W rezydencji hrabiego
Jin pokiwał głową na słowa zarządcy.
- Postaram się wykonać kopię. Ale będe potrzebował papieru, najlepiej wysokiej jakości. I skrybów, którzy pomogą przy kopiowaniu. Lepiej wykonać kilka, niż ryzykować że pojedyncza, albo oryginał zaginą. - Akolici z świątyni Abadara z pewnością udzielą swych usług za kilka monet. Mamy też drukarnię Pensbury, z pewnością zdobędzie pan tam materiały satysfakcjonującej jakości. Proszę powołać się na mnie.
Alchemik skinął z wdzięcznością głową i ruszył za towarzyszami. Już poza gabinetem zatrzymał ich na chwilę.
- Zobaczymy się w karczmie. Mam pewien… projekt. ***
W mieście
Budynek drukarni nie wybijał się nadmiernie od reszty Pridon’s Heart. Był solidny, ale mimo wszystko głównym materiałem budowlanym było drewno. Ślady niedawnej burzy odcisnęły się na nim brutalnie. Szkło w oknach było popękane, a wiatr powstrzymywały rozciągnięte w framugach grube sztormowe płótna. Mimo to budynek stał dumnie, dowód technologicznego postępu, widocznego nawet poza granicami cywilizowanego świata.
Wnętrze było ciemne, i pełne hałasu. Masywna stalowa machina wydawała z siebie wszystkie dźwięki które nie miały szansy wystąpić w naturze i żadnych które tam były. Całość nadzorowało kilku pracowników w grubych fartuchach, utytłanych tuszem, oraz jedna dobrze ubrana kobieta na wózku inwalidzkim. Pomachała Jinowi ręką w ostrzegawczy sposób i wskazała róg pomieszczenia.
Nekrochemista posłusznie ruszył w wskazanym kierunku, a już po chwili właścicielka podjechała do niego i wskazała drogę do gabinetu. Przechodząc obok jednej ze skrzyń wypatrzył na jej wierzchu “Wieści z Serca” tutejszą gazetę. Z pierwszej strony atakowała nieco krzywa, gruba, czerwona czcionka. “ATAK NA PRIDON’S HEART. JASZCZUROLUDZIE - ZAGROŻENIE, CZY SZANSA?” a pod tym mniejszymi czarnymi literami “Pięć sposobów na naprawę drzwi. Trzeci wprawi cię w osłupienie! strona 5.”, “Jak trzymać włócznię. - wywiad z weteranem. strona 6” “Modlitwy i Pacierze - jak zapewnić sobie boską pomoc. strona 8”.
Gdy drzwi się zamknęły nastała wreszcie relatywna cisza. W każdym razie dało się prowadzić rozmowę.
- Pan Dhis. W czym mogę pomóc wybawicielowi naszej kolonii? Brandy? - spytała wskazując butelkę stojącą na eleganckim stoliku opartym o ścianę.
- Dziękuję, nie piję. Nie miałem okazji wcześniej poznać, pani… - Lizba Penbury - odparła krótko.
- Potrzebuję papieru i tuszu wysokiej jakości. Najlepiej żeby papier był mniej więcej rozmiaru notesu. Kilkadziesiąt arkuszy powinno wystarczyć. Oprócz tego coś by je zbindować i oblec w okładkę. I kilkanaście większych arkuszy luzem, tak szybko jak to możliwe. Oczywiście zapłacę. - Nie powinno być to zbyt dużym problemem. Proszę przyjść wieczorem, notes będzie na pana czekał. A większe arkusze i tusz załatwię od ręki. Dziesięć sztuk złota za dziennik, dziesięć za dwadzieścia pięć arkuszy papieru i osiem za tusz. Sumarycznie dwadzieścia osiem krążków.
Alchemik skrzywił się nieznacznie, ale posłusznie wyciągnął mieszek i zaczął odliczać z niego złote monety. Już po kilku chwilach był na zewnątrz, obładowany przyborami pisarskimi. Dziarskim krokiem ruszył w kierunku świątyni Abadara.
***
Sama świątynia nie była tak pełna jak w trakcie burzy, ale mimo to na jej podłodze było sporo tymczasowych legowisk. Pechowcy którzy stracili dach nad głową i nie zdążyli postawić niczego nowego musieli gdzieś się schronić.
Jin szybko wypatrzył jednego z duchownych i po zamianie kilku słów został zaprowadzony do kancelistki Ireth, młodej półelfiej akolitki Abadara, odpowiedzialnej za porządek w papierach.
- Pan Dhis. Czy udało się już panu osiągnąć obiecywany przełom w badaniach nad trollową krwią? - Jestem już blisko. Potrafię obdarzyć pacjenta porównywalną regeneracją, ale ta utrzymuje się tylko kilka, kilkanaście sekund. Dość by oddalić ryzyko inwalidztwa i śmierci, ale muszę być na miejscu. - Szkoda. Z czym w takim razie pan przybywa? - W czasie ostatniego zwiadu przeprowadzonego przez naszą… drużynę odkryliśmy starożytne ruiny, pełne nieumarłych wyznających Uragthoę. Ciekawszym znaleziskiem są natomiast antyczne tablice, zapisane w zdaje się cyklopim. Zrobiłem ich kopię, ale chciałbym skorzystać z usług waszych skrybów by zrobić ich jeszcze kilka. Mam materiały. - Nie powinno być to problemem. Zaraz przyślę kogoś do pomocy. ***
Nekrochemista wsparty wyćwiczonymi dłońmi kleryków Abadara nakazał wytworzenie kolejnych kopii antycznych tablic. Każdą z nich opisał u góry strony imionami odkrywców, swoim oraz jego towarzyszy. Po krótkiej rozmowie z Ireth ustalili że jedna zostanie w świątyni i zostanie wysłana do jego rodziców na wypadek gdyby Jina spotkała śmierć, jedna trafi do hrabiego, jedną Jin weźmie ze sobą, a ostatnia popłynie pierwszym statkiem na kontynent do alma mater Jina i Edwarda.
W czasie gdy jego najemni pracownicy wykonywali brudną robotę, sam zahaczył jeszcze o kilka sklepów. U Heri uzupełnił zapasy alchemicznych reagentów. Po krótkiej kłótni oczyścił jej sklep zarówno z fosforu, siarki i magnezu.
Na nabrzeżu znalazł szczurołapa, od którego wydusił worek zwłok małych gryzoni za kilka srebrników. Zapytany o powód skłamał gładko.
- Mam pomysł na nową metodę chirurgicznego leczenia. Ale chcę najpierw poćwiczyć na zwłokach.
W końcu, obładowany nowym dobytkiem zajął magazyn w którym wcześniej prowadził eksperymenty. Ten wciąż był pusty, a smutne skrzynki stały wzdłuż ścian, nosząc na sobie ślady ostatnich wybuchowych mieszanin Jina. Zamknął dokładnie drzwi i oddał się pracy.
***
Alchemik naciął skalpelem własne przedramię i przyłożył do niego niepozorny okład. Materiał składał się z bandaża wysyconego spreparowaną trollową krwią i korzeni murdorośli którą tak niedawno zneutralizowali. Nowy eksperyment Jina brutalnie wgryzł się w ranę, czemu towarzyszyła chwila bólu, która minęła równie szybko jak się rozpoczęła. Poczuł ciepło rozlewające się po ciele i poczucie… niezniszczalności.
Wcześniej testował ten wynalazek na trupkach szczurów, uzyskując spektakularne efekty. Łamane kości składały się w sekundy, nacięcia zamykały równie szybko, wytrzewione narzady wskakiwały na własne miejsce.
Wziął kilka głębokich wdechów, zebrał swoją wolę i ponownie naciął przedramię. Nim skończył ciąć jej początek już był zagojony. Jak u trolla. Podekscytowany efektem powtórzył eksperyment, uzyskując taki sam efekt. Wykonał kolejny krok na drodze do pokonania śmierci.
***
Kolejnym zadaniem było rozszerzenie repertuaru alchemicznych receptur. Bez większego problemu przygotował nowe granaty, mieszankę wyduszonych od Heri substratów w małym, eleganckim pojemniku, przyozdobionym pismem w Ognistym. “Eksplozja, Światło, Transformacja, Energia” - głosiły symbole. Jin cisnął nowym nabytkiem w zmaltretowane skrzynie. Eksplozja która nastąpiła nie miała wielkiej siły, ale błysk który zalał pomieszczenie mógł rywalizować z patrzeniem bezpośrednio na słońce w bezchmurny dzień.
Alchemik zaklął i zaczął trzeć odruchowo oczy, starając się odpędzić latające przed oczami ślady. Dopiero po kilkunastu sekundach odzyskał wzrok.
Usatysfakcjonowany ruszył do karczmy, gotów odzyskać siły przed dalszymi przygodami.