Breton z zainteresowaniem przyglądał się towarzyszom. Od razu polubił tych gadających. Do milczków miał mniej sympatii, przez brak zaufania. W jego ocenie milczenie było oznaką ukrywania czegoś. Wiedział, że tajemnica wyjdzie na jaw. Przy jego udziale nawet prędzej. Uśmiechnął się do siebie w myślach.
Odnotowywał w pamięci uwagi nowo poznanych, aby po wyjściu krasnoluda mieć tematy do rozmowy. Zamówił dodatkowe dzbany piwa i nie hamując się przy jego konsumpcji, zaczepiał rozmówców.
- Kepi, co to ten tourret i skąd go masz? Można się tym zarazić? Nie chciałbym, aby mi coś za skórze powyskakiwało, hahaha. - zagadnął wesoło przepatrywacza.
- Te Ben, z bandytami negocjować chcesz?! - młodzian wydawał się oburzony. - To tam na dole nie uczą porządnej bitki? - rzucił aluzje do pochodzenia nowego towarzysza.
- Nawet jak czarami kapłan przywali to dla wroga żadna różnica. - skomentował słowa drowa, przyglądając się z uwagą kapłanowi. Zapamiętał jego słowa o pudełku i zdecydowanie nie spodobały mu się one.
- Robota jest podejrzana, ale skoro płaci dobrze, to, co mam nie robić, nie? - Odpowiedział na domysły Haydena. - Wszystko się okaże niebawem, cierpliwości! - Stuknął pustym kuflem o ławę i zaczął wołać karczmarkę. - Tara, Tara! Jeszcze więcej tego piwa, bawimy się! - nie żałował sobie napojów, a i miał w pamięci, aby zabrać ze sobą coś na drogę. Nie wiadomo kiedy spotkają kolejną tak dobrze wyposażoną karczmę.
Gdy większość towarzyszy zaczęła się zbierać, zabrał się za schowanie pudełka w swoim plecaku. Upchał je w środek koca i la pewności owinął go liną, obwiązując ze wszystkich stron. Upchał tobół do wnętrza plecaka.