Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2023, 21:06   #99
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 - 2521.04.31; wlt; przedpołudnie

Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; okolice brodu
Czas: 2521.04.31; Wellentag; przedpołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, sła.wiatr; chłodno (0)



Grupa por. Ferro



Najpierw Duivel a później i Stefan starali się rozstrzygnąć sytuację na swoją korzyść. Tak aby jakoś wykaraskać się z tego zamieszania. Jednak żaden z nich nie był dowódcą, ani oficerem ani nawet sierżantem. Obaj byli prostymi, szeregowymi żołnierzami bez większego autorytetu. Do tej pory z trójki zwiadowców tylko dzięki temu, że Petra na ostatnim apelu w Breder wyróżniła dwóch z nich to stali się dla ogółu wyprawy jakoś rozpoznawalni. Co czasem dało się poznać po pozdrowieniach czy uśmiechach podczas marszu przez ostatnie dwa dni. Ale to było za mało aby być czynnikiem przeważającym. Mogli jedynie liczyć na to, że w tak niecodziennej sytuacji i ogólnym zamieszaniu ktoś ich posłucha.

Jak się okazało prośby elfa aby się uciszyć i nasłuchiwać nie posłuchał chyba nikt. W sporej mierze zapewne dlatego, że i tak musiał krzyczeć aby w gwarze rozmów ktoś go usłyszał. A ponadto zdecydowana większość zebranych była Tileańczykami jacy nie rozumieli w reikspiel tak samo jak on nie rozumiał po tileańsku. Czterech mieczników stało w pobliżu porucznika z mocno zdezorientowanymi minami nie wiedząc co sądzić o tym wszyskim. Jak tu porucznik czyli ich wspólny dowódca mówił o zdradzie ich blondwłosej magiczki i prowadzeniu w pułapkę. A jej odjazd okrzyknął rejteradą przed słuszną sprawiedliwością. Też byli prostymi żołnierzami od wykonywania rozkazów jakie wydała im Theiss a tej tutaj z nimi nie było. Zaś od szefowej dostali rozkaz aby udali się za Duivelem i dołączyli do grupy Alezzi i Ferro. Ale ledwo co dołączyli to wybuchła ta awantura właśnie pomiędzy tą dwójką i teraz mieli miny jakby woleli się w to nie mieszać a w ogóle to wrócić do swojego oddziału. Tileańczycy coś mówili między sobą po swojemu, momentami wyglądało to wręcz na kłótnię i niezbyt to sprzyjało obserwacji terenu dookoła. Zresztą jak obaj zwiadowcy zaangażowali się w przekonywanie porucznika i reszty do swojego punktu widzenia to i niezbyt mieli okazję do rozglądania się po okolicznych drzewach i krzakach.

Zniknięcia Tobiasa w tym zamieszaniu chyba nikt nie zauważył. A jeśli nawet to nikt nie robił o to rabanu. Za to gdy elf a potem Ostlandczyk starali się mu zwrócić uwagę syknął do nich zjadliwie.

- Jak śmiesz!? Jestem oficerem i waszym dowódcą! A wy jesteście moimi żołnierzami! Macie wykonywać moje rozkazy! A mówię, że mamy odnaleźć tą cholerną wiedźmę! - powiedział do nich nie znoszącym sprzeciwu tonem. Zresztą całkiem szybko zakończył to całe demokratyczne malkontenctwo. Wykrzyczał po tileańsku pare rozkazów i kusznicy najpierw zgromadzili się przy nim a potem podobnie jak podczas niedawnego marszu podzielili się na trzy grupy.

- Hej wy! Kto u was dowodzi? - zwrócił się w reikspiel do czwórki zdezorientowanych mieczników. Ci po chwili wahania niejako wybrali jednego ze swoich bo widocznie nie było wśród nich formalnego dowódcy byli zbyt sobie równi rangą. - Bardzo dobrze. Jak się nazywasz? Hugo? Bardzo dobrze. Weź swoich ludzi i idźcie za pierwszą grupą. Miejcie oczy o uszy na baczności. Ta wiedźma może kryć się wszędzie i stosować jakieś podłe sztuczki. Jak ją zobaczycie albo coś podejrzanego to dajcie znać. Edgaro pójdzie z wami. - porucznik Ferro widocznie nie był oficerem tylko za piękne oczy bo szybko znalazł zajęcie dla imperialnych mieczników. A ci widząc wreszcie jakiś znajomy, wojskowy dryl chyba odetchnęli z ulgą, że sytuacja wróciła do normy i całkiem chętnie zajęli miejsce w szyku.

- A wy dwaj! - zwrócił się do obu zwiadowców w reiskpiel. - A gdzie jest ten trzeci? - widocznie zorientował się, że jednego z nich nie ma. Powiedział coś po tileańsku do Edgaro ale ten wzruszył ramionami i pokręcił głową, że nie wie. Dostał krótką, żołnierską odpowiedź więc tym razem gorliwie pokiwał głową a oficer zwrócił się ponownie do obu zwiadowców. - Mam nadzieję, że nie zapomnieliście po czyjej jesteście stronie i środki dyscyplinarne nie będą potrzebne. Walczymy z tym samym wrogiem. A ta wiedźma wiodła nas w pułapkę. Gdyby to był jakiś szpieg czy któryś z tych dzikusów z północy można by się bawić w to co mówicie. Ale nie z czarownikiem. Widziałem co oni potrafią. Jeden gest, jedno słowo i całego oddziału nie ma. Tylko kusza lub łuk może załatwić sprawę zanim zdążą to zrobić. Dlatego liczę na was chłopcy. Wszyscy na was liczymy. - powiedział do nich całkiem po przyjacielsku. Poklepał po ramieniu jakby chciał im dać znać, że wcześniejsze słowa jest gotów puścić w niepamięć i złożyć na karb zamieszania. Po czym kazał im dołączyć do reszty grupy tyle, że z przodu. Jednak kazał też aby jeden z jego ludzi wciąż trzymał Azura na smyczy. Tak na wszelki wypadek aby pies nie przeszkadzał w tropieniu wiedźmy.

Ruszyli całkiem raźno w stronę w którą chyba odjechała Alezzia. Szli podobnie cicho jak poprzednio. Przez ciemny, ponury las gdzie wiekowe drzewa stały od pradawnych czasów a ich korę pokrywały mchy i różne narośla. Więc dość łatwo zauważyli światło pomiędzy drzewami. Od przodu grupy podniósł się szmer zaniepokojonych głosów jaki szybko rozlał się na resztę oddziału. Bowiem szybko się okazało, że to światło się do nich zbliża.

- Trzymać broń w pogotowiu! Nie dajcie się zaskoczyć! - krzyknął oficer w reikspiel ale większość rozkazów wydał w swoim rodzimym języku. Dwie przednie grupy ustawiły się wtedy po bokach mieczników tworząc mini oddziały gotowe na przyjęcie wroga. Trzecia zaś stanowiła rezerwę i miała pilnować tyłów.

Szybko okazało się jednak, że źródłem światła jest konny jeździec. A jeszcze chwilę później, że to zaginiona Alezzia. Tylko jakby jechała wewnątrz sporej, świetlistej kuli. Konna jechała spacerowym tempem wprost naprzeciwko całej grupy jakby w ogóle nie spodziewała się kłopotów z ich strony. Albo jakby ich nie widziała.

- Sparare! - krzyknął w uniesieniu dowódca. I chociaż chwilę jego ludzie się zawahali dając magiczce podjechać kilka konnych kroków to jednak kilka cięciw świsnęło i bełty pomknęły w kierunku celu. Ku zdumieniu chyba wszystkich te ześlizgnęły się od świetlistej kuli jaka otaczała magiczka i pomknęły gdzieś w nicość lasu a jedna to się wręcz rozstrzaskała. To zrobiło na żołnierzach wrażenie bo z pewną obawą spojrzeli na oficera. Ten chyba też był zaskoczony widokiem i w pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć. Ale krzyknął coś w końcu i kusznicy zaczęli ładować broń ponownie.

- Herr Leutnant, jej się chyba tak nie da. - ośmielił sie zauważyć któryś z mieczników. A tymczasem Alezzia skróciła dystans do może tuzina kroków gdy zatrzymała się przed ustawioną naprzeciwko linią.

- Soldati! - krzyknęła magiczka głosem zaskakująco głębokim i donośnym. To słowo było podobne do imperialnego ale dalej mówiła po tileańsku. Więc imperialni zwiadocwy i miecznicy niezbyt mieli możliwość rozumieć o co tu chodzi. Ale widzieli co się dzieje. Ich tileańscy koledzy zerkali na przemian to na nią to na swojego oficera słuchając tych słów uważnie. A reakcje były różne. Powątpiewanie, niedowierzanie, obawa. Tylko niezbyt było wiadomo na co to wszystko. Zwłaszcza jak porucznik nie stał bezczynnie tylko krzyczał swoje ponaglając swoich ludzi. Miecznicy znów stali zdezorientowani nie wiedząc co się dzieje i co powinni robić.

- Żołnierze Imperium! - niespodziewanie tileańska magister przeszła na reikspiel. Tak nagle, że miecznicy spojrzeli na nią zaskoczeni i zaciekawieni. Mimo wszystko dało się u niej wyczuć akcent południowca. - Nasz porucznik stał się ofiarą podłej magii! Nie jest winny tego co teraz mówi, myśli i robi! Pochwyćcie go proszę ale nie czyńcie mu krzywdy! - krzykneła tym nadnaturalnie czystym i donośnym głosem. Miecznicy spojrzeli po sobie, odwrócili się niepewnie do swoich tileańskich towarzyszy a odległości nie były duże.

- Nie dajcie się jej okłamać! Wszystko powie aby nas skłócić! - krzyknął rozjuszony porucznik. - To ją trzeba dopaść i zamknąć jej kłamliwą gębę! Dalej! Ruszajcie! - krzyczał Tileańczyk pokazując swoim tasakiem na konną postać.

- Z całym szacunkiem herr leutnant… - zaczął Hugo i czy dał jakiś znak swoim towarzyszom czy nie ale całą czwórką rzucili się na oficera. Mieli do przebiegnięcia tylko kilka kroków ale i tak jeden z kuszników co wcześniej nie strzelił do Alezzi chciał to zrobić teraz ale w ostatniej chwili Edgaro strącił mu kuszę i ten nie wystrzelił. A po chwili pojedynczy Tileańczyk został zaraz obezwładniony i powalony przez czterech imperialnych przeciwnikiem.

- Nie zabijajcie go! - krzyknęła jeszcze magiczka ale dała w bok wierzchowca i podjechała bliżej. Po chwili sytuacja zdała się być opanowana na tyle, że stanęła obok szamoczączego się Ferro przygniecionego do ziemi przez czterech mieczników.

- Cały jest! Ale strasznie wierzga! Dajcie linę! - krzyknął Hugo jaki zmagał się z upartym porucznikiem.

- Przytrzymajcie go. - powiedziała świetlista dama już zwyczajnym głosem. Tak samo ta świetlna aura wokół niej rozproszyła się i znikła. Zeskoczyła z siodła i uklękła przy tej grupce szarpiących się ze sobą mężczyzn. Wyciągnęła dłoń nad twarzą porucznika i przybrała skupiony wyraz twarzy. Kusznicy wydawali się skonsternowani. Wcześniej byli gotowi walczyć o swojego porucznika ale postawa Edgaro oraz ich krajanki nieco ich zbiła z pantałyku. A teraz gdy wyglądało na to, że ona coś robi tajemnego to wszyscy zamarli w oczekiwaniu nie wiedząc co się stanie ale przeczuwając, że coś istotnego.

- Tak. Porucznik dostał udaru i gorącej krwi! Nie jest w pełni sobą! Trzeba go związać i poczekać aż mu przejdzie! - ogłosiła magiczka wszem i wobec. Najpierw w reiskpiel a potem po tileańsku. Wszyscy popatrzyli na siebie a następnie zaczął sie chaotyczny gwar rozmów w obu językach. Zwłaszcza tileańskim bo miecznicy byli zajęci krępowaniem porucznika. Teraz było to łatwiejsze bo ten po jednym słowie magiczki zasnął.



Tobias



Stefan starał się odwrócić uwagę reszty gdy Tobias się urywał. Chociaż łucznik widział, że i tak parę głów odwróciło się w jego stronę i widziało jak się oddala. Ale żaden z nich nie zdecydował się jakoś interweniować. A potem już nie mieli szans bo się urwał w głębiny lasu. Przynajmniej na tyle aby ich stracić z oczu. Ale na słuch to jeszcze słyszał odgłosy awantury nawet jak już nie był w stanie rozróżnić słów. Znalazł się sam pośród tego mglistego i mrocznego lasu. Gdy ochłonął i uznał, że oddalił się wystarczająco musiał się zastanowić w którą stronę się teraz udać. Gęsty las i mgła niezbyt sprzyjały orientacji w przestrzeni. Ale po chwili wydawało mu się, że wie w którą stronę powinien iść. W końcu gdyby szedł na wschód to powinien dotrzeć do bystrzycy prędzej czy później a tam już prosto było dotrzeć do drogi i reszty karawany. A jakby udał się na północ to też powinien dojść do drogi jaką podróżowali do tej pory. Więc ruszył. Jednak dość szybko usłyszał jakieś odgłosy. Po chwili zorientował się, że to chyba odgłos kopyt. Jakiś koń lub coś podobnego powoli szło przed siebie. Jak się podkradł zorientował się, że to zaginiona niedawno magiczka. Jechała w siodle, potrząsnęła głową i mamrotała coś do siebie. Koń chyba go wyczuł bo parsknął i zastrzygł uszami zwracając uwagę jeźdźca.

- Tobias. - powiedziała magiczka gdy wyszedł i jej się pokazał. - Podejdź proszę. Nie chcę krzyczeć. - poprosiła go mocno chrypiąc. Gdy się zbliżył dostrzegł krwawe zacieki w plecach tam gdzie tkwiły wystrzelone bełty. I generalnie wyglądało, że ledwo trzyma się w siodle.

- Pomóż mi zejść. - poprosiła wyciągając do niego dłoń. I prawie przy tym wpadła mu w ramiona tak była bezwładna. - Dziękuję. Ale to nie wszystko. Mogę się uleczyć. Ale najpierw trzeba się pozbyć tych bełtów. Musisz je wyjąć. Inaczej magia niewiele pomoże. - powiedziała słabym ale zdecdywowanym głosem. Usiadła na jakimś zwalonym pniu i czekała aż łucznik zrobi swoje. Aby nie krzyczeć wyjęła sztylet i zacisnęła zęby na jego rekojeści. A potem on musiał odstawić tą brutalną, prawie rzeźniczą robotę. Nie było innej rady, musiał wyszarpać jeden bełt a potem drugi. Na szczęście to były bełty do przebijania pancerzy i nie miały zadziorów jakie osłabiały by ich siłę przebicia. Dlatego wyszły mniej więcej gładko. Wyjmowało się to jak patyk wbity w głęboko w mięso. Tylko tym razem to nie było pieczyste tylko ciało żywego człowieka. Do tego kobiety. Widział już czemu Alezzia tak charczała. Bełty musiały przebić płuca. Stąd kłopoty z oddychaniem. Potwierdziło się to gdy wyszarpał pierwszy bełt i razem z krwią pojawiła się krwawa piana. Z drugim to samo. Aż się serce mogło krajać gdy słyszało się stłumione krzyki kobiety zaciskającej zęby przy każdym szarpnięciu. Albo jak się widziało jak gorączkowo zaciska palce na porosłej mchem korze. Jak palce zostawiają tam zdawałoby się szponiaste ślady. Jednak wreszcie było po wszystkim. Pewnie trwało krócej niż się wydawało. Ale oboje byli tym zmęczeni. Magiczka oddychała ciężko i była cała spocona z wysiłku. Zresztą on też.
- Dziękuję. - odparła po chwili gdy złapała oddech. A on wciąż widział jak przy każdym oddechy krwawa piana bąbluje przy wlocie obu ran i nowa fala krwi oblewa jej nieskazietelnie czystą do tej pory sukienkę jakiej tak bardzo zazdrościła jej Petra. Ale magini wzięła się w garść. Powiedziała parę dziwnych słów. Wokół ran pojawiło się kojące światło. Zdawało się, że zasklepia ono rany, krew i piana znika. Po chwili oddech Tileaski stał się znów czysty i równy.


- Niewiele brakowało. Ale bez ciebie nie dałabym rady. - powiedziała uśmiechając się do niego z wdzięcznością. Wstała z pnia i wydawała się w o wiele lepszym stanie niż przed chwilą. Tylko świeże, krwawe zacieki na plecach świadczyły, że w ogóle przed chwilą była ranna.

- Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Chociaż chyba powinnam. Przed tym właśnie musiał ostrzegać mnie mój mentor w Kolegium. Tylko zaskoczyło mnie to wszystko i spodziewałam się czegoś innego. - powiedziała zamyślonym tonem patrząc gdzieś w las. Włożyła sztylet do pochwy i zastanawiała się chwilę.

- Co tam się teraz dzieje? - zapytała wskazując gdzieś w las skąd mniej więcej przyszedł Tobias. A gdy wysłuchała nawet skróconej relacji o tej awanturze jaką dopiero co tropiciel zostawił za sobą pokiwała głową.

- Nie wiń proszę za to porucznika. Coś mu musiało się stać. Coś nadnaturalnego zapewne ale pewność będę miała jak go zbadam. Dlatego chciałam z nim porozmawiać. Może to jakiś demon, może ta wiedźma co ją spotkałeś, może jeszcze coś innego… No nieważne, teraz to próżne gdybanie. Póki go nie będę miała na wyciągnięcie ręki to nie będę tego wiedzieć. - powiedziała dzieląc się swoimi przemyśleniami z prostym łucznikiem jaki w tej chwili był jej jedynym towarzyszem.

- Tam coś jest. Na tej polanie. Coś nadnaturalnego. To wszędzie tu jest. W powietrzu i w drzewach. Ślady użycia potężnej magii. Dlatego tak trudno wyczuć pojedynczy trop. Ale wyczuwałam coś jak się zbliżaliśmy. Tylko za słabo aby wiedzieć co to może być. Ale zgaduję, że coś istotnego skoro ta wiedźma albo jej wspólnicy nie chcą abyśmy tam dotarli. Dlatego bez względu na to co się stanie z Ferro musimy dotrzeć na tą polanę. - odparła magiczka już całkiem spokojnym i pewnym siebie tonem. Westchnęła, wyjęła z małej torebki przy pasie ozdobną chusteczkę i zaczęła przecierać najpierw twarz a potem włosy. Musiała być wyperfumowana bo Tobias wyczuł ten zapach gdy stał blisko niej. Całkiem przyjemny i kobiecy.

- Wrócę tam. Tym razem będę lepiej przygotowana. - oznajmiła składając chusteczkę na zadbane, równe części i wsuwając ją z powrotem do przypinanej do pasa kieszeni. - A ty… - spojrzała na łucznika i obrzuciła go spojrzeniem z góry na dół jakby starała się ocenić na co go stać.

- Poprosiłabym cię abyś spróbował przemknąć się do tej polany i zobaczył co tam jest. Ale jak nie chodzi o zwierzoludzi czy orków tylko coś nadnaturalnego to nie mam sumienia cię o to prosić. - powiedziała chyba całkiem szczerze jakby sama biła się tutaj z myślami. - A właściwie to co tutaj robisz sam? - zapytała jakby dopiero teraz zwróciła na to uwagę. Jak jej powiedział o swoim planie zawiadomienia szefowej to pokiwała głową i znów przez chwilę trawiła coś w swojej jasnej głowie.

- Myślę, że z Ferro sobie poradzę. Też jestem Tileanką. I mam parę swoich sztuczek. Nie wiem czy jest sens ściągać tu resztę. Wolałabym to załatwić naszymi siłami. Albo poradzimy sobie albo to jest i tak zbyt potężne aby do tego startować. Jednak te machlojki tej wiedźmy dają mi nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone i chcą coś przed nami ukryć na tej polanie. - powiedziała w końcu gdy się namyśliła co dalej powinni robić. Chociaż się wahała to jednak ostatecznie uznała, że nie warto ściągać do tej akcji więcej oddziałów.

- Ja na pewno zwrócę ich uwagę. Więc ty spróbuj się gdzieś zaczaić i mieć wszystko na oku. Może wypatrzysz coś nietypowego. - powiedziała zwracając się do zwiadowcy tak jakby wpadła na pomysł jak mógłby się przydać. Wsiadła na konia samodzielnie i świeże rany już jej nie dokuczały. - Ale jeśli nie czujesz się na siłach możesz wracać do karawany. Tylko niech Petra nie wysyła tam więcej ludzi póki nie sprawdzimy co tam się dzieje. - rzuciła mu już siodła dając mu ostatecznie wybór jakby nie chciała go mieć na sumieniu. - Aha. Nic nie mów o magii, demonach i opętaniach. To zawsze tylko wywołuje strach i zamieszanie. Najwyżej Petrze możesz powiedzieć. - powiedziała jakby przypomniała sobie o tym w ostatniej chwili.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem