Z mroku do Ratha i Variela zaczęły dołączać kolejne głosy. Wszyscy byli na miejscu. Wszyscy przeżyli.
- Jesteśmy sami. Czy tylko ja widzę w ciemnościach? - wyszeptała Burda na granicy słyszalności. Zdarzyło jej się już parę razy przebywać z towarzystwem w mroku i wiedziała że ludzie mają wówczas problem z widocznością.
- Nie tylko - Velius odpowiedział szeptem - skoro jest nas co najmniej dwoje, chwilowo wstrzymajmy się z próbami krzesania światła. Ktoś jest w stanie się wyswobodzić?
Alrok wiercił się przez chwilę, próbując się wyswobodzić.
- Nie od razu i nie bez zwracania uwagi - odpowiedział cicho - Powiedzcie, co widzicie. Są tu jakieś otwory? Okna, drzwi?
- Nic nie widzę. Nasza przegrana to z pewnością dzieło Asmodeusza, dającego swoją piekielną siłę zielonoskórym. - mruknął Rath, próbując się wyswobodzić.
- Jakoś nie czułam się silniejsza niż zwykle, ale to istotnie nie były typowe gobliny - zauważyła szeptem Burda, próbując uwolnić się z więzów.
- Jesteśmy w komnacie, starej krypcie, chyba widzę drzwi - dodała szeptem.
- Po prostu byli lepsi - wielokrwisty powiedział z dziwną prostotą - ale nie lubię gdy w ciemności woła się imiona mrocznych Potęg - dodał po chwili przyglądając się pomieszczeniu - tak, to chyba jakieś starsze budowle. Ktoś potrafi się oswobodzić? Variel? Byłbym spokojniejszy gdybyśmy mieli wolne ręce, nawet ranni w kupie jesteśmy w stanie szybko powalić pojedynczego strażnika lub parę.
Zagadnięty powoli, po omacku, ruszył w kierunku głosu, by wspomóc kompana.
- I Kurgess dupa, kiedy wrogów kupa - podsumował szaman, wciąż wyginając się i rozciągając - Pieprzone… uch… pokurcze… i ich… pieprzone… liny! - sapnął w końcu przyciszonym głosem, w którym słychać było satysfakcję. Przez chwilę rozcierał ręce, po czym podpełzł do miejsca, z którego słyszał Veliusa i po omacku zabrał się za jego więzy.
- Zasłoń szpary w drzwiach, będę mógł rozjaśnić pomieszczenie, potem uwolnimy resztę.
Velius nie czekając zabrał się od razu za oswobodzenie reszty towarzyszy, odrobinę sprawniej, mogąc posiłkować wzrokiem. Słysząc sugestię szamana, zebrał liny i zaczął nimi delikatnie uszczelniać nimi szczeliny w drzwiach i ich ramie.
- Parszywy dzień - pozwolił sobie na uwagę szeptem przed podejściem do drzwi, gdzie już nic nie mówił aby nie hałasować zbytnio.
- Gotowe? - Alrok podniósł głos delikatnie, by dało się go usłyszeć z więcej niż dwóch kroków.
Wielokrwisty odruchowo pokiwał głową, dopiero po chwili uśmiechnął się pod nosem nad siłą swojego nawyku - w Klanach widzenie w ciemności było bardzo powszechne. Po prostu podszedł do Alroka i wtedy wyszeptał mu potwierdzenie, lekko rozcierając obolałe plecy.
Oparłszy się o drzwi Velius miał okazję lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Po obu stronach komnaty zobaczył po dwie wnęki, w których kiedyś musiały stać kamienne statuy. Teraz wszystko było pokruszone tak, że trudno było rozpoznać kogo mogły przedstawiać.
Szaman nasłuchiwał jeszcze przez kilka chwil, by upewnić się, że w pobliżu nikogo nie słychać, po czym dla pewności odsunął się jeszcze od drzwi i pstryknął palcami, wypowiadając słowo rozkazu:
- Coinneal - z jego dłoni uniosło się drobne światełko, niewiele mocniejsze od świecy, co i tak w tych warunkach było pomocne - Na godzinę starczy, to do roboty - mruknął, rozglądając się po kaplicy. Szczególnie zainteresowala go sterta śmieci, pewnie kiedyś będąca ołtarzem - Przeszukały was dokładnie, zostawiły cokolwiek?
- Nawet mnie nie wkurwiaj - wielokrwisty burknął odrobinę zbyt głośno, co poskutkowało cichym, rozbawionym prychnięciem Alroka - bez broni jestem jak bez ręki, o magii też zapomnijcie. Ale - zastanowił się - jeśli miałbym jakieś narzędzia to mogę przygotować prowizoryczny oręż. Dobrze chociaż, że został pancerz, no i pięści.
Burdę też dziwił fakt, że zostawiono im pancerze... Życia jeszcze mogła zrozumieć, zakładając że mogą zostać złożeni w ofierze lub stanąć do śmiertelnej walki ku uciesze kibiców. Ale nie dokładała do dyskusji, która i tak już za bardzo rozgorzała.
- Powiadano, że w niektórych świątyniach były tajne przejścia - powiedział cicho Variel. - Ale raczej nie w krypcie. Może jakiś solidny kawałek kamienia zdałby się na broń?
Rozejrzał się dokoła, a potem podszedł do resztek ołtarza, czy czym było podwyższenie. Miał nadzieję na znalezienie czegoś przydatnego.
Przyglądając się stercie śmieci i odłamków, Variel dostrzegł, że za prowizoryczną ścianą faktycznie znajdował się kiedyś, a może nadal znajduje ołtarz. Odsunął jedną żerdź i poniósł nieco jakiś zakrwawiony dywan sprawdzając dokładniej. Gdzieniegdzie wystający granit wydawał się dość stary, w niektórych miejscach odłamany, a w innych pokryty jakąś białą papką mającą imitować zaprawę murarską. Zdecydowanie młodszą, niedbale położoną. Tyle przynajmniej widział przez światło migoczące za nim.
- Mnie również ze wszystkiego ograbili. Na szczęście nie potrzebuję… pośredników by wezwać siłę Pani Świtu. Spalę wszystko co stanie nam na drodze… ale rozsądniej będzie postawić na przebiegłość. Przynajmniej narazie. - dołączył do chóru ogołoconych Rath masując nadgarstki. - Serenrae, oświetl drogę błądzących w ciemnościach. - wyszeptał krótką modlitwę. Po chwili do światła Alroka dołączyło kolejne, w postaci małego, migoczącego pod sufitem płomienia.
Velius zaczął przyglądać się wnękom w ścianach które wcześniej zwróciły jego uwagę.
- Tu były pomniki - rzucił oczywistość pod nosem - nie wiem czyje - wziął do ręki kamień jakby go ważąc czy nada się do rozbijania łbów.
Przy bliższych oględzinach, Veliusowi nie udało się ustalić wiele więcej, oprócz tego, że dźwięk wody dochodził z miejsca, gdzie stał jeden z pomników, pozbawiony głowy, rąk i sporej części tułowia. Był to najlepiej zachowana statua, która przy odrobinie wyobraźni przypominała krasnoluda. Pozostałe były kompletnie nie do poznania
- Krasnoludzka świątynia zapewne - Alrok odpowiedział na wątpliwości Veliusa.
- Czy w tych drzwiach jest zamek? - spytał, niezbyt głośno, Variel. - Może jakiś tępy strażnik zostawił klucz w zamku... - wyraził mało prawdopodobne przypuszczenie.
Sam wziął do ręki odsuniętą przed chwilą żerdź i spróbował rozprawić się z parodią murarskiej zaprawy. Skoro ktoś coś tam ukrył... może by się udało to coś wydobyć na światło dzienne.
Velius pozbierał trochę co twardszych kamieni z pozostałości posągów, aby następnie usiąść przy stercie śmieci.
- Robiłem to tylko podczas praktyk - stwierdził szczerze szeptem z jakimś żalem za swoim dostosowanym pod sobie orężem - ale nawet bez narzędzi mogę w miarę szybko zrobić coś z tych śmieci. Tylko, że to rozpadnie się po kilku chwilach, na broń od biedy może się nada, ale lepiej mieć inną. Ale gdyby trzeba było przebić się głębiej?
W czasie gdy towarzysze przyglądali się kamulcom, Rath ukląkł i przymknął oczy.
- Wieczne Światło, daj siłę swym dzieciom by walczyć mimo trudności. - wyszeptał modlitwę. Mnich stanął nagle w złotym ogniu, a jego rany zamknęły się z cichym sykiem. Po chwili zgasł, ale na jego twarzy nie było widać bólu, najwyżej zmęczenie.
- Mam w sobie dość energii by zaleczyć rany jednego z was. Kto jest najbardziej ranny? - spytał - To nie boli. Wręcz przeciwnie. - dodał, wskazując swoje świeżo zamknięte rany.
Gdy skończył leczyć siebie i innych, kleryk ruszył w kierunku przeciwległym do drzwi i zaczął ostrożnie, starając się nie wywołać hałasu, przetrząsać znajdujące się tam drewniane resztki.