Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2023, 00:43   #165
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Płomiennostopa Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré nie była jakąś szarlatanką czytającą przyszłość z kart albo dopatrującą się miłości w liniach na wnętrzu dłoni. Nie śpiewała ballad, ani nie pisała, tfu, poezji. Ona tańczyła, ale znów – nie w ten powolny i ponętny sposób, jaki prezentowały co poniektóre tancerki w skąpych fatałaszkach. Jej sztuka była unikalnym połączeniem akrobatyki z tańcem, ognistej magii z wirującymi obręczami. Oznaczało to, że wymagała odpowiednio dużej przestrzeni do swoich treningów. A wóz, chociaż był jej uroczym domkiem na kołach, jedynym bezpiecznym miejscem w jej życiu, nie posiadał tej przestrzeni. Tym bardziej teraz, kiedy czarownik wprowadził się ze swoimi gratami.

W wozie szyła swoje stroje, rozgrzewała ciało przed występami, dopracowywała magiczne sztuczki, ale szczegóły swoich tańców z obręczami mogła obmyślać tylko w głowie. Swoją choreografię (co oczywiście było zbyt dużym słowem dla kuglarki), wszak nieraz wymagającą skakania, przerzucania nóg nad własnym ciałem i innych ewolucji sprawdzających gibkość jej ciała, zwykle dopieszczała na zewnątrz. Jednakże teraz takie przygotowania niosły za sobą ryzyko, że zobaczyłby ją któryś z jej konkurentów do diademu i tytułu. Mógłby wtedy skraść jej sekrety i wykorzystać tę wiedzę przeciwko niej! Nie miała zamiaru na to pozwolić.

A zatem ukryła się w wozie i pozasłaniała okna zasłonkami. Jedynie wróżka i fajkowy lisek mieli zaszczyt zostać w środku z nią i jej cennymi pomysłami.
Przebrała się w nowy gorset i, powiedzmy że tak na rozgrzewkę, kilka razy otworzyła i złożyła jego magiczne skrzydła. Każde ich wyskoczenie i rozrzucenie na około piór przyprawiało ją o podobną chwilę radości. Ale nie wystarczyło, aby ten magiczny ciuszek tylko dobrze wyglądał i zaskakiwał. Musiał spełniać także jej inne, jakże wygórowane wymagania.

Czy nie będzie za bardzo ograniczał jej ruchów? Czy fiszbiny, które tak przyjemnie podkreślają jej sylwetkę, nie będą wżynać się w jej skórę podczas wykonywania akrobatycznych figur? Wprawdzie gnomka mówiła, że uszyła gorset dla linoskoczki, a zatem także dla artystki pracującej ciałem, ale jednak sztukmistrzyni musiała mieć całkowitą pewność. Nie mogła ryzykować, że mocniejsze wyginanie się zaowocuje wypadnięciem jej cycków z dekoltu. Jej występy nie były TEGO rodzaju.

Na początek porozciągała się nieco. Uniosła ręce i splotła ze sobą dłonie wysoko nad głową. Odchyliła się, wyginając plecy w zgrabny łuk, aż wyrwał się z niej koci pomruk zadowolenia. Nic specjalnego, fiszbiny gorsetu nawet nie zatrzeszczały.

Potem zaczęła wyginać się mocniej, w różne strony. Jej ciało przypominało giętką trzcinę, która wygina się i znowu prostuje w płynnych ruchach. Cóż, jak trzcina intensywnie przygniatana mocnym wiatrem albo upartymi falami wody, bowiem Eshte wyginała się głęboko w tył, dłońmi w końcu dotykając podłogi. Powała wozu była na tyle wysoko, że elfka mogła całkiem przenieść swój ciężar na ręce i zakołysać wysoko nogami. A po chwili z gracją i lekkością, niby to bez większego wysiłku, znowu opuścić je na ziemię i stanąć wyprostowana.
Ha! Nawet jeden cycek jej nie wypadł z gorsetu! Krawcowa rzeczywiście wykonała niezwykle dobrą robotę. Widać, że znała się na szyciu ciuchów dla akrobatów.

Sztukmistrzyni była zadowolona. Nie był to jednak koniec jej przygotowań. Wprawdzie nie miała w wozie miejsca na taniec z obręczami, ale mogła przynajmniej wykonać swój układ na sucho i dopracować jego szczegóły.

Drobne paluszki Trixie wygrywały na lutni melodię, która wypełniała wnętrze domku na kołach i inspirowała sztukmistrzynię do poruszania ciałem.
Co jakiś czas, przy co bardziej skomplikowanej pozie, Eshte zatrzymywała się na dłużej i spoglądała w kierunku lustra. Wprawnym okiem oceniała każdy detal swojej postawy – ułożenie rąk, uniesienie nóg, płomienie prześlizgujące się po jej skórze. Czy wyglądała odpowiednio imponująco? Czy wyginała swoje ciało w sposób, o jakim sztywne szlachciurstwo mogło tylko pomarzyć? Czy swymi ruchami przypominała giętkiego węża albo zwinnego kota?

Bezczelny czarownik mógł sobie żartować, mógł sobie lekceważyć jej sztukę i w pogardliwym tonie określać ją "byle kuglarstwem", ale nawet sobie nie wyobrażał, jak wiele trudu wkładała w dopracowanie każdego swojego występu. I nie miał się dowiedzieć. Gdyby pozwoliła mu zostać w wozie, to przeszkadzałby jej tym swoim lubieżnym spojrzeniem wędrującym za każdym ruchem jej ciała. Albo co gorsze miałby czelność komentować i, brrr, doradzać jej tym swoim przemądrzałym tonem. A przecież on nic, NIC, nie wiedział o zachwycaniu widowni swoim talentem! Ona nie grzebała (za bardzo) w jego w księgach, to i on powinien trzymać się daleko od jej sztuki. I trzymał się, nawet jeśli musiała sama go wypychać za drzwi swego wozu.
Ale przynajmniej mogła ćwiczyć w spokoju.

Cóż, do czasu. Spokój był ulotnym luksusem w życiu Eshte.

Nagle poczuła na skórze powiew wiatru, który przyniósł ze sobą zapach wina i sosny. A także szept wprost do jej ucha. Kobiecy szept. Znajomy i nieznajomy zarazem. Władczy i stanowczy… już go gdzieś słyszała. We śnie może?


Musimy porozmawiać. Podążaj za zapachem.
Gwarantuję, że jeśli przyjdziesz sama to wrócisz z powrotem bezpiecznie i nietknięta.
Chcę tylko pomówić.



Przymarszczyła brwi w rozdrażnieniu, że coś miało czelność zakłócić jej ten cenny czas przed występem. Wiatr nie miał cienia szacunku do jej sztuki.

- Mówiliście coś? - zwróciła się do Skel'kela i Trixie, którzy towarzyszyli jej w przygotowaniach. Zdecydowanie wolałaby, aby ten głos dobiegł z jego pyszczka niż należał do kolejnego intruza w jej już i tak mocno zatłoczonej głowie. A i widownia też chętniej płaciłaby za rozmowy z fajkowym liskiem, niż z opętaną elfką.

- Mówiłam, że masz podążyć za zapachem… - Wiatr znowu przywiódł znajome zapachy i ten głos, tym razem lekko poirytowany. - Pożałujesz jeśli tego nie uczynisz. Jeśli nie teraz, to prędzej czy później. Nie wyciągnę ku tobie więcej ręki z pomocą.

Po ucieczce przed najemnikami, po podsłuchaniu rozmowy tamtych dwóch kobiet otoczonych smrodem i widokiem śmierci, nawet po nawdychaniu się, z winy czarownika, sporych ilości pyłku wróżki, Eshte już wiedziała, że gadający wiatr może oznaczać tylko kolejne kłopoty. To miasteczko było naszpikowane pułapkami zastawionymi specjalnie na nią.

Podeszła do otwartego okna, przez które do wozu wpadał wiatr razem z zapachami i szeptem, ale zamiast zatrzasnąć je mocno, elfka prawie cała się przez nie wychyliła.
- Thaaneeeekryyyyyst! - ryknęła, rozglądając się za swoim fałszywym mężem. W końcu czasem, CZASEM, do czegoś się przydawał.

Mężuś pojawił się po boleśnie długim okresie. Poprawiając okulary na nosie spojrzał na spanikowaną elfkę spytał beznamiętnie. - O co chodzi? Czyż nie wypędziłaś mnie z wozu, bo tu cytuję: “Weź idź znajdź sobie jakieś zajęcie, żebyś mi tu tylko nie przeszkadzał swoim gadaniem"?

Eshte bacznym spojrzeniem obrzuciła zamknięte okna wozu oraz drzwi za plecami czarownika.
- No i bym się dalej skupiała na moim występie, ale wiatr zaczął do mnie gadać! Mówił, że mam za nim iść, oczywiście sama, bo ktoś chce sobie ze mną pogawędzić - streściła pokrótce, bardziej rozdrażnionym tonem głosu niż zaniepokojonym. - Brzmi jak pułapka, nie? Pewno któryś z artystów chce mnie wylem… wyelele… - Język jej się zaplątał na tym trudnym słowie, więc w końcu tylko machnęła na nie ręką. - No, pozbyć się mnie, żebym nie mogła wystąpić na turnieju!

Ruchacz zastanowił się i podrapał po podbródku, zgadzając się z nią. - Tak. To brzmi jak pułapka. A zważywszy jak wielu wrogów zdołałaś zyskać, trudno zgadnąć czyja to sprawka.

Kuglarka pokiwała głową w zadowoleniu, że jej przeczucie okazało się trafne. To nie tak, że potrzebowała czarownika do potwierdzenia jej podejrzeń, ale musiało coś w tym być, skoro również według niego było to JAWNĄ pułapką.

- Głos brzmiał raczej kobieco, więc może to Paniunia zdołała się nauczyć nowej sztuczki. - Skrzyżowała ręce na piersi i fuknęła głośno - Co ona myśli, że ja jestem jakaś naiwna? Że po prostu pójdę za jakimś szeptem i pozwolę się złapać jej bandytom? I to tuż przed moim występem?!

- To nie brzmi jak coś, co by Henrietta zaplanowała. Osobiste brudzenie sobie rąk to nie jest w jej stylu
- zastanowił się Ruchacz pocierając kciukiem podbródek. - Jakiej jeszcze niewieście podpadłaś?

- Żadnej!
- Eshte aż tupnęła mocno butem o podłogę wozu. - Skoro ona tak brzydzi się pobrudzić, to pewnie po prostu zapłaciła jakiejś innej babie, żeby mnie wywabiła z wozu. Chyba że… - Nagle spojrzała spode łba na mężczyznę, a jego widok przyprawił ją też o wykrzywienie warg w grymasie. - … więcej kobiet podtyka Ci pod nos swoje cycki, co? Często gdzieś znikasz, więc może sam sprowadzasz na mnie kłopoty.

- Nie mów mi, że robisz się zazdrosna o mnie?
- zapytał ironicznie Tancrist, po czym poważniej dodał - Rozniosło się wszędzie, że żonaty jestem… więc straciłem wielce na popularności. Zwłaszcza że publicznie wiele razy okazywałem ci czułość… co oznacza żem w tobie zakochany. Muszę przyznać, że zaczynam aktorsko przewyższać twoje talenty. Dopiero ostatnio zaczęłaś być wiarygodna jako młoda żonka.

- Och, weźże się skup!
- prychnęła Eshte, ale ten krótki wybuch złości nie pomógł w ukryciu jej zarumienionych policzków. Wręcz przeciwnie, tylko mocniej podkreślił ich czerwoność. - Nie rozmawiamy o tym, co MY robimy, a o tym, że zaczaiła się na mnie jakaś kolejna zołza!
Westchnęła ciężko i z rozmarzeniem dotknęła swojego gorącego policzka, kontynuując - Ach, nie mogę się doczekać dnia, kiedy to o mnie będzie zazdrosny jakiś gorliwy miłośnik mojej sztuki. Przynajmniej wtedy to na Ciebie ktoś będzie posyłał najemników i na Ciebie rzucał przekleństwami.

- Już szukasz nowego kochanka? Ja ci nie wystarczam? Doprawdy, twój apetyt na łóżkowe figle rozrósł do olbrzymich rozmiarów
- zadrwił żartobliwie czarownik i pomyślał głośno. - Sam nie wiem. Możemy spróbować złapać tą twoją wielbicielkę…

- Nie próbujcie…
- Usłyszała nagle elfka, znów czując zapachy, które oceniła jako… leśne. - … nie złapiecie mnie, a krzywdy sobie napytacie. Zapraszam na rozmowę, tylko ja i ty… bez żadnych bandytów czy mężczyzn wtykających wiesz co, tam gdzie nie trzeba.

- ... ty podążysz przodem, a ja będę cię pilnował z dachów. Albo możesz zignorować ją. W końcu siłą cię nie zaciągnie. Albo… co najmniej rozsądne. Możesz się zgodzić na tą rozmowę.
- tymczasem Thaaneekryst , nieświadom tego co kuglarka usłyszała, rozważał różne możliwości.

- Śmierdzi lasem - mruknęła Eshte pociągając nosem. Z wyrzutem zerknęła w kierunku okien, które najwyraźniej będzie musiała wymienić na bardziej szczelne.

Zdecydowanie już głęboko po dziurki w nosie miała tego… tego… no, tego! Tego, kurde, przeszkadzania i podsłuchiwania! Pewno była to jakaś szlachciurska plotkara, skoro tak wścibiała się do cudzego domu.

- Nie mam teraz na to czasu, muszę się przygotować do występu! Weź tę swoją pułapkę i ustaw się z nią w kolejce! - zawołała niecierpliwym głosem. Pokiwała głową, usatysfakcjonowana swoją bystrością, dzięki której przejrzała plany kolejnego babska. A przynajmniej tak sądziła, ale nagle nowa myśl zaiskrzyła w jej głowie, więc szybko dodała - Chyba, że chcesz prywatny występ, to musisz zapłacić, tak jak wszyscy! Możesz podesłać monety wiatrem!

- Pożałujesz tego… może nie dziś, może nie jutro… ale kiedyś na pewno.
- Usłyszała wraz z powiewem wiatru, który całkiem ustał.

- Dla bezpieczeństwa… - zastanowił się czarownik rozważając sytuację. - Może lepiej nie oddalaj się sama poza obszar obozu hrabiego, dobrze?

- Diadem jest gdzieś w obozie, co nie? No to ja się nigdzie stąd nie ruszam
- stwierdziła Eshte, rozglądając się jeszcze podejrzliwie. Pociągnęła nosem i zastrzygła uszami, upewniając się, że leśna baba rzeczywiście jej dyszeć na kark swoim szeptem.

- A Ty możesz w takim razie już iść… eee… - Wcześniej chętnie go wyganiała ze swojego wozu, wręcz go wypychała za drzwi, by móc w spokoju pracować nad swoją sztuką, a teraz jakoś tak, z lekką niepewnością przestąpiła z jednej nogi na drugą.
Odkaszlnęła sobie cicho, po czym powiedziała mu na odchodne - Tylko może nie odchodź za daleko, co?

- Nie martw się… będę czuwał i pilnował cię
- odpowiedział ciepło Ruchacz. - Będę blisko.

A kuglarka przyłapała się na tym, że ostatnio coraz bardziej przyzwyczajała się do jego bliskości, w różnym znaczeniu jego słowa. Ale nie na tyle, aby pozwolić mu zostać razem z nią w wozie. Dlatego czarownik szybko poczuł na swych plecach jej dłonie, wypychające go uparcie na zewnątrz i zatrzaskujące za nim drzwi.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem