Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2023, 00:25   #164
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Nowożeńcy bywają tacy uroczy… - odezwała się stara gnomka o szpakowatych włosach, ułożonych w kok przebity dziesiątkami zdobionych szpil, tak że wyglądało jakby nosiła na głowie poduszkę na szpilki. - Ale przyszliście tu kupować, prawda?Mam piękne półprzeźroczyste halki, które urozmaicą wam noce…

- Może kupimy taką, co?
- zażartował Ruchacz, ale następnie szybko dopowiedział. - Szukamy sukni, lub strojów na występ.
Zapewne by uniknąć kuksańca u czerwieniejącej już na twarzy elfki, po części z gniewu, po części z pożądliwych wizji jaką ta sugestia halki wywołała.

- A jaki to ma być występ, panienko?- dopytała się gnomka.

- Mój dzisiejszy taniec z ogniem, którym wygram turniej kuglarzy - powiedziała Eshte, nadymając się cała ze zdecydowanie przedwczesnej dumy. - Więc na pewno nie suknia. Za dużo falban i materiału, w który mogłabym się zaplątać, upaść i narobić sobie wstydu przed wszystkimi. Raczej potrzebuję czegoś… - Rozglądając po sklepiku, elfka jedną dłonią przesunęła po wcięciu swej talii, aż w końcu oparła ją na biodrze. - … przylegającego.

- I mężowi też spodoba się jak podkreśli on panienki krągłości
- stwierdziła po zastanowieniu gnomka, choć akurat kuglarce nigdy nie zależało, aby podobać się Ruchaczowi. O nie… co najwyżej lubiła, jak pożerał ją wzrokiem.

- Może ten? - spytała krawcowa, wskazując na kwiecisty gorset wiszący na uboczu.




Wyciągnęła jedną ze szpil z włosów i z niezwykłą wprawą cisnęła ją w manekina, na którym prezentowała swoje dzieło. Wykonała gest dłonią i manekin wraz gorsetem, lewitując przybliżył się do sprzedawczyni i potencjalnych klientów.

- Zrobiłam go dla pewnej linoskoczki. Niestety straże miejskie zgarnęły ją pod zarzutem udziału w okradzeniu domu pewnego radnego. I nigdy go nie odebrała. Pozwala szybować na szkarłatnych skrzydłach jastrzębia. Są utkane z magii, więc niepalne… tylko należy pamiętać, że gorset służy do szybowania, a nie latania - stwierdziła machając palcem. - Zadziwiająco wiele klientek myli te kwestie za sobą, a potem wracają oburzone, że nie uniosły się w powietrze.

- Oooooooch
- Dobrze, że gnomka wytłumaczyła tę drobną różnicę, bo w pierwszej chwili oczy kuglarki rozbłysły zachwytem na myśl o lataniu na ptasich skrzydłach. Przygasły tylko odrobinę, bowiem szybowanie nadal było bardziej ekscytujące od zwykłego chodzenia. A i powinno ułatwić uciekanie przed zbójami.

- Tak, tak, oczywiście, że to coś zupełnie innego. Pff - zgodziła się z krawcową co do głupoty innych klientek, po czym łapczywymi rączkami sięgnęła ku gorsetowi. Dotknęła materiału, który sprawiał wrażenie przyjemnie drogiego, takiego nadającego się do obicia jednej z tych leżanek lubianych przez jaśniepaństwo. Palcami przesunęła kilka razy po zawiłych ozdobnikach, które przypominały jej własne płomienie. Pokiwała głową z uznaniem, mówiąc - Naprawdę prześliczny. Na tyle, żeby mnie ozdobić, ale nie odwrócić uwagi od mojej magicznej sztuki. Mogę przymierzyć?

- Oczywiście… tam mam przymierzalnię. Jestem pewna, że mąż pomoże panience przy przebieraniu.
- Gnomka wskazała wąskie drzwiczki w głębi sklepiku.

- O nie, nie trzeba. Samasobieporadzę! - wypaliła elfka, zanim Thaaneeekryyyst zdążył zgodzić się z krawcową i zaproponować swoją, ekhm, pomoc.

Pośpiesznie rozebrała manekina z gorsetu, aby zaraz potem w podskokach czmychnąć do przebieralni. Tam upewniła się, że dobrze zamknęła za sobą drzwi i dopiero wtedy zaczęła ściągać z siebie własną koszulinę. Niecierpliwie, bo chciała jak najszybciej zobaczyć siebie w tym cudeńku. No i skrzydła! Je też chciała sobie obejrzeć.

I po kilku dłuższych chwilach, spędzonych głównie na wiązaniu gorsetu, Eshte wyszła z przymierzalni. Może i nowy fatałaszek nie do końca pasował do spodni, które akurat miała na sobie, ale za to na jej ciało pasował wprost IDEALNIE. Podkreślał talię, wypychał piersi ku górze, a jednocześnie trzymał je mocno w ryzach, aby nie przeszkadzały sztukmistrzyni w artystycznych wygibasach.

- I jak? Trochę jak moja druga skóra, co nie? - zapytała, oczekując komplementów wprost wylewających się z ust czarownika. Podeszła bliżej do niego i gnomki, po czym obróciła się w zgrabnym piruecie, aby mogli przyjrzeć się jej z każdej strony.

- Wyglądasz prześlicznie… uroczo… zachwycająco, jak nimfa leśna… - odparł ciepło mężuś, przyglądając kuglarce w jej nowym stroju. Wodził wzrokiem po gorsecie podkreślającym gibką sylwetkę, a nawet uwidaczniając drobniutki biust. No i pupę… może nie dużą, ale krąglutką. Tu cycata Paniunia nie miała żadnej przewagi nad Eshte, czego zresztą sam Ruchacz był dowodem, często chwytając za pośladki artystki.

- Wspaniale panienka wygląda - zgodziła się gnomka z uśmiechem. - Gorset już się dopasował do ciała i leży jak ulał.

- Tak. To kupujemy, co?
- zapytał na koniec czarownik.

Zwykle Eshte całkiem nieźle radziła sobie z powstrzymywaniem tych wszystkich głupiutkich chichotów i uśmieszków, jakie wpychały się na jej wargi pod wpływem słów i czynów czarownika. Ale tym razem, pod wpływem tego istnego potoku komplementów, przegrała z własną krnąbrnością i uśmiechnęła się szeroko. Aż policzki ją rozbolały. Wykonała jeszcze jeden piruet, w razie gdyby Thaaneekryyyst nie przyjrzał się jeszcze wszystkiemu dokładnie.

Potem zatrzymała się i zerkając przez ramię, zapytała krawcowej - A skrzydła? Co mam zrobić, żeby się pojawiły?

- Wyskakują same jeśli znajdujesz się na odpowiedniej wysokości i rozkładają same
- wyjaśniła gnomka i potarła swój podbródek. - Niemniej na wypadek, gdyby nie wyskoczyły to… pomacaj się mocno po biuście. Wtedy wyskakują same.

- A czemu właśnie tam?
- zapytał zaciekawiony czarownik.

- Bo przecież dobrze wychowana młoda dama nie da sobie macać biustu - stwierdziła dumnie krawcowa.

- Nawet mężowi? - zapytał Ruchacz.

- Nawet eee.. no tak.. ale linoskoczka, która zamówiła gorset… ona męża nie miała. - Zamyśliła się gnomka.

Nie było żadnej walki pomiędzy ciekawością sztukmistrzyni, a jej wstydem. Pierwsze było zdecydowanie silniejsze, więc dłonie elfki bez żadnego zawahania chwyciły za jej własne piersi i ścisnęły je mocno.
Aż podskoczyła w miejscu, kiedy gwałtownie z jej pleców wystrzeliła parka dużych, czerwonych skrzydeł, których nie powstydziłby się żaden jastrząb. Och, albo papuga! Porównanie, które w zamiarze czarownika zapewne miało urazić pstrokatą Eshte, tak naprawdę bardzo jej się spodobało. Tak jak i te skrzydła – zachwycająco pierzaste, przy rozkładaniu aż posypały piórami po podłodze sklepiku.




Czy mogła wykorzystać je do ozdobienia swoich strojów? A może znikną wraz ze złożeniem się skrzydeł? I w jaki w ogóle sposób ma je złożyć?

Eh, nie zaprzątała sobie teraz głowy takimi sprawami! Obróciła się kilka razy wokół siebie samej, w próbie przyjrzenia się dobrze swoim skrzydłom. Potem w podskokach ruszyła ku wyjściu, a mijając czarownika rzuciła szybko - Ty zapłać, a ja pójdę znaleźć jakiś dobry dach do zeskooczeeeniaaa…!

- Chyba sobie żartujesz…
- zaczął czarownik, ale elfka nie żartowała, już dobiegając do drzwi. Kątem oka zerknęła jeszcze na pióra które wypadły z jej skrzydeł, przekonując się niestety że są mniej trwałe od magicznych tworów mężusia. Bo już znikały.

Skrzydlata elfka oczywiście przyciągała uwagę, gdy wypadła na ulicę w poszukiwaniu odpowiednio wysokiego dachu. Tych było akurat sporo, każda kamienica gnomów miała dwa pięterka. Pozostało tylko znaleźć sposób, by się tak wysoko wspiąć.
No i dopchać się do jakiegoś, bo przyciągała uwagę ciekawskich gnomów, a zwłaszcza dzieciarni. Wspinaczka byłaby jakoś tak bardzo czasochłonna… szkoda że nie miała do dyspozycji gryfa, który by od razu wyniósł ją na odpowiednią wysokość. Tak jak jej małżonek.

Stojąc przed sklepem elfka uświadomiła sobie, jak wiele wpatruje się w nią oczu. Oczywiście była przyzwyczajona do przyciągania zainteresowania i zachwycania sobą, ale ta sytuacja była inna.
Jakieś dziecko pokazywało ją palcem, inne próbowało sięgnąć i dotknąć skrzydeł. Ktoś tam szturchnął łokciem swojego kompana, aby pokazać mu jakie dziwadło stoi na ulicy. No i jeszcze szpieg Paniuni, on też mógł ciągle mieć ją na oku. Jeśli rozpowie wszystkim o jej skrzydłach, to całkiem odbierze jej ten cenny moment zaskoczenia! Och, niedoczekanie jego!

Nie było łatwo porzucić wizję o szybowaniu z dachu, najlepiej najwyższego dachu w okolicy, ale Eshte stawiała swoją sztukę nawet ponad takie przyjemności. Z trudem obróciła się na pięcie i z powrotem wepchnęła się do środka sklepu krawcowej. Zadziwiająco nie miała większego problemu ze zmieszczeniem się w drzwiach ze rozłożonymi skrzydłami.

- E, lepiej tak od razu nie zdradzać moich tajemnic i nie pokazywać wszystkim tych cudeniek. Zostawię je jako niespodziankę na wieczór - powiedziała czarownikowi i krawcowej. - Ale może na mój występ powinnam zlecieć z dachu? Albo z twojego gryfa! Pożyczysz mi swojego pieszczocha, co?

- Mój gryf to nie jest zwierzątko ułożone do przejażdżki. Wymaga stanowczego jeźdźca, którego będzie szanował. I źle może zareagować ogień, nieważne czy będzie to płomień iluzyjny czy prawdziwy
- ocenił Ruchacz, płacący kobiecinie za gorset.

- Oj tam! Tylko bym z niego zeskoczyła i poszybowała w dół, nie zobaczyłby nawet jednego płomyka! - żachnęła się Eshte, nic sobie nie robiąc z jego paplaniny. Za bardzo skupiła się na swoim odbiciu w lustrze. Obracała się przed nim, rozsypując wokół jeszcze więcej piór oraz przyglądając się sobie z każdej strony.

- A co mam zrobić, żeby z powrotem je schować? Znowu chwycić się za cycki…? - zapytała, ale chyba głównie po to, aby usłyszeć własny głos, bo tradycyjnie nie czekała na potwierdzenie swoich podejrzeń. Nawet nie skończyła mówić, a dłonie już zacisnęła na własnym biuście.
Kiedyś ta niecierpliwość stanie się zgubą sztukmistrzyni Meryel.
Niemniej tym razem pomogła schować skrzydła, które znikły po pomacaniu biustu.

- Działa tylko, gdy nie jesteś w powietrzu. O wszystkim pomyślałam - rzekła dumne gnomka, a czarownik dodał sceptycznie. - Po pierwsze… nie wzbijesz się w powietrze na gryfie. Razorbeak wymaga stanowczego jeźdźca, inaczej poniesie cię tam gdzie sam będzie chciał. Prawdopodobnie do najbliższej stajni.

Również i na to Eshte miała przygotowaną odpowiedź.
- W takim razie sam możesz nim pokierować, a ja tylko z niego zeskoczę. - Nie dała mu czasu ani na wypowiedzenie "po drugie", ani na znalezienie kolejnego wytłumaczenia, według którego nie mogłaby wykorzystać jego gryfa do czegoś dobrego. I pięknego, bo przecież to o jej występ chodziło! A nie pozwoliła mu się odezwać, bo zaraz szybko zawołała - Idę się przebrać!

I w podskokach ruszyła do przymierzalni, a każdym swoim krokiem próbowała wyskoczyć jak najwyżej, żeby posmakować szybowania przynajmniej z tak niewielkiej wysokości.

Wróciła już przebrana w swoją koszulinę pozbawioną choćby jednej iskierki magii. Wprawdzie nie miała już skrzydeł, a trzymany w ręce gorset już nie podkreślał kształtów jej ciała, ale ząbki cały czas szczerzyła w zadowolonym uśmiechu.

- Będziemy musieli jutro tutaj wrócić, żeby kupić coś pasującego do diademu - stwierdziła podchodząc do Czarusia. - Może rzeczywiście sukienkę? Oh, albo pelerynę!

- Skoro będę uczestniczył w twoim przedstawieniu… to ile mi zapłacisz za moją pomoc? Jaki będzie mój udział w zyskach?
- zapytał po zastanowieniu Ruchacz, przyglądając się kuglarce i poprawiając okulary.

- Z tego co wiem, to nikt mi nie płaci za ten występ. A przecież diademu nie połamiemy na dwie części, tym bardziej, że na mojej głowie i tak będzie lepiej wyglądał - skwitowała elfka, nawet nie zaszczycając pytań mężczyzny dłuższą chwilą zastanowienia. Podział zysków, dobre sobie!
- Ale może zostawię gryfa jako niespodziankę, w razie gdybym musiała się pojedynkować z innym artystą - snuła dalej swoją artystyczną strategię działania. - Nie powinnam tak od razu pokazywać wszystkich moich sztuczek, co nie?

- Można wydłubać parę kamyczek z niego
- zadumał się Thaanekryst i podrapał się po karku. - No i może masz rację… gryfa zostaw na później. Bądź co bądź trzeba nad tym pomysłem popracować.

- A tak mało zostało czasu na przygotowania!
- Lekkie ukłucie paniki dotknęło kuglarkę, która mocniej zacisnęła dłonie na gorsecie i na kapeluszach, przy okazji błyskając dwoma pierścieniami. Każde z nich było cennym skarbem tych zakupów z niespodziewanie hojnym mężusiem, ale nic - nawet skrzydlaty ciuszek i lśniąca błyskotka - nie mogłyby osłodzić porażki w turnieju.

- Musimy iść! - zadecydowała i ruszyła ku wyjściu ze sklepiku. Jednak w połowie drogi się zatrzymała, odwróciła i rzuciła wesoło do krawcowej - A ty powinnaś przyjść wieczorem, zobaczyć jak będzie wyglądał twój gorset w trakcie mojego występu.

- Z pewnością zobaczę
- odparła sprzedawczyni zanim oboje wypadli ze sklepiku. Kuglarka stanowczo pociągnęła mężusia za sobą.

Czas zakupów się skończył. Zaczął się czas przygotowań.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem