Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2023, 02:24   #163
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
À propos Gównojada


Ty??! Co TY tu robisz?!


Te słowa padły niemal unisono z pary kobiecych usteczek. Jedne należały do Eshte wchodzącej wraz z mężusiem do sklepu. Drugie do Paniuni, która wraz ze skromną świtą dwórek przymierzała opalizujący płaszcz w tym właśnie sklepie.
Słowa te padły, przy jednoczesnym oskarżycielskim wskazywaniu się palcami. Że ten babsztyl musiał wybrać sobie ten sam czas na zakupy i to samo miejsce co kuglarka.

Elfka zdołała po kilku chwilach otrząsnąć się z pierwszego szoku oraz wstrętu na widok Paniuni. Wprawdzie nie było łatwo, ale także zgasiła w sobie przemożną chęć ciśnięcia w nią ognistą kulą. Albo dwoma. Powstrzymała się, bo przecież znała o wiele lepsze sposoby na utarcie tego zadartego nosa hrabianki.

- Oooooch, mój drogi… pomyliłeś sklepy - odezwała się głosem słodziutkim aż do porzygu. A jako że nie była naprawdę jedną z tych świergoczących żoneczek unoszących się na różowych chmurkach miłości, to pod tą całą słodyczą ukrywała się złośliwość bardziej pasująca jej charakterkowi.
Chwyciła mężusia mocniej za rękę, wręcz nieopatrznie wpychając ją sobie między piersi, i całkiem się na nim uwiesiła, mówiąc przy tym - Skoro ten przyciąga taką klientelę, to pewnie sprzedają tu tylko wyleniałe peruki i suknie dla starych panien. Chodźmy poszukać innego krawca.

- Zgadza się. Sklep dla pozbawionych dobrego gustu z biustem płaskim jak u desek jest pewnie w jakimś brudnym zaułku
- odparła z głośnym, wręcz fałszywym śmiechem Henrietta, starając się nie zgrzytać zębami zbyt ostentacyjnie. Dumnie wypieła piersiątka, które choć niezbyt imponujących rozmiarów, były większe od tego, co mężuś zdołał wymacać u kuglarki. - Na pewno kupisz tam jakieś kolorowe szmaty, które pozszywasz w parodię stroju.

- Masz rację. Tak zrobię. - Eshte zgodziła się z nią niespodziewanie. Jednak nim Thaaneeekryyyst zaczął się cieszyć, że nareszcie jego żoneczka poznała sztukę trzymanie języka za zębami, jej oczy rozbłysły wrednymi iskierkami.
- I nawet w zwykłej szmatce będę wyglądała lepiej niż ty w swoich kosztownych gorsetach. Bo wiesz, zdradzę ci sekret… - Wolną dłoń przyłożyła do ust, w geście ściśle związanym z wyszeptywaniem tajemnic lub ploteczek. Ale elfka nie była znana ze swojej subtelności, więc co się dziwić, że kolejne słowa wypowiedziała teatralnym szeptem - Nie kupisz sobie urody nawet największą górą monet tatusia.

- Nic więc dziwnego, że z ciebie jest takie patykowate dziwactwo, które musi sięgać do magicznych uroków by związać ze sobą mężczyznę
- odparła z głośnym śmiechem hrabianka. - Urody nie da się kupić, czego jesteś przykładem. Tak jak wyczucia stylu, czego również jesteś dowodem w tych, pożalcie się bogowie, łachmanach… - warknęła gniewnie. - A jak tylko złamię urok, który niewątpliwie rzuciłaś na biednego Tancrista

- Nie jestem pod żadnym urokiem
- wtrącił czarownik, co jednak nie przerwało gniewnej tyrady szlachcianki. - …to będziesz bez urody, bez gustu, bez pieniędzy i w końcu… bez… męża.

- Czyyyli…
- Sztukmistrzyni bardzo powoli przesunęła powątpiewającym spojrzeniem po sylwetce Paniuni. Po dotarciu z powrotem do jej twarzy, zapytała - …będę prawie taka jak ty?

Zamiast wybuchnąć bezczelnym śmiechem, elfka nagle wciągnęła głośno powietrze w płuca i byłaby się zachwiała, a może nawet i omdlała, gdyby nie chwyciła czarownika jeszcze mocniej za rękę. Wsparła się o niego w tym niespodziewanym momencie słabości.

- Och! Przytul mnie mój mężu, pierwszy raz słyszę coś równie przerażającego! - załkała, a wisienką na torcie tego dramatycznego aktu było przyłożenie przez nią dłoni do piersi w rzewnym geście. Tej dłoni, która akurat była uzbrojona w ciężki pierścień wysadzany lśniącymi kamieniami. Cóż za przypadek.

- Nie wciągaj mnie w swoje gierki - burknął czarownik, co nie zmieniło faktu, że jednak przytulił ją do siebie. Jednakże to co miało zrobić największe wrażenie na Paniuni, owa błyskotka, przeszła bez echa. Henrietta nie zwróciła na nią uwagi.

Eh, ależ nieudolnym aktorem był ten jej mężuś! I dlaczego ta lalunia nie wzburzyła się cała na widok pierścienia?! Przecież był ogrooomny, i błyszczał, i…no tak, zapewne wewnątrz sklepiku nie robił aż tak wielkiego wrażenia. Gdyby cała ta kłótnia odbywała się na zewnątrz, to sztukmistrzyni mogłaby odbić słońce w kamykach i już hrabianka nie byłaby w stanie zignorować tego świecidełka.

- Ty chciałabyś być taka ja. Bogata, piękna, z dobrym gustem i dobrym urodzeniem - stwierdziła dumnie szlachcianka. - Dlatego mnie małpujesz, dlatego przyszłaś tu i dlatego porwałaś mi narzeczonego.

- Nie jestem niczyim narzeczonym. Henrietto
- próbował przywołać ją do rzeczywistości czarownik, ale niewielkim skutkiem.

- Może i bogata, ale za to jaka straszliwie sfrustrowana - skwitowała Eshte całą tę litanię wydobywającą się z ust Paniuni. Zaś nagłe pstryknięcie palcami oznajmiło kolejny już dzisiaj przebłysk geniuszu elfki.
- Wiesz, gdybyś mniej czasu spędzała uganiając się za MOIM mężem, a więcej na poszukiwaniach własnego mężczyzny, to może byś w końcu przestała ciągle skrzeczeć i trochę popuściła te ciasne wiązania gorsetu - doradziła jej nie do końca z dobra swego chytrego serduszka. Mrużąc oczy przyjrzała się jej dokładniej, po czym dodała - Dotyk dobrego kochanka wygładziłby też te wszystkie zmarszczki, co to ci się porobiły od wrzasków.

- Sama coś o tym wiesz? I o wrzaskach, i zmarszczkach, co?
- odpowiedziała złośliwie Paniunia i dodała władczo - I kradzieży cudzych mężczyzn za pomocą wiedźmich czarów.
Zaśmiała się, mówiąc sarkastycznie - Bo nie uwierzę, że taki… patyczak potrafiłby uwieść mężczyznę nie sięgając po uroki magiczne. Nie ma w tobie nic atrakcyjnego.

- W takim razie uważasz Thaaneeekryyysta za marnego czarownika, który nie potrafiłby się oprzeć byle urokowi?
- upewniła się Eshte uczepiając się tej logiki (a raczej jej braku) w rozumowaniu hrabianki. Powoli, powolutku jej wargi rozciągnęły się w lisim uśmieszku, bo kolejne pytanie miało być jeszcze bardziej smakowite - Oh, albo mnie za tak potężną wiedźmę, że mogłabym go omamić byle zaklęciem? Jak to w końcu jest, co?

- Pewnie kryje się za tym jakimś wiedźmi podstęp
- fuknęła gniewnie Paniunia, wykazując obsesyjny upór. - Jakiś napar osłabiający wolę, albo coś innego… wykorzystałaś jego chwilę słabości.

Czarownik tymczasem westchnął, a potem objął mocniej kuglarkę, bezczelnie macając ją po zadku. Zaczął wargami skubać jej szpiczaste uszko, szepcząc głośno - Pocałuj mnie, kochanie.

Sam dotyk jego warg na jej uchu wywoływał u elfki rumieńce, także takie publiczne pieszczoty sprawiły, że zrobiła się czerwona jak burak. I jeszcze oczekiwał, że go pocałuje… przy wszystkich!
Serce kuglarki przyspieszyło tak mocno, że wyraźnie słyszała jego rytm.

- Eh?! - Paniunia mogła obrzucać elfkę swoimi mało wymyślnymi obelgami, ale dopiero czarownik był w stanie całkiem wytrącić z równowagi swoją żonkę. I to nie krzykami, a przyjemnym szeptem i…dotykiem warg. Jak dotąd na ich słowną utarczkę reagował tylko burknięciami, więc taka zmiana zachowania była tym bardziej zaskakująca. Czyżby…w końcu i sam zapragnął utrzeć nosa tej skrzekliwej harpii? Oh, sztukmistrzyni mogła się poświęcić dla takiego planu!

- Teraz rzeczywiście brzmisz, jakbym trzymała cię w mocy mojego uroku… - zamruczała Eshte siląc się znowu na ten przesadnie słodki głosik. Ignorując Paniunię zwróciła twarzy ku mężczyźnie i cmoknęła go w usta. Odruchowo zrobiła to trochę od niechcenia, zdecydowanie zbyt szybko, aby przekonać publiczność o ich wielkiej "miłości".

Zatem pocałowała go jeszcze raz.
I jeszcze raz, wolniej.
I jeszcze.
I…eee…

Kiedy te czułostki, mające być tylko kolejną grą aktorską przed hrabianką i jej świtą, zmieniły się w namiętne pocałunki odbierające kuglarce dech w piersiach? Nierozważnie zatonęła w tej przyjemności. Zapomniała się tak bardzo, że zamiast machać pierścieniem przed szlachcianką, zacisnęła dłoń kurczowo na szacie Thaaneeekryyysta, przyciągając go ku sobie i pogłębiając pocałunki.

Łapczywie łączyła swoje usta z jego spragniona kolejnych i kolejnych muśnięć. Świat dookoła niej… przestał istnieć, rozpłynął się w migotliwych barwach. Paniunia i jej wrzaski… kim była Paniunia… czy miało to znaczenie? Nie potrafiła sobie przypomnieć. Nie próbowała nawet, złakniona czegoś innego, wtulała się w kochanka drżąc rozpalonym ciałem. Rozkoszowała się tańcem języków nie zważając na nic.

Długo jej zajął powrót z tego stanu zauroczenia, gdy w końcu zdołała oderwać usta od ust mężczyzny, oblizując łakomie wargi i opierając gorącym czołem o jego czoło. Oddech nadal był przyspieszony, serce waliło mocno jak dzwon, wzrok roziskrzony… takoż i jego. Miło było wiedzieć, że gorąc który opanował ciało Eshte nie był tylko jej udziałem. Powrót do… otaczającej ją rzeczywistości nie zdusił pragnienia, które pocałunki tylko podsyciły.

Pobieżne rozejrzenie się przez kuglarkę pozwoliło jej stwierdzić, że Paniuni już nie ma w sklepie. Pewnikiem wyniosła się jak niepyszna na widok tego… pokazu. Niemniej piąstki elfki wciąż zaciskały się mocno na ubraniu Ruchacza, a ciało jej ocierało się o niego w niemej prośbie o więcej.
Ehm… ciężko będzie się teraz Eshte odsunąć od niego. Raz otwarte wrota niełatwo było zawrzeć z powrotem.

- Noooo… i co zrobiłeś? Poszła sobie… - zamarudziła sztukmistrzyni cichym, dość mocno rozkojarzonym głosem. - A chciałam, żeby jeszcze posłuchała jak opowiadasz co jest we mnie atrakcyjnego.

Otulona cały czas silnymi ramionami mężczyzny, elfka miała wrażenie, że dobrze wie, który kawałek jej ciała stałby się głównym celem jego opowieści. Jeszcze trochę, a na jej skórze zostaną ślady po tych jego łapczywie zaciskających się dłoniach.

- Mój tyłek, prawda? - zadała pytanie, które nie miało na celu potwierdzić jej podejrzeń, a zaspokoić chęć usłyszenia odpowiedzi z ust Thaaneekryyysta.

- I pupa, i usta… i uszka… - mruknął czarownik ustami, sięgając do jej szpiczastego ucha, by obdarzyć je pieszczotą. Kuglarka mimowolnie przygryzła wargę dusząc pomruki aprobaty.
- ... zgrabne nóżki… rozkoszne piersi… łabędzia szyjka… - mężczyzna kontynuował wyliczankę, schodząc po uchu, policzku, na szyję. - ... i oczka, ognisty temperamencik… jesteś wyjątkowo zjawiskowa.

Elfka mogła Ruchaczowi wiele zarzucić, ale musiała przyznać… wiedział jak sprawić jej przyjemność. Znał jej ciało lepiej niż ona sama. Pod wpływem tych pieszczot stawała się niczym glina w dłoniach rzeźbiarza, pod wpływem tych komplementów rozpływałą się jak masełko. Dobrze, że znajdowali się w sklepie i mężuś się hamował, bo… gdyby byli… w jej wozie teraz, z pewnością przełamałby jej opór. I sam nie miał wszak oporów przed wielbieniem czynami jej ciała. Niemniej… był w tym świetny, nieprawdaż?

Eshte zaskoczyła samą siebie, gdyż wszystko co robiły te jego przeklęte usta, zarówno wypowiadane przez nie słowa, jak i ich dotyk na jej skórze, wyrwały z niej chichot. I to ten najgorszego rodzaju, bo pasujący słodkim idiotkom wpatrzonych cielęcych wzrokiem w obiekt swój westchnień. A przecież ona nie była jedną z nich! No, może kiedy zdarzało jej się nawdychać pyłku wróżki, ale później stanowczo wypierała się swojego udziału we wszystkim, co się wydarzyło za różową mgłą.

- Ba-aaa-aardzo dobrze. Za…zapamiętaj to i powiedz dokładnie w taki sposób, kiedy znowu spotkamy Paniunię. - Elfka miała problem z odnalezieniem swojej łajdackiej natury pośród tych czułostek, przytuleń i słodkich słówek. Nie pomagał też ten odurzający zapach perfum Thaaneeekryysta, uh.

Dlatego zamiast odepchnąć go od siebie oraz wyśmiać te jego komplementy, ona tylko mało stanowczo obróciła głowę w kierunku drzwi i powiedziała z lekkim zająknięciem - Aaaaa… może jeśli się pospieszymy, to jeszcze ją znajdziemy z tym całym jej stadem przytakujących kwoczek, co?

- I znów… zaczniemy się całować? Chyba nie potrzebujemy do tego… towarzystwa Henrietty?
- zapytałRuchacz, ponownie sięgając ustami do jej szpiczastego ucha. Zamruczała w odpowiedzi niczym kotka, rozpieszczana kotka, gdy czuła owe muśnięcia. Zdecydowanie… bardziej wolała, gdy jej mężuś używał języka do czynów zamiast do słów. I nawet trochę żałowała, że jej obecny strój nie ma dużego dekoltu. Aż kusiło by chwycić za tę czuprynę i pokierować jego ustami do miejsc pragnących jego pieszczoty. A tych na ciele elfki było wiele.

- Oczywiście, że nie! - odpowiedziała Eshte zdecydowanie zbyt szybko i bez większego namysłu… bo i przecież rozsądne myślenie przychodziło jej z trudem w tak ciężkich, bardzo ciężkich okolicznościach.
Co właściwie chciała powiedzieć? Że nie… potrzebują hrabianki? Że nie… zaczną się znowu całować? Eh, biedna nie wiedziała, którą elfką teraz była - tą jedynie w jakże wyrafinowany sposób wykorzystującą czarownika do własnych celów, w tym także utarcia nosa Paniuni? A może jednak tą drugą, która tak właściwie to… czerpała… przyjemność z tego dotyku jego warg, dłoni i przyciśniętego do niej ciała? Była wyjątkowo rozdarta, a ten łajdak, cóż za zaskoczenie, w niczym nie pomagał!

Jej ciało i myśli nie wiedziały co ze sobą począć, ale serce sztukmistrzyni, och, ono już dobrze wiedziało jaka pasja przyprawiała je o mocniejsze bicie.
- Ty się z nią zgadałeś czy co? Nie uda wam się odwrócić mojej uwagi od turnieju! - Elfka znalazła w sobie na tyle sił, żeby prychnąć już bardziej stanowczo. Nikt nie mógł bruździć w jej planach zdobycia sobie sławy i zachwytów. Ale pokusa rzeczywiście wygrała i elfka pochwyciła Thaaneeekryyysta za włosy, ale tylko po to, żeby pociągnąć go karcąco za te jego łajdackie pukle. Wszystko w nim było łajdackie… przyjemnie łajdackie.

- Dlaczego miałbym ci bruździć w tym turnieju? - zapytał czarownik nadal trzymając ją zaborczo w ramionach jakby była jego… skarbem. Tak, elfce podobała się ta myśl. Podobała się zachłanność czarownika względem niej. Owszem, było to oburzające… ale przyjemnie łechtało miłość własną kuglarki. - Nie mam wszak nic przeciwko temu byś wygrała. Słoneczko ty moje.
Nie przejmował się, tym że ciągnęła go za włosy.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem