Cała zasadzka wypadła po prostu tragicznie. Ani trochę nie wykorzystali terenu, a w dodatku przeciwnicy najpierw ich wywęszyli, a potem od razu poznali ich pozycję - zupełnie jakby ktoś ich informował.
Zwykle w takiej sytuacji nie ma już żalu, wątpliwości czy przemyśleń. Tym jednak razem przeżyli, a Burda była zła na siebie. Głównie na siebie ale i nie tylko.
Gdy odzyskiwali przytomność, jako że orczyca widziała w ciemnościach, była oczami ekipy. Nie jako jedyna. Początkowo byli tak cicho jak tylko się da ograniczając słowa do minimum, ale potem wszyscy się rozgadali a szepty stały się w pełni słyszalne, a następnie czarodzieje pozapalali magiczne światełka... O dziwo nikt ich nie pilnował, a przynajmniej tak to wyglądało.
Przynajmniej Stena i jej koledzy dotarli bezpiecznie do miasta, bo inaczej byłaby tu wraz z nimi. To dawało im też nadzieję na ratunek, choć bardzo skromną skoro zostali zamknięci.
Po uwolnieniu się z więzów, w pierwszej kolejności Burda podeszła pod okap. Z kałuży nie miała zamiaru pić, ale szybko oceniła kapiącą wodę na zdatną do picia. Po kilku łykach, przemyciu ran i nadgarstków po więzach, mogła zacząć działać bardziej praktycznie. Pancerz o dziwo im zostawiono, zatem broń i wywiad. Gdy tylko uda się jej coś skombinować ze sterty rupieci, postara się dowiedzieć co może być za drzwiami - czy to nasłuchując, czy zerkając przez szpary lub dziurkę od klucza.