Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2023, 16:36   #114
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 - 2521.04.31; wlt; przedpołudnie

Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; okolice brodu
Czas: 2521.04.31; Wellentag; przedpołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, sła.wiatr; chłodno (0)


Główna grupa


- Myślicie, że to koniec? Już po nim? - wysapał zdyszany miecznik rozglądając się dookoła. Widział pewnie to samo co inni. Ponury, mroczny las przetkany gęstą mgłą. Ale wiedzieli, że nie o las pyta. Tylko o tą poczwarę z jaką właśnie walczyli. Potwór wydawał się być stworzony do walki. Nawet gdy do został osaczony przez kilku przeciwników nadal walczył jak nieustraszony. Aż po którymś tam ciosie coś błysnęło, zasyczało a monstrum znikło przy piekielnym smrodzie siarki albo podobnego plugastwa. Nie zostało żadne truchło jak z cielesnego przeciwnika. Tylko ten rozwiewający się obłok drażniącego nozdrza dymu. Cała grupka rozglądała się dookoła czy to już na pewno koniec. Oby! Walka bowiem okazała się brutalna i bezpardonowa.

Stefan chociaż nie był dowódcą spróbował dać przykład i rzucił się w kierunku człowieka walczącego z piekielną bestią w kształcie wilka lub podobnego czworonoga. Ruszył do przodu ale miecznicy jeszcze zwlekali. A może po prostu chcieli poczekać aż Hugo ocuci śliniącego się w słodkim uśmiechu kolegę. Szybko mu jednak poszło i Ostlandczyk słyszał jak ci zaczynają biec za nim. Chociaż niechcący przez tą zwłokę wysforował się na prowadzenie. Co jakiś czas słyszał świst gdy strzała elfa wyprzedzała go bez trudu. Nawet widział jak raz czy dwa pierzaste pociski elfa zrykoszetowały od jego grzbietu. Ale chociaż raz długa strzała uktwiła w boku poczwary.

Duivel swoim łucznictwem nie przynosił wstydu swojej nacji. Ale jednak strzelał w trudnych warunkach. Poczwara cały czas była w ruchu i skoczna gdy probowała rozszarpać człowieka. Czy to nie był Tobias? Wydawał się być podobnie ubrany ale pewności nie miał zwłaszcza, że tamten też był w ruchu i tyłem do niego. Elf musiał uważnie celować aby nie trafić w plecy biegnących kolegów co biegli na pomoc zaatakowanemu jak i samego zaatakowanego. Musiał ostrożnie wybierać moment do strzały gdy chociaż na chwilę widział czysty strzał. Ale i tak chociaż posłał kilka strzał to tylko raz był pewny, że na pewno trafił i coś zrobił potworowi bo strzała wbiła się w bok i stwór zawarczał ze złości czy bólu a z rany trysnęła świecąca jak magma krew. Inne strzały albo chybiały, albo szły rykoszetem albo nie był już tak pewien czy coś zrobiły tej bestii.

Łucznik skoncentrowany na tym uważnym strzelaniu nie zauważył co się właściwie stało. Poczuł jak stają mu włoski na karku i zamrugał powiekami. Zachwiał się jakby nagle zrobił się bardzo pijany i miał trudności z ustaniem na nogach. Z widzeniem też. Ramiona też osłabły i miał kłopot z naciągnięciem cięciwy. Ale mimo to starał się wspomóc strzałami walkę swoich kolegów. Już widział jak Azur wyrwał do przodu i pierwszy dopadł bestii. Widział jak pies Stefana na krytyczny moment ściągnął na siebie szczęki potwora. I jak już chwilę potem za to zapłacił odskakując z zakrwawionym bokiem gdzie użarło go monstrum. Skowyt uciekającego psa zlał się w głowie elfa z krzykami walczących mężczyzn. A on wciąż próbował zwalczyć tą nagłą słabość i robić swoje.

Tobias miał jak najbardziej osobistą perspektywę. Na przeciwko siebie miał łeb gadziej bestii jaka próbowała go rozszarpać swoim piekielnymi szczękami i pazurami. Z bliska widział, że stwór już ma rany. Jak jakieś przypalenia czy cięcia. Widział jak poprzez czerwoną, jakby gadzią skórę te świeże rany wręcz świecą od piekielnej krwi jaka z nich wyciekała. Ale nawet jeśli potwór wcześniej oberwał to niestety dla Ostlandczyka nie wyglądało aby z tego powodu osłabł albo zwolnił. Nie, zdecydowanie nie. Atakował go z pełną zajadłością. Jego własny sztylet wydawał się mizerną bronią przeciwko tak masywnej bestii jaka dorównywała wielkością kucowi. Ale nic innego nie miał. Więc próbował dźgać i ciąć tym swoim jedynym pazurem tam gdzie mu się udało. I nawet mu się udawało. Tam zadrasnął czaszkę potwora, tu wbił mu stal w bark, tam dźgnął go w pierś. Ale chociaż widział jak jażąca się krew tam się pojawia to wyczuwał, że nie są to poważne rany. Zaś stwór szarpnął go raz. Złapał za ramię i Tobias wrzasnął boleśnie. Zdołał je wyszarpać a może to bestia go puściła. Może dlatego, że pies Stefana wpadł w nią z impetem chyba nieco ją zaskakując. Azur był całkiem dorodny jak na bojowego psa wypadało. Ale przy tej psokształtnej bestii wyglądał jak żałosna miniaturka. Odciągnął na moment jej uwagę od Tobiasa a ten czuł jak bardzo osłabł. Jego ciosy już nie miały tyle siły, zdecydowania i precyzji co na początku walki. Wraz z wyciekającą posoką tracił siły i życie. Ale nie był sam. Słyszał nadbiegającą odsiecz. Musiał tylko wytrwać do tego momentu. Ale czy wytrwa?

Osłabiony bólem znów ciął swoim nożem potwora z gorejącymi piekłem ślepiami. Nawet trafił ale widział, że tylko zarysował skórę. Piekielna istota skoncentrowała się na Azurze i szybko był tego efekt. Gdy pies śmiertelników dziabął swoimi szczękami wyszarpując kawałek ciała to ten mu się odwinął. Tyle, że był większy i silniejszy to i rana była poważna. Tobias widział jak pies zawył z bólu a na jego boku pojawiła się krwawa wyrwa. Skomląc uciekł z pola widzenia. Ale kupił mu ten kluczowy czas. W bestię teraz wbił się jakiś włócznik. Zasłaniał się tarczą i próbował dźgać stwora włócznią. Osłabiony bólem Tobias ledwo rozpoznał w nim Stefana.

- Karl, zabierz go stąd! - usłyszał jak ktoś zza jego plecami krzyczy. I do walki dołączyła trójka mieczników Theiss. We czterech razem ze Stefanem osaczyli potwora. Ale to jeszcze nie oznaczało końca walki.

- Chodź tu! Wyciągnę cię z tego! - jeden z żołnierzy z całkiem młodą twarzą złapał go za brygantynę i zaczął wlec po ziemi aby go odciągnąć spoza zasięg walki. Tropiciel czuł jak pod tyłkiem i nogami szura po mokrej ziemi i przegniłej ściółce ale krok za krokiem oddalali się od serca walki.

Stefan zaś widział jak Azur bez trudu wyprzedza biegnących dwunogów. Widział jak atakuje poczwarę i chociaż chyba dziabnął ją raz czy dwa to jednak sam też oberwał. Psie skomlenie obwieściło w tym mrocznym lesie poważną ranę jaką otrzymał. Chwilę później i on sam dopadł bestii. Udało mu się zadrasnąć jej grzbier czubkiem włóczni. Ale skierował jego uwagę na siebie. Widział, że z jej boku sterczy długa strzała a potwór nosi rany jakie wyglądały na świeże. Tyle, że chyba nic sobie z nich nie robił. Dalej warczał i atakował bez tchu i wahania. Zaraz potem trójka mieczników wsparła włócznika. We czterech udało im się osaczyć bestię. Z której strony by się nie odwróciła to próbowały ją dźgać jak nie włócznia to miecze. Do tego jej przeciwnicy mieli tarcze jakimi potrafili się posługiwać i to też poczwarze utrudniało dobranie się do któregoś z nich. Ale nie uniemożliwiało. Jeden z szermierzy przekonał się gdy był ciut za wolny. Zrobił wypad mieczem a bestia niespodziewanie mu się odwinęła, skoczyła i bez trudu przegryzła się przez kolczugę docierając aż do żywego ciała. Mężczyzna krzyknął i upadł na plecy. Gdyby był sam to potwór pewnie rozszarpałby go na strzępy. Ale gdy miał jeszcze trzech innych przeciwników jacy atakowali go jednocześnie nie mógł sobie na to pozwolić.

Tobias już został odwleczony kawałek od walki i też widział to wszystko. Gdy niespodziewanie żołnierz jaki go ciągnął puścił go na ziemię i zamachał rękami jakby odganiał się od natrętnego owada. - Co jest?! - krzyknął zdziwiony. Leżąc na ziemi łucznik widział nawet jakiego. Niewielka, zwinna istotka ze skrzydłami i wdziękiem pięknej tancerki latała tuż poza zasięgiem ramion miecznika. Żołnierz wydawał się przy niej duży i niezdarny więc w końcu skrzydlata panienka czmychnęła pod jego ramionami i przywarła do jego szyi jakby chciała go czule przytulić. Wojak zamrugał oczami i znieruchomiał jak sparaliżowany.

- Zabieraj się! - krzyknął dwa szybkie oddechy później i zrobił gest jakby chciał złapać i odrzucić natręta. Ale nie zdążył. Istotka bez trudu uniknęła tego powolnego dla niej ataku i odfrunęła znów poza zasięg jego ramion.

Gdzieś w tym momencie właśnie coś błysnęło i wybuchnęło gryzącym dymem. Gdy po raz kolejny jeden a potem drugi miecznik wrażyli swoje miecze w cielsko z nie z tego świata. Teraz cała grupka stała i rozglądała się czy to już koniec. Bo czworonożnego truchła coś nigdzie nie było widać. Ciężko raniony żołnierz szedł koślawym krokiem aż oparł się plecami o jakieś drzewo i trzymał za zraniony bok. Ale żadnego przeciwnika coś nie było widać. Nawet ta mała latająca skorzystała z zamieszania i gdzieś zniknęła.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem