pomagać, wystarczy, żeby ładnie błyszczało i było kosztowne. Bardzo kosztowne - podkreśliła, znad ramienia mężczyzny przyglądając się jego poszukiwaniom. - A jak użyteczna jest ta brosza, co? Bo wygląda, jakby tylko była przydatna jakiemuś paskudnemu podglądaczowi. Właśnie do tego jej używasz?
- Brosza widzi w ciemnościach, widzi poprzez iluzje, widzi niewidzialne oraz eteryczne istoty i ostrzega właściciela. Można ją użyć jako fokusu dla własnej magii i poprzez jej filtr zmienić naturę własnego czaru, ale to już… wyższa sztuka… czarowania. Coś co długo będzie poza twoim zasięgiem.-
wyjaśnił czarownik zawieszając broszę na swojej szacie i zerkając na elfkę rzekł.- No i pozwala widzieć poprzez odzienie.-
Zanim zarumieniona elfka zdążyła dłońmi zakryć strategiczne obszary swego ciała dłońmi, dodał.- Żartowałem. Nie widzi przez ubrania, ja też nie.-
Wyciągnął i pokazał kuglarce swój skarb.
Filigranową złotą bransoletę na łydkę ozdobioną lazurowymi kwiatkami.
- A teraz siadaj na pupie. Ja ją muszę ci założyć i zakląć.- dodał na koniec. - Ja nie noszę niemagicznej biżuterii.
Na widok błyskotki elfka wciągnęła głośniej powietrze w płuca, a w jej oczach zamigotały chciwe iskierki.
- Jestem pewna, że potrafię sama sobie założyć bransoletkę. Daj - wyciągnęła ku niemu rękę, a także uśmiechnęła się złośliwie, zapewne tak w ramach wdzięczności. - Ale nie podejrzewałam cię o noszenie akurat takiego świecidełka. Takiego bardzo delikatnego i… kobiecego. W sukieneczki też się ubierasz? Pantofelki zakładasz?
- Czyli nie chcesz. Nie ma sprawy. -
odparł obojętnie Czaruś chowając ażurowe cacuszko za plecami. I wyjaśniając. - Kształt i wygląd magicznych amuletów można nieco zmienić w zależności od potrzeb. Właściciel może zadecydować by przyciągały spojrzenie lub nie rzucały się w oczy. By były bardziej męskie lub kobiece. I nie chodzi o samo założenie… tylko o dostrojenie przedmiotu do ciebie. No ale skoro nie chcesz to… i tak jesteś obwieszona “dzwoneczkami” jak bałwan na święto płodności.
- Co? Nienienienienie! Oczywiście, że chcę! -
Eshte spanikowała od razu, kiedy tylko złoto i kwiatuszki zniknęły jej z oczu.
Przez chwilę szarpała się z nim, próbując wyrwać mu upragnione świecidełko zza pleców, ale że łajdak był silniejszy od niej, to w końcu się poddała. Przecież nie chciała sobie zniszczyć sukienki, ani pozrywać łańcuszków. Fuknęła sobie gniewnie pod nosem, po czym zrobiła kilka kroków i usiadła na łóżku. Podzwaniając innymi bransoletkami już ozdabiającymi jej nadgarstek, uniosła rękę i wyciągnęła ją przed siebie, mylnie uznając, że błyskotka jest przeznaczona do założenia na ramię.
- No to zakładaj - powiedziała krótko.
- To jest bransoleta na nogę. I to dla mnie też niekomfortowa sytuacja.- mruknął czarownik… klękając przed kuglarką. Eshte miała rację… zapowiadało się źle, bo ta sytuacja robiła się coraz bardziej przyjemna dla niej. Wszak podobało się jej że przed nią klęczy, podobało że założyć planuje niczym jakiś jej sługa. Cichy głosik rozsądku podpowiadał jej, że sytuacja może wymknąć się jej spod kontroli, ale serce biło szybciej… rumieńce przyjemnie grzały policzki, a widok klęczącego mężusia budził przyjemne podniecenie w całym jej ciele. Przygryzła mimowolnie dolną wargę rozkoszując się sytuacją.
- To na którą nogę założyć? - wymruczał Thaanekryst smętnie.
Elfka spojrzała na swoje nogi zwisające z łóżka. Na występie mogła sobie pokazywać je gołe, blizny i tak zasłaniała ognistymi tatuażami, ale już na bal musiała założyć pończoszki. Tak cieniutkie, że nadal była widoczna jej skóra, a jednak blizny gubiły się pod ciemnym materiałem. Nikt nie powinien ich zauważyć, o ile jakiś lubieżnik nie będzie wlepiał oczu w jej nogi. A naczelny lubieżnik i tak już widział jej pamiątki z przeszłości. I to z bardzo bliska, uh.
- Na prawą - zadecydowała i wyciągnęła ją w stronę Czarusia. Ale zanim zdążył choćby dotknąć jej palcami, kuglarka cofnęła ją szybko w nagłym ukłuciu podejrzliwości. - A co to za zaklęcie chcesz wpleść w to świecidełko? Żadne magiczne kajdany, ani… ani jakąś kulę u nogi, co?
- O taaak… jeszcze tego mi brakowało. Jakby “małżeństwo” z tobą nie było dość uciążliwymi kajdanami.-
odparł sarkastycznie czarownik.- Muszę zakląć amulet by dopasował się do twojej nogi i dostroił do twojej aury. Tylko tyle.-
Po czym spojrzał na twarz elfki i poprawiając okulary dodał.- Niemniej to jest kwestia, którą powinnaś rozważyć. Jak już usunę tatuaż Pierworodnego… możemy na twojej szyi umieścić powiązany ze mną, bym wiedział zawsze kiedy znajdziesz się w niebezpieczeństwie i gdzie cię szukać. Bo odkąd cię znam, ciągle pakujesz się w jakieś kłopoty z których muszę cię ratować.
- Zawsze? Napraaaawdę? Czyyyyyli, kiedy w końcu uda mi się odjechać z tych ziem i wpadnę w kłopoty gdzieś daleko, daleko stąd, to ty wskoczysz na swojego zwierzaka i przylecisz mnie uratować? -
dopytywała się Eshte, lekko kołysząc nogami w powietrzu. - Bo to brzmi trochę, jakbyś ty po prostu chciał mnie ciągle ratować. Spodobało ci się takie wpadanie w ostatniej chwili, żeby wyrwać mnie z łap niebezpieczeństwa, co?
- Ujmijmy to tak. Wolałbym by nie stała się tobie krzywda.-
odparł wymijająco czarownik i chwycił prawą nogę dziewczyny. - I wolałbym mieć szansę, na wyciągnięcie twojego zadka z tarapatów.-
- Zgrabniutka.-
mruknął wodząc palcami po niej i wywołując rumieniec na twarzy kuglarki, przyśpieszony oddech i przyjemny dreszczyk na całym ciele. Źle się działo, bo Eshte cała sytuacja zdecydowanie zaczynała się podobać. Ten dotyk był bardzo przyjemny. Sprawił że zaczęła się wiercić pupą na łóżku, czując pewną ekscytację powiązaną z tym ich położeniem, z tym jego muskaniem palców na swojej łydce i stopie. Wszak… lubiła być na górze.
Eshte spróbowała znaleźć ratunek w zamknięciu oczu, jednak szybko odkryła, że nie był to najlepszy z jej pomysłów. Ciemność czyniła jego dotyk jeszcze… wyraźniejszym, każde muśnięcie palców bardziej ekscytującym. Dlatego z powrotem gwałtownie uniosła powieki.
Zmarszczyła mocno brwi i odkaszlnęła głośno.
- To część tego twojego zaklinania bransoletki? Mam nadzieję, że jest dużo warta - szturchnęła go stopą w ramię. - Jest?
- Jest bardzo użyteczna. I z pewnością nie tania. I nie wierć się tak…
- mruknął czarownik cmokając jej łydkę, co tylko pogorszyło sytuację… czyniąc doświadczenie przyjemniejszym. Powoli nasunął bransoletkę na nogę. Wyraźnie luźną i za dużą. I coś tam mamrotał pod nosem wodząc palcami po skórze. Podobnie jak palce stopy elfki muskały… twarde mięśnie pod koszulą koch… mężusia. Oczywiście Eshte nie miała wyboru, wszak napierał na nią ciałem.
Czy ona jest jakaś niewyżyyyyyta, że byle dotknięcie palców tego ŁAJDAKA przyprawia ją o dreszcze przyjemności, a głowę wypełniają prawie obsceniczne myśli?! Przecież on tylko zakłada jej bransoletkę, nie powinno być w tym niczego lubieżnego! Lubiła świecidełka, a nie bliskość Thaneeekryysta!
Zgrzytnęła wściekle zębami, a potem zagryzła nimi wargę w przypływie innego uczucia płynącego z działań czarownika. Kurczowo zacisnęła palce na kocu i głowę zadarła, żeby skupić spojrzenie na malowanych kwiatach zdobiących, przynajmniej według niej, sufit wozu. Jeden, dwa, trzy, cztery…
Nie było jej łatwo ignorować dotyk pieszczący jej skórę, jak i reakcję jej ciała. Zerkając w sufit Eshte napierała biodrami do przodu tak, że czarownik mógł podejrzeć jej bieliznę! Fakt ten uświadomiła sobie po chwili, ale czy miało to znaczenie? Tam wszak kumulowało się napięcie… tam Ruchacz mógł przynieść jej ulgę swoim dotykiem i ustami. Kuglarze robiło się tak gorąco, że ledwo zauważyła dotyk chłodnego metalu delikatnie otulającego jej łydkę. Pisnęła jednak odruchowo i błagalnie zarazem, gdy łajdak czule cmoknął jej nogę. Było to bardzo przyjemne, ale zarażone rozwiązłością ciało elfki oczekiwało mocniejszych doznań.
Uświadamiając sobie CO się dzieje, kuglarka wściekle chwyciła za obfite falbany sukni i zagarnęła je na swoje uda. Nie potrafiła zrozumieć tego, że jej ciało - przecież dokładnie to samo, nad którym w pełni panowała w trakcie swoich występów - teraz zachowywało się zupełnie wbrew jej woli! To pewnie było winą tego Ognistego Babsztyla. Wszystkie te dziwne, gorące uczucia zaczęły się po pobycie w kręgu druidów. To ona była jakąś… jakąś… wyuzdaną furiatką, a nie Eshte!
To było trochę pocieszające. Musiała się tylko pozbyć tego pasożyta, który sprawiał jej więcej kłopotów od Pierworodnego, a wszystkie jej myśli będą znowu należały tylko do niej. Do niej!
Raz jeszcze odkaszlnęła głośno, po czym zapytała niecierpliwie - Długo jeszcze?
- Co..? Tak.. Już… no… ehmm…- delikatnie musnął palcami jej udo.- Już… już… skończone.-
Ruchacz też był deczko czerwony na twarzy i lekko rozkojarzony.
- Wiesz, że jesteś bardzo śliczna? - wymamrotał coś pod nosem wstając powoli. Stopa elfki przesunęła się jeszcze po jego brzuchu, musnęła przypadkiem o wyraźną “opuchliznę” co wyzwoliło cichy jęk z ust czarownika i jej własny lubieżny pomruk. Bo kuglarka wszak przekonała się już dawno co za bestia się tam kryje i jakie rozkosze potrafi sprawić.
- Nikt ci już jej nie zdejmie. Poza mną i tobą.- wymamrotał tymczasem, gdy kuglarka zerkała na owo nowe cudeńko na swojej łydce.


I tym razem pisk wydobył się z ust kuglarki, ale teraz i brzmienie miał inne, i źródło, na szczęście, również inne. Zapiszczała z zachwytu na widok bransoletki na swojej nodze, co przynajmniej odrobinę osłodziło jej tę całą walkę z reakcjami własnego ciała. Zeskoczyła z łóżka, wyminęła czarownika, aż w końcu zatrzymała się przed lustrem. Tam obracała się przed swoim odbiciem, żeby dobrze z każdej strony przyjrzeć się swojemu nowemu świecidełku, które ładnie kontrastowało z ciemnymi pończoszkami.
- I nie robi nic magicznego? Oprócz dopasowania się do mojej nogi? - odezwała się w pewnym momencie, dla odmiany lekko odgarniając falbany, żeby jej oczom nie umknął ani jeden blask rzucany przez cenne kwiatuszki.
- W razie zagrożenia eksploduje błyskiem światła… porażając wzrok twojego zabójcy. A może nawet ranić, jeśli ów przeciwnik nie lubi słonecznego blasku.- wyjaśnił Ruchacz wodząc również spojrzeniem po nodze kuglarki, jak i po niej samej. - Pamiętaj że to jednorazowa sztuczka. Gdy bransoleta eksploduje, uciekaj. Drugiej szansy nie będzie.
Jego słowa sprawiły, że Eshte zastygła z nieco zadartą suknią i prawą stopą zgrabnie uniesioną na palcach.
- Ale mi nie zrobi krzywdy? Nie urwie mi nogi? - było już ciut za późno na takie pytania, skoro potencjalnie wybuchowa bransoletka i tak już znajdowała się na jej łydce, ale nieco zaniepokojona kuglarka i tak je zadała. - Byłoby trudno uciekać tylko na jednej nodze. A widziałeś kiedyś jednonogą akrobatkę? Bo ja nie i nie chcę być pierwszą.
- Bransoleta wybucha blaskiem, nie ogniem. Nie urwie ci nogi. Nie martw się.-
odparł Ruchacz podchodząc od tyłu do kuglarki. Oparł dłonie na jej ramionach. - Będzie duży błysk który oślepi tych dookoła ciebie, ale tobie nic nie uczyni. A przy okazji… ślicznie wyglądasz Eshtelëo. Na pewno zrobisz furorę na balu.
Elfka naprawdę mocno próbowała powstrzymać głupiutki uśmiech wpychający się na jej wargi. Z początku tylko drgały niebezpiecznie w kącikach, aż w końcu rozciągnęły się, trochę zbyt szeroko jak na jej gust.
- Oczywiście, że tak. Miałeś co do tego w ogóle wątpliwości? - prychnięcie miało ukryć jej zakłopotanie i zawstydzenie tym jego komplementem, który nie był jej… tak całkiem niemiły.
Puściła falbany swojej dzisiejszej kreacji i lekko je nastroszyła dłońmi, niczym ptaszek swoje śliczne piórka. Potem wygładziła materiał w talii, mówiąc - Miałam przerobić tą suknię na coś bardziej użytecznego, nawet jeśli nie na występy, to przynajmniej do codziennego noszenia. Dobrze, że nie zdążyłam się za to zabrać. Muszę mieć w zanadrzu coś tak niewygodnego, skoro jestem zapraszana na jaśniepańskie bale, co nie?
Przyglądała się swojemu odbiciu z zadowoleniem. A przynajmniej z początku przyglądała się właśnie sobie w tej dziwacznej dla siebie kreacji, jednak po chwili zaczęła widzieć… więcej. Nie tylko siebie, ale też Thaaneekryysta. Siebie i jego. Razem. Tak poprzebierani na bal przypominali jej te szlachciurskie małżeństwa, które zdarzyło jej się widywać na obrazach. Chociaż z nich wyszedłby lepszy portret. Co oczywiście oznaczało tylko tyle, że dobrze odgrywali swoje role. Nic więcej!
- Powinnaś.- łajdak cmoknął jej szpiczaste ucho czule wywołując przyjemny dreszczyk na całym ciele i jeszcze szerszy uśmieszek odbijający się w lustrze. Jak miała się bronić przed takimi atakami ? Tym bardziej że na przyjęciu będą musieli udawać zakochaną po czubki uszu parę. Wszak to przyjątko było idealną okazją do utarcia nosa Paniuni. O ile oczywiście kuglarce uda jakoś wytrzymać czułości i pieszczoty z uśmiechem i… być może parę z nich odwzajemnić.
- A teraz chodźmy zanim pokusa zaciągnięcia do łóżka takiej ślicznotki okaże się zbyt silna. - dodał na koniec mężuś, z czym ciężko się było elfce nie zgodzić. Wszakże doznania jakie czuła, nie znikły wraz z oddaleniem się od “alkowy”.
- Już teraz? - zdziwiła się Eshte i zaraz zaczęła się gorączkowo rozglądać po wozie. - W takim razie muszę założyć buty, przecież nie pójdę na boso. I chyba uda mi się znaleźć jeszcze miejsce na dodatkowy pierścień. O! I może przyda mi się jeszcze jeden naszyjnik, co?



Przyjęcie zorganizowano pod olbrzymim wzorzystym namiotem na kilkaset osób. Widok jego budził zachwyt i zazdrość kuglarki. Sama chciałaby być właścicielką takiego namiotu. Występowanie pod gołym niebem nie zawsze było wygodne. Wejścia do namiotu pilnowali uzbrojeni strażnicy z halabardami w dłoniach. Byle kto nie mógł wejść.
Ale Eshte nie była byle kim teraz. Była uznaną artystką i oczywiście panią de Thanekryyst. Oczywiście elfka wiedziała, że jej mężuś miał jakieś arystokratyczne nazwisko, ale nie pamiętała jakie. Niemniej je dziedziczyła, więc de facto… była szlachcianką! Bo chyba tak to działało?
Będzie musiała nad tym pomyśleć. Ale póki co sytuacja nie nastraja do myślenia.
Państwo de Thanekryyst szli na przyjęcie. A jej mężuś przylepił się do niej. Jego ręka obejmowała ją w pasie i tuliła, jego dłoń ściskała i masowała jej pośladek. Jego usta muskały co chwila jej ucho, policzek, szyję i kącik ust… gdy cmokał jej skórę i szeptał komplementy. Że jest zachwycająca, wyjątkowa, śliczna, utalentowana…
A ona biedna dla zachowania pozorów musiała udawać, że to jej się podoba. Uśmiechać, rumienić, tulić do czarownika ułatwiając mu te zabawy. I… ku jej własnemu zdziwieniu wychodziło całkiem dobrze. Nie miała większego z problemu z udawaniem, że jego pieszczoty i sprawiają jej przyjemność. Że drobne czułości rozchodzą się falami przyjemności… cóż, są przez nią mile widziane.
Ach… jakże wspaniałą aktorką była! Teraz tylko znaleźć Paniunię, by mogła zobaczyć jak bardzo dobraną są parką. I to jak najszybciej, póki się jeszcze w roli nie zapomniała! Posłałaby Trixie na poszukiwania, tylko że zafascynowana widokami wróżka zniknęła gdzieś w pstrokatym tłumie. Bo było co podziwiać. Wszak nie tylko elfka przygotowała na bal ekstrawagancką kreację i nie ona jedna obwiesiła się biżuterią. Pod tym względem niestety się nie wyróżniała.


W środku namiotu pełno było istot różnych ras. Wszystkich łączyła elegancja. Oczywiście słudzy obsługujący ten bal mieli biedniejsze stroje od gości. Niemniej nawet oni wyglądali elegancko.
Obecnie goście krążyli pomiędzy stolikami z jedzeniem, słodyczami i alkoholem… lub czekali aż słudzy się zjawią przy nich z propozycją przekąski. Oraz rozmawiali ze sobą. Najczęściej w małych grupkach pomiędzy którymi krążyli nieliczni. Szlachta trzymała się razem, pomniejsi szlachcice krążyli wokół nobili w tym hrabiego i córki hrabiego. Rycerze zakuci w zbrojach wypolerowanych na błysk i zdobionych złotem i kamieniami szlachetnymi otaczali gnoma od magnetyzmu i zakutego w zbroję artystę od fajerwerku.Mieszczanie dzielili się wedle cechów i zamożności. Artyści również tworzyli własne małe grupki wzajemnej adoracji.
Do kogo z nich zaliczała się Eshte z mężusiem?

Na razie kuglarka miała czym się zachwycać. Kreacjami, kolorami, biżuterią na ciałach elegantek. Bądź co bądź… podczas takich bali niektóre klejnoty mogły się zgubić. Czasami z odrobiną pomocy pewnej artystki.

Poza jedzeniem i napitkiem, hrabia zadbał o rozrywkę. Był obszar wyraźnie wyznaczony na tańce, choć obecnie nikt nie tańczył. Była i oczywiście niewielka orkiestra mająca zagrać muzykę do tańca później. Na razie cicho “przygrywała do kotleta”, a przewodził jej…


Białowłosy stary bard, który… który… który… Eshte mogłaby przysiąc, że gdzieś już go widziała. Ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Ani kim on był, poza tym że był całkiem niezłym dyrygentem.


Zanim artystka zdążyła zadecydować co chce robić na tym przyjęciu nim hrabia ogłosi wyniki, los… zadecydował za nią o dalszych wydarzeniach. Zbliżył się do niej w postaci postawnego mężczyzny z kielichem pełnym wina w dłoni i z pewnym siebie uśmieszkiem na ustach.
Jej rywal stanął przed nią i rzekł ironicznie.
- Całkiem… całkiem… niezły popis. Nawet zrobił wrażenie. Idealny na rozgrzanie publiki przed moim występem. - wykonał nieokreślony ruch dłonią.- Jak dla mnie za dużo wygibasów, a za mało magii… pewnie robi to olbrzymie wrażenie na wyposzczonych żołnierzach, ale… wyrafinowana publika lubi więcej artyzmu.-
O to się doigrał. Rzucił jej rękawicę wybierając oręż z którym wszak Eshte radziła sobie nieźle. Drwiny.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-04-2024 o 15:00.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172