Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2023, 08:27   #14
Bugzy Malone
 
Bugzy Malone's Avatar
 
Reputacja: 0 Bugzy Malone ma wyłączoną reputację
Noc w karczmie upłynęła wam szybko i bezproblemowo. O świcie Tara przechadzała się od pokoju do pokoju waląc w drzwi pięścią i rzucając dość głośnym “Pobudka! Zaraz podaję śniadanie!” dawała wam do zrozumienia, że czas wstawać. Zebraliście się dość szybko i w niemal pustej, głównej sali zjedliście jajecznicę ze świeżym, ciepłym jeszcze chlebem i mlekiem. Po śniadaniu Tara nakazała wam iść ze sobą, co też uczyniliście.

Pomimo wczesnej pory, na zewnątrz kręciło się już sporo ludzi nie zwracających na was najmniejszej uwagi. Poranek był chłodny, ale błękitne niebo nad waszymi głowami zapowiadało w dalszej perspektywie dnia całkiem przyjemną pogodę. Choć to oczywiście mogło się zmienić. Akurat po drodze Ben napotkał sklep, w którym uzupełnił swój ekwipunek o potrzebne rzeczy i mogliście iść dalej.

Tak, jak mówił Gundren, zniknęliście w kolejne alejce a Tara zaprowadziła was do sporego budynku z dwuskrzydłowymi, metalowymi drzwiami. Zapukała w specyficzny sposób, który miał być zapewne hasłem dla znajdującego się w środku woźnicy.

Nie minęło kilka chwil a usłyszeliście szczęk odsuwanych zasuw i w rozchylonych drzwiach ujrzeliście niewysokiego, siwego mężczyznę w jesieni swego życia, który przywitał was ze szczerym uśmiechem na ustach.
- Witajcie, witajcie - powiedział, odsuwając się od drzwi. Gestem ręki zaprosił was do środka. Pożegnaliście się jeszcze z Tarą i weszliście do magazynu.

Pierwszym, co rzuciło wam się w oczy, to załadowany wóz i dwa masywne woły do niego zaprzęgnięte, czekające cierpliwie na rozwój zdarzeń.


- Jestem Lenny i będę waszym woźnicą, ale to już pewnie wiecie od pana Gundrena - powiedział całkiem energicznym jak na swój wiek głosem. Podszedł do stolika, na którym leżała jakaś zapisana kartka papieru i uniósł ją bliżej twarzy. - Na wozie mamy dwanaście worków mąki, cztery beczki solonej wieprzowiny, dwie beczki mocnego piwa, tuzin łopat, tuzin łomów i tuzin kilofów. Do tego dziesięć latarni i mała beczka oliwy objętości około pięćdziesięciu flaszek. Możecie sprawdzić, ale będziemy tylko tracić cenny czas, bo towar się zgadza.

Podszedł do wozu i klepnięciem w deski wskazał miejsce na jego tyłach.
- Tutaj mam trochę wolnego miejsca, gdybyście chcieli wrzucić swoje rzeczy. Ktoś może jechać ze mną na ławce, reszta niech sobie przycupnie gdzieś z boków wozu. Można też iść obok, bo woły szybkie nie są ale wieczorem powinniśmy być w Phandalin.

Lenny z delikatnym problemem (w końcu kości i kondycja już nie te same) wskoczył na ławkę wozu i chwycił za lejce.
- A teraz, drodzy panowie, otwórzcie no te wrota to wyjadę na ulicę. Nie ma co się nam ociągać, czas nagli!


* * *


Zostawiając za plecami wysokie, strzeżone, kamienne mury otaczające Neverwinter, drewniany wóz toczył się po ubitej, żwirowej drodze, oddalając się coraz bardziej od gwaru budzącej się do życia metropolii. Przez pierwszą godzinę jazdy droga była zupełnie pusta, dopiero nieco później zaczęliście mijać wozy innych handlarzy i kupców zmierzających do Neverwinter. Lenny wypytał ich o warunki na Szlaku Kupieckim i jak się okazywało, droga była spokojna. Żadnych bandytów i innych niespodzianek. To dobrze rokowało waszej podróży.

Poranne powietrze było świeże i rześkie, zwiastując przyjemny, wczesno jesienny dzień. Wóz toczył się po trakcie a na dalekim wschodzie ujrzeliście niekończącą się ścianę lasu Neverwinter, spływającego z góry Hotenow. Z przodu, daleko przed wami, widać było odległą dzicz poszarpanych, ośnieżonych szczytów tworzących majestatyczne Góry Miecza na dalekim południu.

Około pierwszego dzwonu zatrzymaliście się na popasie. Lenny nakarmił zwierzęta, po czym wszyscy zjedliście pożywny posiłek i ruszyliście w dalszą podróż. Niedługo później zostawiliście za sobą Las Neverwinter i teraz po obu stronach drogi rozciągały się ciche łąki, kołyszące trawami na delikatnym wietrze. Około czwartego dzwonu skręciliście z głównego Szlaku Kupieckiego na wschód, gdzie wąska i słabo utrzymana droga wiodła w stronę Triboaru i Phandalin.
- Jesteśmy już bliżej, niż dalej - rzucił wesoło Lenny.

Las rósł tu blisko wyboistego traktu na którym wóz podskakiwał co chwilę, ale woły zdawały się tym nie przejmować, robiąc swoje i brnąc do przodu. Wokół było cicho i zrobiło się chłodniej, gdyż zielone jeszcze korony drzew skutecznie nie pozwalały przebić się promieniom słońca. Swoistą sielankę przerwał widok pobojowiska, jaki zauważyliście nieopodal, wyjeżdżając zza zakrętu drogi.


Jakieś sześćdziesiąt stóp od was dostrzegliście leżące na trakcie truchła dwóch koni blokujących drogę. Jednego większego, drugiego mniejszego - kuca lub źrebaka. Lenny natychmiast zatrzymał wóz i zmarszczył brwi, wpatrując się w miejsce, gdzie leżały zwierzęta. Jego twarz ściągnął niepokój.

Nawet z tej odległości widzieliście, że oba konie zostały naszpikowane około tuzinem strzał o czarnych lotkach. Takimi posługiwały się gobliny i dobrze to wiedzieliście. Przez gruby konar jednego z uginających się w stronę szlaku drzew przerzucone było coś, co wyglądało jak poszarpana, szkarłatna peleryna.

Przez moment przeszło wam przez myśl, że to mogły być konie Gundrena i Sildara zmierzających do Phandalin, jednak żadnych ludzkich, czy krasnoludzkich zwłok z tej odległości i pozycji nie widzieliście. Trzeba było podejść bliżej i sprawdzić osobiście, co się stało. Byliście tylko wy, las i truchła zwierząt, nikogo więcej nie dostrzegliście.
 

Ostatnio edytowane przez Bugzy Malone : 07-11-2023 o 08:38.
Bugzy Malone jest offline