Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2007, 20:46   #865
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Podejrzenia Valgaava go nie zawiodły - słusznie wyczuł, że na dole będzie ich czekało coś niemiłego. A czego może obawiać się demon nawet tak potężny jak on? Jest tylko jedna taka rzecz. Nic innego, jak obleśny anioł, przedstawiciel bieli. No cóż - gdyby jeszcze sypiał to nie chciałby zostać przez takiego obudzony w środku nocy bo zawał gotowy. Jednak to nie on stanowił tutaj największy problem, gdyż ogólnie z całą drużyną działo się coś dziwnego...


Vriess, nekromanta z mściwym uśmiechem więził kościanym bluszczem gnoma, czym ujął Astarotha za serce. To na pewno dla tego, że gnom go zaatakował od tyłu, a nekromanta w trosce o jego bezpieczeństwo unieruchomił gnoma. Nie podejrzewał chudzielca o taką troskliwość...

Gnom Genghi w arcyciekawym napadzie szału usiłował najpewniej wezwać wsparcie, a teraz zajęty był wściekłym gryzieniem kościanego bluszczu. Nie, żeby go to obchodziło ale widać, że tak małe ciałko nie mogło sobie poradzić z szałem i to szał kontrolował jego, nie na odwrót

Związana Charlotte, sądząc po zewnętrznych oznakach najpewniej była oszołomiona. Ktoś ze znajdujących się wcześniej w pomieszczeniu mężczyzn ma chyba trochę dziwne skłonności - ale że sukub tak się dał? Pewnie miała w tym jakiś swój cel

Thomas jak zwykle gdzieś szarżował bez celu, usiłując bezsensownie przeszkadzać wszystkim - a szkoda, mogło być ciekawie, nekromanta zabiłby gnoma a koledzy gnoma wykończyliby nekromantę. Taki ubaw popsuty - ale niech mnie chaos, jeśli w zachowaniu tego skrzydlatego jest choć cień anielskiego spokoju i harmonii - pewnie dlatego jest odszczepieńcem...

A Różyczka... Tak jak podejrzewał od chwili gdy ją zobaczył nie była sobą - to dlatego odstawił ją pod opiekę nekromanty i gnoma, którzy jednak woleli zająć się sobą. Jednak nigdy by nie podejrzewał kto ukrywa się pod tą powłoką.

Tak, konwersacja demismoka i zawartości bardki były arcyciekawe. Verion, kihara Riona. Ojciec Ritha. Oczy Astarotha, zwykle całe zasłonięte gałką oczną, teraz przybraly normalny, czerwono-pomarańczowy wygląd. Jego pan... Ręka sama wędrowała do szabli, ale byłoby to głupotą, nawet przy jego desperacji - on stał o nieporównywalnie wyżej od niego, także jego moc była proporcjonalnie większa. Wynik takiej konfrontacji był z góry znany - z nim nie pomogłyby żadne sztuczki, nawet nowo odkryta moc, potężniejsza nić wszystkie inne dla niego byłyby niczym brzęczenie komara.


Ale najwyraźniej Valgaav, drugi kihara Gaava także palił się do walki z nim. Siły obu przedstawicieli fioletu były wyrównane i wyniku starcia tych dwóch nie dało się przewidzieć. Śmierć każdego z nich uwolniłaby ogromne ilości dzikiego chaosu, który spowodowałby niewyobrażalne zniszczenia. Tak naprawdę, to Astaroth jeszcze nigdy nie zginął w fali chaosu wywołanej przez śmierć tak potężnego demona - a jego marzeniem było doświadczenie wszystkich możliwych rodzajów śmierci. Ten brak wypadałoby uzupełnić


Jednak tak po prawdzie to teraz znalazł się w niezbyt ciekawej sytuacji. Z jednej strony Valgaav, niezbyt normalny smok-demon, który jednak mógł okazać się jego sprzymierzeńcem. Z drugiej ojciec Ritha, ktoś kto najpewniej okaże się wrogiem - jeśli nie teraz, to przy realizacji jego dzieła. Wybór był więc oczywisty, ale jeśli pomylił się w ocenie sił nawet nie zauważy swojej śmierci...

Trzeba jednak było zachować się kulturalnie - skoro ktoś się przedstawił, należałoby odpowiedzieć tym samym. Tylko, że jego rodowód i ranga w społeczności jeszcze nie była powodem do chluby - ale każdy od czegoś zaczyna, a porównując tą wspaniałą formę z poprzednią egzystencją było z czego się cieszyć

- Jestem Astaroth, niepełny mazenda o niezbyt wielkich talentach ale dużym zapale, który nie odgrywa tutaj jeszcze żadnej roli. Również do usług - powiedział, kłaniając się lekko. Śmiertelny demon, ciekawe...
- Nie oceniaj jednak nas, najniższego rzędu wedle naszych stwórców -dodał, podnosząc wzrok i patrząc demonowi w oczy - bo wbrew pozorom my także swobodnie dokonujemy wyborów, przynajmniej ja. Mój stworzyciel był wrogiem Valgaava, ale to nie znaczy, że i ja nim jestem. Wiedz, że mimo naszej zerowej siły także możemy coś zmieniać. Ciebie to najpewniej bawi, wiedząc kim dawniej byłem ale to kolejny dowód na to, że każdy z nas idzie swoją drogą. Valgaav, mimo że to niewiele może liczyć na moje szable
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline